Dwie przepowiednie Targalskiego

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz
Kraj

 

Czy nie za wcześnie o tym pisać? Lepiej wcześniej, niż wcale… Na taki list premiera Morawickiego do przywódców państw UE z 18 października br. i na takie przemówienie w Parlamencie Europejskim z 19.10. 2021 r. czekaliśmy długie 6 lat. Ponad 80 procent polskiego społeczeństwa wypowiada się za wyższością krajowej Konstytucji nad prawem unijnym. Szklany sufi został więc przebity. Mimo to, część obserwatorów i komentatorów została zaskoczona i czeka na dalszy rozwój sytuacji. Morawiecki nie popuszcza, w wywiadzie dla „Financial Time” mówi: Jeśli KE rozpocznie trzecią wojnę światową” wstrzymując obiecane Polsce pieniądze, będzie bronił naszych praw wszelką bronią, jaka jest w naszej dyspozycji. I nie jest to żadna wojna, lecz zwykła obrona polskich interesów, których dotąd nie było; w polskim kontekście wypowiedź Premiera jest czytelna. Chodzi o porównanie kinetycznej II wojny z 1939 r. do obecnej - gospodarczej, która ma podobne cele. Czekamy więc na nowy początek polskiej polityki. Baczniejsi obserwatorzy nie wiedzą jednak, czy postawa polskiego rządu jest trwała, czy też stanowi zasłonę dymną przed kolejnym ustępstwem i kompletną klapą? Tak przecież niemal zawsze wcześniej bywało (traktat lizboński z 2017 r., ustawa ipeenowska itd.).

Gdyby taka sama postawa wybrzmiała w 2015 miałaby podobny dramat, ale polityka polska potoczyłaby się inaczej – dużo lepiej. Premier Szydło ustąpiła, Morawiecki staną przed tym samym problemem. Gdyby pojawiła się w 2017 r., Marsz Niepodległości z 2018 r. nie zostałby zdławiony, trzy setne rocznice (1918, 1919, 1920) odzyskiwanej stopniowo wolności mogłyby dostarczyć Polakom dużo tlenu, zmienić narrację i poziom odbioru naszej rzeczywistości. Mowa Premiera i późniejszy wywiad długo, jak strzelba w teatrze, wisiały w powietrzu. Ta nazbyt długa bezczynność ustawiała polskie służby administracyjne, a zwłaszcza kulturowe, na pozycji kunktatorskiej. Nikt nie chciał ryzykować, bo nie wiedział co się może wydarzyć. Garściami korzystał z tego stary establishment tocząc nadal swoje peerelowskie koło, blokując w ten sposób nowe reformy w odradzającej się Polsce. Dziś strzelba wypaliła, rząd dał duży krok do przodu, reszta została nagle wyrwana z miłego snu, nie bardzo rozumiejąc co się stało.

Owszem, widać, jak zewnętrznie Polska pięknieje, ale nie widać, jak kulturowo zapada się od środka. W sferze kultury i kulturowości (tego co wynika z kultury), jeszcze nie wyszliśmy z głębokiego PRL a już weszliśmy w liberalny Zachód. Próbujemy nawiązywać do jakiejś nowoczesności, ale jest ona pozbawiona treści, bo nie rozumiemy, że współczesnym blichtrem nie można zaklajstrować 1000 lat naszych dziejów. Po prostu, to co widzą oczy i słyszą uszy nie pasuje do tego, co nosimy w duszy. Jesteśmy kompletnie zagubieni. Potrzebny jest kolejny Polski Ład dla sfery kulturowej.

Pierwsza przepowiednia

Pierwsza przepowiednia Targalskiego dotyczyła unijnych środków na pokowidowy rozwój. Brzmiała następująco: Oni tych pieniędzy nie dostaną. Stwierdzenie to opierało się na obserwacji dotychczasowych działań rządu i nie brało pod uwagę żadnej zmiany. Jeżeli premier Morawiecki odniesie zwycięstwo i bezwarunkowo dostanie pieniądze, wówczas przepowiednia Targalskiego okażę się nieprawdziwa. I oby tak się stało. Ale tragedii nie ma, bo jest to wojna nie o wszystko, lecz o takie srebrne dotacje, w której walutą jest suwerenność i niepodległość Polski. Najgorszym wariantem byłoby ustępstwo i rozsypanie się całej konstrukcji narracyjnej obecnego rządu. A takiej wersji Targalski ni rozpatrywał. Stawka jest więc duża dla nas wszystkich.

