Rzeźnia
U Hiobowskich zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Zaraz będzie jakaś katastrofa - rzucił proroctwo tata Łukaszka i dopił prędko resztę herbaty. Mama Łukaszka otworzyła drzwi, a korytarzu stało jakichś dwóch zmęczonych panów.
- Dzień dobry - powiedział jeden pan. - Czy trzoda jest?
- U nas w szkole codziennie jest trzoda - pod łokciem mamy wyrósł Łukaszek. - Zamieszanie znaczy się.
- Czy w domu jest trzoda? - powtórzył pytanie pierwszy pan.
- Jaka trzoda? - wyjąkała mama Łukaszka.
- Chlewna.
- Nie ma! - odezwała się gromko babcia Łukaszka z głębi mieszkania. - To już nie te czasy. Pamiętam jak po wojnie...
- My i tak musimy sprawdzić - odezwał się drugi pan. - Wpuszczą nas państwo po dobroci czy mamy tu wrócić z nakazem?
- Proszę - mama uchyliła drzwi.
- Czego panowie szukają? - zainteresowała się siostra Łukaszka.
- Trzody chlewnej - wyjaśniła jej babcia. - No wiesz, krówka, świnka...
- Macie państwo coś takiego? - spytał zmęczonym głosem drugi pan. Widać było, że razem z kolegą nie spodziewają się niczego znaleźć i pytania zadają jedynie gwoli formalności. Jakie było więc ich zaskoczenie, gdy siostra Łukaszka odparła, że owszem, mają. A jakie było zaskoczenie Hiobowskich!
Siostra poprowadziła obu panów do kuchni, otworzyła lodówkę i wyjęła kawałek mięsa na talerzyku.
- Co to jest??? - spytał pierwszy pan. Zmęczenie mu minęło jak ręką odjął.
- Golonka. Świnka!
- Nam chodzi o żywe zwierzątka. Świnkę. Krówkę - tłumaczył cierpliwie drugi pan.
- Co też pan! - pojęła siostra i zaczęła się śmiać. - Kto trzyma żywą świnię w mieszkaniu? Albo krowę!
- To właśnie sprawdzamy...
- A można wiedzieć dlaczego? I na jakiej podstawie? - odezwał się tata Łukaszka.
- Sprawdzamy, czy nie jest łamana ustawa o produktach pochodzenia zwierzęcego, a konkretnie jej siedemnasty artykuł.
- A czego on dotyczy? - pytał cierpliwie tata Łukaszka.
- Dotyczy nielegalnego uboju poza koncesjonowaną rzeźnią.
Gdyby w pokoju był jakiś budowlaniec, to pozostałoby mu jedynie nałożyć na Hiobowskich tynk, bo zamurowało ich kompletnie.
- Ubój??? Tutaj??? - upewniał się dziadek Łukaszka. - Prędzej chyba w jakimś gospodarstwie...
- To też gospodarstwo, tylko że domowe - zauważył pierwszy pan i przytomnie zamknął lodówkę. - A zatem, czy dokonują państwo tu jakiegoś uboju?
- Nie no, co pan... Ale gdzie tam... - zaprotestowali wszyscy Hiobowscy oprócz Łukaszka. Ten podszedł do pierwszego pana i poprosił:
- Niech się pan nachyli.
Obaj panowie się ożywili czując dreszczyk emocji. Spojrzeli na Hiobowskich jak na potencjalnych przestępców, a potem pierwszy pan nachylił się licząc, że Łukaszek szepnie mu jakiś donos do ucha.
Pomylił się. Bowiem Łukaszek błyskawicznym ruchem chlasnął pana w szyję otwartą dłonią prawej ręki. Wybuchła straszne zamieszanie. Pan upadł i zaczął charczeć. Rodzice krzyczeli.
- Zabiłem komara - wyjaśnił Łukaszek i pokazał na dłoni rozgniecionego owada.
- Aaa... Uuu... - jęczał pierwszy pan wstając z trudem. Na jego szyi szybko rosła czerwona plama. - A to cholerny szczeniak... Ubił komara... No mojej szyi... No przecież... Mógł mnie zabić...
- Dokonał nielegalnego uboju! - podjął myśl drugi pan. - A zatem nałożymy na państwa karę!
Hiobowscy jęknęli. Babcia zaczęła symulować zawał, dziadek poszedł się oflagować, mama sięgnęła po portfel, a siostra prosiła, żeby ktoś jej wytłumaczył o co chodzi.
- Na jakiej podstawie chcą panowie nałożyć karę? - spytał spokojnie tata Łukaszka.
- Artykuł siedemnasty - odparł z nienawiścią pierwszy pan. - I gówno mnie obchodzi, że pan go nie zna. Nieznajomość prawa szkodzi!
