Majster Lis idzie na wojnę z „kibolstwem”
Jak wiadomo ograniczenie subwencji oraz zakaz emitowania
płatnych spotów wyborczych przez partie polityczne rządzący tłumaczyli
oszczędnością. Zamykanie stadionów z kolei rząd nazwał walką z chuligaństwem.
Teraz wrażliwiec, znany z deklaracji o „dożynaniu watah”,
Radek Sikorski żąda cenzurowania internetu gdyż nagle go olśniło i po latach
dostrzegł tam wszechobecny kloaczny język, który spędza temu znanemu wzorowi
politycznej kultury, sen z powiek.
Oczywiście tak naprawdę chodzi o coś zupełnie innego.
Lawinowo narasta krytyka rządzących, psuja się społeczne
nastroje i nagle to, co kiedyś zupełnie nie przeszkadzało establishmentowi III
RP gdyż skierowane było głównie przeciwko pisiorom, teraz rani ich wrażliwe
oczy, uszy, dusze i serca. Oni bija na trwogę i alarmują „koniec z kibolstwem politycznym
i stadionowym”.
Jeszcze nie tak dawno świetnie się to całe towarzystwo
bawiło przy świńskich ryjach wnoszonych do telewizyjnego studia. Ileż było
radości z haseł typu „Giertych do wora, wór do jeziora”.
Nie trzeba było zapuszczać się aż do internetu gdyż z ekranu telewizora można
było się dowiedzieć, że Jarosława Kaczyńskiego trzeba zastrzelić i wypatroszyć,
a śp. Prezydent to alkoholik i sprawca tragedii pod Smoleńskiem.
Dlaczego te dzisiejsze lamenty i udawane oburzenie nad
chamstwem nie pojawiły się po mordzie politycznym na Marku Rosiaku z PiS, a
dopiero teraz przed wyborami?
Dlaczego nie bito na alarm, kiedy do Grzegorza Miecugowa i
jego gościa ze „ szkła kontaktowego”
dzwonił widz z apelem, aby wykończyli oni „tych parchów Kaczyńskich”? Skąd ta
milcząca aprobata dla Dominika Tarasa, kiedy to podczas tak zwanego „rozrywania kaczki” skandowano po
kibolsku „Jeszcze jeden”, mając
na myśli śmierć prezesa PiS i życzenie aby jak najszybciej dołączył do brata?
To, czego życzono Lechowi i Jarosławowi Kaczyńskim na
internetowych forach wielokrotnie przekraczało granice wyobraźni normalnego
człowieka. Dlaczego salon ocknął się dopiero teraz? Dlaczego nie opamiętano się
po smoleńskiej tragedii czy choćby po wspomnianym już mordzie politycznym w
Łodzi?
Moi kochani sprawa jest zupełnie prosta. Na czas kampanii
wyborczej, a może i na najbliższe lata trzeba zawiesić na kołku ten fragment
Konstytucji RP:
Art.54
1.
Każdemu zapewnia się wolność wyrażania
swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
„Słońce Kaszub”, tak jak kiedyś „Słońce Karpat” musi lśnić
pełnym blaskiem niezakłócanym przez jakieś chmury krytyki w internecie czy
transparenty na piłkarskich stadionach. W zaprzyjaźnionych telewizjach oraz tej
przejętej, publicznej nie potrzebne są żadne opozycyjne spektakle.
A teraz będzie komicznie.
Wyobraźcie sobie, że na czoło walki z chamstwem wysforował
się nie kto inny jak Tomasz Lis, tak wiarygodny w swym oburzeniu, jak pamiętny
majster ze skeczu kabaretu „Dudek”, grany przez Jana Kobuszewskiego. Lis podobnie
jak ów majster tłumaczy zbiorowemu polskiemu uczniowi Jasiowi, że:
Jasiu, chamstwu w życiu należy siem przeciwstawiać siłom i godnościom
osobistom
W artykule „Chamy i kibole w sieci” naczelny majster „Wprost” pisze:
„A co z tekstami
ocierającymi się o groźby karalne, z serdecznymi życzeniami śmierci składanymi
mnie i bliskim mi osobom („rak, najlepiej płuc, bo zabija najskuteczniej",
„niech jego dzieci zginą pod pociągiem" – to cytaty)? Dlaczego szumowiny,
które coś takiego wypisują, miałyby się czuć bezkarne?
Panie majster Lis, po co sięgać gdzieś do przepastnych
otchłani internetu? To pan często gościł w swoich programach i dokarmiał
politycznego trolla i szumowinę Palikota, który nie w sieci, lecz wprost do
kamer przed milionami Polaków wzywał do zastrzelenia i wypatroszenia Jarosława
Kaczyńskiego.
Gdzie wtedy podziewała się pańska wrażliwość panie majster?
