Szkolenia na początek roku szkolnego

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Od samego rana na osiedlu, na którym mieszkali Hiobowscy, panował uroczysty nastrój.
- Ja tam nic nie czuję. Dzień jak dzień - wzdychał tata Łukaszka. - Już dawno przestał człowiek żyć rytmem wakacyjnym...
- Taki dzień wypada zacząć od mszy świętej - oznajmił uroczyście dziadek Łukaszka.
- To skandal, że w dwudziestym pierwszym wieku placówki oświatowe neutralnego światopoglądowo kraju zmuszają uczniów... - zaczęła babcia Łukaszka, ale dziadek jej przerwał:
- Nie szkoła, tylko ja go zmuszam! Za to jest dodatkowy bonus!
- Jaki? - zainteresował się Łukaszek.
- Zbawienie!
- Nie kłóćcie się - powiedziała mama Łukaszka cichym uroczystym, drżącym ze wzruszenia głosem. - W taki dzień nie wypada...
- To tylko szkoła - powiedział ostrożnie Łukaszek.
- Co tam szkoła! - machnęła ręką mama Łukaszka. - Czy wy wiecie co napisał "Wiodący Tytuł Prasowy" na swojej stronie internetowej?! Bezrobocie w Polsce spadło o sześć procent!! Z dnia na dzień!!!
- To jest niemożliwe - oświadczył z mocą tata Łukaszka. - Chyba, że nasz rząd dokonał albo masowej eksterminacji, albo masowego odebrania obywatelstwa.
- Sprawdźcie sami!
Hiobowscy zaczęli sprawdzać i okazało się, że faktycznie. Bezrobocie spadło w sposób znaczący.
- Ale tylko w Polsce - uzupełnił informacje tata Łukaszka. - To jest jakiś szwindel...
- Może rząd sprzedał naszych bezrobotnych w zamian za... Ja wiem... Najszybsze trolejbusy świata? - siostra Łukaszka nie chciała pozostać intelektualnie w tyle.
- Nie żeby mi zależało, albo żebym się spieszył, ale jak nie wyjdziemy za pięć minut to się spóźnię na to żałosne rozpoczęcie roku - przypomniał sobie Łukaszek.
Dziadek i babcia szybko się ubrali i wyszli odprowadzić Łukaszka do szkoły. Mama i tata szybko się ubrali i wyszli do pracy. Siostra Łukaszka ubrała się i wyszła, po czym dopiero wtedy sobie przypomniała, że będąc studentką zaczyna rok szkolny miesiąc później.
- Ale ja mam dobrze! - zawołała siostra Łukaszka i w różowym humorze wróciła do domu.
Łukaszek wraz z babcią i dziadkiem podążał w kierunku swojej szkoły.
- Dlaczego nazwałeś tą ceremonią żałosną? - dopytywała się surowo babcia Łukaszka. - Kiedy nasza ojczyzna była ludna i ludowa, do takich ceremonii przykładano wielką wagę...
- A tam, ceremonia - skrzywił się Łukaszek. - Oni kłamią, że się cieszą na nasz widok i my też...
- Co to? - przerwał im zdumiony głos dziadka Łukaszka. Spojrzeli i ujrzeli jak wokół szkoły Łukaszka bieli się całe mnóstwo namiotów otoczone mrowiem ludzi.
- Białe miasteczko, strajk pewno jakiś - próbowała zgadnąć babcia.
- Strajkują? Chcą zamknąć szkołę czy odwrotnie? - chciał wiedzieć Łukaszek.
- A co to jst to "odwrotnie"? Zamknąć uczniów? - zdenerwowała się babcia.
Ale siedzący pod namiotami nie wyglądali na strajkujących.
- Obawiam się, że to te sześć procent ludzi, którzy byli bezrobotnymi - wyjąkał dziadek.
- I co oni tutaj robią? - spytała babcia.
- Obawiam się, że pracują.
- Mówisz to tak, jakby to było coś strasznego!
- A jak myślisz, kto im mógł dać pracę? I płaci im?
Dalszą kłótnię przerwało im pojawienie się pani pedagog.
- Ach, tu jesteś Hiobowski! Nie, nie masz się co spieszyć, uroczystość odwołana. No, z braku czasu. Inaczej uczniowie by nie zdążyli. Z czym? Z tym formularzem oczywiście. Czy towarzyszy ci jakiś pełnoletni opiekun? Ach, to państwo. Świetnie. Proszę pokwitować odbiór formularza. Bez wypełnionego formularza uczeń nie ma prawa przystąpić do nauki.
- Na wszelki wypadek weźmiemy dwa - powiedziała babcia Łukaszka.
- Wydajemy tylko po jednym.
- A jeśli ktoś zgubi? - spytał dziadek Łukaszka.
- Wydajemy duplikat. Odpłatnie - i pani pedagog wymieniła jakąś solidną kwotę w euro.
- Po co ten formularz? - spytał pochmurnie Łukaszek. - Przecież zdałem do następnej klasy!
