Co się komu śni, część 6, ostatnia
Sny Łukaszka były podobne do burzy z piorunami. Trwały krótko, były intensywne i po kilku dniach całkiem o nich zapominał. Ale trafił mu się jeden taki sen, który zapamiętał na długo. Straszny sen. Opowiedział o nim swojemu serdecznemu druhowi, Grubemu Maćkowi. Podsłuchał ich okularnik z trzeciej ławki i przy pierwszej próbie naśmiewania się zarobił w dziób. Łukaszek od razu poczuł się lepiej i wspomnienie tego strasznego snu zaczęło się zacierać w jego umyśle.
A było tak: zasnął, a jak zasnął to znalazł się w swoim śnie. Był w mieszkaniu. Zajrzał do kuchni. Przy kuchence stała babcia. Podszedł do niej i pociągnął ją za rękaw. Babcia obróciła się ku niemu i za zgrozą obserwował jak rękaw zostaje mu w ręku, a obok spada na podłogę siwa peruka. Przed nim stał papierowy manekin cały obklejony strzelistą czcionką ulubionej babcinej gazety, czyli "Międzynarodowego Horyzontu". Manekin otworzył usta i rzygnął papierowymi ścinkami "zdobycze socjalne", "wszystkim równo", "było lepiej" po czym runął na podłogę rozsypując się w pył...
Uciekł do łazienki, ale nagle drzwi się otwarły i wyszedł dziadek. A właściwie - coś ubrane w rzeczy dziadka, bo znowu to była papierowa kukła. Tym razem napisy na niej były inne - Łukaszek od razu poznał dziadkową "Prawdziwą Ojczyznę". Z ust kukły poleciało papierowe confetti ze słowami "przedwojenne to lepsze", "komuchy", "tradycja" i ta kukła też się rozpadła...
Wystraszony wycofał się do pokoju. Spojrzał, na kanapie siedziała mama obłożona rocznikiem "Wiodącego Tytułu Prasowego". Spojrzał jeszcze raz i już wiedział, że to nie ona. Twarz była kolorowa niczym dodatek specjalny błyszczący kredowym papierem, z ust sypały się skrawki z napisami "demokracja", "tolerancja" i "Europa". I ten manekin rozsypał się jak talia kart do gry...
Zajrzał ostrożnie do pokoju siostry. Siedziała nieruchomo przy biurku, podszedł do niej i znowu była nie tak. Spadły włosy, zjechało ubranie, z ust posypały się papierki "wolność", "przyjemność" i "swoboda", a siostra rozpadła się na stos czasopism "Hedonka"...
Zazgrzytał klucz w drzwiach. Do mieszkania wszedł ktoś w płaszczu taty, ktoś, kto miał gazetowo bladą twarz i tytuły "Krajowej" na niej. Z ust zaczęły wyjeżdżać słowa papierowa "logika", "rynek" i "pieniądze", a cała sylwetka zaczęła tracić kształt i płaszcz powoli opadł na stos pyłu...
Wybiegł z mieszkania, przebiegł korytarz, zjechał windą, wypadł z bloku. Na ławce siedziała tyłem do niego jakaś postać. Poznał od razu. To był pan Sitko!
- Panie Sitko! Panie Sitko! - wychrypiał wystraszony Łukaszek i puścił się ku niemu biegiem. Pan Sitko siedział nieruchomo i się nie ruszał. Nawet kiedy Łukaszek go szturchnął. Spadło okrycie, rozsypało się to, co się pod nim kryło i pod nogi zaskoczonego Łukaszka spłynął stos etykiet po tanim winie...
Obudził się zlany zimnym potem. Spojrzał na zegar. Było potwornie wcześnie, dochodziła dziewiąta. Poczłapał do pokoju, gdzie siedziała mama.
- Łukasz, jak ty wyglądasz! - wystraszyła się mama. - Śniło ci się coś?
- Taa.
- Coś strasznego?
- Taa.
- Nie krępuj się, synu. Jeśli jesteś gejem możesz śmiało zrobić coming out! - rzekła mama i zasłoniła się "Wiodącym Tytułem Prasowym" z wielkim tytułem "Wszyscy geje powinni wreszcie zrobić coming out!".
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 817 odsłon