„Słabeusz” kontra „Heros”: ikony demokracji (2)
Pierwszym przewodniczącym „Solidarności” Dolnego Śląska był Jerzy Piórkowski.
26 sierpnia 1980 roku w zajezdni autobusowej przy ulicy Grabiszyńskiej we Wrocławiu powstał Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Na jego czele stanął Jerzy Piórkowski - członek egzekutywy partii w MPK. - Był szanowany. Ludzie wiedzieli, że jak trzeba, to stanie po ich stronie. Poza tym to, że był członkiem partii, uspokajało starszych kolegów. Nikt nie wiedział, jak rozwiną się wydarzenia, więc w razie czego można było liczyć na łagodniejsze traktowanie. Myśmy nie bali się niczego, ale oni pamiętali więzienia stalinowskie - wspomina Władysław Frasyniuk, który wtedy, w sierpniu, został rzecznikiem MKS-u. Józef Pinior uśmiecha się i mówi, że to były takie czasy, że na czele strajków nieraz stawali ludzie należący do partii czy działacze oficjalnych związków zawodowych. - A Piórkowski był prawdziwym robotniczym przywódcą. Ludzie go znali, wiedzieli, że mogą na niego liczyć, bo wcześniej już im pomagał - wspomina.
W marcu 1981 r. Józef Piórkowski niespodziewanie zrezygnował z pracy w MPK i funkcji w „S”. Pracował jako taksówkarz, w 1989 r. wyjechał z Polski.
Jerzy Piórkowski pojawił się w Polsce dopiero w październiku 2005 roku - na 25-lecie Solidarności. I wtedy opowiedział kolegom, co się tak naprawdę zdarzyło. Służba Bezpieczeństwa zastosowała prostą metodę zastraszania: uderzyła nie w Jerzego Piórkowskiego, ale w jego żonę Marię, która była autochtonką. - Miłość nie wybiera. Gdybym miał się jeszcze raz ożenić, to tylko z nią - mówił pięć lat temu we Wrocławiu Jerzy Piórkowski. I dodał: - Mieliśmy gwarancje nietykalności podpisane przez wojewodę Owczarka. Oczywiście z wyłączeniem przestępstw pospolitych. I to był ten haczyk. Maria Piórkowska pracowała w sklepie Rondo przy placu Powstańców Śląskich. Do domu, na Lubuską, miała ledwie 25 minut na piechotę. Ale i tak kilka razy ktoś na nią napadł. Skończyło się na sińcach, ale przecież chodziło o to, żeby wystraszyć, a nie zabić. W końcu jednak zrobiło się groźnie - to był czas, kiedy kolejarze ogłosili głodówkę. - Syn wrócił ze szkoły i zdziwił się, że wersalka jest rozłożona. Podniósł ją i okazało się, że w środku leży nieprzytomna mama - wspominał Piórkowski. - Potem opowiedziała nam, że ktoś zadzwonił do drzwi. Usłyszała, że przyszli koledzy męża z Solidarności. Kiedy otworzyła drzwi i zapytała jeszcze raz: "Jacy koledzy?", od razu dali jej po oczach gazem, wsadzili do tej wersalki i zostawili. Przecież mogła się udusić. Jak się człowieka chce zniszczyć, to się uderza w tych, których najbardziej kocha - Jerzy Piórkowski nie krył łez. Gdy kolejarze ogłosili głodówkę, zrobiło się groźnie. Potem Marię próbowano oskarżyć o manko. "Przypadkowi" klienci w sklepie zarzucali jej głośno oszustwa, a odwiedzający Rondo "gorący patrioci" wyzywali ją od niemieckich świń.
Józef Pinior podkreśla, że bardzo szanuje Piórkowskiego, bo nie ugiął się. Choć SB naciskała na niego, szykanowała jego żonę, nic nie powiedział, nic nie podpisał, a z Polski wyjechał dopiero w 1989 roku. - Nie złamali go.
Dlaczego z Polski wyjechał dopiero na początku lat 90.? - Gdybym zrobił to wcześniej, to tak, jakbym im przyznał rację - powiedział.
Okazało się jednak, że na potrzeby III. RP potrzebna jest inna, nowa narracja!
- Piórkowski był od nas starszy - opowiada Krzysztof Turkowski, wówczas młody historyk* i jak się śmieje, "zawodowy wróg socjalizmu". Turkowski niechętnie mówi o Jerzym Piórkowskim. Bo, jego zdaniem, Piórkowski nie wytrzymał napięcia, był ugodowy, wycofywał się. A przy tym nieufny.
