Tożsamość. Jutro zginie mój pradziadek - wojownik
TOŻSAMOŚĆ
Trzy ósme Polaka
Nikt mnie nie zawstydzi
Cztery religie w mojej głowie marnej
Nie zagościła żadna!
Jak popadnie
Żydówka Ruska urodziła
A Niemka wychowała
Na Polaka – Panie…
Chociaż szable ukryte we mgle
zakopane w lesie,
nie doczekały,
... a las wyrósł –O, Panie!
My to ludzie tutejsi
Tu spłachetek i tam spłachetek
Piaseczki – Panie!
I ten kawałek lasu
I konik stary, jakoś się zapadł
W sobie
W piersiach,
kapliczki skromne
Chodzą duchy
dookoła stołu
I żaden
nie chce siadać z nami
Do Wigilii
Bo krew na stole
Krew na bitwy boisku
Krew pod mikroskopem
narodowych rozdrażnień
Setki lat
zwykłych ludzi
Mowy związanej
polski, jidysz, cyrylica, szprechen
Setki lat starań
Mickiewicz
Czytany na stole w kuchni
z ogromnej księgi
Pogryzany bułką
popijany gorącym mlekiem
A potem pięciolatek
z dębową szabelką
recytujący w zabłoconym sklepie
"Redutę Ordona"
Tak wyszło
Pomimo starań
O to
I tamto
Lepszego nic
Rzeczpospolita
Rzeczpospolita
Rzeczpospolita
Wojownik zaraz straci nogi
Z gruzów Warszawy trochę jednak pamiątek wyciągnęli.
Zdjęcia.
Na jednym z nich odręcznie, kopiowym ołówkiem napisana data: 16.05.1944r.
Warszawską ulica zasuwa moja babcia, której mąż piąty rok wysiaduje w szkopskiej niewoli i jej ojciec, pradziadek Bielecki.
Ma wówczas 71 lat i za niespełna cztery miesiące zginie w Powstaniu śmiercią żołnierza, czyli w walce.
Straci nogi w wybuchu miny i wyniesiony z pola walki przez szkopów, umrze, patrząc na nich groźnie w Tworkach, po dwóch tygodniach.
Bywa i tak.
Zawsze wojował.
Lubił walczyć, a znane mi historie zaczynają się od wojny japońskiej, skąd przywiózł ponoć łupy i chwałę, a z całą pewnością malarie.
Pierwszą wojnę odchorował. Był już za stary a i u Cara coś nie chciał służyć.
Był socjalistą, w związku z czym poleciał walczyć z pieprzonymi komuchami na ochotnika.
Prywatny żołnierz, bo oręż miał własny.
Ponoć był nieźle wyposażony.
Kto umie liczyć łatwo zauważy, że miał wówczas 47 lat.
Wrócił po dwóch miesiącach.
Obydwie córki miał w wieku gimnazjalnym.
Tu muszę dodać, że Pradziadek miał taki zwyczaj, że lubił się zabawić.
Gdy wracał po dwóch czy trzech dniach - skruszony do żony i dzieci, przynosił zawsze pieprzone prezenty.
Dzieci - owszem, ale prababcia pewnie nie była z nich zbytnio zadowolona.
Ciasteczka od Bliklego pięknie zapakowane w białe paczuszki.
Jakieś karciane łupy.
Ot dziwactwa!
Po cichu dodam, ( a wiem to od Babci ) że w latach tzw. międzywojnia całymi latami sponsorował za ogólnym przyzwoleniem różne panie, gdyż jak pięknie ujmowała to Babcia:
- Mamusia zupełnie tego seksu nie lubiła!
Nie mnie wchodzić w takie układy.
Wracamy do tej naszej sławnej Kontry, ale wszystko co napisałem będzie nam za chwile potrzebne. Opisów zmagań z pewnością przeczytacie mnóstwo.
Już po walce!
Wygraliśmy i Pradziadek wraca do domu całkiem żywy. Jeszcze raz zacytuję Babcię:
-Wystraszyliśmy się, bo wyglądał jak diabeł. Twarz pokancerowana - jakaś przypalona nieco. Odziany w rosyjski płaszcz poplamiony krwią i śmiertelnie podziurawiony kulami.
Wrócił z krwawymi opowieściami, które do mnie trafiły, gdy dzieckiem będąc udawałem, że śpię za firanką odgradzającą moje łóżko od pokoju, gdzie w kłębach papierosowego dymu snuli weterani różne przerażające opowieści.
Pojawiały się tam także historyjki opowiadane onegdaj przez Pradziadka o 20 roku, jako przykłady komuszego zezwierzęcenia.
Jakieś rodziny poprzybijane do stołu za języki, takie historie) Pilnie udawałem, że śpię, ale przecież słuchałem i kilkuletnie serce we mnie dudniło. Ale nie mam zamiaru was dzisiaj nękać okropieństwami wojny.
Pamiętacie te pączki w paczuszkach?
Pradziadek wracając z wojny nie sprzeniewierzył się tradycji. Choć socjalista w sprawach prywatnych był przecież konserwatystą jak cholera.
Miał dwie córki.
Z ogromnych kieszeni tego pokrwawionego płaszcza wyciągnął prezenty.
