Wybory za granicą niemożliwe ale stoły będą zastawione polskimi dobrami

Obrazek użytkownika Piter1
Kraj

To już sprawdzone - jako Polak za granicą nie będę mógł głosować. W tych wyborach można głosować tylko w miejscu zameldowania. Mówi się trudno i kocha się dalej aczkolwiek jako warszawiak <z krwi i kości> chciałbym zagłosować na Jakiego a nie na tego plastikowego cymbała, Rafała T., który odwołuje się do takich jak ja (podobno). W Warszawie będzie szczególnie trudno bo osiedla lemingów są olbrzymie. Niech no jednak Rafał T. pojedzie na starą Pragę (często tam bywam u znajomych i znam klimaty) albo na stary Mokotów do mnie...

Wszyscy jesteśmy istotami społecznymi i dlatego mamy swoje kręgi - najbliższy to rodzina, potem przyjaciele (bardzo nadużywana liczebnie grupa, bo przyjaciół poznaje się albo w biedzie albo podsumowując życie), bliscy znajomi (patrz wcześniej-przyjaciele), potem koleżanki/koledzy, potem inni w miarę ok, inni obojętni i na koniec nieprzyjaciele lub wręcz wrogowie.

Natomiast kręgiem wyższym (w sensie - szerszym i władczym) jest państwo, czyli urzędnicy od najwyższego do najniższego, w tym przypadku samorządowego szczebla. I chyba wszyscy chcemy, aby idąc z konkretną sprawą do sołtysa, wójta, prezydenta miasta, być przyjętym konkretnie, merytorycznie i z powagą. Oportunistów i nawiedzonych powinno się spławiać ale też z konkretnym uzasadnieniem.

Ostatnie lata pokazują, że liberalna demokracja Zachodu konsekwentnie chce nas wciągnąć w jej bezideowy, coraz częściej lewacki, korporacyjny i poprawnościowy świat. I teraz ta walka rozlewa się już na poziom naszych wyborów samorządowych. Jak wygra PIS, to nie będzie środków z UE, będzie art. 7 (sic!), będziemy jako Polska na marginesie nowoczesnej cywilizacji, skompromitujemy się nieodwołalnie etc., etc. (to z wypowiedzi totalsów). Te wypowiedzi sugerują, że napędzani zachodnimi liberalnymi dotacjami totalsi gonią już w piętkę i idą na udry, bo wiedzą, że jak przegrają, to trzeba będzie zwracać kasę i uchodzić do lasu z podkulonymi ogonami. No ale w polskim lesie będzie o wiele gorzej niż w miastowych gabinetach i przy świetle zachodnich jupiterów. Tam po prostu można dostać od razu po gębie po przedstawieniu siebie jako <światłego Europejczyka> i nie będzie żadnego <przeproś>.

Szef Dżemu Riedel śpiewał we <Whisky moja żono> że <najgorsze jest, by samotnym być>. Ja w Anglii nie będę samotny, bo myślami będę cały czas w Polsce i z <moimi kręgami>. Dłuższy urlop (rehabilitacja kręgosłupa) w Polsce kończy się i wyjeżdżam niedługo ale już mam info od <moich> Polaków, że w wyborczy wieczór stół będzie prawdziwie polski i że Angole (a nawet inni - Murzyni z różnych krajów, Rumuni, Bułgarzy) kombinują, jak się do nas wprosić. Irlandczycy mają wstęp bez zaproszenia.  Mamy po prostu opinię ostrych ale konkretnych zawodowców i uwaga, uwaga! - normalnych, przyjaznych ludzi! (sic!). 

Wysłałem <dyrektywę>, że ok ale pod warunkiem, że przyniosą ze sobą coś prawdziwie polskiego... Czy to będzie polski Duch, polska flaga czy polska gorzałka i ogórki kiszone czy jakaś fraza w języku polskim... - to już ich problem.

Bo jak <widać, słychać i czuć> nareszcie wygrywamy i wygramy z tą plastikową, zblatowaną postkomunistyczno-liberalną sitwą. My, za granicą, będziemy tylko obserwatorami ale nie boimy się o wynik!!!

PS. Nie ma lepszych sklepów w Anglii niż polskie - dawny Pewex to kompromitacja przy nich. Oczywiście czasy trochę się zmieniły...

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)

Komentarze

 

Vote up!
3
Vote down!
0
#1572513