Czy życzenie panu raka płuc czy śmierci pańskim dzieciom pod kołami pociągu różni
się diametralnie czymś od zastrzelenia i wypatroszenia Jarosława Kaczyńskiego?
Czy ubaw w internecie z „kaczki po
smoleńsku z krwawą Mary” czy „Zimnego
Lecha” był uzasadniony skoro siedziałeś pan wtedy cicho jak mysz pod
miotłą?
Czy setki życzeń „powolnego zdychania wszystkim pisowcom” to
uzasadnione ataki na podludzi, a pańska czaszka po drobiazgowych pomiarach
oceniona została, jako nordycka i bardziej wartościowa?
Dalej Tomasz Lis
pisze:
„Przytulanie się
kibolstwa politycznego do kibolstwa stadionowego jest zjawiskiem poniekąd
naturalnym – lgnie swój do swego – ale i znaczącym. Ta symbioza pokazuje
bowiem, że kibolstwo stadionowe jest tylko jedną z odmian kibolstwa, do tego wcale
nie najważniejszą. To stadionowe nie jest wcale groźniejsze niż na przykład
kibolstwo internetowe.”
Kiedy się Panu tak odmieniło panie majster Lis?
Zapewne nie wtedy kiedy do telewizyjnego studia ściągnął pan
majster i wziął w obronę menela i alkoholika, Huberta H. i jednocześnie
„bohatera”, który zbluzgał śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Masz pan rację: „lgnie swój do swego”.
Przypomina mi się rok 2007 i audycja w radiu TOK FM prowadzona
przez Pawła Wrońskiego z Gazety Wyborczej, w której Joanna Lichocka wystąpiła
właśnie w obronie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego przed chamskimi i obrzydliwymi
atakami.
Nazajutrz w tej samej rozgłośni radiowej trzech rycerzy
idących dzisiaj w awangardzie walki z chamstwem urządziło sobie już nie jak
kibole, ale zwykli żule spod monopolowego sklepu, spektakl kpin i żartów z
„głupiej Lichockiej”, która nie rozumie, co to jest wolność słowa.
Kiedy Tomasz Lis rżał na antenie, co miało niby parodiować
głos dziennikarki, Jacek Żakowski i Tomasz Wołek pękali z radości zagrzewając
„wybitnego” dziennikarza do kontynuacji.
Oto „dziennikarska elita” III RP. Oto główny frontman walki
z kibolstwem, majster Lis.
Koń by się uśmiał.
Część środowiska zareagowała wtedy na to chamstwo listem
protestacyjnym o treści:
"W piątkowej porannej dyskusji w Radiu TOK FM doszło do
niemającego precedensu zachowania Tomasza Lisa. Publicysta Polsatu posunął się
do wulgarnego przedrzeźniania kobiety, naszej koleżanki Joanny Lichockiej. Nie
spotkało się to z żadną reakcją prowadzącego dyskusję Jacka Żakowskiego, który
zachęcał jeszcze do tak ordynarnego zachowania. Nie nastąpiła także żadna
reakcja ze strony uczestniczących w dyskusji Tomasza Wołka i Jacka
Rakowieckiego. Nie przypominamy sobie, by w ostatnim czasie miał miejsce
podobny wybryk, świadczący o braku kultury. Trudno nam znaleźć odpowiednie
słowa na wyrażenie naszego niesmaku i oburzenia."
Dzisiaj ci wszyscy cmokierzy władzy kibicują pełzającemu
totalitaryzmowi i kneblowaniu społecznej krytyki przed zbliżającymi się
wyborami.
Oto dożyliśmy czasów
gdzie moralności uczą nas alfonsi, uczciwości złodzieje, szczerości kłamcy,
patriotyzmu zdrajcy, a walki za chamstwem sam majster Lis, który kiedyś gdzieś
spod wiaduktu wyciągnął na salony zwykłego żula by przedstawić go jako ofiarę
kaczyzmu.
Taki koniec był do przewidzenia już w 1989 roku, kiedy to
„ojcami” polskiej demokracji uczyniono zdrajców i zaprzańców, czyli renegatów i
sowieckich generałów poprzebieranych w polskie mundury.
O co więc chodzi Lisowi i spółce?
Oczywiście o to samo, co podczas „nocnej zmiany” w 1992 roku
i zagrożeniu ujawnieniem agentury i utratą władzy.
Tomasz Lis, tak jak wtedy do Wałęsy zdaje się dziś krzyczeć
do Tuska:
-„Niech nas Pan ratuje Panie Premierze”
Artykuł opublikowany w Warszawskiej
Gazecie (20/2011)
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1830 odsłon
Komentarze
kokos!, Radek zamiast dożynać watahę niech rżnie swoją babę!
21 Maja, 2011 - 20:28
pzdr
antysalon