"Pierwszy w Wolnej Polsce film o Powstaniu Warszawskim!"

Obrazek użytkownika matka trzech córek
Kultura

  Wybrałam się dzisiaj do kina. Sierpniowe niebo - 63 dni chwały – film o Powstaniu Warszawskim był tym obrazem, który przemógł moją, ostatnio dosyć ciężką, niechęć do multipleksów.

 Przez około trzy kwadranse walczyłam z wrzaskliwymi reklamami zagłuszając je chrupaniem orzechów.

 Nie przeszkadzało to nikomu, bo pusto było w tym kinie i głucho, niczym w peerelu na radzieckim seansie. Hen wysoko, ze dwa rzędy widzów i parę osób poniżej.

 Kiedy rozpoczął się film, znieruchomiałam z w skupieniu i uwadze. Nie czytałam żadnych recenzji ani komentarzy na temat tego obrazu, bo chciałam zachować niczym niezmącony, bezstronny stosunek do tego, co zobaczę.

 Cóż mogę powiedzieć?

 Zacznę tak: interesuje mnie wszystko, co dotyczy Powstania, bo wszelkie obrazy z nim związane są dla mnie na wagę złota.

 Jednakowo zachłannie oglądam zarówno filmy dokumentalne jak i fabularne. Tu miałam i jedno, i drugie. Przeplatanka zdjęciowa była sprawnie zestawiona i chwilami człowiek tracił orientację, co jest autentycznym ujęciem, a co filmową fikcją.

 Pomysł fabuły był dobry. Może gdyby rozwinąć go jeszcze, skupić się bardziej na tym, co przewijało się przez cały film, to i o Oscara by się otarło?

 Film popłynął bowiem utrwalonym już, jak się okazuje, korytem niczym wartki strumień.

 Mistyka, magia, może nawet kabała, przewijały się przez kadry i wyraźnie nadawały ton i sens filmowi.

 Oto Żyd mądry, filozof uznany, ukryty przed wszystkimi w piwnicznej kryjówce na płonącej Woli, zapisuje na marginesach swojego przedwojennego, drukowanego dzieła informacje, które tajemniczym splotem okoliczności, po wielu latach rozwiążą zagadkę.

 

  Żydowskie rytmy przewijające się nader często, przydają scenom mistycyzmu.

 Jest więc w filmie wszystko, na co w ostatnim czasie jest zapotrzebowanie. Kręgi pragnące ukazać historię II wojny światowej w nowej odsłonie, powinny być usatysfakcjonowane.

 Jest więc mędrzec – Żyd i jego denuncjator – Polak. Jest dobry, inteligentny Niemiec, który łatwo nawiązuje porozumienie z żydowskim filozofem.

 W tle są i inni – znacznie gorsi - widać RONĘ i jej okrucieństwo.

 Są też bezradni, prości Polacy – ludność cywilna i oszołomione zrywem powstańczym wyrostki - warszawska młodzież. Ginąca jak muchy.

 

 Współczesność, która przenika się z historią, jest reprezentowana przez rozmaite grupy. Wyróżniają się młodzi ludzie, którzy swoim patriotyzmem próbują zarazić obojętne raczej otoczenie. Wbrew wszystkiemu, film kończy się pozytywną sceną.

 Bardzo wzruszającą i wymowną.

 

 

Udało mi się poznać opinie na temat filmu u dwóch mocno dojrzałych widzów.

 Nie byli zachwyceni – „za dużo rapu, ale to może lepiej dla młodzieży? Dobrze, że tak dużo było zdjęć dokumentalnych. Dobrze, że w ogóle nakręcili film o Powstaniu!”.

 

  To moje odczucia. Jak z nich wynika, zawiodłam się nieco i rozczarowałam.

 Może zbyt dużo wymagam? Może niepotrzebnie irytuje mnie żydowski wątek? Może czepiam się byle czego?

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (2 głosy)

Komentarze

"Jest więc mędrzec – Żyd i jego denuncjator – Polak. Jest dobry, inteligentny Niemiec, który łatwo nawiązuje porozumienie z żydowskim filozofem."

aby ocenić, że ten film to kolejne typowe dla III RP antypolskie, propagandowe gówno.

Vote up!
0
Vote down!
0
#381202

Nie jest to film antypolski.
W zasadzie, gdyby rozwinąć wątek mistyki, to powstałaby ciekawa fabuła o metafizycznym zabarwieniu.
Osobiście, bardzo lubię takie filmy.Szkoda, że nie skupiono się na tym i nie rozwinięto, tworząc niesamowitą historię.
Magii nigdy za wiele:)

Czytałam, że jakiś czas temu, w filmie amerykańskim, poprawność polityczna nakazywała, by pojawiał się w obsadzie Murzyn i Żyd.
Może to stąd biorą wzorce nasi twórcy?
Kiedy pisze się okupacyjny scenariusz, "obowiązują" pewne wytyczne.
Tyle że u nas, zamiast czarnoskórego, pojawia się Polak - kolaborant.

Warto zobaczyć ten film, bo odczucia mogą być tak różne, jak różni bywają widzowie.

Vote up!
0
Vote down!
0
#381208

Jeśli reżyser chciałby nakręcić film o wojennych losach żydowskiego mędrca ukrywającego się w Warszawie podczas wojny, wydanego Niemcom przez polskiego donosiciela i uratowanego przez dobrotliwego esesmana, to powinien go nazwać np. "Wojenne losy Mordechaja Ringelbauma".
Wtedy, mimo fałszerstw historycznych i życzliwych Żydom hitlerowców, może by się to jakoś broniło pod hasłem "licentia poetica". Może gdzieś tam, podczas wojny, mogło się coś takiego zdarzyć.

W filmie jednak, którego głównym tematem jest Powstanie Warszawskie jest to kłamstwo piramidalne. Ani ukrywający się Żydzi nie byli istotnym wówczas problemem, ani polscy szmalcownicy nie byli wtedy szczególnie aktywni, ani też nie zaobserwowano zjawiska potulnych esesmanów.

A co do poprawności politycznej, to reżyser powinien pójść za ciosem i zakochać Niemca w Żydzie. Gdyby po wyrecytowaniu wierszy zaczęli się czule całować, byłyby dwie pieczenie na jednym ogniu, a film miałby szanse na Oscara.

Vote up!
0
Vote down!
0
#381220