Jak rozwiązać kwestię roszczeń raz na zawsze
Pan dyrektor szkoły siedział sobie wygodnie w fotelu i prowadził przesłuchanie. Przesłuchiwani byli Łukaszek, Gruby Maciek i okularnik z trzeciej ławki. Przesłuchiwaniu towarzyszyły pani wicedyrektor i pani pedagog. Przesłuchanie przebiegało w miłej atmosferze, gdyż chłopcy odpowiadali z tak zwanej wolnej stopy. Nie byli podejrzanymi, lecz jedynie świadkami w sprawie. Innymi słowy: pan dyrektor zamierzał od nich chytrze wydobyć pewne informacje.
Szło mu kiepsko.
- ...więc nie wiecie kto pisze na szkolnym forum pod tymi pseudonimami - westchnął pan dyrektor. - A szkoda. Powiem wam, że...
Tu drzwi otwarły się gwałtownie i do gabinetu weszła pani sekretarka. Była blada.
- Pani dyrektorze - wyjąkała. - Przyszły kolejne roszczenia.
- Czyje? - zainteresowała się pani pedagog.
- No... Tych tam... - bąkała pani sekretarka i położyła panu dyrektorowi na biurku jakieś kartki.
- Skąd tym razem?
- Paryż... Londyn...
- Dziękuję pani.
I pani sekretarka wyszła.
- Czy to środowiska żydowskie? - spytała drżącym głosem pani wicedyrektor.
Pan dyrektor pokiwał głową.
- A... Ile żądają?
- Sześćdziesiąt pięć zylionów dolarów.
- Co? Ile? Za co? - zdumienie pani pedagog nie miało granic.
- Przed wojną stała tu żydowska budka z kebabem.
Pani wicedyrektor i pani pedagog rzadko się ze sobą zgadzały, ale tym razem były jednomyślne. Roszczenie należy szybko i stanowczo odrzucić.
- Poza tym - śmiała się pani pedagog - poza tym jak jedna budka może być warta tyle pieniędzy.
- Odsetki - rzekł pan dyrektor. - No i właściciel tej budki zginął w Oświęcimiu.
Pani pedagog przestała się śmiać.
- A to jego krewni się...?
- Nie. Światowe kongresy jego ziomków. Nowy Jork, Tel Awiw, Genewa, Paryż, Londyn...
- O ja cię - szepnęła pani wicedyrektor. - No to już po nas. Trzeba będzie zapłacić.
- Z czego?! - zdenerwował się pan dyrektor. - Poza tym jeśli spłacimy choć centa, to będzie znaczyło, że uznajemy ich roszczenia i będziemy płacić do końca świata i jeden dzień dłużej!
- A jak nie zapłacimy? - chciała wiedzieć pani pedagog.
- Będą poniewierać naszą szkołę na forum międzynarodowym.
Zapadła ciężka cisza.
- To może my już pójdziemy? - zaproponował nieśmiało okularnik.
- A, właśnie, chłopcy! - przypomniał sobie o nich pan dyrektor. - No, to mam pytanie do was! co wy byście zrobili w naszej sytuacji?
- Czy to dobry pomysł, pytać ich? - powątpiewała pani wicedyrektor.
- Przecież to dzieciaki - wzruszyła ramionami pani pedagog.
- Dzisiaj dzieciaki. Kiedyś będą rządzić. szkołą, państwem... No, pytam was. Co wy byście zrobili? Czy można uznać jakieś absurdalne żądanie?
- Nie - zadudnił Gruby Maciek.
Pan dyrektor tylko skrzywił się bez słowa.
- Absurdalne, ale co to znaczy absurdalne? - okularnik usiłował być sprytniejszy. - To trzeba się wgłębić w szczegóły, rozważyć, rozpatrzeć, zastanowić, a może tak, a może nie, grać na czas...
- Właśnie teraz to robimy - pan dyrektor przerwał mu machnięciem ręki. - I średnio nam to wychodzi.
- Rozwiązanie jest bardzo proste - oświadczył Łukaszek oglądając sobie ze spokojem paznokcie.
Obie pani wybuchnęły oburzeniem, że najtęższe mózgi się głowią, a tu przychodzi jakiś gówniarz i ma gotową receptę.
