Lektura nie tylko na świąteczne dni

Obrazek użytkownika antysalon
Kraj

Za oknem niesamowity ziąb.
2-3 C na plusie, zimny, lodowaty, porywisty a do tego co rusz niemal takiż sam deszcz.

Co prawda temu na przekór okoliczne kasztany na przepięknym , zielonym toruńskim Bydgoskim Przedmieściu pozazdrościły widocznie nie tylko totalnej żółci krzewom forsycji, bieli-różom magnolii i też już dostały choineczek z których nieśmiało już kwitnąca biel się wychyla, na długo przed tegoroczną maturą.

Jednakże nie zmienia to faktu, że tegoroczne Zmartwychwstanie Pańskie ma klimaty arktyczne.

Ale do rzeczy.

Mam przed sobą cegłę, niemal 900 stronicowe tomisko.
I już wiem, że poza świąteczno/stołowymi nazwijmy to obowiązkami będzie mnie trudno od tej lektury odciągnąć.
Dzieci i wnuki tym razem u drugich dziadków i rodziców, więc czasu nie zabraknie, aby ją dosłownie połykać.

Bowiem już pierwsze jej strony są smakowite.
ten klimat, te klimaty ...nowej Polski!
Cyt. "...wszyscyśmy wycierpieli. Mamy nową Polskę, jesteśmy razem."
By dalej "...Na skrzyżowaniu przy praskiej cerkwi, rojnym i pełnym mundurów wymiętych jak worki.
Doktor praw Stanisław Jarosz docierał do tymczasowego budynku ,..., zastanawiając się , na ile ta dziwna okolica jest w ogóle Warszawą.
-A obywatel to do kogo tak się skrada? Barczysty żołnierz w szynelu zagrodził mu drogę.
...jestem prezesem sądu. Nie poznajecie?
...- A ja święty Walenty.
...Tu go nie chcieli. Po prostu.
...- No co ty, co ty ? Przecież , to nasz pan prezes! - Z sieni wybiegł Boczek, sekretarz sądu. On był cały jak gdyby przebrany w przedwojenne ubranie, tylko jedna część nie pasował do drugiej.
...Boczek musiał powyciągać to z różnych szaf. Szafy mu się pomyliły.
...Skąd on tego wszystkiego ponabierał, ponawdziewał?
...-Moja walizka - wyjęczał Jarosz.
- Nie mówiłem jeszcze szanpanu prezesowi, ale ktoś gwizdnął w tak zwanym międzyczasie, jak pan poszedłeś do ministra. Wie pan, demokratyczna władza słaba jeszcze-przymilnie cedził Boczek.
...Dużo pan tam prezes miał utensylii? - gadał Boczek.
...Boczek wyszedł na korytarz. Oto mały pokoik, składzik, gdzie dla odmiany on czuł się bezpiecznie. Tu ani sołdat nie wejdzie, ani żaden pożal się Boże prezes. To tam stała pod ścianą walizeczka Jarosza, odrapana, obłażąca ze skóry. Miękkie dłonie Boczka szamotały się z obluzowanym, ale jednak z zatrzaśniętym zamkiem. Kiełbasa. Teraz w cieple czuł jej zapach nawet przez walizę. Ale była mocno zzieleniała.
... Był też spleśniały chleb."

I na tym koniec cytatów.

Proszę mi wybaczyć tę małochrześcijańską konstatację.
Jednakże. ten wątek sekretarza sądowego Boczka podsunął mi jakże mało miłosierne skojarzenia nie z odległym, tym po 1944 wymiarem tzw sprawiedliwości, ale te miękkie ręce Boczka mocujące się zamkiem podniszczonej, przedwojennej walizki prezesa Jarosza stawia mi przed oczy takie postaci z IIIRP jak choćby ci sędziowie z Wrocławia, Szczecina, Krakowa nie gardzący nie tylko banknotem 50 zł, wkrętarką za zł 98, czy też sędziami na telefon, zdolnymi do każdego usłużnego draństwa.

Te miękkie łapki sekretarza Boczka, to niestety także pazerność trybunalistów nie tylko na urlopowe ekwiwalenty.

Ale jest czas świąteczny, więc na tym kończę i namawiam, zachęcam do sięgnięcia po książkę;
Piotr Zaremba, Zgliszcza ( opowieści pojałtańskie), wydaną przez Zysk i s-ka.

pzdr

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.8 (10 głosów)

Komentarze

Vote up!
4
Vote down!
0
#1537417