Wypad w góry, część 5. ostatnia
Wszystko ma swój koniec. I wakacje i wyjazd na wakacje. Rodzina Hiobowskich spakowała się i zaniosła bagaże do auta. Pożegnała się serdecznie z gospodarzem, panem Hytrokiem, i ruszyli w drogę powrotną. Na końcu wsi zatrzymali się jeszcze na chwilę, gdyż ich uwagę przykuła przydrożna kapliczka.
Zatrzymali się na stanowczy krzyk dziadka, który chciał ostatek ludowego folkloru uwiecznić na fotografii. Wysiedli i omijając pourywane, kipiące od nadmiaru zawartości kosze na śmieci podeszli bliżej.
Kapliczka jak to kapliczka. Stała sobie na słupie, wykonana w stylu zakopiańskim, z obrazka za szkłem smutno patrzyła Matka Boska. Pod obrazkiem widniał napis "FIAT VOLUNTAS TUA", a pod słowem FIAT była doczepiona kartka "Grande Punto - promocja na koniec wakacji".
Stanęli i oglądali tą kapliczkę, a tata Łukaszka obszedł ją dookoła. Obszedł i krzyknął ze zgrozy. Bo z tyłu kapliczka miała gabaryty i kolor dobrze znany każdemu kierowcy.
- Fotoradar! - wyrwało się się z piersi taty Łukaszka. Spojrzał jeszcze raz od przodu - rzeczywiście, gdzieś w środku obrazka, chytrze zamaskowany widniał obiektyw aparatu.
Wrócili do domu, gdzie musieli ponownie nawyknąć do pracy, miasta, wieżowców i tak dalej. I tak się stało, że następnego dnia mama Łukaszka wsiadła do windy razem z panią Sitko (dozorczyni) oraz nową lokatorką z ostatniego piętra.
- Nóg nie czuję - opowiadała swoje przeżycia wakacyjne mama Łukaszka. - Odciski mam ogromne, a tam na dodatek było strasznie duszno i bolała mnie ciągle głowa. Gorąc potworny. A jak mnie ramiona bolą! Ledwo się ruszam, mówię pani...
Nowa lokatorka z ostatniego piętra, która nie słyszała początku rozmowy, pokiwała głową ze współczuciem i aby zniwelować to, że jest nowa, włączyła się do rozmowy.
- Bratanica ma to samo co pani. Dokładnie, toczka w toczkę - powiedziała mamie Łukaszka i wypaliła: - A w której Biedronce pani pracuje?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 806 odsłon