Króle i króliki z tzw dynastii mazgajo-mazgulskiej.

Obrazek użytkownika antysalon
Kraj

Tzw POczet tej dynastii charakteryzuje się tym, że to byli uzurpatorzy, samozwańcy, nasłani z zewnątrz.
Ani nie dziedziczyli władzy, nie pochodzili też z wolnej elekcji.
Po prostu osadzani przez obcych.
Od strony heraldycznej tabula rasa!
Zero, nic, pustka.
Jeno śladowe ich zawołania.

Aczkolwiek przez niemal ćwierć wieku rządzili nad Wisłą, to bardzo mało w sferze materialnej po nich zostało.
Jeno ... d... i kamieni kupa, jak to sami lubili publicznie swym poddanym oświadczać w chwilach szczerości.

I można by to wspomnienie o niszczycielskich rządach tej mazgajo-mazgulskiej dynastii na tym zakończyć, gdy nie potrzeba, aby potomnym dla wiedzy i co ważne przestrogi jednak kilka zdań pozostawić.

W dokumentach żródłowych bardzo mało śladów o nich samych.
Nawet w księgach parafialnych niewiele i wiele sprzeczności.
Aż dziw bierze, że takie skąpe zapiski i tyle śladów zniszczenia, wymazywania.
Tylko odpryski więc pozostały.
Celowo?, przypadek?
Czy też metoda?

Dynastię tę swoistą, sześciu królami też zwaną musi otwierać Bolesław.
Miał on co prawda pewien chwalebny okres, gdy go nawet już za życia pomnikowym uczynić chciano, ale w tych nawet bardzo skąpych zapiskach po latach odnaleziono w epistolach coś o jego czynach wręcz bardzo paskudnych, że wbrew temu co twierdził Cycero papier nie tylko mocno się zarumienił, lecz wręcz zapłonął ze wstydu.
Mimo to Bolesław, a w epistołach zwyczajnie pospolicie Bolkiem zwany do końca wypierał się starych zapisków.
Zasłynął on także nie ze strony językowej, gdy zaprzeczenie czynił twierdzeniem odwrotnym, a plus z minusem w pomroczności do tego stopnia skołował, że jego najwierniejsi poddani, nawet ci trochę i dużo lepiej od niego wyedukowani popadali w totalne zwątpienie co do rozumienia otaczającej ich rzeczywistości.
Boleslaw, pospolicie Bolkiem , Bolusiem zwany miał wyjątkowy dar, to gra w kości.
Potrafił wyrzucić niemal za każdym razem taki sam układ oczek, że jego ślubna od tych wygranych we wszelakie trudnodostępne dobra opływała.
Niestety poddanym ta jego szczęśliwa ręka do hazardu nie wystarczała.
I pognali go ze dworu, gdy w czasie kryzysu dynastycznego podał nogę zamiast ręki pewnemu filipińczykowi.

Donald Plątonogi zasłynął nie tylko z wielkiego uwielbienia pewnej sąsiedniej monarchini, której podarował niemal na tacy srebra rodowe i wszelkie beneficja, które jeszcze pozostały w królestwie po poprzednikach niszczycielach.
Swoim poddanym zaś cynicznie zapewniał jedynie ciepłą wodę.
A jego zawołanie " by żyło się lepiej" dotyczyło oczywiście dworu i przyległości.
Dwór, okolica pławiła się we wszelakim bogactwie.
On sam gros czasu spędzał zabawowo, w bullach.
I nie była to bynajmniej lektura bulli papieskich, ale gra-meczyki-uganianie się po trawnikach za kulami.
Tej zabawie najwięcej czasu ( tym bardziej, że jego dworacy w czasie gry dawali mu fory! zapełniając przestrzeń jego pustego ego), oddając sprawy państwa w ręce obcych, sprowadzonych najemników.
Nie wszystkim poddanym podobał się taki zabawowy i rozrzutny król, płacący z ich kieszeni najwięcej za różne, nie zawsze najpotrzebniejsze budowle.
Dla nich był on Donaldem kłamczuchem, matołem grasującym i niszczącym.
I zrażony, a jednocześnie przerażony niechybnym końcem abdykował i czmychnął ze swym gaciowym ciecio-grasiem do Brukseli.