- Nie powiedziałem, że go nie znam - kontynuował z niezmąconym spokojem tata Łukaszka. - Ustęp pierwszy mówi, że...
- Ustęp mówi! Muahaha! - zaśmiała się siostra. - Przecież sedesy nie gadają!
Siostrę wyrzucono na korytarz i tata mógł kontynuować.
- Ustęp pierwszy mówi, że niedopuszczalny jest ubój poza rzeźnią bydła i zwierząt jednokopytnych. A komar nie jest ani bydłem, ani zwierzęciem jednokopytnym.
- Przyjmijmy, że jest zwierzęciem kopytnym - ruszył do ataku drugi pan.
- W takim razie ustęp trzeci mówi, że ustępu pierwszego nie stosuje się w przypadku poddania ubojowi z konieczności domowych zwierząt kopytnych.
- Można dyskutować, czy komar jest akurat domowym zwierzęciem kopytnym - skrzywił się drugi pan. - Ale to na pewno nie była konieczność!
- Gdzie on ma te kopyta? - spytał Łukaszek dokładnie oglądając truchło rozsmarowane na jego prawej dłoni. Pierwszy pan odchrząknął i powiedział:
- Nie no, to nie jest zwierzę kopytne. Zdefiniowałbym komara jako "inne zwierzę". A ustęp drugi mówi wyraźnie, że niedopuszczalny jest ubój poza rzeźnią innych zwierząt, w zakresie nieuregulowanym przez inne rozporządzenia. O ile sobie przypominam, nikt nie pisał o uboju komarów. A zatem postąpiliście państwo nielegalnie.
- Pan cytuje wybiórczo - obruszył się tata Łukaszka. - Zapomniał pan, że ustęp drugi kończy się słowami "jeżeli mięso pozyskane z tych zwierząt ma być wprowadzone na rynek".
- A kto nam zagwarantuje, że państwo nie wprowadzicie mięsa z tego komara na rynek? - spytał zaczepnie drugi pan.
- Nie mamy koncesji na handel dziczyzną - uśmiechnął się tata Łukaszka. - Bez niej nie możemy sprzedawać mięsa komarów. Chyba nie namawia mnie pan do nielegalnej sprzedaży? Co więcej, w artykule siedemnastym pojawił się parę lat temu ustęp jeden a...
- O kurczę... - syknął pierwszy pan patrząc z podziwem na tatę Łukaszka. - Skąd pan to wie?
- W dzisiejszych czasach trzeba znać się na wszystkim - oznajmił tata Łukaszka, po czym podniósł palec i wyrecytował:
- Ustęp jeden a. Dopuszcza się ubój na terenie gospodarstwa cieląt do szóstego miesiąca życia, świń, owiec, kóz, drobiu oraz zwierząt dzikich utrzymywanych w warunkach fermowych.
- To nie jest ferma! - wrzasnął drugi pan.
- Gospodarstwo domowe to prawie jak ferma. Ot, taka mikroferma.
- Komar nie jest zwierzęciem dzikim - syknął z nienawiścią pierwszy pan.
- A co, może udomowionym?
- A poza tym teraz pan nie zacytował wszystkiego! - krzyknął pierwszy pan. - Ustęp jeden a, który dopuszcza ubój zwierząt dzikich, kończy się słowami: "w celu produkcji mięsa na użytek własny".
- Co, zjedzą państwo tego komara? - zakpił drugi pan.
- Nie ma problemu - rzekł Łukaszek i zanim ktokolwiek zdołał go powstrzymać polizał swoją lewą dłoń. Babci zrobiło się słabo, mama dostała torsji, a dziadek musiał zażyć podwójną dawkę leków.
- On to na pewno zjadł? - niedowierzał pierwszy pan.
- Łaaaaaa... - Łukaszek rozdziawił paszczę i pokazał, że jest pusta.
- No tak... Sami panowie widzą... - jąkał się osłupiały tata Łukaszka. Panowie się poddali, zrezygnowali z karania i poszli.
- Co za głupki - rzucił za nimi Łukaszek.
- Czyś ty oszalał?! - krzyknął na niego tata. - Jak ty mogłeś zjeść takie świństwo?!!
Łukaszek spojrzał wzrokiem pełnym urażonej niewinności.
- Wy też daliście się nabrać? Ja nie mogę... Polizałem tą rękę - podniósł lewą dłoń - a komara zabiłem tą ręką - podniósł prawą dłoń. Po czym poczłapał do łazienki się umyć.
- Tylko dokładnie umyj dłonie! - zawołała za nim mama. - Pamiętaj, że wszędzie czają się bakterie!
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1610 odsłon
Komentarze
dziękuję
22 Października, 2010 - 20:54
Nareszcie setnie się uśmiałem zamiast się złościć i wkurzać!
Niestety jest bardzo wielu, którzy pieprząc znacznie gorsze głupoty w sejmie i w TV doprowadza mnie do łez rozpaczy.
