Osiedlowa Rada Obrony Narodowej

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Młoda pani od polskiego, która kiedyś uczyła klasę do której chodził Łukaszek, szła powoli przez osiedlowy park. Nie była sama, towarzyszyli jej uczniowie drugiej klasy szkoły podstawowej, jej aktualni podopieczni. Młoda pani z uczuciem westchnienia pomyślała o poprzednich uczniach, których była wychowawczynią. Odkąd się ich pozbyła zaczęła znów sypiać spokojnie, na nowo polubiła dzieci i przestała moczyć się w nocy. Z drugiej zaś strony... Owszem, klasa do której chodził Łukaszek była postrachem nauczycieli. Ale ci nowi uczniowie...
Kiedy dochodzili już do szkoły wszyscy (zarówno młoda pani jak i uczniowie) zwrócili uwagę, że na ulicy pojawiła się nowa budka. Właściwie była to przyczepa kempingowa przerobiona na punkt gastronomiczny. Pysznił się na niej wielki napis "Wegetariańskie kurczaki z rożna". Młoda pani zaciekawiona podeszła, aby dowiedzieć się czegoś więcej.
- Nie, dopiero dzisiaj tą budkę postawiłem - opowiadał pan sprzedawca. - Do tej pory byłem na urlopie w górach. Ach, góry, proszę pani, zupełnie inni ludzie, zupełnie inny klimat... Obcy ludzie na szlakach, kiedy się mijają...
- ...wiem, mówią sobie "cześć" - popisała się wiedzą pani od polskiego.
- Ale co też pani! Teraz ludzie kiedy się mijają, pokazują sobie podniesione kciuki. Czyli przekazują sobie lajki z Fejsa!
- O! - powiedziała zaskoczona pani i zmieniła temat. - A to są moi uczniowie, właśnie wracamy z małej wycieczki.
- Ho, ho! Aż osiemnaście osób! Co za liczna klasa! Czego chcecie dzieci?
Odpowiedziała mu cisza.
- Nie rozumieją po polsku? - zafrasował się pan sprzedawca.
- Rozumieją, ale źle pan sformułował pytanie.
- Dlaczego???
- Nie zawarł pan w nim odpowiedzi do wyboru.
- Czego??? Od kiedy to w pytaniu muszą być odpowiedzi???
- Proszę pana, to jest nowe pokolenie, ono jest chowane nie na kartkówkach, tylko na testach. No, niechże pan spróbuje jeszcze raz.
- Drogie dzieci! Czy chcecie kupić kawałek wegetariańskiego kurczaka z rożna? Odpowiedź "a": tak, odpowiedź "b": nie!
Uczniowie zaczęli krzyczeć "a" lub "b".
- No to ci, którzy chcą kurczaka niech podejdą do okienka. Macie jakieś pudełka po kanapkach?
Dzieci sięgnęły do plecaków po słoiki.
- Pan daruje, ale jakim cudem ten kurczak jest wegetariański?
- Jest z soi... - odparł zgrabnie pan sprzedawca szykując towar i chciał jeszcze coś dodać, ale stało się coś niespodziewanego. Coś zgrzytnęło i przyczepa z kurczakami niebezpiecznie się przechyliła. Pani od polskiego piszczała przerażona, a dzieci z klasy drugiej podstawówki stały i patrzyły beznamiętnie filmując wszystko komórkami. Wreszcie tajemniczy kataklizm się zakończył i przyczepa zatrzymała się dziwacznie przechylona, celując dyszlem we wrześniowe niebo.
- Co się stało??? - spytała przerażona pani od polskiego.
Druga klasa podstawówki spojrzała na nią wyczekująco.
- Co się stało? - oprzytomniała pani od polskiego. - Podaję odpowiedzi do wyboru. "A": to było trzęsienie ziemi, chociaż u nas takie mocne się nie zdarzają. "B": osunięcie zbocza, chociaż teren jest płaski. "C": Adam Mickiewicz.
Uczniowie chętnie zaczęli głosować. Były trzy odpowiedzi "a", jedenaście "b" i cztery "c". Młoda pani nie zdążyła skomentować wyników bo otworzyły się drzwi przyczepy i wypadła z nich bryła soi w kształcie pana sprzedawcy. Pan sprzedawca krzyczał i rzucał mięsem.
- Czy pan może wie co się stało? - przerwała mu pani od polskiego.
- To ja panią chciałem zapytać! Przecież ja niczego nie widziałem! Nagle wszystko się przechyliło i... - tu pan sprzedawca obejrzał się za siebie i oniemiał. Za przyczepą widniała w ziemi wielka dziura, częściowo przez rzeczoną przyczepę wypełniona. Z dziury gramoliło się kilkanaście niezbyt wysokich postaci w moro uzbrojonych w białą broń wśród sprzętu kopiącego, czyli szpadle. Młoda pani od polskiego poczuła nagle falę chłodu ogarniającą cebulki jej włosów. Ze zgrozą wśród umazanych humusem twarzy rozpoznawała swoich niegdysiejszych podopiecznych. Był i Łukaszek, i Gruby Maciek, i okularnik z trzeciej ławki, nawet dziewczyny... Słowem: cała klasa druga a, tyle, że z gimnazjum.