Pan dyrektor odchylił się w fotelu i rzucił tylko krótkie:
- Słuchamy.
- Nie jest ważne czy roszczenie jest absurdalne czy nie - oświadczył na wstępie Łukaszek.
- Jak to?! - wykrzyknęli wszyscy oprócz pana dyrektora.
- Ważne jest kto chce i ilu ich jest.
Pan dyrektor pokiwał głową z aprobatą.
- Nie można przeciągać sprawy w nieskończoność, odmówić też nie można, więc wyjście jest tylko jedno. Trzeba zapłacić. To urwie wszelkie żądania.
Wybuchł gwar.
- Jest jeden warunek - przekrzywił ich Łukaszek.
- Jaki?!
- Trzeba zapłacić tylko jednemu żądającemu.
- komu? - pan dyrektor rozłożył papiery na biurku. - Pytam czysto teoretycznie, bo ani dolara nie mam. Nowy Jork? Tel Awiw? Genewa? Paryż? Londyn?
Odpowiedź Łukaszka była zaskakująca.
- Żadnemu z nich!
- Jak to??? To komu chcesz zapłacić???
- Trzeba założyć jakiś własny związek... - powiedział Łukaszek. - I już...
Pan dyrektor kilka razy otworzył usta i zamknął, po czym spojrzał na Łukaszka z wielkim uznaniem.
- Ale skąd weźmiemy pieniądze?! - wykrzyknęła pani pedagog, która nie do końca wszystko zrozumiała.
- Czy pani nie rozumiem, że nie potrzeba żadnych pieniędzy?! - warknął pan dyrektor, a pni wicedyrektor powiedział, żeby organizowała uroczystość w auli. Z powiadomieniem mediów, Nowego Jorku, Tel Awiwu, Genewy, Paryża i Londynu.
Dwa dni później mama Łukaszka była wniebowzięta czytając "Wiodący Tytuł Prasowy".
- Łukasz, jak ja się cieszę, e ty chodzisz do tej szkoły! - płakała ze szczęścia przy rodzinnej kolacji.
- Taka dobra ta szkoła? - zainteresowała się babcia Łukaszka. - W tej gazecie jest jakiś ranking szkół, tak?
- Nic podobnego! Szkoła Łukasza jak pierwsza i jedyna instytucja w tym kraju spłaciła w pełni roszczenia żydowskie!
- Niemożliwe! - wykrzyknął tata Łukaszka. - Ile tego było?
- Sześćdziesiąt pięć zylionów dolarów - poinformowała mama Łukaszka.
- Teraz wiadomo na co poszła składka na radę rodziców - zauważył dziadek zgryźliwie.
- Przecież to niemożliwe - tata Łukaszka był strasznie blady. - Nikt nie jest w stanie zebrać tylu pieniędzy. To jest jakiś szwindel, a szwindel z tym środowiskiem grozi poważnymi reperkusjami. Łukasz! Wiesz coś o tym?!
- Dajcie stówę to powiem - odparł leniwie Łukaszek. - Cały czas mi mówicie, że wiedza kosztuje.
Hiobowscy powiedzieli żeby się wypchał, bo żadnej stówy nie dostanie i postanowiono, że wszyscy pójdą do auli to zobaczyć.
Dużo ludzi chyba wpadło na ten pomysł, bo aula pękała w szwach. Osobliwie sporo było czarnych strojów.
Pan dyrektor podszedł do mikrofonu, przywitał wszystkich i potwierdził. Że tak, że szkoła spłaciła wszystkie roszczenia. Sześćdziesiąt pięć zylionów dolarów.
Rozpikały się smartfony, a potem jakiś jękliwy głos zaśpiewał:
- To kłamstwo! Dzwoniłem przed chwilą do mojego banku i mi powiedzieli, że nie wpłynął jeszcze ani rubel! Ani rubelek! I co teraz?! Wie pan ile taka rozmowa kosztuje?! Ja przez pana na roamingu stratny jestem!
- Abram - przerwał mu jakiś pełen powagi bas. - Masz tu na ten swój roaming i wyjdź. My tu o zylionach rozmawiamy, a ty przeszkadzasz.
