gschab w oparach niezrozumienia.

Obrazek użytkownika Moherowy Fighter
Kraj

Wszedłem sobie na S24 i znalazłem notkę gschaba ]]>Młodzi, Wykształceni z Dużych Miast]]>, w której Autor wygląda jakby był w oparach niezrozumienia. Pisze on, w opiniach wielu osób, w tym tych piszących na salonie24, określenie młodzi, wykształceni z dużych miast, ma wydźwięk zdecydowanie pejoratywny, wręcz pobrzmiewa jak obelga. To ja niniejszym pytam się dlaczego?

To Autor tego nie wie? Wszak do obiegu publicznego to określenie zostało wprowadzone bynajmniej nie przez Ciemnogród, wsteczników, moherów etc. lecz przez najświatlejszą propagandę, forsującą tezę, że pewna grupa sympatyków i wyborców (umownie będących Jasnogrodem) jest tą najlepszą częścią społeczeństwa, jego awangardą, która pod każdym względem jest debeściarska. To propaganda Jasnogrodu czyniła (i czyni nadal) z tej grupy coś nadprzeciętnego, wyjątkowego, niepodlegającego żadnym ocenom (ani moralnym ani etycznym ani również merytorycznym), właściwie samoistnie nadzwyczajnym. W ten sposób ukuł się stereotyp, który szybko zaczął być weryfikowany i falsyfikowany. Tak to się dzieje w przypadku każdego stereotypu. Oczywiście, jeśli odrzucimy, że jest to bezmyślny stereotyp, to przyjąć musimy, że mamy do czynienia bądź to z artefaktem bądź z aksjomatem bądź też ze zwykłą konfabulacją. Ciekawe, które z tych trzech Autorowi pasowałoby najlepiej. Więcej, nawet, jeśli nie jest to stereotyp, artefakt, aksjomat czy też konfabulacja, to skoro taka grupa ludzi przyjmuje i samoidentyfikuje się z takim zestawem pojęć, o ukrytym charakterze wartościującym, to w ten sposób wystawia się, by powiedzieć jej „sprawdzam”. Tak jak w przypadku sportowca, czy nie jest „na koksie”, muzyka lub piosenkarza czy nie fałszuje, modelki czy nie ma skoliozy, botoksu i kilogramów silikonu, aktora lub aktorki czy rano nie wygląda jak maszkaron. Co w tym dziwnego?

No to skoro doszliśmy już, że tak nachalnie forsowany stereotyp da się analitycznie weryfikować, to naturalną koleją rzeczy jest to, by postawić hipotezę roboczą „A co, jeśli Młodzi, Wykształceni z Dużych Miast nie są debeściakami?”. Bo? Bo cała masa dowodów, faktów, okoliczności i zdarzeń pokazuje, że tak jest w istocie. Ja naprawdę nie mogę wyjść ze zdumienia, że owa wielkomiejska, tak nadzwyczajnie wykształcona, wybitnie inteligentna i obyta w świecie awangarda poległa na czymś tak trywialnym, jak choćby ocena ryzyka kredytowego i wpadnięcie w spiralę zadłużenia. Sam zaś kryzys (czy on jest czy go nie ma) jest dość słabym „alibi” dla przekombinowania w zakresie finansów osobistych. Dlaczego? Ano dlatego, że coraz bardziej łapczywe zagarnianie pożyczek, kredytów czy też jakichkolwiek rat kupieckich było (i jest nadal) stylem życia, warunkowanym zasadą „zastaw się a postaw się”. Dalej, ci wielkomiejscy, nadzwyczajnie wykształceni, wybitnie inteligentni i obyci w świecie członkowie awangardy potrafią często przepłacić górę kasy za jakąś zwykłą chińską tandetę byleby ona miała markową metkę. Inna tandeta, już bez metki, jest dostępna za 15-20 proc. wartości tamtej, jednak dla owej awangardy jest ona obciachem. Kto mądry wydaje kilkukrotnie więcej za tandetę, która bez metki jest o wiele tańsza? I takich przykładów można by mnożyć. Jaki licencjat bądź magisterium to warunkuje?