 Dziś rząd sam siebie postawił pod ścianą, bo wysokość wymienionej sumy tak zaostrzyła apetyty ludzi przyzwyczajonych do dotacji, że odmowa ich wzięcia grozi destabilizacją. I ta destabilizacja ma swojego bezwzględnego przywódcę. To kalka z okresu zaborów, kiedy mieliśmy namiestnika i szlachta masowo brała niespłacalne pożyczki, oraz ze świata kolonialnego, w którym narzuca się rozwiązania korzystne dla kolonizatora. Sytuacja jest poważna, bo ponad 20-kilka procent ludzi (faktycznie dużo więcej) popierających KO nie interesuje wolność, czy niepodległość. Chcą mieć cieplą wodę w kranie i tyle. Więcej, ludzie zamieszkali na ziemiach zachodnich wierzą, że jak przyjdą tam Niemcy, to dostaną większe emerytury i więcej pieniędzy na konto. Wielu z nich ma wyższe wykształcenie. Taki stan umysłu to nie jest 7 procent energii, jaką wytwarza Turów, lecz ponad trzydzieści procent i więcej mocy, która rozlewa się po całym kraju, a największe ich elektrownie są w dużych miastach. Tym razem bieda idzie z Zachodu – nie tylko dla pisiorów. Wysokie rosnące ceny za energię, gaz, żywność, usługi, nie będzie płaciła za nas Unia czy Tusk, lecz będą wyciągane z kieszeni każdego, bez względu na preferencje. Kraje skolonizowane będą bulić więcej, bo muszą utrzymać „patrona”.

Po zakończeniu budowy rurociągu Nort Stream 2 i rozpoczęciu polityki klimatyzacyjnej zostaliśmy, jak w 1939 r., otoczeni z dwóch stron. Chciałbym zobaczyć listę polskich przedsiębiorstw z większościowym kapitałem, ale nie tym na starcie, lecz tym zaktualizowanym. Chciałbym też zobaczyć siłę zaplecza Polskiego Wojska w kraju – ot, takie marzenie z myślą o młodzieży bo nie mam pewności, czy walcząc w ten sposób o wysokość dotacji, nie walczymy o grubość powroza. Nikt pieniędzy nie daje za darmo. Nie sposób ukryć, że narodowej energii PiS też nie kumulował.

Sytuacja ogólna

Dobre stosunki z USA za Trumpa  nie wstrzymały budowy rurociągu. Po jego ustąpieniu zostaliśmy amerykańskimi sierotami i ponownie znaleźliśmy się w strefie zgniotu. Niemcy biorą odwet za koncepcję Międzymorza, za próby naszego uniezależnienia się, za lepsze wyniki gospodarcze i wracają na swój stary szlak budowania wielkich Niemiec. Łukaszenkę wepchnęliśmy w objęcia Putina, a teraz UE wypycha nas w kierunku Turcji. Turcja jest naszym naturalnym sojusznikiem, ale problem polega na tym, że sojusz z nią całkowicie zmienia polską konstelację geopolityczną – zwłaszcza w kontekście Międzymorza. Rozgrywani będziemy na każdym polu, szczególnie na dawnych Kresach, i to w sposób bardzo brutalny. Oni mają pieniądze, my ich nie mamy i jesteśmy sami.