- To nie wystarczy - pani pedagog próbowała powtórzyć podpatrzony u pana dyrektora gest polegający na założeniu rąk do tyłu. Udało jej się z najwyższym trudem, bo przeszkadzały jej wałeczki na bokach. Wreszcie chwyciła dłonią za dłoń. Coś tam zgrzytnęło, ale pani pedagog nie zwróciła na to uwagi. Kontynuowała:
- To nie wystarczy, Hiobowski. Dzisiaj szkoła jest traktowana jak miejsce pracy, jak fabryka hodująca nowych obywateli. Są przepisy, reguły, które musicie poznać przed przystąpieniem do wchłaniania wiedzy otworem usznym i wydalania jej otworem gębowym. Są to bardzo ważne sprawy. Otóż najpierw musicie przejść szkolenie bhp dotyczące poruszania się po szkole. Następnie szkolenie z jedzenia...
- Z jedzenia? - zdumiała się babcia Łukaszka. - Przecież on umie jeść!
- Może i umie ale czy ma na to certyfikat? A co będzie jak sobie, na ten przykład, wydłubie oko widelcem na stołówce? Kto będzie za to odpowiedzialny, co? Po jedzeniu wszyscy umyją ręce i powiedzą: przecież w domu zawsze jadł widelcem, więc myśleliśmy, że umie. A okaże się, że jednak nie. I co? Następne szkolenia obejmują stroje szkolne, toksykologię z zakresu kredożerstwa, ewakuację pożarową i bombową, pierwszą pomoc, drugie śniadania, sprawy korzystania z telefonów komórkowych...
- Przecież regulamin szkoły zabrania korzystać z komórek - poirytowany Łukaszek przerwał pani pedagog.
- Brawo, Hiobowski, widzę że się czegoś jednak nauczyłeś w szkole. Tak, nie wolno korzystać z komórek w szkole. Ale uczniowie muszą wiedzieć jak z nich nie korzystać.
- Co za bezsens - Łukaszek był zły.
- Może i dla ciebie bezsens, Hiobowski, ale zobacz, ilu ludzi dzięki temu ma pracę! - oznajmiła triumfująco pani pedagog.
- Te wszystkie namioty... - zaczął słabym głosem dziadek Łukaszka i urwał. Bo teraz zobaczyli, że na każdym namiocie wisi napis. O ile druga linia napisu za każdym razem była inna, o tyle pierwsza brzmiała zawsze identycznie: "Szkolenia z...".
Babcia Łukaszka podniosła do oczu kartkę formularza. Policzyła ile jest na niej rubryk i kartka zaczęła jej skakać w ręku.
- I ja te wszystkie szkolenia... - przerażony Łukaszek przełknął ślinę.
- Wszystkie - pokiwała głową pani pedagog napawając swoje oczy strachem Łukaszka. - Ale nie martw się, będziesz miał to z głowy na całe półrocze!
- Półrocze! To w lutym znowu! - Łukaszek złapał się za głowę.
- Przecież to kosztuje kolosalne pieniądze! - zawyła babcia Łukaszka. - Nie stać nas...!
- A właśnie, że nic państwo nie musicie płacić - poinformowała ich pani pedagog.
- Jak to? - dziadek Łukaszka był nieufny. - Przecież ktoś tym ludziom płaci, tak? No właśnie? To co, znowu państwowe pieniądze?! Znowu nie będzie na służbę zdrowia, wojsko, drogi i tak dalej!?
- Zmartwię pana, będzie - odparła słodko pani pedagog. - Rząd nie daje złotówki na te szkolenia.
- To kto daje?
Pani pedagog uśmiechnęła się i rzekła magiczne słowo:
- Samorząd... Radzę państwu się pospieszyć, jeśli chcecie aby Łukasz zdążył zaliczyć wszystkie szkolenia przed zmrokiem!
Babcia i dziadek odeszli zabierając ze sobą załamanego Łukaszka.
W tym czasie poczerwieniała pani pedagog stękała kręcąc się w kółko po boisku szkolnym. Kiedy założyła sobie ręce za plecy jej dłonie się sczepiły pierścionkami.

Brak głosów

Komentarze

To wcale nie aż tak futurystyczne. Kilka dni temu spotkałam znajomą nauczycielkę (liceum). Była zmęczona i zdołowana: wracała ze szkolenia. Kiedy się zapytałam, czego się tam nauczyła, zaczęła odreagowywać i popłynęła opowieść.

Oprócz rzeczy całkiem bezsensownych były dwie, które miały wyraźny sens: przygiąć nauczycieli ciężarem poczucia winy i strachu z powodu przygniecenia ich absurdalnymi zaleceniami - a wtedy im się odechce się stawiania jakichś żądań, czy wysuwania pretensji do władz oświatowych i będą szczęśliwi, jeśli zostawi się ich w spokoju, bez przyczepiania się.
To niegłupie posunięcie ze strony władz, bo nauczyciele mając poczucie dobrze pełnionych obowiązków zaczęliby jeszcze podskakiwać.

Współczuję nauczycielom i uczniom.

Vote up!
0
Vote down!
0
#378545