Gschab pisze dalej, (…) Młodzi ludzie, którzy z większą lub mniejszą dozą wysiłku ukończyli studia, zdobyli pracę – często w niezłych firmach i aby odnieść w niej sukces tyrają po kilkanaście godzin na dobę, często na stażu zarabiając grosze.

Bo, dlaczego tak tyrają po kilkanaście godzin na stażu, zarabiając grosze, to intelektualista wie czy udaje, że nie wie? Odpowiadam. Bo…, cała masa tych ludzi ma do spłacenia kredyty i pożyczki zaciągnięte już na studiach, i byleby je spłacić i „dopracować się” względnie trwałej zdolności kredytowej potulnie dają w siebie tak orać. Bo towarzyszy temu paniczny wręcz strach, że „jeśli nie utrzymam tej roboty, to szybko będę miał wizytę komornika.” Bo, „stracę plazmę, brykę, elektronikę i coś tam jeszcze.” Bo, „skończy się chodzenie do klubów, pubów, na dyskoteki, kupowanie w galeriach handlowych, wspólne z kumplami wypady na kręgle etc.” Bo, „nie będzie czym przyszpanować.” Bo, „dziewczyna może mnie rzuci.” Bo… I tych „bo” jest bezliku. A to wszystko jest silną motywacją do wpadnięcia w „wyścig szczurów”, dawania się mobbingować i nasiąkać różnymi patologiami.

I dalej gschab – Przeważnie posługują się sprawnie przynajmniej jednym językiem obcym – oprócz angielskiego, który jest standardem, nie maja kompleksów w kontaktach z osobami z innych krajów, równie swobodnie czują się w Warszawie, Londynie czy Nowym Yorku.

Cóż, znam osobiście takich, którzy znają przynajmniej jeden język obcy, nie mają kompleksów w kontaktach z osobami z innych krajów, zaś równie swobodnie czują się w Warszawie, Londynie czy Nowym Jorku. Przykład? Ja sam. Studiowałem w Stanach, jestem Warszawianinem, byłem w Londynie, mam wykształcenie wyższe (w tym podyplomowe), nie mam kompleksów w kontaktach z osobami z innych krajów… – a na PO nie głosowałem. I takich, jak ja jest znacznie więcej.

Gschab zaczyna już powoli „jechać po bandzie”, pisząc mają swój pogląd na świat, często jest to pogląd konsumpcyjny i materialistyczny co wcale nie oznacza, że odrzucają wartości ideologiczne, patriotyczne czy świadomość historyczną.

Cóż, onegdaj przez kilka lat, w pewnej instytucji, miałem okazję „opiekować się” stażystami i praktykantami, przeważnie studentami z uczelni publicznych i niepublicznych. I to, co zauważyłem to, to że jakby ich pogląd na świat, to było wyłącznie powtarzanie publicystycznych gagów, komunałów i frazesów wziętych bądź to z „Wyborczej” (lub podobnych), dętych programów telewizyjnych bądź zasłyszenia czegoś na wykładach lub w kręgach studenckich. Naparstka nie było w tym swoich, wyrobionych poglądów. Jakiejś syntezy, wnioskowania, weryfikacji i konfrontowania. Zamiast tego „sztuka pływania”, wodolejstwo i tuszowanie tego nowomową, pseudospecjalistycznym żargonem. Jakakolwiek próba zbliżenia ich do czegoś trudniejszego, skomplikowania im zadania, właściwie zawsze spotykała się z popłochem, wycofywaniem się, ucieczką od tematu i zasłanianiem czymkolwiek. I aż dziwi, bo praktycznie każdy taki delikwent był arcymistrzem w wygadaniu. Jednak, co racja to racja, w sprawach konsumpcji, „kasy” i kwestii materialistycznych, to byli nie do przebicia. A wartości? Szczególnie, ideologiczne, patriotyczne czy też w zakresie świadomości historycznej, to wśród nich były same wzorce kosmopolityzmu, że „co polskie, to obciach, syf, do chrzanu itd.” (wierne cytaty).

