Uporczywe niezauważanie prawdy

Obrazek użytkownika coryllus
Świat

Ponieważ nie mam czasu na obejrzenie filmu „Cristeros”, który wszyscy teraz oglądają postanowiłem, co mam nadzieję jest zrozumiałem, odnieść się do jego treści. Historia przedstawiona w tym filmie to jeden z tych dziejowych momentów, które nie zasłużyły na uwagę wielkich wytwórni, czekać więc sobie musiało powstanie „Cristados” aż okrzepnie kinematografia meksykańska. Jeśli ktoś był w dawnych czasach uważnym „oglądaczem” westernów, a ja byłem zauważył z pewnością, że Meksyk i Meksykanie mieli tam swoje jasno określone miejsce. Kraj ten był w westernach pokazywany jako ziemia obiecana bandytów i zbrodniarzy, a jego mieszkańcy o ile nie stali w palącym słońcu na polu wyschniętej kukurydzy, to zajmowali się właśnie napadami na banki i pociągi. Na koniec najczęściej ginęli. Ci zaś którzy nie ginęli powracali do swojej pracy w polu. W westernach pokazywano także postaci znane z meksykańskiej historii. Zwykle były to te same postaci: Pancho Villa i Emiliano Zapata. Nie przypominam sobie by kinematografia amerykańska choć raz wyszła poza ten schemat. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek pokazano w filmie amerykańskim jakiegoś meksykańskiego księdza, jeśli już to zakonnicę, która chwilę potem okazywała się przebraną dziewczyną jakiegoś gangstera. Ponieważ jednak czas płynie, a kino amerykańskie dawno już nie kręci obrazów w stylu wilde west-u, za eksploatację tematów ważnych, a do tej pory pomijanych zabrali się inni. Ja zacząłem oglądać ten film, ale na samym początku uderzyło mnie jedno: księża są przyjezdni. Nie wiem jak jest dalej, ale na początku mamy jakiegoś biskupa, który wygląda jak emerytowany pułkownik armii kolonialnej Jej Królewskiej Mości, a potem aktora grającego księdza, tego samego, który grywał brytyjskich urzędników, arystokratów i wojskowych. Nie sądzę, by był to przypadek. Już prędzej haracz, ale to dobrze, że ów haracz jest tak dobrze widoczny. Wiemy na czym stoimy. Nie będę się rozpisywał o treści, której nie widziałem, ale – podobnie jak inni – zwrócić chciałem uwagę na nieobecność w tym filmie Józefa Rettingera, który był w owych czasach w Meksyku aż 11 razy, z różnymi misjami. Ponieważ przez długie lata Rettinger był inspiracją dla wielu ludzi, uważanych często za inteligentnych, chciałem się teraz do tych właśnie dziwnych projekcji odnieść. Zrobię to już kolejny raz z rzędu, ale uważam, że trzeba bo obłęd musi być pokazywany często, żeby ludzie nauczyli się go odróżniać od reakcji zdrowych. Oto Stefan Kisielewski napisał w swoim alfabecie, że Rettinger, gdyby go powielić w 10 egzemplarzach na pewno uratowałby Polskę w roku 1945. Stefan Kisielewski ma w Polsce opinię proroka i jego pisma są używane często jako koronny argument w różnych dyskusjach. Zresztą inne pisma i inne wypowiedzi także. Myślenie samodzielne nie jest bowiem u nas w modzie i kiedy człowiek chce mieć ostatnie słowo w dyskusji mówi zwykle: a panu śmierdzi z gęby lub: już Stefan Kisielewski pisał, o tym, że....W miejsce nazwiska Kisielewskiego można podstawić sobie dowolne, inne nazwisko, na przykład Feliks Koneczny i nic się nie zmieni. Chodzi o to, by przy niedostatkach własnego umysłu było się na czym i na kim oprzeć. No więc według Kisielewskiego Rettinger był tym człowiekiem, który miał uratować Polskę. A niech to szlag! Muszę tak napisać, bo nic innego mi w tej chwili do głowy nie przychodzi. A kim był w takim razie Kisielewski, że wypisywał takie brednie? Nawet jeśli nie wierzymy w istnienie masonów i spisków dziwne wydaje się nam, że taki Rettinger, syn adwokata z Krakowa zapraszany jest na najważniejsze salony i tam konferuje z wielkimi tego świata, a w końcu zostaje doradcą prezydenta Meksyku, który ma wszelkie zadatki na zbrodniarza wojennego i w końcu nim zostaje. Kisielewski pisze zaś o tym, że Rettinger płynął za ocean na statku w kajucie 4 klasy i tam właśnie poznał Callesa, biednego rewolucjonistę, który potem wybił się na najwyższe stanowisko w państwie. Ja nie wiem co w tej chwili powiedzieć, wypada się chyba ucieszyć, że ten „Alfabet Kisiela” nie jest już wznawiany. Wracajmy jednak do masonów, nawet jeśli nie wierzymy w ich istnienie, monsieur Calles i jego kompani, oraz nagonka jaką rozpoczęli na Kościół mają wszyscy razem i każde z osobna cechy eksperymentu socjologicznego na olbrzymią skalę. Eksperymentu, który został zaplanowany gdzieś w londyńskich gabinetach, a zainspirowany eksperymentami przeprowadzanymi w Rosji przez towarzysza Stalina i innych towarzyszy. Potem trzeba go było tylko wcielić w życie i kontrolować. I tym właśnie – controllingiem – zajmował się syn krakowskiego adwokata nazwiskiem Józef Rettinger. Nie sądzę by za naszego życia można było wyprodukować film o tym człowieku, uczciwy film. No, ale z drugiej strony myślę tak: jeśli nie za naszego życia, to kiedy? Nigdy już pewnie. Myślę, że to jest dobre, poważne wyzwanie dla odważnych ludzi z budżetem – film o Rettingerze. Może ktoś się podejmie? To oczywiście żart. No i konieczność biznesowa, jak to zwykle tłumaczą filmowcy i sprzyjający im mędrcy: temat musi być maksymalnie płaski i szeroko znany, żeby film się zwrócił. Można więc w Polsce nakręcić film o miłości, o jakimś niedoprecyzowanym pogrzebie, o Karolaku Tomaszu, w najlepszym razie o Westerplatte, bo to wszyscy znają ze szkoły. I o niczym więcej. Jakie to szczęście, że filmowcy z Meksyku nie są tak zidiociali jak nasi. I tak pyszni.
Ponieważ tematem filmy „Cristeros” jest stosunek do Kościoła, chciałem przypomnieć kilka innych produkcji w których Kościół był również obecny. Jako dziecko oglądałem serial francuski pod tytułem „Był sobie człowiek”. Uwielbiałem to. Nie ja jeden zresztą. Było tych odcinków ze 20, ale tylko w jednym wspomniano coś o Jezusie, w dodatku na sam koniec. Mahometowi podświęcono cały odcinek, a wyjściu Żydów z Egiptu pół odcinka. Potem oczywiście pokazano jak ten staruszek z brodą do ziemi buduje katedry we Francji, ale po co to robi i czemu te katedry mają służyć nie wspomniano. No a reszta wiadomo: postęp, nauka, zdobywanie umiejętności, kołczing, szkolenia, odkrywanie siebie i podbój kosmosu na koniec.
Ja niewiele z nauki Kościoła straciłem przez ten film, bo chodziłem wtedy na religię. W telewizji mało było jednak rzeczy bardziej niż ta produkcja interesujących. Propaganda i westerny, w których Pancho Villa i Emiliano Zapata napadali na banki i pociągi. To wszystko. No i program „Poligon”. Nie wiem jak jest dziś, ale myślę, że gorzej. Co prawda film, o którym mówimy będzie pokazywany w kinach, ale nie sądzę, by ktoś na przykład wyświetlił go w Grodzisku Mazowieckim. Na pewno za to pokażą tu film o zakonnicy Żydówce i jej cioci komunistce, oraz film „Westerplatte”. Niech się bowiem nikomu nie wydaje, że o nas zapomniano. O nas – mam na myśli mieszkańców małych miasteczek i wsi, to do nas adresowany jest ten przekaz i to o nas są te wszystkie filmy. Ten meksykański również. To z myślą o nas również trudził się swego czasu na niwie dyplomacji i polityki pan Józef Rettinegr z Krakowa. Wszyscy bowiem wiemy, że człowiek jest najważniejszy. Człowiek - słyszycie? I jego proste, poukładane życie.

