Pytania do Jana Osieckiego

Obrazek użytkownika Anonymous
Blog

Pański tekst o tym nagłym skreśleniu z listy lecących do Chin w towarzystwie Premiera czterech biznesmenach i zastąpieniu ich dziennikarzami jakoś nie daje mi spokoju. Pan pisze o bałaganie i sugeruje, że stało się to za sprawą współpracowników Donalda Tuska.

W Newsweeku widzę "lida" że pijar okazał się ważniejszy od gospodarki.

Coś mi się tu nie zgadza. Listę ustalono kilkanaście dni przed wylotem. Ta lista jak mniemam została przez kogoś kompetentnego zaakceptowana.

Nie wiem, jakie są procedury i kto w jakiej kolejności prześwietla pasażerów takiego lotu, niemniej uważam, że aby dociec prawdy trzeba dowiedzieć się kto polecił skreślić osoby o których Pan pisze.

Nie przekonuje mnie na przykład sugestia, że ofiarą padły akurat cztery ostatnie osoby na liście. Aż tak głupio to nikt w takiej sytuacji nie postępuje. Nie wiem czy sprawdził Pan, jak była ta lista ułożona i czy zna Pan nazwiska tych biznesmenów, którzy jednak polecieli?

Czy była to lista imienna, czy lista firm?

Jeśli lista firm, to czy czasem nazwy dwóch skreślonych „Wyborowa” i „Vipol” ( ten sam co dzierżawił handlarzom stadion 10 lecia ) nie zasugerowały – albo inaczej – czy nie były podstawą do takiego akurat tłumaczenia?

Zna Pan może pozostałe nazwy?

Wie Pan, co zwróciło moją uwagę? Otóż pisze Pan na stronie Newsweeka:

„Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym czasie w kilku warszawskich redakcjach rozdzwoniły się telefony. Pracownicy Kancelarii Premiera proponowali wyjazd z szefem rządu do Chin. - Oferta padła w ostatniej chwili…”

Widzi Pan – mi to wygląda na lekką panikę a nie jakieś działanie pijarowskie, że niby media ważniejsze niż biznesmeni.

Jakoś nie mogę sobie wyobrazić nawet Sławka Nowaka, który wpada na tak idiotyczny pomysł tuż przed wylotem. No - nie mogę i już – bo tak się po prostu nie robi. W taki sposób to można co najwyżej skutecznie odstawiać durnia oraz pierwszą naiwną.

Stawiam dolary przeciwko orzechom, że gdyby Pan, czy któryś z pańskich kolegów pogrzebał nieco głębiej w tej sprawie, mógłby się dogrzebać czegoś ciekawszego niż bajzel w kancelarii Premiera.

Przecież działając w taki sposób jak zadziałali sami strzelili sobie w kolano i już zbierają owoce swojego wyczynu, choćby w postaci pańskich tekstów.

To byłoby naprawdę zbyt głupie tym bardziej, że w czym jak w czym, ale w sferze wizerunkowej Rząd ma akurat nieliche osiągnięcia.

Panie Janie – niech Pan, o ile się panu chce, sprawdzi, kto ostatecznie sprawdza bilety w takim „specu” – bo, że nie jest to Premier – to oczywiste.

Serdecznie Pozdrawiam!

0
Brak głosów