Jednak z powodu swojej wiedzy, otwartości na świat nie podchodzą do nich bezkrytycznie. Jeżeli mają uznać jakiś punkt widzenia za swój spytają nasamprzód dlaczego? – gschab robi dalej pa-ta-tajkę. Wiedzy? Może raczej lepiej „wiadomości”? Otwartości? A gdzie tam, skoro to, z czym im nie po drodze, to oni to odrzucają, uznając, że jest to zaściankowe, obskuranckie, nudne, zacofane i do kitu. Przecież ma być „lekko, łatwo i przyjemnie” i „róbta co chceta”. I gdzie to może nie ma tego podejścia bezkrytycznego? W przekonaniu, może, że „możesz mi truć, a ja i tak wiem swoje”? A może w tej elastyczności, oportunizmie czy wręcz koniunkturalizmie? Gdzie jest ten krytycyzm? Bo chyba wtedy, kiedy można sobie pojeździć „po moherach”, zgredach czy ogólnie tych znających życie, dojrzalszych, doświadczonych życiowo i zwyczajnie mądrzejszych, choć może bez formalnych tytułów i godności akademickich. Otóż nie, nie spytają najsamprzód „dlaczego”, jeżeli mają uznać jakiś punkt widzenia za swój. Najsamprzód się rozejrzą wokoło i popatrzą, czy w ich środowisku już ktoś innych ten punkt widzenia zaakceptował i przyjął i czy reszta to zaaprobowała.

Gschab trze po tej bandzie aż iskry lecą, pisząc, że nie jest to oznaką lekceważenia czy braku zasad lecz oznaką myślenia, braku bezkrytycznej wiary, czasem aż do bólu drążą temat aby dojść do sedna. Nie mają zwyczaju przyjmować cudzych poglądów na wiarę, tylko dlatego, że wypowiada je autorytet (taki bądź inny), będą dociekać o co w tym wszystkim chodzi i albo uznają punkt widzenia za słuszny albo go odrzucą.

Byłoby to wszystko prawdą, gdybym nie miał doświadczeń całkiem odmiennych. Mianowicie, przez te lata, kiedy zajmowałem się stażystami i praktykantami, miałem ich ca. 40.ro. Z kolei na wykładach, które kiedyś prowadziłem, miałem „pi razy oko” 250.cioro studentów i studentek. I w jednej i drugiej grupie zauważyłem, że jest jakieś 10-15 proc. takich, którzy odnoszą się z szacunkiem, mają jakieś zasady, myślą (tj. wnioskują przyczynowo-skutkowo), autentycznie chcą się czegoś dowiedzieć, nie są bezkrytycznie czemuś wierni oraz do bólu drążą temat, aby dojść do sedna. Cała reszta chciała cokolwiek pojąć wówczas, jeśli miało to potwierdzać ich jakieś wyobrażenia o czymkolwiek bądź miało im to przynieść jakąkolwiek korzyść. A już najbardziej byli zainteresowani tym, by im podać gotowe rozwiązania i wnioski jak na talerzu. W tej reszcie była też znaczna część, która temat/wykład/zagadnienie zwyczajnie czniała, a chciała mieć to wszystko za sobą „lekko, łatwo, przyjemnie i na luziku”. O arogancji, impertynencji, chamstwie i cynizmie, to nie ma w ogóle co gadać. I faktycznie najprzyjemniej pracowało się z mniejszością, która nie miała w zwyczaju przyjmować cudzych poglądów na wiarę, tylko dlatego, że wypowiadał je autorytet (taki bądź inny), z kolei zaś, dociekała o co w tym wszystkim chodzi i albo uznawał punkt widzenia za słuszny albo go odrzucała. A dlaczego najprzyjemniej? Bo, po pierwsze, potrafiła swój pogląd uzasadnić logicznymi i merytorycznymi argumentami, a po drugie, to nawet jeśli nie potrafiła, to miała odwagę cywilną, by się do tego przyznać. I nie stroiła foch, że jajko mądrzejsze od kury.

