Jak walczyć z ruchami ideologicznymi typu Antifa?

Obrazek użytkownika miarka
Idee

Chodzi tu i o Antifę, i o anty-faszyzm, czy anty-komunizm. O anty-rasizm, anty-semityzm a jeszcze bardziej anty-anty-semityzm, czy też o anty-terroryzm, w tym o wojnę z terroryzmem. Chodzi w ogóle o wojnę z patologią nastawioną przeciw innym ludziom.

Rzecz w tym, że przystępujący do takiej walki typu „anty-” już zna, czy przynajmniej może oszacować siłę wroga "anty- któremu" występuje, a więc musi wystawić większą siłę, skierowaną przeciw sile, którą dysponuje zwalczana patologia (przy założeniu że to rzeczywista patologia, bo to nie zawsze musi być patologia czy zbrodniczy zamiar).

- Starczy, że ten, który występuje "anty-..." ma chęć zwalczyć, pokonać, zniszczyć tych, przeciw których występuje (wtedy musi użyć sił większych jak siły samoobronne atakowanego, uznanego za patologię). Występuje więc przeciw słabszemu – czyli  z góry przyjmuje pozycję niemoralnego, a jak ma wsparcie mediów i władz, to już i bardzo niemoralnego.

Ważne tu że ten przeciwko komu występuje ten anty- wcale nie musi stać po stronie nagannej ideologii. – On jak najbardziej może, przynajmniej w swoim przekonaniu, stać po stronie szlachetnej, czystej, ideowej. Natomiast ten, kto zbiera siły do bycia anty- już musi po stronie nagannej ideologii stać. Nie musi wiedzieć co robi, ale jemu już zawsze taką ideologię można przypisać. - Kiedy jednak wie to jest już zbirem najgorszym, wykluczającym jakąkolwiek dyskusję i możliwość dania się przekonać o błędzie. Zawsze tu się w końcu okaże, że zza oficjalnego, fasadowego, czystego zamiaru przebija jego brudny, zdradziecki interes, i że to nie byle ideologia, a szowinizm ideologiczny.

I to on staje na poziomie tej ideologii, tego szowinizmu (w skrajności syjonizmu a nawet korporacjonizmu-syjonizmu globalizmu) już na etapie tego zbierania sił.

Rzecz w tym, że chce zmieniać relacje społeczne przemocą, siłą większą, nawet gwałtem. - Tu od razu przestroga, bo narzuca się zasada: „Gwałt niech się gwałtem odciska” - zdradziecko. - Bo to słowa Mickiewicza, ale jako żyda, bo to nie jest polskie, bo nie ma zakorzenienia w duchu Narodu Polskiego. Myślenia chrześcijanina i żyda w kategoriach prawdy, sprawiedliwości i prawości, dobra i moralności oraz człowieczeństwa są niekompatybilne. Tu nie wchodzi w rachubę jakaś zgodna wspólnota.

Niesprawiedliwość może być zwalczana niesprawiedliwością, nienawiść - nienawiścią, nawet nieprawość – nieprawością, ale niemoralność - niemoralnością już nie; gwałt – gwałtem już nie, a tym bardziej odczłowieczenie – odczłowieczeniem już nie. To ślepe uliczki ludzkości, wyjaśnione już w starożytności.

 

W Biblii (Mt 12, 43) mamy: „Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych18, szukając spoczynku, ale nie znajduje. 44 Wtedy mówi: "Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem"; a przyszedłszy zastaje go niezajętym, wymiecionym i przyozdobionym. 45 Wtedy idzie i bierze z sobą siedmiu innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I staje się późniejszy stan owego człowieka gorszy, niż był poprzedni19. Tak będzie i z tym przewrotnym plemieniem».”

Tak jak złego ducha można przepędzić (np. egzorcyzmem), a jeżeli miejsca po nim nie zasiedli się duchem dobrym, tak samo i jest i z każdą walką anty-. Po zwalczeniu bowiem tego złego ten co wygrywa może tylko obsadzić na zdobytej przestrzeni takiego jak on sam, nie lepszego, bo i skąd? – Obsadzić jeszcze gorszego od pokonanego, tylko gorszego inaczej, albo jak w Biblii z tym „nieczystym” - pozostawić miejsce pustym (np. licząc że z chaosu wyłoni się ład), a w końcu doczekując się tylko powrotu zła, i to w jeszcze większym nasileniu. Alternatywa rzeczywista jednak jest - to nawrócić się na dobrą drogę. I to musi być droga katolicka.
 

