Biedna żona Brunona K

Obrazek użytkownika Obserwator
Kraj

            No cóż, na fali oburzenia (lub skrywanego poparcia) dla Brunona K. warto się zastanowić, czy czasem zamiast inspiratorem działań, nie jest on w rzeczywistości ofiarą działań ABW.

            Nieco światła na tę wątpliwość rzucają dwie informacje – pierwsza rodem z prokuratury (na wczorajszej konferencji prasowej), zaś druga z dzisiejszych doniesień medialnych. Nie da się ukryć, że nie wygląda to dobrze dla wersji lansowanej przez ABW, jakoby bohaterskie służby od ataku Brevika pieczołowicie sprawdzały „trop polski”, żmudnie przeczesywały Internet, prowadziły zaawansowaną i subtelną grę operacyjną, otaczając czołowego terrorystę III RP siatką doświadczonych agentów, udających przed Brunonem K żarliwych patriotów, aby w końcu, po zebraniu licznego materiału dowodowego i w obliczu narastającego zagrożenia realizacją krwawych zamiarów, przekazać wszystko w ręce niezależnej prokuratury, która – nie posiadając się z radości – rozpoczęła dalszą serię profesjonalnych działań.

            Prawda okazuje się brutalna, bo po prostu na Brunona K doniosła żona i cały mit o superprofesjonalistach z ABW nieco przyblakł. No, ale nie mitologia służb jest w tym istotna.

 

            Istotne jest co innego. Konkretnie wspomniane dwie informacje:

1.ABW dokonała przeszukań w kilkunastu miejscach w Polsce, wszędzie znajdując broń, materiały wybuchowe etc.
2. na Brunona K doniosła żona

 

Być może agenci ABW nigdy nie zetknęli się ze szkolnictwem wyższym i swoje wyobrażenia o zarobkach profesorów szkół wyższych biorą z amerykańskich filmów szpiegowskich, ale prawdopodobieństwo tego, że 45-cioletni pracownik akademicki, mieszkający w zwykłym bloku, w dodatku część dochodów przeznaczający na – niewątpliwie niezbyt bezpieczne – eksperymenty (ostatecznie rektor jego szkoły stwierdził, że robił to z materiałów własnych, więc nie wypada zaprzeczać), będzie w stanie sam jeden znaleźć i wynająć „kilkanaście miejsc w Polsce”, zorganizować transport, kupić „na bazarze w Kole” broń (z Krakowa do Koła jest ok. 500 km tam i z powrotem, samo paliwo to 300 PLN – być może agentom ABW również to umknęło, skoro tankują służbowe za darmo) i to wszystko za akademicką pensję, jest raczej mało prawdopodobne.

 

Natomiast druga informacja jest znacznie ważniejsza, a to ze względu na bezpieczeństwo żony pana Brunona K. Nie chodzi o to, że na niego doniosła, skoro cała „grupa Brunona K” składała się z ludzi ABW to nic jej przecież z tej strony nie grozi.

Otóż, sądząc z mętnych informacji prokuratury o zeznaniu przez Brunona K o wywieranych na niego naciskach oraz działaniu pod wpływem „konkretnej osoby, której personalia znane są prokuraturze”, nie można wykluczyć, że wkurzeni biernością Brunona K przełożeni członków jego „grupy”, nakazali „nieco go nacisnąć”, żeby przyśpieszyć bieg wydarzeń, ten zaś, bezradny w takiej sytuacji, podzielił się kłopotem z żoną, a ta doszła do wniosku że lepiej donieść, że do jej męża przyczepili się jacyś tacy, żądają różnych rzeczy, grożą mu i chcą zmusić do przygotowania zamachu.

 

Nie da się ukryć, że jeżeli mniej więcej w ten sposób to wyglądało, to w największym niebezpieczeństwie jest żona Brunona K (oczywiście w tym momencie nawet p. Ślepokura od razu dostrzeże „działania osób trzecich” z motywem zemsty politycznej „za zdradę”) no i oczywiście sam Brunon K, który został osadzony w specjalnej celi, oczywiście monitorowanej 24h/dobę – co, jak wiadomo z wydarzeń w więzieniu płockim w sprawie Krzysztofa Olewnika, w niczym nie jest przeszkodą.

Tak wiec, na miejscu żony Brunona K, jeżeli tylko w tym co jest napisane jest jakaś racja, dzieliłbym się swoją wiedzą o wydarzeniach jak najszerzej, z sąsiadkami, proboszczem, znajomymi etc., mając głęboko w nosie pouczenia prokuratury o "tajemnicy śledztwa" (szczególnie w świetle konferencji prasowej) - nie wiem czy to pomoże, ale uczyni ewentualny niekorzystny rozwój wydarzeń nieopłacalnym.

Brak głosów