komeraże
Latem 2001 roku Monika Olejnik i Agnieszka Kublik przeprowadziły wywiad z Donaldem Tuskiem - jednym z liderów świeżo upieczonej Platformy Obywatelskiej. Początek wywiadu był dość tajemniczy (a może tylko wygląda na taki po latach - gdy to i owo wyszło na jaw...). Otóż, gdy panie zapytały Tuska jak powstała Platforma, ten opowiedział im taką historię: "trzech tenorów" (Tusk, Olechowski, Płażyński) spotkało się przed powołaniem Platformy tylko ...raz, i to ledwie dwa dni przed publicznym ogłoszeniem powstania nowej partii. Wcześniej każdy z „tenorów” przeżywał "własne przypadki polityczne" i rozmyślał dochodząc do - jak się okazało - podobnych wniosków. Był to - zdaniem Tuska - "zbieg okoliczności" i "poryw chwili"... Dziennikarki dziwiły się jednak takim cudom i pytały: "Jak doszło do tego, że spotkaliście się we trójkę, skoro wcześniej ze sobą nie rozmawialiście? Ktoś czwarty Was umówił?"... "Dociekliwość godna lepszej sprawy" - skarcił je Tusk, ale te naciskały: "Leszek Balcerowicz?", "Jan Krzysztof Bielecki?", "Paweł Piskorski?"... "Nie", "Nie", "Nie" - zaprzeczał Tusk, a na rozpaczliwe pytanie "No to kto?" odparł: "Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy o tym mówić. Żeby nie wyszło, że ktoś z naszej trójki jest tym pierwszym". Jeśli zaś chodzi o "kogoś czwartego" to go – według Tuska - "nie było". Kublik z Olejnik orzekły, że jest w tym wszystkim jednak "coś tajemniczego"(1) i na tym stanęło....
Rzecz czytana po latach robi wrażenie przekomarzania się w gronie „wtajemniczonych”... Ty wiesz, że my wiemy, my wiemy, że ty nie możesz powiedzieć, podroczymy się trochę a publiczność i tak nic z tego nie załapie, bo nie wie do czego pijemy... A „wtajemniczeni” będą mieli chwilę zabawy czytając wywiad... I faktycznie latem 2001 roku dociekliwość dziennikarek mogli docenić tylko ci, którzy mają głęboki wgląd w kulisy naszej sceny publicznej. Ale lata lecą i bywa, że dostęp do wiedzy – niegdyś – ezoterycznej zyskują profani. Tak było tym razem, bo kilka lat później do stanowiska "czwartego tenora" przyznał się generał Gromosław Czempiński. Generał wyznał: „Miałem dość duży udział, w tym że powstała Platforma, mogę powiedzieć, że odbyłem wtedy olbrzymią liczbę rozmów, a przede wszystkim musiałem przekonać Olechowskiego i Piskorskiego do pewnej koncepcji, którą później oni świetnie realizowali”. A co było potem? – chciałoby się zapytać... „A potem jak przystało na człowieka ze służb nie rościłem sobie żadnych pretensji do tego, aby być członkiem partii albo działać. Ludzie ze służb nie powinni być w polityce”(2) – wyjaśnił skromnie generał...
Ale z tym trzymaniem się z dala od polityki to generał przesadził... W polityce nie raz już wszak namieszał. Przypomnijmy, że Czempiński należał do tych PRL-owskich czekistów, których – na początku lat 90-tych ubiegłego wieku - przyhołubił Lech Wałęsa. Prezydenturę Wałęsy kierowany przez Czempińskiego UOP zakończył mocnym akordem uruchamiając sprawę Oleksego... W odpowiedzi SLD „wyczyściło sobie UOP”, a działo się to za rządów Włodzimierza Cimoszewicza, który przejął premierostwo po ugodzonym „Olinem” Oleksym... W efekcie „czyszczenia” Czempiński musiał przejść do biznesu, a główna gwiazda „sprawy Oleksego” - Marian Zacharski - udał się na emigrację... Kilka lat później ludzie Platformy, do współojcostwa której przyznaje się Czempiński, podstawili Cimoszewiczowi nogę w trakcie prezydenckiej kampanii wyborczej. Zbity Cimoszewicz zaszył się w puszczy, a panowie Czempiński z Zacharskim powrócili w chwale – ten pierwszy rychło zyskał status telewizyjnego eksperta, a ten drugi doczekał się nawet czegoś w rodzaju filmowej hagiografii przygotowanej przez TVN...