Pięknie dziękuję za tą chwilę relaksu, tak mi jej brakowało, bo w kabaretach proPOlskich w TV jedynie potrafią się śmiać sami z siebie i z takimi samymi głupkami, nie wspominając już o kabareciarzu, który wziął się za politykę a który kiedyś też mnie rozśmieszał, tylko to było tak dawno, że zapomniałem kiedy...
Skromnie prosząc o więcej, pozdrawiam
niezależny Poznań
niezależny Poznań
@bambi441
22 Października, 2010 - 22:31
Dziękuję bardzo, pisać zamierzam dalej, a czy się będzie podobać - oby :)
:) To juz wiem
22 Października, 2010 - 21:15
z czego mój przychówek rechotał:) (jak to czytał).
Pozdrówka!
@bez kropki
22 Października, 2010 - 22:32
Dzięki i również pozdrawiam :)
W końcu Marcin
22 Października, 2010 - 23:38
Tego mi brakowało, powrotu do opisywania absurdu naszej codzienności, trochę dalej od polityki. Nie wiem czy czytałeś Pilipiuka. W jednym z opwiadań Jakub Wyndrowicz wraz z Semenem zostają zatrzymani przez MO (przepraszam PO). Unikają kary tylko dlatego że Semen zna na pamięć przepisy UE i policja jeszcze daje im łapówkę aby nie pisali donosu do Brukseli.
Dzięki za tę dobrą dawkę śmiechu.
-----------------------------------------------------------
"Jeżeli państwo jest zbudowane na występku i rządzone przez ludzi depczących sprawiedliwość, niema dlań ocalenia" PLATON "Państwo"
----------------------------------------------------------- "Polska Niepodległa to Polska niebezpieczna" Lenin
@Jacyl
23 Października, 2010 - 11:52
No właśnie, coraz więcej słyszę głosów, żeby pisać "dalej od polityki". Może ludzie mają przesyt...
Marcin
23 Października, 2010 - 13:42
Coś w tym jest, ale osobiście uważam że jeżeli ktoś chce poczytać teksty polityczne to ma ich tutaj (i nie tylko) zatrzęsienie. Ale aby przeczytać coś co da człowiekowi trochę odpoczynku psychicznego, trzeba dłużej poszukać. Osobiście zaglądam codziennie na Niepoprawnych.pl w pracy czekając na jakiś nowy kawałek Hiobowskich. O polityce mogę podyskutować po południu z domu (a i tak coraz mniej chce mi się o tym dyskutować)- w kółko to samo.
------------------------------------------------------------
"Jeżeli państwo jest zbudowane na występku i rządzone przez ludzi depczących sprawiedliwość, niema dlań ocalenia" PLATON "Państwo"
----------------------------------------------------------- "Polska Niepodległa to Polska niebezpieczna" Lenin
Re: Rzeźnia
23 Października, 2010 - 06:01
HI, hi, Marcinie, jak zawsze super! Chyba pójdę sie oflagować ;-)
Pozdrawiam ;-)
seawolf
Pozdrawiam ;-) seawolf
@seawolf
23 Października, 2010 - 12:07
Fight for your right! :)
Makuszyński
23 Października, 2010 - 12:27
Było o Pilipiuku, a ja widzę, że numer z ręką to wprost z Makuszyńskiego i na dodatek z Szatana z siódmej klasy.
Fajny ten numer z lotną kontrolą. A życie często pokazuje swoją śmieszną stronę, bo w latach osiemdziesiątych wracaliśmy nysą do bazy, kiedy natknęliśmy się na milicjanta w mundurze, który machnął ręką by zatrzymać auto. Kierowca pokazał kciukiem na pasażerów i nie zwalniając chciał jechać dalej. Milicjant z widoczną wściekłością zamełł przekleństwami. Pan Staszek dał po hamulcach, aż nas rzuciło i podjechał do tyłu i poczekał na funkcjonariusza. Ten otworzył drzwiczki i zaczął od groźby mandatem. Pan Staszek wygłosił małą tyradę, że pokazał iż samochód jest załadowany, że nie musiał się zatrzymywać bo milicjant nie był na służbie( brak paska pod brodą) i machnął ręką zamiast lizakiem. Lekko spłoszony milicjant przyatakował przez wyciągnięcie bloczku z mandatami i zaczął spisywanie. Na co pan Staszek rzucił do pasażerki na przednim siedzeniu >>niech pani spisze z rękawa numer służbowy<< i... bloczek powędrował do kieszeni, a my pojechaliśmy dalej.
Nie ma jak znajomość przepisów i to lepsza niż nasz prześladowca.
Eksperyment
23 Października, 2010 - 12:26
Wszedłem na Facebooka
Marcin BrixenUtwórz swoją wizytówkę