- A komu pan zapłacił te zyliony, a? - zakrzyknął ktoś z drugiej strony sali.
Pan dyrektor uśmiechnął się zwycięsko i rzekł:
- Międzygalaktycznemu Kongresowi "Milchstrasse" z siedzibą w Pawełkowicach.
Na sali zapanowała konsternacja, krzyżowały się okrzyki "to ktoś od was?", "nie, to nikt do nas".
- Drugi raz płacił nie będę - zastrzegł się pan dyrektor.
Przez publiczność przeleciały cmoknięcia zachwytu, bo dobry gracz potrafi docenić maestrię przeciwnika.
- A takie pytanie techniczne mam - odezwał się ktoś spod okna. - Przecież pan cały czas twierdził, że nie ma tych pieniędzy. To jak pan zapłacił? Przecież nie gotówką. Przelewem też nie. Hipoteka? Weksel?
- Bezgotówkowo - objaśnił pan dyrektor. - W zamian udzieliłem Kongresowi szkoleń.
- To dużo ich musiało być.
- Dużo, niedużo. Były trzy.
- Co? Trzy? Za taką sumę?
- Pierwsze za dwadzieścia, drugie za dwadzieścia i trzecie za dwadzieścia pięć zylionów.
- Szkolenia tyle nie kosztują!?
- Moje kosztują. Poza tym... - pan dyrektor rozłożył ręce. - Mamy wolny rynek. Każdy ma prawo robić szkolenia za tyle, za ile uważa. Każdy ma prawo je przyjąć lub nie. A Kongres z Pawełkowic je przyjął.
Na sali zrobił się przeciąg od kiwających się z uznaniem kapeluszy.
Następnego dnia pan dyrektor siedział w swoim gabinecie w towarzystwie obu pań i przyjmował zasłużone gratulacje od innych dyrektorów.
Nagle weszła sekretarka i oznajmiła przestraszonym głosem:
- Panie dyrektorze... Przyszedł mail od jednego z naszych uczniów...
- Od Łukasza Hiobowskiego? - pan dyrektor nagle zrobił się czujny.
- Tak, a skąd pan wie? No, więc... On żąda zyliona dolarów! Bo podobno pokazał panu sposób w jaki zwalczać roszczenia!
- Pff! - zaśmiała się pani pedagog. - Na drzewo spuścić gówniarza i tyle!
- Niczego się pani nie nauczyła - skarcił ją ostro pan dyrektor. - Przecież pierwsza zasada w takich sytuacjach brzmi: nie odmawiać!
- Przecież to tylko dzieciak!
- I co z tego? Niech się pani zastanowi co takiego musieli zrobić w szkole Mengeli-Akrel, że się tak potem zemściła na własnym kraju! Nie, to trzeba zrobić inaczej... Wiemy zresztą jak. Niech pani pisze!
I pan dyrektor zaczął dyktować pani sekretarce:
- Wszystkie roszczenia zostały spłacone na rzecz Światowego Kongresu Hiobowskich. Konkretnie na rzecz jego dwóch przedstawicieli. Tu niech pani poda nazwiska tych jego koleżków... Jeden gruby, drugi w okularach... Tak. I że im za ten zylion podniesiemy oceny z zachowania. Obu. O dwa stopnie.
- Ależ pani dyrektorze! - wykrzyknęła zszokowana pani wicedyrektor.
- No w sumie ma pani rację, przecież to tylko dzieciaki. Niech będzie o jeden stopień.
--------------
Przede wszystkim: jest trzeci tom! http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html
https://twitter.com/MarcinBrixen
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
http://kaktus-i-kamien.blogspot.com
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2642 odsłony
Komentarze
@ Marcin B. Brixen
8 Maja, 2016 - 06:16
Mengela Akrel - miodzio !
A w sumie to samo życie. Podobnie załaciła pewna fundacja umiejscowiona w Szwajcarii (oczywiście nic nie mająca wspólnego z rządem RFN ani Austrii !! ) za okupacyjne straty mojej rodziny (fabryka).
@ Marcin B. Brixen
8 Maja, 2016 - 09:01
Podwoiłem wpis. Nie potrafię skasować kopii, więc jeszcze raz pochwalę za ten odcinek.