Bartoszewski
Zastanówmy się nad tym, co stałoby się, gdyby nagle wyszło na jaw, że profesor Zybertowicz, Wolniewicz czy Jerzy Robert Nowak posługują się od lat naukowymi tytułami, których nie posiadają? Jaka wrzawa i potępienie wybuchłyby w mediach, jeżeli na dodatek okazałoby się, że nie tylko nie posiadają profesury, ale także doktoratu czy magisterium, a tylko zwykłą maturę?
W przypadku „profesora” Bartoszewskiego wszystko jest jednak ok. i dalej tytułuje się go profesorem.
Starzeć się godnie i pięknie okazuje się bardzo trudną sztuką w przypadku niektórych ludzi bezwzględnie zasłużonych i posiadających piękne życiorysy, lecz niestety zepsutych przez media i przerażająco próżnych.
Przypomnijmy sobie postać Ireny Sendlerowej, która raczej skromnie umniejszała swoje zasługi, a jej bezprzykładne bohaterstwo odkryli niestety nie jej rodacy.
Pewnie do dziś by się to nie zmieniło gdyby nie amerykański nauczyciel Norman Conrad i jego uczniowie. To oni dotarli do życiorysu bohaterskiej Polki i w maleńkim jak na USA Kansas City stworzyli w 1999 roku widowisko teatralne pod tytułem „Life in a Jar” (Życie w słoiku).
Dlaczego nie nagłośnił bohaterki znający jej postawę i dokonania Władysław Bartoszewski czy któryś z dziennikarzy Gazety Wyborczej?
Czyżby, dlatego, że niegdyś młody, nic nieznaczący dwudziestoletni chłopak, przygarnięty po kilkumiesięcznym pobycie w Auschwitz przez Zofię Kossak-Szczucką, założycielkę Żegoty robi dziś za głównego zbawiciela Żydów? Czy z tych samych powodów nigdy publicznie nie bronił swojej dobrodziejki przed atakami profesor Całej z Żydowskiego Instytutu Historycznego oraz nie ujawnił światu Ireny Sendler, którą znał?
Bartoszewski mówiący setki razy o tym, że najważniejsze w życiu to być przyzwoitym sam z tej przyzwoitości wiele razy zrezygnował. Tak było podczas zasiadania w Kapitule Orderu Orła Białego, kiedy sprzeciwił się nadania tego odznaczenia rotmistrzowi Pileckiemu i Augustowi Emilowi Fieldorfowi, ludziom, których życiorysy są o ileż piękniejsze i bardziej jednoznaczne niż właściciela "najlepszego polskiego życiorysu" i "najlepszej polskiej biografii" jak się wyraził Tusk o Bartoszewskim.
Ludzie, którzy nie musieli upiększać swojej i tak pięknej biografii z jakiejś niepojętej próżności próbują dodawać do swych życiorysów fikcyjne bohaterskie wyczyny. Zrobił to swego czasu Jan Karski opisując jak to przedarł się w przebraniu niemieckiego oficera do obozu zagłady w Bełżcu, by później rakiem wycofywać się z zarzuconego mu kłamstwa.
Bartoszewski przyjął zasadę nie prostowania przypisywanych mu niedokonanych czynów i zgadzania się na tytułowanie profesorem.
Jednak, kiedy przyznano mu Nagrodę im. Adama Mickiewicza przez Komitet Trójkąta Weimarskiego, a przed nazwiskiem umieszczono obok tytułu profesorskiego stopień doktorski i habilitację przebrała się miarka. Nie doczekawszy się ze strony zakochanego w sobie Bartoszewskiego sprostowania tej nieprawdy, pewien niemiecki lekarz radiolog zaskarżył do prokuratury uporczywe i niezgodne z niemieckim prawem tytułowanie. Bartoszewskiego, który zaś obwieszony orderami jak sowiecki sierżant, nigdy nie prostował przeciwko takim powszechnym dopieszczaniem jego wybujałego ego. W czasie Powstania Warszawskiego był redaktorem naczelnym pisma „Wiadomości z Miasta i Wiadomości Radiowe". Dziś jednak nie protestuje i nie prostuje, kiedy politycy czy dziennikarze wtykają mu broń do bohaterskich dłoni, a powstańcy nieśmiało pytają w jakimż to oddziale, przy jakiej ulicy i pod czyim dowództwem walczył i czy są na to jacyś świadkowie.
I tak człowiek, którego niegdyś szczerze podziwiałem i szanowałem pozostanie w mej pamięci zmanierowanym i zepsutym przez salon próżnym zdziecinniałym staruszkiem, który w wieku 83 lat zostaje przewodniczącym rady nadzorczej LOT-u, na czym się kompletnie nie zna, a swego syna historyka wkręca na stanowiska pełnomocnika rządu Marcinkiewicza ds. bezpieczeństwa energetycznego w randze ministra.
Żałośnie wszystko Pan zepsuł Panie Bartoszewski.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2331 odsłon
Komentarze
trochę nie na temat
8 Października, 2008 - 21:38
Po książce Eberhardta o Mackiewiczu zaczęłam czytać to co ukazało się drukiem samego J.M. w Polsce(nie jest tego dużo).Pisze o innych autorytetach Janie Nowaku Jeziorańskim,jego niechlubnej karcie w czasie wojny(praca dla Niemców-zajmował się majątkiem pożydowskim potem zmienił imię i nazwisko)o naszych dysydentach,którzy w byli więzieni za "przekonania",ale w więzieniach mieli możliwość pisania ,w czasach odwilży jeżdzili po Europie.Raz nawet urządzili telekonferencję Michnik z Kuroniem.Tylko najpierw był Sołżenicyn i inni z Sowietów.Tyle było tego działania na ile pozwalali ci z Kremla.Coraz bardziej przekonuję się do teorii ,że to było inspirowane i cały ten okrągły stół... Teraz czytam,żeGeremek i Mazowiecki chcieli zlikwidować Solidarność i utworzyć nowy związek podporządkowany reżimowi komunist.Ale to większość zna.Nasza najnowsza historia jest tak zafałszowana jak i nasze wczorajsze autorytety.Mało miejsca stąd ten chaos
Vox populi