Sam paradoks, który to tłumaczy stoi na styku prawości i moralności. To prawość oznacza dojście do stanu, kiedy rozróżnia się dobro i zło, i decyduje się czynić dobro. To moralność musi stać na gruncie dobra, aby iść ku życiu.

Paradoks ten głosi, że przeciwieństwem dla dobra jest zło, ale przeciwieństwem dla zła jest inne zło.

Dobro i zło bowiem to inne rzeczywistości. Nie mają punktu wspólnego. Jedno się nie musi kończyć żeby się zaczynało drugie. Nadto dobro jest tylko kropelką w bezmiarze możliwości uczynienia czegoś złego dla danej sytuacji.

Będąc na pozycji złego, grzesznika, błądzącego, czy brudnego a chcąc zmienić swój stan, mamy nieskończoną ilość możliwych wyborów … czynienia czegoś innego złego, grzesznego, czy błędnego czy nieczystego, a tylko jedną jedyną drogę sensowną – drogę nawrócenia na właściwą sobie drogę.
 

Oczywiście ze złem trzeba walczyć - tylko walczyć nie jego bronią, bronią anty. Celem pierwszoplanowym zawsze musi być moralny ład życia publicznego w państwie – moralny moralnością narodu którego państwo jest dobrem wspólnym i własnością niezbywalną. Ład, do przestrzegania i ochrony którego zobowiązane są i władze państwowe, którym naród powierza władzę zarządu bieżącego swoimi dobrami wspólnymi, w tym państwem.

Celem musi być zawsze pilne zainstalowanie rzeczywistego dobra tam, gdzie zło się ujawnia. - Stosowanie zawsze słusznej zasady: „Zło dobrem zwyciężaj” wymaga aktywności, nie bierności, wymaga też poświęcania ludzkich wartości niższego rzędu na rzecz wartości wyższego rzędu. - Wymaga też orientacji w świecie wartości, wymaga tu świadomości jako bazy dla odpowiedzialnej, mądrej i dalekowzrocznej decyzji swojej wolnej woli.

To trzeba wynosić z domu – tu konieczna jest najpierw walka o siłę rodzin.

- Nawet kiedy zło wynika z choroby psychicznej, czy duchowej, można i trzeba dbać o odpowiednią profilaktykę. Propagować zdrowy styl życia, zdrową żywność – nie jakąś chemię, czy GMO. Chronić też Kościół w jego funkcji wychowawcy duchowego, formującego sumienie i poczucie ludzkiej godności.

 

Musi więc to być walka o wyraźnie dobrym celu i wyraźni moralnymi środkami. Oczywiście nie wolno dawać złu aby krzywdziło nas, czy tych których kochamy, dla których żyjemy. Obronić się przed atakiem bezpośrednim trzeba koniecznie i to bez patrzenia aby dobierać broń sprawiedliwie odpowiadającą broni którą on trzyma w ręce – tu chodzi o moralność, a nie o sprawiedliwość.

Oczywiście i broń trzeba mieć pod ręką, i służby które nas ostrzegą na czas przed atakiem z zaskoczenia.

Oczywiście nie wolno ufać komukolwiek, że nas obroni – nawet własne służby na bieżąco kontrolować.

Oczywiście pod żadnym pretekstem nie wolno dać się rozbroić komukolwiek. - Nawet najbardziej zaufanym władzom państwowym.

 

Wygląda na to, że ostatni atak terrorystyczny w Las Vegas nie mógł się obejść nie tylko bez bierności, ale i bez udziału zdradzieckich służb ochrony państwa.

Wygląda że zdrada władz państwowych trwa, bo już się mówi o zamiarze rozbrajania społeczeństwa zamiast go lepiej uzbrajać, mobilizować do samoorganizacji i szkolić w samoobronie.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (4 głosy)