Manipulacja polityczna – słowo i język

Obrazek użytkownika Rafał Brzeski
Idee

Elokwencja i tricki oratorskie od niepamiętnych czasów należały do sprawdzonych sposobów sterowania odbiorcami. Od wieków wiedziano, że grą głosem oraz odpowiednim doborem słów i sformułowań można pobudzić emocjonalnie słuchaczy i spowodować, aby w odpowiednim momencie zachowali się wbrew swej woli i głoszonym zwykle przekonaniom. Drogą oratorskich tricków i odpowiednią retoryką można w społecznym odbiorze zastąpić fakty i rozsądne argumenty emocją i tworzeniem przekonania, zaś wiedzę i pewność mało sprecyzowanym wrażeniem. W manipulacji takiej sterujący musi jedynie pamiętać o używaniu odpowiednich zestawów słów, które zamiast głębszej refleksji wzbudzą w słuchaczach oddczucie, iż poddają się rozsądnej i logicznej argumentacji.

Warunkiem powodzenia manipulacji słowem jest jej wewnętrzny porządek, konsekwencja i brak pośpiechu. Angielski polityk i pisarz sir George Cornewall Lewis już w 1832 roku zauważył, że „ludzie są często zadowoleni z doktryn, które narzucono im tak powoli, iż już zdążyli o tym zapomnieć. Wierzą więc w konkluzje, a nie pamiętają o faktach, które doprowadziły do tych konkluzji.”

Skrzętnemu unikaniu lub maskowaniu niewygodnych faktów w budowaniu przez mówcę własnej narracji, zazwyczaj towarzyszy delikatne wplatanie w nią insynuacji i sugestii powodujących u słuchaczy odbiór treści sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem. Sprzyjają temu coraz popularniejsze w dyskursie publicznym eufemizmy, w których celują specjaliści od politycznego marketingu. Tak jak w marketingu handlowym produkt nie ma złych cech choćby był badziewiem, tak w marketingu politycznym określenia negatywne zastępowane są przez neutralne lub „ugłaskane”. To nie Niemcy popełniali na Polakach zbrodnie wojenne, tylko „naziści” lub „hitlerowcy”. To nie Ukraińcy palili i wymordowywali polskie wsie tylko „banderowcy”. To nie Rosjanie wywieźli i wymordowali setki tysięcy Polaków z ziem II RP tylko „enkawudziści”, którzy przeprowadzili „przemieszczenie ludności”. George Orwell celnie zauważył, że pełne eufemizmów oratorstwo i pisarstwo polityczne jest „próbą obronienia rzeczy nie do obrony”.

Istotnym elementem manipulacji słowem jest przyciąganie odbiorców do własnych koncepcji, gra na emocjach i odczuciach w celu skłonienia ich do utożsamienia się z narracją nadawcy. Najwulgarniejszymi przykładami tej metody jest używanie w wystąpieniach publicznych słowa „my” zamiast „ja” lub powtarzanie po przekazaniu każdej mysli słowa „tak” wymuszającego zgodę słuchacza. Są to jednak tricki nachalne i prostackie. Bardziej finezyjne jest używanie rozbudowanych przenośni, których zadaniem jest rozbudzenie odczucia jedności poglądów mówcy i słuchacza.

Wielopiętrowe konstrukcje słowne obliczone na rozbudzenie emocji są jednocześnie świetnym kamuflażem braku logicznej argumentacji. Szukając ziarna prawdy, odbiorca musi się zastanowić, a czas poświęcony na refleksję sprawia, że gubi wątek nadawcy. Z drugiej strony, chcąc nadążyć za nadawcą nie jest w stanie analizować jego argumentów ukrytych w gęstwie słów. W konsekwencji w świadomości odbiorcy zostaje wrażenie, a nie suma informacji, które można porównać z rzeczywistością, co doprowadziłoby do zdemaskowania manipulacji.

Retoryczne tricki obliczone na sterowanie emocjami oraz kreowanie odczuć i wrażeń odbiorców, są bardzo skutecznym narzędziem w manipulacji politycznej, chociaż skuteczność ta jest zazwyczaj krótkotrwała. Stosowane są więc przede wszystkim do działań doraźnych takich jak debata parlamentarna, dyskusja przed kamerami lub spotkanie z sympatykamii w trakcie kampanii przedwyborczej. Manipulacje takie można łatwo zdemaskować w druku.

Nadużywanie metafor, sloganów, terminów „kluczy” oraz innych tricków słownych może doprowadzić do niebezpiecznych dla oratora wynaturzeń. Własna retoryka może bowiem przerosnąć mówcę i doprowadzić do uwierzenia we własne, spreparowane narracje i kłamstwa, co jest drogą do zagubienia poczucia rzeczywistości. Degeneracja ta jest szybsza jeśli mówca powiela narrację ustaloną wewnątrz swojego ugrupowania partyjnego. Z uwagi na wielość mediów, zwłaszcza elektronicznych,  grupa partyjnych oratorów powielających jedną narrację jest stosunkowo liczna, co pociąga za sobą z jednej strony niebezpieczeństwo odrealnienia najbardziej wpływowych członków ugrupowania, a z drugiej zniechęcenie i znudzenie odbiorców, którym oratorzy serwują tę samą papkę polityczną,  tyle że odgrzewaną na różne sposoby.

Manipulowanie słowem, zwłaszcza stosowanr przez dłuższy czas, może doprowadzić do manipulacji językiem, co jest najbardziej szkodliwe dla komunikacji społecznej. Język nie jest bowiem odporny na czynniki zewnętrzne. Jest narzędziem i tak jak narzędzie może zostać uformowany dla bardziej precyzyjnego komunikowania się lub zdeformowany dla utrudnienia komunikacji, a zwłaszcza w sferze przekazywania odczuć i opinii. Deformacja języka wymaga czasu, ale też jest niezmiernie trudno wyplenić z języka deformacje, które raz zostały wprowadzone i zakorzenione.

