czy przelałbyś krew za III RP? (własną krew...)

Obrazek użytkownika tad9
Kraj

To ciekawe,ale wygląda na to, że pewne rzeczy nigdy się nie znudzą. Wydaje się, że ludzi powinno pociągać raczej to, co nowe, a tymczasem wychodzi na to, że preferują raczej powtarzalność... Weźmy takie życie kulturalne, a konkretnie – literaturę. Jak wiadomo, gdzieś tak pomiędzy 16 a 21 rokiem życia spora część ludzi ma całkiem trzeźwy osąd świata, to znaczy – uważa go za miejsce mało przytulne... Oczywiście później większość nabiera nieuzasadnionego optymizmu (musi za tym stać jakiś mechanizm podtrzymywania gatunku), ale – nim do tego dojdzie – paru młodych pesymistów popełnia powieść. Wszyscy to znamy: młodzież w takich powieściach oddaje się beznamiętnej rozpuście i używaniu używek, dorośli zaś albo uprawiają „wyścig szczurów” prąc przed siebie i depcząc innych po drodze, albo konają w barłogu z bluźnierstwem na ustach. Przy tym wszystkim może się po kartach powieści plątać jakiś wrażliwiec, ale tylko po to, by mógł zaistnieć wątek samobójstwa. Tak to mniej więcej wygląda, i kto czytał jedną taką powieść, ten jakby czytał wszystkie... Ale raz na parę lat na kolejnego debiutanta i jego dzieło biorą na cel media i krytycy. I wtedy się zaczyna... Oto obraz pokolenia! Co zrobiliśmy naszym dzieciom? Azaliż naprawdę więzi międzyludzkie rozłożyły się do tego stopnia? Genialne! Tego jeszcze nie było!... Potem młodzieniec czy pannica dostają jakąś nagrodę i przez parę lat męczą się nad drugą książką (na przykład o tym, że żyjemy w medialnym matrix-sie). Ale to co dzieje się potem już nas nie interesuje. Interesuje nas powtarzalność zarysowanego wyżej schematu... Nie czepiajmy się zresztą wyłącznie literatury. W teatrze jest to samo i na dwa lata w przód można śmiało zgadywać jak będzie wyglądała inscenizacja tego czy owego dzieła. Jak, dajmy na to wyglądałaby nowoczesna interpretacja „Lokomotywy” Tuwima? Ano , mniej więcej tak: lokomotywa, rzecz jasna ciągnie transport do Auschwitz, więc z wiersza wyrzucamy wszystko, co się z taką wizją gryzie (owych atletów, kotlety itd...). W zwolnione miejsca wsadzamy cytaty z „Fenomenologii Ducha” Hegla, coś z Eurypidesa i obszerne fragmenty powieści „Łaskawe” Jonathana Littella. Na scenie trochę ekranów i wydzielin, całość grana zgodnie z tradycyjną(!) dla awangardowego teatru dyrektywą („obnaż się i krzycz!”), długość spektaklu umiarkowana (5-6 godzin) i mamy teatralną rewelację, choć rytualny teatr z wyspy Bali jest mniej przewidywalny od takich przedstawień...
Ale powyższe narzekania to tylko przygrywka. Szczerze mówiąc – służą głównie temu, żeby wpis nie był za krótki, bo – poza tym – co nas obchodzą literatura i teatr? Wszak dziś 11 listopada, więc zajmuje nas inny rytuał, a konkretnie – rytualne wywiady na temat polskiego patriotyzmu. Czytam takich wywiadów ze sześć w ciągu roku, a przecież nie czytam wszystkiego, co się drukuje, więc musi ich być parę razy więcej, a już prawdziwy wysyp mamy w okolicach 1 sierpnia i – właśnie – 11 listopada. Treść ta sama: że Polacy nie umieją świętować, że polski patriotyzm ma charakter cmentarny, że dość już tej martyrologii, że – i to jest numer żelazny – współczesny patriotyzm polega na płaceniu podatków i nie pluciu na chodniki (no, zamiast plucia może być co innego, ale te podatki są obowiązkowe). A poza tym wywiadowany zapewnia, że znów takiej więzi z Polską nie czuje, że krwi by nie przelewał i w ogóle, gdyby co do czego, to on/ona nie walczy, tylko spieprza... Nie twierdzę, że te wywiady są do cna wyprane z oryginalności. Z reguły na coś można tam trafić. Ot, na przykład Maria Peszek niedawno wyznała, że dorastała w środowisku tradycyjnie katolickim i dopiero przy ostatniej płycie się z tego ostatecznie wyzwoliła... A to środowisko , w którym rosła Peszkówna to stary Peszek z rodziną i krąg zaprzyjaźnionych artystów. No i proszę – tyle się mówi o stylu życia artystów, a tu masz: tradycyjni katolicy. Kto by się spodziewał? Niemniej, poza tą rewelacją wywiad z Peszkówną był rytualny do bólu (to mnie bolało, Peszkównę podobno też, ale w Bangkoku...). Ale zostawmy Peszków i wracajmy do tematu... Otóż, zastanówmy się czy nie dałoby się tchnąć nieco życia w schemat wywiadów o polskim patriotyzmie. Cóż, spróbujmy zmienić w schemacie Polskę na III RP. Oczywiście w praktyce taka podmiana jest trudna - ostatecznie III RP pasożytuje na Polsce i trudno ją od nosiciela oddzielić (jak larwę obcego w filmie Ridleya Scotta), ale to, co jest trudne w praktyce, bez trudu robi się w teorii. Zatem abstrahujemy od Polski i stajemy sam na sam z III RP... Pytanie brzmi: czy przelałbyś krew dla tego tworu? (oczywiście -własną, cudzą krew łatwiej przelewać za cokolwiek). Chętnie bym się dowiedział jak na takie pytanie odpowiada Maria Peszek, a jeśli odpowiada to samo, co udzielając wywiadów o Polsce, to chciałbym zobaczyć reakcję wywiadowców.... Tyle, że tego pewnie nie zobaczę. Ale – zawsze mogę odpowiedzieć na własne pytanie sam. Zatem: czy przelałbym krew za III RP? No więc - ani kropelki! Z III RP nie łączy mnie nic, poza pewnymi przymusami – takimi jak właśnie płacenie podatków, o którym tyle było wyżej... Jeśli więc „współczesny patriotyzm” polega na płaceniu podatków, to – niestety – w jakimś sensie patriotą III RP jestem. Ale to z przymusu. W każdym bądź razie – gdyby wybuchła wojna - nie zostaję sanitariuszem, nie schodzę do kanału, pierwsza rzecz jaką robię to spierdalam po prostu (ostatnie zdanie to sparafrazowany cytat). Niech sobie III RP bronią Kiszczak z Michnikiem i Tusk z Mirem...
A TY przelałbyś dla III RP krew?