- Pamiętam, że bardzo ostrożnie przyjął Karola Modzelewskiego, którego ściągnąłem do zajezdni. - Dla jednych był to czas gwałtownego dojrzewania, inni nie wytrzymywali napięcia - opowiada Turkowski. - Piórkowski nie wytrzymał. Znikał na kilka dni, później pojawiał się, jakiś taki wycofany. W końcu nagle zrezygnował.
- Zamknął się przed nami. W jakimś momencie właściwie przestał się pokazywać. Domyślaliśmy się, że coś się dzieje, od czasu do czasu pojawiali się jacyś dziwni ludzie, ale Jurek o niczym nie mówił. Uznaliśmy**, że dla dobra związku będzie formalnie stać na jego czele do zjazdu, a my będziemy działać tak, jakby wszystko funkcjonowało normalnie - opowiada Frasyniuk.
Pół roku później Piórkowski zrezygnował z funkcji i odszedł z pracy w MPK. Zastąpił go inny kierowca z MPK: Władysław Frasyniuk.
[fragmenty z artykułu: http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/218161,alfabet-dolnoslaskich-dzia... opublikowanego 5 lutego 2010]
I tak kierowca z MPK (wraz z kilkoma osobami) „uznał” że „napięcie” wytrzyma on. Przyszły Heros. Reszta poszła gładko:
Po ustąpieniu Piórkowskiego, Karol Modzelewski i kilka osób z Zarządu Regionu razem z Frasyniukiem, zrobili rajd po miastach i miasteczkach Dolnego Śląska, po zebraniach mniejszych struktur „Solidarności” tzw. MKK (Międzyzakładowe Komitety Koordynacyjne, grupowały lokalne struktury mniejszych zakładów, po kilkadziesiąt, od małych, jak mleczarnie czy spółdzielnie, po większe jak np. lokalne szpitale, PKSy, do jeszcze większych, kilkusetosobowych a nawet jeszcze większych, przemysłowych). MKK grupowały przewodniczących „Solidarności” tych lokalnych zakładów pracy. Z racji swojej skromnej, prowincjonalnej funkcji w mało znaczącym, prowincjonalnym zakładzie, byłem członkiem takiego MKK i byłem na takim spotkaniu gdzie Modzelewski z zapałem rekomendował Frasyniuka jako bojowego twardziela. Do teraz pamiętam jego słowa i sposób narracji. np., że gdyby by co, to wrocławska „Solidarność” pod wodzą Frasyniuka stanie do walki z komunistami „na ubitej ziemi”. Podobało się. Byłem młody i jak całe doły „Solidarności” naiwny. Modzelewski to był człowiek dobrze przygotowany. Mnie przekonał. Wtedy nie wiedzieliśmy tego, co wiemy dzisiaj. Że wiele ról wtedy, i wszystkie role po 89r. były rozpisywane i wdrażane przy nieświadomości „dołów”. „Okrągły stół” był kluczowym momentem tej wieloletniej gry i inscenizacji. Po takim rajdzie Modzelewskiego z Frasyniukiem po Dolnym Śląsku, z kilkoma innymi osobami z Zarządu Regionu, żaden inny kandydat na funkcję szefa dolnośląskiej „Solidarności” nie miał raczej wielkich szans.
Dziś Frasyniuk (razem z KODem i Schetyną), jako „legenda Solidarności” nawołuje do demonstracji ulicznych i obalenia patriotycznego rządu. Przy okazji ubliża patriotom. Ba, domaga się zagranicznej interwencji. Otóż w tamtym czasie aż taki bojowy nie był, miałem wtedy przyjaciela w drukarni Zarządu Regionu na Mazowieckiej, ciut zorientowanego bo był drukarzem u Morawieckiego i jeszcze przed 80 r dowoził nam na prowincję antyreżimowy „Biuletyn Dolnośląski”. Mówił mi, iż Frasyniuk robił dużo by nie dopuścić do demonstracji ulicznych przeciwko komunistom. Jak pamiętam, jeśli się mylę to ktoś mnie poprawi, z tego właśnie, z tej różnicy podejścia Frasyniuka a Kornela Morawieckiego powstała „Solidarność Walcząca” Morawieckiego a ten przyjaciel był i ich drukarzem. Frasyniuk jako przewodniczący Regionu miał siłę sprawczą i decyzyjną i był hamulcowym.