Z racji swoich celów i sposobu życia przyjmują za istotne te poglądy, które uczynią ich życie łatwiejszym, lepszym, spokojniejszym. – uważa gschab. To znaczy podkreśla to, o czym wyżej napisałem – „lekko, łatwo, przyjemnie i na luziku”. Tylko jak to się ma do owej wyidealizowane wizji ich, jakoby byli tytanami pracy i wysiłku? Przecież jedno przeczy drugiemu.

A czy to źle? – pyta gschab. Cóż, moja ś.p. Babcia (bez dyplomu studiów wyższych) mawiała mądrze, „jak sobie pościelisz to się wyśpisz.” Przeto, skoro życie ma być „lekkie, łatwe, przyjemne i na luziku”, tzn. infantylnie bezstresowe, to świadczy to o słabości charakteru, niedojrzałości i bezgranicznej naiwności.

Czy chęć osiągnięcia odpowiedniego (patrz wysokiego) standardu życia to coś zdrożnego? – ciągnie dalej gschab. Spytać tylko jeszcze trzeba, czyim i jakim kosztem? Bo miło jest tak prywatyzować zyski a uspołeczniać straty. Prawda? A stąd krok do egoizmu, egotyzmu i znieczulicy. Czyż nie?

Czy koncentracja na własnych osobistych celach i jednocześnie uznawanie politycznych kłótni za głupotę i sprawy nieistotne deprecjonuje tych ludzi? – po „sokratejsku” pyta gschab. Ależ tak kłótliwej grupy, jak właśnie „Młodzi, Wykształceni z Wielkich Miast” to ze świecą szukać drugiej innej. „Politycznie kłótnie” z kolei, to jest takie alibi z jednej strony, z drugiej zaś, taka cwana i perfidna pałka erystyczna. Bo też skoro sami wszczynamy magielną burdę, to jest to wówczas dla nas wygodne (czyż nie?) i wtedy korzystamy z tego alibi, natomiast, jeśli to nie my robimy, to „z mety” staje się to pałką.

Czy karygodne jest postawienie spłaty kredytu ponad jakąś aferę, z której i tak nic nie wynika? – kontynuuje gschab. I nie za bardzo wiadomo, o co jemu chodzi. Jak spłata kredytu i jaka afera?

Gschab z rozbrajającą naiwnością twierdzi, zachowują się w sposób całkowicie naturalny dla osób żyjących w kraju stwarzającym spore możliwości, w czasie pokoju, bez granic gdzie wyjazd na Hel czy na Cypr to kwestia tylko i wyłącznie zasobności portfela i indywidualnych preferencji. Otóż, ów Cypr to w znacznym stopniu kwestia szpanu (pardon – „efektu demonstracji”). Pamiętam bowiem taką sytuację towarzyską, w której jednemu z grupy owych „Młodych, Wykształconych z Wielkiego Miasta” powiedziałem, gdy nadszedł kryzys finansowy, że niedługo skończą się złote czasy, kiedy jeździło się w zimie w Alpy na narty, wybrzydzając na nasze Tatry. Koleś wyglądał tak, jakbym go tym stwierdzeniem jakoś skrzywdził, bo minę miał tak obolałą i traumatyczną, że aż śmieszną. Facet nie mógł zwyczajnie przeboleć tego, że śmigać będzie musiał z Kasprowego a nie w Chamonix. Co się zaś tyczy owych mitycznych możliwości (i to sporych) to za wyjątkiem nepotyzmu, kumoterstwa, sitwiarstwa itp. to faktycznie jest fajnie.