Jednej córce przyniósł małego kogutka, całkiem zmyślnego.
Drugiej, kota przypalonego w ogniu wojny.
Kot biedak, z jednej strony spaloną miał sierść, urwane ucho i liczne poparzenia.
Pradziadek kota nosił w kieszeni przez tydzień, bo wydał mu się osobą dzielną i ujmującą!
Faktycznie pożył ten kot w doskonałym zdrowiu jeszcze kilka lat.
Co dostała Prababcia, nie wiem, ale skoro nie lubiła tego seksu?
Tak bywa.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 13433 odsłony
Komentarze
Jacku, barwna historia.
5 Września, 2008 - 22:11
Świetnie to opisałeś, Twojego niezwykłego dziadka i babcię, a tego dzielnego kota, to prawie zobaczyłem w mojej wyobraźni. Pozdrawiam.
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".
Pradziadka! !!!
5 Września, 2008 - 22:23
Danz, nie rób szydery. Walnąłeś się o jedno pokolenie.
Ale mniejsza z tym.
Iwona mnie oskarżyła, ze nie robimy rewolucji! ...że gadamy i gadamy!
Moimi zdaniem trzeba zgromadzić bandę i... Pozdro!
Jacek:)
6 Września, 2008 - 00:22
Myślałem o pradziadku... Mea culpa. A kot, to naprawdę mi stanął przed oczyma. Bez cienia szyderstwa to napisalem panie Jarecki.:)
Pozdro.
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".
Jacku, przypomniałeś mi z klasą o moim pradziadku
7 Września, 2008 - 23:51
Zginał na początku II wojny bo nie mogł znieść niemców w obejściu i zaatakował ich szablą wyskakując z chałupy przez okno. Dostał serię.
W Skarzysku potem mówili, że dziwak był, narwany. Ale czy ja wiem... Kocham tą opowieść.
Twoja też mi się podoba. Pozdrawiam
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Łażący Łazarzu!
8 Września, 2008 - 20:45
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Zaskakujesz Jacku
6 Września, 2008 - 08:54
ja przywykły do Twojego , niekiedy buńczucznego stylu ,naraz czytam piękną przypowieść , a nawet miejscami liryczną.
A i dziwnym trafem - kilka fragmentów idealnie pasuje do dziejów mojej familii !
A na marginesie : ciasteczka od Bliklego to mój ojciec uwielbiał i każdego wędrownika do Warszawy teroryzował nakazując zakupienie słusznej paczuszki tych pyszności .
I jeszcze- chyba nie mylę się ,ale i gen. de Gaulle sprowadzał sobie coś od Bliklego ?
Oczywiście nie tylko to miałem na myśli piszac o analogiach .
p.s. A szanowny Danz wpędził mnie w kompleksy oznajmiając,że
kot, to naprawdę mi stanął przed oczyma.
Jak zwał tak zwał ,ale imponujace wyznanie :)
Ukłony
b.
@Anteros
6 Września, 2008 - 15:15
Panie Anteros, to Pan mnie teraz wpędzasz w kompleksy. Kota zobaczyłem (oczyma duszy), żywego, nadpalonego i jak najbardziej kociego. Może dlatego, że jako dzieciak miałem swojego ukochanego czarnego kota? Byliśmy takimi "kumplami", że kot codziennie odprowadzał mnie do szkoły (tak do połowy ulicy) i czekał na mnie gdy wracałem do domu po lekcjach. W doskonały sposób wyczuwał ludzi, unikał fałszywych. Na koniec powiem, że przestał się łasić do mojej dziewczyny, na 2 tygodnie, przed tym, gdy zerwała ze mną. To było wręcz dziwne, bo zawsze był do niej "pozytywnie" nastawiony, a tu raptem zaczął się na nią boczyć. Mam nadzieję, że w niebie, oprócz mojej Mamy i Babci będzie czekał na mnie mój kot.
Pozdro.:)
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".
Ależ zrozumiałem poprzednią wypowiedź
6 Września, 2008 - 16:42
tylko jakoś naszło mnie aby trochę pofiglować słownie:)
Te słowa o Kocie doskonale pasują do moich kocich uczuć .
W mojej rodzinie : Ja mam kota czarnego łobuza ,żona ma kota ,syn ma kota i córka ma kota .Wszyscy mieszkamy osobno .
Nie wyobrażam sobie życia bez towarzysza i kumpla prawdziwego ,szczergo i niezakłamanego - itp.
Mój kot od razu rozpoznaje typy wredne i te przyjazne .
I ja kieruję się jego wskazówkami i dobrze wychodzę na tym.
I też mam nadzieję /choc myśl o śmierci mojego drania niepokoi/ ,że spotkam go w niebie i dlatego już zapowiedziałem ,że mają mi do trumny włożyć oprócz piersiówki ,także kartonik Whiskasów, bo licho wie jakie tam zaopatrzenie w niebie.
Nazwałem go draniem ,bo coś go kiedyś naszło i ilekroć przez nieuwagę zostawię mokry jeszcze obraz w miejscu nieodpowiednim to on zawze przespaceruje się po płótnie .I wie ,że nabroił bo wyzywam go od komunistów.
Choć może to sygnał ,że knoty maluję ,albo on wytycza nowe kierunki w sztuce ?
Pozdrawiam