Stereotypy językowe utrzymują się wiekami. Nawet wówczas, gdy są sprzeczne z wiedzą i logiką. Przykładem może być niezamierzony, ale ugruntowany stereotyp wschodu i zachodu Słońca. O czasów Kopernika wiemy, że to Ziemia obraca się wokół Słońca, a nie odwrotnie. Mimo to proszę wskazać język, w którym obowiązuje poprawne naukowo słowo opisujące ukazania się Słońca nad linią horyzontu. Manipulację, ale tym razem świadomą, jest pojęcie „ministerstwa obrony”. Jeszcze kilkadziesiąt lat wstecz używało się powszechnie pojęcia „ministerstwo wojny” i opisywało ono poprawnie rolę tej instytucji. Dopiero po II wojnie światowej uznano termin „ministerstwo wojny” za politycznie niepoprawny i zastąpiono powszechnie sformułowaniem „ministerstwo obrony”, co nie oddaje roli resortu i jest niezgodne z logiką. Chyba najbardziej odpowiednia nazwa tego resortu obowiązywała w II Rzeczpospolitej – ministerstwo spraw wojskowych.   

Niesłychanie niebezpieczną społecznie metodą manipulacji jest świadoma wulgaryzacja języka i jego zubożanie, czyli ograniczanie zasobu używanych potocznie słów i pojęć. Zamiast kilku albo nawet kilkunastu określeń oddających różne odcienie tworzy się i wprowadza do języka jedno lub kilka łatwych i prostych słów lub haseł, które po poddaniu odbiorców odpowiedniej tresurze mają wywoływać u nich określone skojarzenia i reakcje.Przykładowo słowo  „wspaniale” ma wedle słowników około pół setki synonimów oddających różne stopnie tej wspaniałości, ale w życiu codziennym jest niemal powszechnie zastępowane słowem „super” albo „zaje...ście”.

Zubożenie języka ogranicza precyzyjne określanie myśli i uczuć, a co za tym idzie utrudnia porozumiewanie się ludzi między sobą. W życiu politycznym, ten deficyt komunikacji lub ograniczenie komunikowania się do medialnej tresury i haseł prowadzi najczęściej do politycznej bierności odbiorców. Zwłaszcza, kiedy grupy manipulujące komunikują się z „masami” przy pomocy spreparowanej papki sloganów, natomiast dla siebie tworzą elitarne kręgi, które są w stanie zachować dla elity i jej następców pełnię języka ze wszystkimi jego subtelnościami.

W wyniku świadomego i konsekwentnego zubożania języka, elity władzy mogą długotrwale podporządkować sobie odbiorców, gdyż przezwyciężenie podtrzymywanych stale barier językowych jest trudne i czasochłonne. Zwłaszcza jeśli chodzi o pojęcia abstrakcyjne. Jednym z wariantów takiej bariery jest używanie w komunikacji społecznej specyficznego, wewnętrznego języka aparatu władzy zrozumiałego tylko dla osób posiadających klucz do zakodowanych zestawów słów i pojęć. Kiedy odbiorca słucha występującej często w mediach pani minister, która podaje niepoprawnie daty (rok dwa osiemnasty) i sypie urzędniczymi skrótami „pięćsetka”, „trzysetka”, itp, to zaczyna się zastanawiać, czy nadawca ma kompleksy, czy odreagowuje frustracje, czy też usiłuje coś ukryć. Taka retoryka zmusza bowiem odbiorcę najpierw do odkodowania przekazu, a dopiero później do jego zrozumienia, co zazwyczaj prowadzi do zgubienia wątku.

Czas jest decydującym czynnikiem w manipulacji językiem. Wprowadzenie trwałych zmian wymaga lat, a nawet pokoleń. Można więc przyjąć, że język stosunkowo opornie poddaje się zabiegom maniplacyjnym. Z drugiej strony jednak, raz zdegenerowanemu i zniekształconemu językowi równie trudno jest przywrócić dawny kształt i piękno. Słowo na „k”,  promowane nachalnie przez media i celebrytów na początku III RP, używane już było jako swoisty znak przestankowy i dopiero pokolenie później powoli zaczyna wracać na swoje miejsce w grupie wyrażeń niecenzuralnych, których używanie jest symbolem chamstwa i prostactwa.

Analiza różnych form manipulacji słowem skłania do wniosku, że z etycznego punktu widzenia sterowanie takie jest niebezpieczne i szkodliwe. Ogranicza bowiem świadome działanie ludzi, a w sensie kulturowym i cywilizacyjnym prowadzi do umysłowego wyjałowienia całych społeczności. Niestety manipulacyjne metody są od stuleci stosowane przez polityków i władców i nic nie wskazuje, aby miały zostać zarzucone. Manipulacja odbiorcami i szerzej społeczeństwem, jest bowiem grą władzy i pociąga jak hazard. Żeby była skuteczna, wymaga subtelności, finezji i inteligencji. Jeśli manipulatorem jest jednostka nietuzinkowego kalibru, ale pozbawiona skrupułów, to gra ta staje się niebezpieczna dla manipulowanych.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (6 głosów)

Komentarze

Polityka bardzo zmienia ludzi.
Weźmy przykład pierwszy z brzegu: na mównicę wchodzi poseł, a przemawia idiota.
8-))))))

Vote up!
1
Vote down!
-1
#1583231