1 V - świętem UE, 2V obciachu

Obrazek użytkownika R.Zaleski
Blog

Rzucam taką propozycję, właściwie to noc z ostatniego kwietna na 1 maja - to też czas akcji jednej z moich ulubionych książek. Wieniedykt Jerofiejew w "Noc Walpurgii albo kroki komandora" opisał noc w psychuszce, czyli domu wariatów, w czasie której zapijają się po kolei na śmierć spirytusem, który podwędzili personelowi, wygłaszając przy tym zabawne i zwariowane monologi z wlepkami ze sformułowań oficjalnej propagandy i prowadząc do końca takąż dyskusję. Nawet gdy się po fakcie zorientowali, że to metylak. To była alegoria upadku ZSRR.
Teraz przypomina mi ta książka to, co się dzieje w UE, głównie w strefie euro. Czy to euro, te wszystkie dotacje, dopłaty to metylak, czy normalny spirytus? Na słabe państwa działa to jak metylak. Najpierw ślepota przywódców i społeczeństw pochłaniających je, potem delirka i zgon. Kilka silnych państw się trzyma. Niemcy, Finlandia, Estonia, Holandia i to chyba wszystko, więcej krajów dogorywa, a reszta ma mniejsze lub większe kłopoty. UE to najwolniej rozwijający się & najszybciej zwijający się obecnie rejon świata - chyba nie o to chodziło? Pomysł był na początu dobry ale w latach 80 tych przejęła ją lewica i przekształca w ZSRR 2.0. My jesteśmy słabym państwem, nawet bardzo - jak się o tym boleśnie w ostatnich latach przekonujemy.

Można by to zmienić, gdyby mieć partie, które mają konkretny program zmian, całościową wizję Polski, przygotowanych, kompetentnych ludzi - którzy mają wejść na kluczowe stanowiska w centrali i terenie, przygotowane pakiety ustaw - które mają być uchwalone błyskawicznie zaraz po przejęciu władzy - wprowadzające nieodwracalne zmiany systemowe - a takich nie ma. Potem musiałoby się to parę lat pokręcić w nowym stylu i jesteśmy mocarstem. A przedtem jeszcze musiano by taką/takie partie wybrać. Do tego trzeba zaś społeczeństwo konkretnie poinformować i przekonać przed wyborami. A jak, jak nie ma o czym? PR króluje. W takim układzie następcy mogą wejść w buty swoich poprzedników mniej lub bardziej, jak ostatnio. A na takie hocki klocki to teraz nie ma czasu.

Wczoraj natomiast były w "stolycy" inne, zorganizowane przez niekwestionowanego polskiego "krula" obciachu. Pokraczny orzeł(?) z typowo polskiej czekolady bez korony, święto flagi bez flag, różowe baloniki (normalnie delirka) mogące się tylko kojarzyć z "różowymi" jak kiedyś nazywano tych bliskich czerwonym, dodając też nazwę zwierzątek. Oni nawet nie widzą jak są śmieszni i żałośni zarazem. Zresztą tam właściwie nikogo nie było. Wszystko pod hasłem cieszcie się Polacy! A z czego?
Przedwczorajszej nocy na przystanku spotkałem gościa - dialog był taki: powiedział o trzecim pod wiatą "Chłopak głodny jest, do dziesiątego na wypłatę czeka, tak to w tej Polsce jest" " A to ty nie z Polski" " Z Polski, ja pierdolę taką Polskę, ja z tąd wypierdalam". Ten trzeci podszedł i poprosił o pieniądze, popatrzyłem w oczy ani zapite, ani zaćpana i coś tam dałem.

Samochody nawet ładne, choć głównie stare, jeżdżą po ulicy. Miasto też ładnieje, tylko puste jakieś takie. Jak po kilku miesiącach przyjechałem z Londynu rzucił mi się w czy wiek przechodniów - to jest teraz kraj starych ludzi. Kedyś rano choć aut było mniej, to ruch był kilka razy większy, teraz jest nawet większy koło 9-10 niż wcześnie rano, z przemysłu zostały resztówki. Centrum w niedzielę wymarłe, jakieś życie się tli w galerii Tesco. To miasto kiedyś wojewódzkie, teraz powiatowe, blisko zachodniej granicy. Kolega mi powiedział, że mieszkańców jest teraz 70 tys, było parę lat temu prawie 100 tys. Puste mieszkania, spadające ich ceny, puste sklepy, zamknięte o 8 wieczorem knajpy w tej turystycznej miejscowości. Z mieszańcami mojego i niewinnej też temu wszystkiemu posłanki Sawickiej (i tych którzy na nią głosowali) rodzinnego miasta jest podobnie jak z krajami UE, czy tymi wariatami w czasie libacji z książki Jerofiejewa. 1/3 już nie ma.

Brak głosów