Tak się właśnie składa, że mamy na stronie www.coryllus.pl dwie promocje. Sprzedajemy książkę Toyaha w cenie 20 złotych za egzemplarz plus koszta wysyłki. Promocja ta potrwa jeszcze trochę, ale niezbyt długo. Podobnie będzie z drugą promocją: trzy książki toyaha w cenie 70 złotych plus koszta wysyłki. Zapraszam. Www.coryllus.pl

Brak głosów

Komentarze

Bardzo ciekawy wpis.Niezauważony przez portalowych historyków.Ciekawy ze względu na sylwetkę Retingera,o którym książkę"Retinger-mason i agent syjonizmu" warto przeczytać.

Jeden cytat z tej książki: "Zawsze tam i wtedy,kiedy do głosu dochodzi komunistyczna dżuma,tam zawsze pojawia się wspaniały humanista,budowniczy demokracji..czyli Józef Retinger." Jakże aktualne i dzisiaj,gdy mamy miniaturkę Retingera,ps.Szpak.

A w tymże Meksyku,w którym siał ziarna komunistycznej dżumy Retinger,znalazł swój koniec Lejba Bronsztejn(Trocki),"kakaowy' przyjaciel Lenina.

Pozdrawiam i 10.

"Nie lękajcie się!" J.P.II

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nie lękajcie się!" J.P.II

#321147

Zauważony, zauważony.

Vote up!
0
Vote down!
0
#321155

Dla tych, których interesuje historia Józefa Hieronima Retingera [tak, przez jedno t, a nie, jak pisze nieprawidłowo coryllus, przez podwójne "t"]
tego doradcy, który był stale przy gen. Sikorskim z wyjątkiem ostatniego dnia katastrofy w Gibraltarze!

http://niniwa2.cba.pl/retinger_misja_salamandra.htm

Także: http://wolnemedia.net/historia/jozef-retinger-–-kim-tak-naprawde-byl/

**********************************
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
[ts@amsint.pl]

Vote up!
0
Vote down!
0

********************************** Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#321152