PS
Pytanie: „czy przelałbyś krew w celu obalenia III RP” zostawiam na boku. Ostatecznie za rok też będzie 11 listopada. No, chyba, że z tym końcem świata 21 grudnia to prawda... Ale takim optymistą nie jestem (choć mam więcej, niż 21 lat). Koniec świata nie nastąpi i ludzkość będzie się ze sobą męczyć jeszcze długie tysiąclecia. A nawet gdyby koniec świata się zdarzył, to i tak nie będzie to koniec ludzkości, bo taki Józef Oleksy przecież i z tego się pewnie wykaraska...

Brak głosów

Komentarze

Dobry tekst, a chwilami bardzo zabawny (np. Lokomotywa)... ;-)

Pozwolę sobie na osobistą dygresję. Jedną z pierwszych "poważnych" książek, którą przeczytałem chyba jeszcze przed ukończeniem 7 roku życia, były "Wielkie dni małej floty" Jerzego Pertka. Jest tam fragment dot. walk polskiego niszczyciela (chyba ORP Krakowiak, chyba na M. Śródziemnym - nie pamiętam, a nie mam pod ręką egzemplarza). Ciężko ranny, umierający młody marynarz napisał własną krwią na ścianie: Quam dulce et decorum est pro patria mori.

To tyle.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#305543

I 10. :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#305625

Tak, poświęciłbym swoją krew, by nasze dzieci nie musiały.

Nie uniknąłbym też przelewu krwi wrogów.

Bo to nie ma być bez sensu przelanie.

Pozdrawiam

jwp - Ja też potrafię w mordę bić.

Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.

Vote up!
0
Vote down!
0

jwp - Ja też potrafię w mordę bić. Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.

#305667