Cud. Szef rządu nie narzekal na PiS i Kaczyńskiego

Pierwszy raz od dość dawna oglądałem wystąpienie szefa rządu, który nie winił za swoją nieudolność , za rosnący dług i bezrobocie ani PiS-u ani J. Kaczyńskiego. Reszta dialektyki identyczna.

Szef rządu o którym mówię stosował jednak ten sam szablon: Winny poprzedni rząd i partia opozycyjna. Znacie? Znamy! No to poczytajcie.

W ciągu 2,5 roku Obama zadłużył USA bardziej niż Bush przez 8 lat, ale to Bush jest winien razem ze wszystkimi Republikanami i Tea Party, która jeszce wówczas nie była aktywna.Dlatego potrzeba mu kolejne 447 biliony $$$.

Pieniądze te potrzebne są na rozwiązanie problemów zatrudnienia.Główny problem dla Obamy to jak utrzymać się samemu w obecnym miejscu pracy i nie zwiększać osobiście bezrobocia.

Pan Prezydent zaapelował do Republikanów o zakończenie"politycznego cyrku" sam zachowując się jak błazen. Jak błazen bowiem mówiąc o "politycznym cyrku" właśnie dawał kolejny popis wyborczej ekwilibrystki, dzieki której za pieniądze podatnika chce sobie zapewnić fuchę na kolejne 4 lata. Retoryki  jakiej użył nie powstydziłby się żaden doświadczony socjalista.Pan Prezydent rozczulał się :

    nad bezrobotnymi drogowcami i kierowcami w korkach
    nad niedouczonymi dziećmi w rozpadających się szkołach
    nad schorowanymi emerytami
    nad producentami samochodów których w USA nie chcą ludzie kupować
    nad budowniczymi mostów donikąd

Ciekawe skąd się to wszystko światowemu liderowi ekonomiczno=intelektualnemu przytrafiło?czy to aby nie jego zasługa?

Nic nie wspomniał, że  w ten sposób usiłuje też odbudować swój autorytet gdy aprobata jego pracy spadła w sondażach do poziomu najniższego w historii czyli 42%.. Po to zwołał sesję połączonych izb tranasmitowana na caly kraj. Tyle że wypadla cieniutko. Tylko kilka "standing ovation" i to nioezbyt entuzjastycznych  i nie z pełnym udziałem obecnych ( nawet klakierów z partii Demokratycznej).Wielu Republikanów zbojkotowało przemówienie Prezydenta Obamy, zwyczaj raczej tutaj rzadki.Obama ostatnio bezpardonowo atakowal GOP.

Prezydent ustami swego rzecznika nie chcial odciąć się od bezprzykładnego , w stylu Palikota strzelającego do J.Kaczyńskiego, ataku lidera związku zawodowego Teamsters ( ja, były czlonek , nazywam ich mobsters) na Tea Party i resztę Republikanow.Obama bedąc na tym samym mityngu podobno nie slyszal co wygadywał Hoffa,Junior tak jak nie słyszał co w kazaniach wykrzykiwał jego kumpel -pastor.Taka wybiórczość jak w naszej Wybiórczej.

Biorąc powyższe pod uwage złośliwy apel o wspólne międzypartyjne dzialanie spotka się raczej z chłodna stanowczą odmową. Republikanie szukający cięć budżetowych i obniżki podatków raczej nie pozwolą na kolejne chińskie pożyczki.

A propos podatki. Jedna z propozycji dotyczyła podatków dla malego i średniego biznesu. Pracodawcy którzy stworzą nowe stałe miejsca pracy otrzymaliby 50% zniżkę podatku od wynagrodzenia.  To dużo. Bardzo dużo. Ulgami podatkowymi objęci byliby też ci pracodawcy, którzy podniosą wysokość wynagrodzenia już zatrudnionym pracownikom. W końcu dotarło do lewackich mózgownic ,ze ekonomie może napędzać wyższe zatrudnienie a nie dluższe zasiłki dla nierobów siedzących latami w domu i pieniądze w kieszeni obywatela a nie miliardy wpompowane w Banki i wielkie korporacje z kórych to management najpierw wypłacil sobie wielomiionowe premie.Planowane obniżki mają pozostawić w kieszeniach obywateli 175 mld. $.

Oczywiście żadne lewicowiec nie pominie okazji aby użyć zasady "divide et impera". Tak było i teraż.Obama postawił mur miedzy milionerami którzy dochody dla budżetu produkują a nauczycielami którzy je zjadają. Propozycje jakie przedstawił mają podobno zachowąc 280 tys miejsc pracy nauczyciele ale nie oni mają  za to zaplacić.Żadne związki zawodowe nie chcą popuścić ani centa ze swoich przywilejów. Owszem chca więcej . W ten sposób mój podatek wzrósł w ostanich latach o 40 % bo to ja oplacam nauczycieli.

Jeśli Obama nie potrafi odwrócić tendencji rosnącego bezrobocia , może zapomnieć o reelekcji i żaden ale to żaden " political circus" mu nie pomoże.