Być jednością

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Blog

- Będzie specjalne składanie zniczy pod pomnikiem ofiar katastrofy - oznajmił dziadek.
- Jakiej katastrofy? - wystraszyli się Hiobowscy.
- No, tej co się zdarzyła pięć lat temu pod Smoleńskiem.
- Ależ co dziadek! Przecież to było jakoś na początku kwietnia! Tuż po papieżu! Więc jaka to dziś rocznica!
- To prowokacja - babci z gniewu zaczęły drżeć nozdrza. - Kontrmarsz dla pochodu pierwszomajowego!
- Wcale nie - zaperzył się dziadek. - Jest ku temu okazja. Z Moskwy przesłano ostatnie zidentyfikowane pozytywnie szczątki ofiar katastrofy.
- Przysłano też listę szczątków, które zidentyfikowano negatywnie a mimo to na prośbę rządu przysłano do Polski. Teraz trzeba je odesłać. Jedenaście ton! Było nie było, dwadzieścia sześć transportów w pięć lat - ironizował tata Łukaszka. - Kto za to zapłaci?
I już mała wybuchnąć kolejna awantura, gdy mama Łukaszka spojrzała na swój ukochany "Wiodący Tytuł Prasowy". Na pierwszej stronie był wielki artykuł o wielkim sukcesie rządu, jakim było sprowadzenie szczątków ofiar katastrofy samolotu do kraju. Pod spodem był komentarz ważnego polityka obozu rządzącego. Polityk spoglądał nadętym i lekko rozleniwionym wzrokiem apelując: "W te trudne dni znów musimy być jednością".
- Bądźmy jednością! - zakrzyknęła mama Łukaszka i zerwała się z kanapy. W pięć minut dokonano niezbędnych przygotowań. Wyciągnięto siostrę Łukaszka z łazienki, choć krzyczała, że nie dokończyła makijażu. Wyłączono Łukaszkowi komputer, choć krzyczał, że musi zapisać jakiś level w grze. Ubrano się i każdy wziął po jednym zniczu.
Hiobowscy dotarli na wielki plac w centrum miasta, na którym kłębił się tłum ludzi. Tata wyjął zapałki i zapalił wszystkim znicze. Ruszyli naprzód i momentalnie zostali rozdzieleni.
Łukaszek sprytnie się wycofał i próbował obejść tłum z boku, trawnikiem. Niestety, został czujnie wypatrzony przez funkcjonariuszy Straży Miejskiej. Funkcjonariusze, ignorując masy innych dorosłych osób depczących trawnik i polewających trawę gorącym woskiem, runęli wprost ku Łukaszkowi. Najpierw zapytali go, czy są tu gdzieś jego rodzice, a gdy usłyszeli odpowiedź, że nie, uspokoili się i powiedzieli Łukaszkowi, że wlepią mu mandat. Za deptanie trawy i polewanie jej gorącym woskiem. Zabrali mu znicz i go zgasili (zagrożenie pożarowe!), a kiedy wyjmowali bloczki Łukaszkowi udało się uciec.
Siostra również się wycofała, aż pod ścianę budynków. A znajdowały się tam bardzo interesujące sklepy.
- Nudna już ta żałoba - westchnęła siostra marszcząc śliczny nosek. - Ale muszę przyznać, że w czarnym mi do twarzy...
Rozejrzała się. Na ulicy stał sznur samochodów. Postawiła płonący znicz na dachu jednego z nich, chwyciła brzeg swojej sukienki i zaczęła się przeglądać w oknie wystawy sklepowej. Kiedy już się napatrzyła, odwróciła się po znicz. Ale już go nie była. Samochody, które stały teraz na ulicy były jakieś inne niż wtedy. Siostra rozejrzała się i zagadka się wyjaśniła. Samochód ze zniczem na dachu był już daleko, właśnie skręcał w prawo wyjeżdżając z placu. Siostra wzruszyła ramionami i wróciła do wystawy sklepu. Babcia także się wycofała z placu. Fakt, wszyscy ludzie są równi, ale niektórym szacunek po śmierci należy się bardziej. A innym mniej. Zaniosła znicz na pomnik żołnierzy radzieckich. pomnik był ten sam, tylko napis co parę lat się zmieniał. Teraz babcia z satysfakcją zauważyła, że jest taki sam jak za komuny. Że Armia Czerwona przyniosła wolność i tak dalej. To były czasy! Jacy politycy wtedy rządzili krajem! Jak go podźwignęli z nędzy i ruiny! Kto by dzisiaj tak potrafił? A ci co zginęli pod Smoleńskiem to też tajemnicza sprawa. Żeby radziecki samolot się rozbił! Przecież radzieckie rzeczy się nie psuły. Rower na ten przykład...
Tata Łukaszka był już w połowie placu, gdy zaczęła mu wściekle dzwonić komórka. Spojrzał na numer dzwoniącego, westchnął, odebrał i powiedział, że za chwilę będzie. Oddał swój znicz najbliższej osobie, poprosił o złożenie i pobiegł do pracy.
Mama Łukaszka, zagubiona w tłumie rozglądała się bezradnie. Na szczęście gdzieś wypatrzyła oazę na pustyni, czyli transparent z logo "Wiodącego Tytułu Prasowego". Natychmiast zaczęła przebijać się w tamtą stronę. Włączyła się w grupę ludzi, którzy tak jak i ona, nieśli znicze.
- Państwo też idą oddać hołd ofiarom katastrofy? - zapytała kogoś.
- E... Nie wiemy... Ale mamy być jednością! Pod patronatem "Wiodącego Tytułu Prasowego"!
- O tak, bo jedność nie może być taka sobie, wypadkowa, ona musi mieć nadaną treść - perorowała mama Łukaszka, posługując się czytanym niedawno w "WTP" artykułem. Okazało się, że jej rozmówcy też go czytali i tak na zasadzie hasło - odzew opowiedzieli sobie ten artykuł akapit po akapicie. Ludzie z transparentem ruszyli i mama Łukaszka nawet nie patrzyła dokąd ich wiodą. A wyszli z placu i poszli w inne miejsce, aby złożyć znicze na miejscu protestu "Zabrać z Wawelu trupa z PeeReLu!".
Dziadek stanął w kolejce, dotarł pod krzyż i złożył znicz pod tablicą upamiętniającą ofiary katastrofy.
Wrócili do domu późno, pojedynczo i w kiepskich humorach.
- Ach - westchnęła mama Łukaszka sadowiąc się na kanapie i biorąc "Wiodący Tytuł Prasowy" do ręki. - Jakie to piękne uczucie, być jednością! I to tą właściwą jednością!

Brak głosów

Komentarze

heh, nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać...

Vote up!
0
Vote down!
0
#57476