Glosują (w większości) na PO i Tuska bo chcą spokojnego, stabilnego rozwoju i życia, bez awantur i kłótni mogących im ten spokój zburzyć i mają klapki na oczach, nie dostrzegając, że ów Tusk oraz PO są tak do cna agresywne, prowokatorskie, jątrzące i judzące, że wyrabiają wszelakie normy z tym związane. Czego chcą? Spokoju, stabilnego rozwoju i życia bez awantur i kłótni? Jedno wielkie przekłamanie. Głosują, bo widzą w nim gościa dobrze przygotowanego do napierdalanki, który trzyma moherów na odległość. Zwyczajnie, podobnie jak wtedy, kiedy rajcują się napierdalanką w ringu, w filmie bądź gdzieindziej, to w tym przypadku grzeje ich taki zawodowiec, potrafiący spuścić moherom bęcki. Tu jest cała tajemnica motywacji wyborczych.

ale jeżeli okaże się (a tak się pewnie stanie), że obietnice były dęte i zostali oszukania bez wahania przerzucą swoje głosy na kogoś innego lub w ogóle nie pójdą na wybory. – ciągnie dalej gschab. Tak, przerzucą na jakiegoś innego mięśniaka. A że nie pójdą, to będzie to symptomatyczne dla ich dojrzałości politycznej.

Normalni ludzie w normalnych czasach. I to w większości od nich będzie zależała przyszłość naszego kraju, to oni za kilka czy kilkanaście lat będą managerami, naukowcami czy też może politykami. – To blisko 90.proc poparcia w Zakładach Karnych i aresztach, to oznacza „normalni ludzie w normalnych czasach”? Dalibóg, by za kilka czy kilkanaście lat tacy nie byli managerami, naukowcami bądź politykami.

(…) Czemu więc dla wielu Młodzi Wykształceni z Dużych Miast są synonimem bezmózgich, pozbawianych wartości patriotycznych i ogólnie jakichkolwiek wartości osób. Jest to takie same, bezsensowne klasyfikowanie jak mohery czy np. Starzy Pijacy z Popegerowkich Wiosek w skrócie SPzPW. – i to ostatnie dobitnie świadczy o oparach niezrozumienia. Można mieć więcej szacunku do takiego „Starego Pijaka z Popegeerowskiej Wioski”, jeśli żyje uczciwie, niż do „Młodego, Wykształconego z Wielkiego Miasta”, który w „wyścigu szczurów” uczy się kombinować, kręcić i iść drogą na skróty.

Brak głosów

Komentarze

"nie maja kompleksów w kontaktach z osobami z innych krajów, równie swobodnie czują się w Warszawie, Londynie czy Nowym Yorku."

Tia, nie mają... na wszelki wypadek wielu woli jednak nie "przyznawać się", że są z Polski.

Co do samodzielności w myśleniu... owczy pęd jest zauważalny na uniwersytetach bardziej niż gdziekolwiek indziej. A poziom intelektualny studentów ponoć coraz niższy...

MF, fajny tekst, jak zawsze, choć wpis GSch (ciekawie się kojarzy, swoją drogą, z pewnym Grzegorzem) chyba niewart Twojej analizy - jest żałosny, ot co.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#134534

Jest okolo 30 milionów potencjalnych wyborców, i kto w tej masie, ilu ich jest, tych tzw. wyksztalconych z dużych miast??? Czy ci, którzy wylansowali, te wlaśnie typy, nie pomylili kwalifikacji, z mlodymi niewyksztalconymi z blokowisk wielkich miast, wychowanych na grach, bajkach "songo"??? Ilu ich idzie na wybory??? jaki to rzeczywisty procent??? Co oni rozumieją, glosują za żeton do budki z piwem??? Ilu jest tych, co im się udalo, bo zalapali się z tatą komunistą, na grabież państwa, na etety popartyjne??? Ilu jest, tych serialowych szczęściarzy, prowadzących fitnes, na który, przychodzi kilku znajomych, a oni sami jeżdzą Toyotami za setki tysięcy??? Kto w to wierzy, napalone nastolatki, albo podstarzale gospodynie domowe, granatem odrywane od zmywaka??? Pzdr.

Vote up!
0
Vote down!
0
#134542