Rozmyślania niepoprawne przy ławeczce pod Wawelem
100 lat temu pod Wawelem przy Plantach na ławeczce siedzieli sobie młodzi ludzie i o dziwo prowadzili dyskusje matematyczną – o jakiś całkach Lebesgue’a, co rzecz jasna nikomu, nawet krakusom i po 100 latach nic nie mówi. Jednak przechodzący przypadkiem wybitny już wtedy uczony – matematyk Hugo Steinhaus od razu zwrócił na tę dyskusje uwagę. Na ławeczce matematyczną dyskusje prowadzili wówczas młodzi uczeni – Stefan Banach i Otton Nikodym.
Hugo Steinhaus mówił po latach, że dokonał wtedy największego odkrycia swego życia – odkrył Stefana Banacha, w niedługiej przyszłości jednego z największych uczonych polskich XX wieku.
W miejscu historycznej już dyskusji odsłonięto ławeczkę, aby pamięć o tym wydarzeniu przetrwała i była znana nie tylko licznym krakowianom pod Wawelem się przechadzających.
Dziś tam, mimo że w Krakowie mamy dziesiątki razy więcej studentów i obdarzonych tytułami etatowych akademików, raczej na takie dyskusje się nie natkniemy. Na ławkach można spotkać co najwyżej meneli, albo się wysypiających, albo pociągających napoje procentowe.
Dyskusje naukowe wraz rozwojem świata akademickiego niemal zanikły , zresztą nie tylko na ławkach na Plantach, w salach akademickich – również.
Pasjonatów nauki skutecznie przetrzebiono, pozostali urzędnicy nauki i przebierańce, których i pod Wawelem można spotkać jak paradują, aby inni chcieli ich oglądać. Dyskusji tacy nie chcą, chcą się jeno oglądać na zdjęciach -zupełnie inaczej niż Banach.
Ten po przeniesieniu się do Lwowa, który był wówczas na dużo wyższym poziomie akademickim niż Kraków, ani myślał o karierze tytularnej. Przebrnął zresztą tylko przez dwa lata studiów, a doktorat koledzy nadali mu podstępem.
W dzisiejszym systemie akademickim Banach nie miałby żadnych szans. Nie bez przyczyny w obecnym systemie nie ma Banachów, a jest mnóstwo profesorów Banachowi ani do pasa nie sięgających poziomem. Dziś takiego Banacha z uczelni by wypędzili bez ceregieli , tym bardziej, że szlajał się po knajpach i ‚psuł’ studentów np. takiego Ulama.
W jednej Kawiarni Szkockiej we Lwowie powstało jednak więcej nauki i to światowej, niż obecnie w rozlicznych, światowego poziomu nieruchomościach posadowionych w licznych polskich miastach akademickich.
P.S. Warto wybrać się na Planty i zadumać się nad ławeczką. Można tam spotkać prostych ludzi, którzy tak myślą jak ja napisałem.
Polecam też lekturę książki Mariusza Urbanka – Genialni. Lwowska szkoła matematyczna.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1863 odsłony
Komentarze
Trochę nie na temat
17 Października, 2016 - 23:40
ale - o wielkim uczonym... Lwowsko - krakowskim.
Gdyby jeszcze Mariusz Ubanek zechciał się "zająć" życiem prof. Weigla - z wyboru Polaka, przed wojną Lwowiaka, po wojnie - "Krakowiaka" choć też w pewnym stopniu z Poznaniem związanego. Żyją wnuczki prof. Weigla, jest jeszcze trochę "nas" czyli potomków "weiglowców". I jest niewątpliwy wzór osobowy naukowca. W Krakowie, po II wojnie, te miernoty "zagryzły" Weigla bo chyba już wtedy zaczęło się polityczne promowanie tzw. "luminarzy nauki".
Jednym z tych "ideologów" - promotorem wiernych, biernych i mniej niż miernych był "filozof" - w Moskwie kształcony (uciekł tam ze Lwowa w 1941), stalinista, początkowo reprezentujący poglądy konserwatywnego nurtu filozofii marksistowskiej, specjalizujący się w epistemologii; następnie ideolog eurokomunizmu, członek KC PZPR, pod koniec życia podobno antyglobalista - czyli Adam Schaff.
A powojenne losy prof. Weigla są dobitną ilustracją losów prawdziwego naukowca, giganta, w świecie pokracznych, złośliwych karzełków, takich "naukowych" trolli.
Pozdrawiam serdecznie
_________________________________________________________
Nemo me impune lacessit - nie ujdzie bezkarnie ten, kto ze mną zacznie
katarzyna.tarnawska