- Co wy wyprawiacie?! Kto wam pozwolił?! - krzyknęła młoda pani od polskiego, tak jak to potrafią krzyczeć nauczyciele. Ale gimnazjaliści nie podjęli dyskusji, tylko rozstąpili się i pokazali dziurę. Z dziury doleciało dziwne stękanie, pokazała się na krawędzi czyjaś ręka i zza krawędzi wyjrzało uziemione oblicze jednego z radnych osiedlowych.
- To pan??? - wyjąkała zdumiona pani od polskiego. - Co pan tam robi???
- Może mi pani najpierw pomóc wyjść? pan radny wyciągnął dłoń. Pani od polskiego podała mu swoją i w tym momencie dotarło do niej, że zrobiła błąd. Pan radny pociągnął ją mocno za rękę, jej szpilki zagłębiły się w wilgotną glebę i ze słabym okrzykiem wpadła do wykopu, aż po korzonki. Trawy i włosów. Uczniowie jak jeden mąż robili zdjęcia komórkami. Pani od polskiego poczuła, że znów nienawidzi dzieci.
Pan radny wygrzebał się z jamy i potem pomógł wyjść pani od polskiego.
- Co wy wyrabiacie?! - pani od polskiego parskała śliną i ziemią.
- Mobilizacja wojskowa! - odparł dziarsko pan radny.
- Jezus Maria, jest wojna?!
- Skąd, właśnie próbujemy uratować pokój! Nie wie pani co się stało pierwszego września?!
- Wybuchła druga wojna światowa?
- To też, ale to jest rocznica. A w tym roku? Słyszała pani?
- No... Nie.
- Otóż w takim razie informuję panią i wszystkich innych dokoła też, że tego dnia zostało zlikwidowane Ministerstwo Obrony Narodowej!
- I co, nie mamy już armii? - spytał osłupiały pan sprzedawca.
- Ech, ta nasza armia... - machnął lekceważąco ręką pan radny. - Wreszcie rząd poszedł po rozum do głowy i przekazał obowiązek obrony państwa tym, którzy są w stanie go wypełnić. Czyli samorządom. Od tej pory to my, miasta, wsie, osiedla i sołectwa będziemy bronić granic! Naszego osiedla będzie bronić nasza Rada osiedla!
- Przecież nasze osiedle nie ma granicy - powiedziała pani od polskiego.
- Myli się pani bardzo! Graniczymy chociażby z osiedlem obok!
- A jaki mamy sprzęt?
- Łopaty - wtrącił się okularnik z trzeciej ławki.
- Chodziło mi o broń. Czy mamy jakieś czołgi, albo samoloty?
- Widać, że pani nie działa w strukturach samorządowych! - zawołał pan radny. - Rząd nie dał pieniędzy na szkolnictwo, to dałby na obronność? Niestety, rząd przekazał na nas wszystkie obowiązku MONu, ale nie dał ani euro.
- No to po co ta reforma? - zdziwiła się pani od polskiego.
- Mój dziadek mówi, że po to, żeby Vin Roncent Jastowski domknął budżet na przyszły rok - wtrącił się Łukaszek. - Podobno w przyszłym roku mają zlikwidować ministerstwo sportu. W zamian za to każdy Polak ma dostać po jednej hantli i ćwiczyć.
- Ja nie wnikam po co ta reforma, trzeba i tyle - pan radny nie dał sobie odebrać wątku. - My tu gadu gadu, a wróg nie śpi. Kopiemy dalej!
- Może już wystarczy? - burknął pan sprzedawca. - Podkopaliście moją przyczepę. Jak ja ją teraz...
- A po co pan ją tu stawiał? Konsultował się pan z Radą Osiedla Obrony Narodowej?
- A z kim ja niby miałem to konsultować?
- No choćby ze mną, jestem generałem obrony! Nie! Ustawił pan tą swoją budkę z... - pan radny spojrzał krytycznie na masę oblepiającą pana sprzedawcę - z pastą do butów dokładnie na środku rowu przeciwczołgowego!
- Rów przeciwczołgowy?! - osłupiała pani od polskiego.
- Od czegoś trzeba zaczął proszę pani... Ja wiem, że sąsiednie osiedle ma o wiele lepsze wyposażenie. Wie pani, że wczoraj kupili dwa skutery przeciwpancerne? No, ale oni mają na swoim terytorium galerię handlową. To są kolosalne wpływy do budżetu... Chociaż ta galeria jest tuż przy granicy z naszym osiedlem. Można rzec, że jest w połowie nasza. Wystarczy tylko sięgnąć ręką... Powinniśmy się uwinąć w godzinę... Co na to moje wierne wojsko?
- A kiedy by to miało być? - spytał Gruby Maciek.
- W poniedziałek, o dziesiątej.
- Wtedy mamy kartkówkę. Super! Może być, zgadzamy się!
- To ma być pana wojsko?! - pan sprzedawca nie mógł się nadziwić.
- Tak, a co? Widział pan kiedyś generała bez wojska? Lepsze takie niż żadne. Nikt z dorosłych lokatorów nie chciał się zgłosić. Każdy się wymawiał tym, że podobno pracuje. Żałosne. A jak przychodzi do płacenia czynszu to nagle wszyscy są bezrobotni. Jeszcze zobaczymy.
- Litości! - pani od polskiego załamała ręce. - Chce pan wysłać dzieci na wojnę?!
- Ależ proszę pani, kilkuletnie dzieci walczyły przecież w Powstaniu Warszawskim! Rzucały w czołgi koktajlami "Sex on the beach" i "Krwawa Mary"!

Brak głosów