Wizyta Prezydenta RP na Litwie i rokowania z Turcją świadczą o intencjach prowadzenia samodzielnej polityki, a to nie pomoże w uzyskaniu dotacji z UE. Dotacje mają inny cel. Tę wojnę prędzej czy później zacząć musieliśmy, i teraz nie ma odwrotu. Musieliśmy, bo sprawa Polski od ponad 200 lat nie ma dobrego rozwiązania. Ale jest przynajmniej jedna poważna korzyść: mam nadzieję, że zrozumieliśmy wreszcie na czym polega geopolityka piastowska, w której tkwimy od 1945 r. W 1918 r. odzyskaliśmy niepodległość, a czy w XXI w. jesteśmy zdolni do wyartykułowania własnej koncepcji kulturowej, gospodarczej i obronnej?

Debata 19. października w PE była dla nas uwłaczająca z wielu względów. W sprawie polexitu chyba wszyscy wiedzieli, że rozmawiają o muchach na księżycu, mimo to temat traktowano poważnie. Znaleźliśmy się w obszarze naporu niemieckiego i własnej walki o przetrwanie – takiej samej, jak za czasów piastowskich. Naiwnością jest więc mówienie o marzeniu wejścia do UE, bo to źle świadczy o mówcy, bo marzenia kosztują, bo nasza myśl ogranicza się do poziomu niewolnika. Przed wejściem do UE zapłaciliśmy wystarczający haracz. Po 2004 r. zaczęła się transakcja, w której obowiązuje kalkulacja ma-winiem. Społeczeństwo oczekuje jasnych reguł.

Naszą największą siłą jest świadomość, poczucie tożsamości i konsekwencja w działaniu. I to właśnie świadomość społeczna zadecyduje, czy sprzedamy się za srebrniki, czy nie poddamy szantażowi. Ale do tego potrzebne jest takie społeczeństwo, jakie wychowała II RP.

Podsumowanie

Po 1989 r. drzwi na Zachód otworzyły się same. Młodzież ruszyła na saksy, w taki sposób zostaliśmy robotnikami i tak nas zakwalifikowano. Natomiast bramy do polskiego tlenu są pozamykane na wszystkie spusty. Na tysiącletniej naszej historii nadal leży nagrobna płyta PKWN. W TVP Historia, około tygodnia temu, odbyła się dyskusja panów z tytułami w średnim wieku, na temat Jakuba Szeli. Konkluzja: trzeba zrozumieć Szelę!... Zapachniało bolszewizmem. Czy wiemy kim jesteśmy? Jeżeli nie rozbijemy tego zatęchłego garnka, który zamknął nas w powojennej przestrzeni, podusimy się wszyscy. Wszyscy.

Jak więc wyjść z opresji nie tracąc władzy? Jeżeli partie rządzące radykalnie nie zmienią swojej polityki wewnętrznej, nie zrezygnują z polityki dawania na rzecz polityki wspólnego budowania i nie potraktują społeczeństwa poważnie, to spełni się druga przepowiednia Targalskiego, o której za wcześnie jeszcze pisać. W stosunkach z UE żadnego przełomu nie będzie, tak samo, jak nie było podczas zaborów.

Społeczeństwo musi wiedzieć jak się zachowywać, w jakim kierunku podążać i dlaczego powinno się angażować. Tak, jak było w II RP. Polityka gabinetowa przegrała. Społeczeństwo musi świadomie uczestniczyć w pracy dla dobra wspólnego i nie być przedmiotem manipulacji lub ofiarą sensacyjnego modelu informacji, publicystyki i nauczania, lecz musi ciągle organizować płaszczyznę rozumnego współdziałania. Budowanie państwa wymaga wizji, odwagi i odpowiednio oddanych elit. A tymczasem głos naszych bohaterów wciąż nie może wydobyć się spod ziemi, nie wiemy czym kierowali się idąc na śmierć, o jakie wartości walczyli i dlaczego byli tak odważni i nieustępliwi? Nadal dominuje blaga i powierzchowność. Wciąż żyjemy w kłamstwie. Na tym nie zbudujemy niczego.

PS. Kierunek i drogę do odzyskania niepodległości myślenia zaprezentowałem w dwóch książkach: Wyrównać przechył. Program kulturowy dla Polski, Liber Duo, Lublin 2013 i Tobie Polsko. Projekty kulturowe. W stulecie odzyskania niepodległości, Polihymnia, Lublin 2018.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (4 głosy)