I nastała Ewa szachrajka, kłamczucha.
Ba! wielka kłamczucha zasłynęła nie tylko z tego, że szybciej od koparki wchodziła w głąb.
Ba! twierdziła, że nawet była w stanie przesiać glebę... bagienną.
Ewa szachrajka miała też trochę doświadczenia medyka-golibrody.
Wtajemniczeni twierdzą, że co prawda poza chorobliwym łganiem wiedzy miała nie za wiele, ale starczało jej, aby lewatywę robić Donaldowi oraz pijawki mu przystawiać.
I tym sposobem, a kronikarze twierdzą, że raczej ....psim swędem po ucieczce Plątonogiego na dworze jako uzurpatorka pozostała.
Zasłynęła też prócz kłamstw także z wielu śmieszności i wścibskości.
Potrafiła bowiem nie tylko wozić po krainie meble.
Szafy z Gdańska do Krakowa.
Stoły i komody z Warszawy do Przemyśla.
A także na jarmarkach oraz w karczmach ludziom do misek zaglądać.
I nie tylko to poddanym się nie podobało!
Zanim ją pognali próbowała szantażować, że za wielką wodę wyjedzie, co nie tylko gawiedź jarmarczną mocno rozbawiło.

Nieodłącznym elementem tej "dynastii", jeśli tak można rzec, był też Bredzisław, zwany też potocznie strażnikiem żyrandola.
Zasłynął on głównie nie tylko z bardzo głupawych aforyzmów, lecz także ze swoistego savoir vivre'u.
Kaszaloty, szoguny, macanie kur, to wręcz drobiazgi przy jego zachowaniu wobec głów koronowanych wizytujących jego mazgojo-mazgulską wysokość Bredzisława.
On też miał koniec sromotny, bowiem opuszczając pałac w wielkim niezadowoleniu zagrabił wiele dóbr jemu nieprzynależnych od łyżeczek i widelczyków do bezów po obrazy ścienne.
Czyżby potraktował je jako ekwiwalent za ten okres straży, pilnowania żyrandoli?

Niestety trzeba trochę uwłaczyć tym powyższym i dodać im dwóch ....królików.
Rysiek Memo!
Niewątpliwym lider śmieszności ostatniego okresu.
To on dosiadając Rubikonia, zdublował Magów ze wschodu, ogłaszając nowe święto Sześciu Króli
To heros nie tylko słowa, twórca neo-terminologii, lecz także ekonomii.
Najzdolniejszy uczeń L. Balcerowicza, nosił mu teczkę przez wiele lat.
Może od tego noszenia, tak go poniosło, że pomylił 2, słownie dwa konta partyjne tracąc wielomilionową subwencję na działalność swej banksterskiej kanapy.
Jego żródłosłów jest tak przebogaty, że przyćmił już Bolka, Bredziława razem wziętych.
A wielka to sztuka.
Na dodatek królik Rysiek ostatnio swoją kanciapową kamarylę postawił w trudnej sytuacji, bowiem gdy ona marzła w parlamencie w świateczno/noworocznym czasie, onże z jedną z faworyt udali się niczym młoda para w ciepełko słonecznej Madery.

I nie da się inaczej, aby w tej mazgajo-mazgulskiej dynastii do miana ( mianownika ) królika nie podnieść przewodnika po szkodnictwie, niejakiego Mateusza Alimenciarza.
To klasyczny królik tej dynastii.
Ma wszelkie atrybuty by go nie pominąć.
Aparycja iście władcza.
Całe jego emploi! to nie tylko kucyk i kaptur obszyty króliczym futrem.
To królik nad królikami.
A skoro tak, to musiał z samej swej istoty, definicji wleżć w kapustę czyli w sałatę.
To wlazł w tę sałatę, kasiorę.
I zaczął tam jak pijany zając czyli królik szaleć.
Czesać kanapiarską, szKODnicką kasę.
Zaszałal tak mocno, zagrabiając kasę, że nie tylko jego wielbicielkom, tym od czarnych macic szczęki opadly i ...wypadły, a wieszaki i parasolki też!
Nawet Mazgule, ten jego zryty beret się przekrzywił.
Mateusz Alimemciarz ostro nagrabił.
I straszny smród, swąd się rozszedł po szKODnickich przyległościach.

Tak oto wygląda ta mazgajsko-mazgułowata dynastia.
Śmichy, chichy, smród wielki i bąbelki.

A mądrzy Polacy już od samego początku wiedzieli, że tak oni, te mazgajo-mazguły skończą.

pzdr

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (4 głosy)