I wydawać by się mogło, że po wyborczym sukcesie PO Tusk z Czempińskim będą żyli długo i szczęśliwie, ale z czasem coś tam na zapleczu znów zaczęło iskrzyć... Oto panowie Piskorski z Olechowskim, z którymi niegdyś generał Czempiński prowadził ponoć długie rozmowy o stworzeniu Polatformy, zaczęli naraz wykonywać ruchy jawnie wrogie wobec PO montując nowy projekt polityczny: Andrzej Olechowski odchodzi z Platformy i przymierza się do roli kandydata na prezydenta popieranego przez – przejęte przez Piskorskiego – Stronnictwo Demokratyczne. Co prawda Gromosław Czempiński tym razem nie ogłosił się (jeszcze?) ojcem tego projektu, ale i on boleśnie dziabnął Tuska przypominając sobie nagle okoliczności powstania Platformy Obywatelskiej... I naraz wokół generała i wokół Piskorskiego zaczynają dziać się rzeczy dziwne... Dziennikarze-spryciarze dowiadują się jakimś sposobem, że trzymany w kryminale Peter V. „kasjer lewicy” miał zeznać jakoby kilka lat temu jakaś świnia buchnęła ze szwajcarskiego konta generała „nawet dwa miliony dolarów”, a skąd się te pieniądze na koncie wzięły – do końca nie wiadomo(3)... A znów gdy idzie o Piskorskiego – prokuratura zaczyna na gwałt odkurzać różne ciekawostki z jego przeszłości... Jakby tych dziwnych zjawisk było mało - Tusk zbliża się z pokrzywdzonym niegdyś przez ludzi Platformy Włodzimierzem Cimoszewiczem, którego Gromosław Czempiński nie musi dobrze wspominać w związku ze „sprawą Oleksego”...
A skoro potrąciliśmy już sprawę zagranicznych kont i historię utrącenia kandydatury Cimoszewicza... Niedawno dziennikarz Witold Gadowski snując na swoim blogu opowieść o pewnym tajnym koncie wtrącił, że „...w 2005 roku z tego konta została wypłacona (przy zastosowaniu opisanej procedury) suma 8 milionów dolarów. Pieniądze przesłano na konto w banku na Bahama. To suma, która została przekazana na zabezpieczenie materialnego bytu pewnego polityka, który wówczas wycofywał się z publicznej działalności”(4). Oczywiście najgłośniejszym w roku 2005 „wycofaniem się z działalności publicznej” było wycofanie się Cimoszewicza... Czy sugestia Gadowskiego (bo chyba jest to sugestia?) odpowiada prawdzie – nie wiadomo, ale taka teoria tłumaczyłaby przynajmniej sławną „chimeryczność” Cimoszewicza o której tyle czytuje się w prasie... Cimoszewicz nie krygowałby się i nie hamletyzowałby tylko – zwyczajnie – trzymał się warunków porozumienia... I można chyba zakładać, że układające się strony mogłyby zmienić treść układu, gdyby – powiedzmy – zmieniły się okoliczności...
Ale co z tego wszystkiego wynika? – zapyta w tym miejscu niecierpliwy czytelnik. A bo ja wiem co? Może głośne ostatnio wydarzenia mają inne podłoże, niż się nam wydaje? Być może popierające Tuska kręgi, których reprezentantem jest pan Czempiński w pewnym momencie uznały, że Tusk wybujał za wysoko i postanowiły go „przystrzyc” uruchamiając nowy projekt polityczny z Olechowskim i Piskorskimw rolach głównych, w odpowiedzi na co Tusk zaczął szukać sojuszy w okolicach Cimoszewicza? Może indyczące się strony, po wymierzeniu sobie paru prztyczków doszły do wniosku, że na konflikcie wszystkie mogą stracić i zawarły jakieś porozumienie? Np. prezydentem zostaje ktoś pewniejszy dla generała Czempińskiego niż Tusk, Tusk utrzymuje premierostwo, a Cimoszewicz zwolniony z układów wraca na białym koniu do wielkiej polityki? Zapominamy o „Olinie”, zapominamy o Peterze V. I jego opowieściach o kontach, zapominamy o Jaruckiej i próbujemy w zgodzie podzielić się tym, co jeszcze zostało do podziału... Byłoby to piękne zamknięcie konfliktów rozdzierających łono postkomunistycznej oligarchii od czasów prezydentury Lecha Wałęsy... Ale, oczywiście, rzecz może wyglądać zupełnie inaczej. Jak? Może dowiemy się po latach... Póki co pozostaje nam uważne studiowanie produkcji „wtajemniczonych” dziennikarzy. Może znowu będą puszczać do nas oko...
Przypisy
1. Od romantyka do pragmatyka, w: Monika Olejnik, Agnieszka Kublik, Dwie na jednego
2. CZEMPIŃSKI: TO JA ZAKŁADAŁEM PO, mem, Niezależna.pl, 07-07-2009
3. Kradzież z konta generała?, Rz. 16.08.2009
4. Witold Gadowski: Najważniejszy trop mafii, blog autora
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2753 odsłony