[za: http://naszeblogi.pl/61007-kto-wykreowal-frasyniuka publikacja: 16 marzec 2016]
Heros Frasyniuk jest powszechnie znany (był m.in. prezesem sekcji bokserskiej Klubu Sportowego Gwardia Wrocław) i szanowany przez „demokratyczną Polskę”. Co tu można cytować – chyba tylko niezrównanego w wiedzy pokątnej St. Michalkiewicza:
Sławna transformacja ustrojowa zastała Władysława Frasyniuka, podobnie jak wielu innych działaczy podziemnych, raczej w mizernej kondycji materialnej. W dodatku jedni jakoś potem zmarnieli, podczas gdy drudzy zaczęli, jak to się mówi, „rosnąć wraz z krajem”. Do tych drugich należał niewątpliwie Władysław Frasyniuk, który zaraz zajął się nie tylko czystą polityką, ale i biznesem. Dzisiaj uchodzi to za złamanie standardów i w ogóle, ale wtedy obowiązywała inna mądrość etapu, zwłaszcza w odniesieniu do pierwszego miliona. Władysław Frasyniuk troskliwie piastuje tedy mandat poselski, zasiadając w Sejmie w komisjach zajmujących się gospodarką, uwłaszczeniem i prywatyzacją oraz sprawami Skarbu Państwa. Tam się rozmawiało o konkretach (…)Dlatego na „legendy” kładą taki nacisk nie tylko funkcjonariusze razwiedki, ale również wysoko nakładowe gazety, obdarzone wobec narodu tubylczego poczuciem misji. Dlatego do „legend” podchodzą z pietyzmem i „organy” i niezawisłe sądy, po pierwsze – ze wspomnianych już względów pedagogicznych, a po drugie – gwoli szacunku dla niepisanej konstytucji ustanowionej przy okrągłym stole, której najważniejsze i ściśle przestrzegane postanowienie głosi: „my nie ruszamy waszych - wy nie ruszacie naszych”. Nawiasem mówiąc, w warunkach transformacji ustrojowej linia podziału między „naszymi” i „waszymi” szybko się zacierała, dzięki czemu Władysławowi Frasyniukowi w styczniu 1993 roku pomocną dłoń podał Zygmunt Solorz, co było gestem podobnym do tego, jaki Władysław Frasyniuk wykonał wcześniej pod adresem byłego funkcjonariusza SB Zdzisława Kmetki – w tym czasie na wrocławskim rynku transportowym potentata, co to za jednym zamachem kupował 200 samochodów za 200 mln marek. Co prawda zarzucano mu potem, że nie pospłacał kredytów, ale pod rządami „Hani naszej kochanej” kraj był jak Dziki Zachód, a poza tym - co to ma do rzeczy, skoro Kmetce znakomitą recenzję, jako biznesmenowi wystawił sam Władysław Frasyniuk? Toteż w październiku 1993 r. Polsat dostaje koncesję na telewizję satelitarną, a zaraz potem – założona przez Władysława Frasyniuka firma „Fracht” kupuje od Zygmunta Solorza kolejne ciężarówki. Tak wyekwipowana flota kooperuje z Fabryką Mebli „Forte”, której wyroby reklamował w swoim czasie sam prezydent Aleksander Kwaśniewski, bo okazało się, że gdańską filią tej firmy kieruje szwagier pani prezydentowej, pan Godlewski.
*ów „młody historyk” (ur. w 1954 r.) miał nie tylko cudowną moc sprawczą (ściągnąłem do zajezdni Karola Modzelewskiego), ale bogatą przyszłość (choć nie aż taką, jak dwaj inni „młodzi historycy”), cyt. za wiki: Od 1990 radny miejski i sejmiku wojewódzkiego. 1990-94 wiceprezydent Wrocławia. W latach 1995-98 prezes PAlFILM, od 1997 doradca prezesa TV Polsat, członek Rady Nadzorczej RSTV, od 2003 prezes spółki Antena l, 2004-06 członek zarządu TV Puls. Od 2006 przewodniczący Rady Nadzorczej PAP. Przewodniczący Rady Nadzorczej TV Lubin. W 2011 roku powołany do Rady Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
** czy razem z Edwardem Majko? poczytajcie i wysłuchajcie: http://3obieg.pl/1984-prawdziwy-poczatek-nowych-czasow https://www.youtube.com/watch?v=szRic-f2ypk
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1322 odsłony