Tragiczna frekwencja wyborcza (A. Celińskiemu dedykuję)
Częściowo zgadzam się z treścią notki polityka, z którym nie zgadzam się prawie nigdy. Blogerowi Andrzejowi Celińskiemu nie spodobała się frekwencja w wyborach samorządowych ("Frekwencja nas kompromituje, czyli wybory na gorąco").
Mnie też nie zachwyciła liczba głosujących! Było ich stanowczo za dużo...
Na nic zdały się moje apele do ludzi niezainteresowanych polityką ("Pomóż swojej Ojczyźnie! Nie głosuj!!!").
Mimo tylu latach doświadczeń Lud znów pobiegł do lokali wyborczych, aby poprzeć polityków znanych sobie jedynie z ulotek i plakatów. Nic nie w skazuje na to, żeby sytuacja miała się w najbliższym czasie poprawić. Wyglada to beznadziejnie. Jeśli nawet w czasie najmniej popularnych (!) wyborów samorządowych, blisko połowa uprawnionych głosuje, to jak to może wyglądać w czasie wyborów parlamentarnych...?
Wybór radnych, posłów, senatorów, prezydenta... to sprawa zbyt poważna, aby zajmowali się nią (pardon!) ignoranci. Jeśli chodzi o kierowanie państwem (podobnie jak kierowanie samochodem, samolotem, okrętem, wózkiem widłowym itp.) decyzje powinni podejmować ludzie, którzy mają o tym jakieś pojęcie.
Czy tę najbardziej zdegenerowaną postać demokracji można naprawić? Pewnie nie. Za to, przynajmniej teoretycznie, dałoby się jej mechanizmy nieco ulepszyć (ukłony dla p. Profesora Przystawy).
Na razie przypominam tylko o swoim starym pomyśle racjonalizatorskim:
Udział w wyborach powinien być płatny! Symbolicznie, np. 5 złotych za oddanie głosu.
W dowolnej sprawie, demokratycznie podejmowana decyzja, będzie bardziej racjonalna, jeśli głosujący będą choć trochę zainteresowani przedmiotem głosowania.
Im mniejsza będzie liczba głosujących tym lepiej! Podobnie jak w nawigacji. Im mniej pasażerów bierze udział w głosowaniu jaki obrać kurs, tym większe szanse na dobrą decyzję. Przymuszanie ludzi bez jakiejkolwiek orientacji do głosowania prowadzi do katastrofy demokratycznego okrętu.
Lepiej gdy decyzje podejmuje 1 procent specjalistów z danej dziedziny niż 90% ludzi nieświadomych skutków własnych wyborów.
Dlaczego tylko 5 złotych?
Więcej nie trzeba. Już tyle wystarczyłoby, żeby ludzie nie znający nawet programów partii politycznych dali sobie spokój z wypełnianiem "demokratycznego obowiązku".
Dla własnego dobra.
"Czytelnia na powietrzu" - 27.11.2010, (sobota) godz. 12.00
Punkty koordynacyjne akcji:
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1326 odsłon
Komentarze
5 zł to za mało bo kupujący głos płaci co najmniej flaszkę
22 Listopada, 2010 - 21:55
od łba czyli chyba 4 czy 5 razy więcej (nawet nie wiem ile teraz kosztuje "flaszka" w tym dziwnym kraju). Zatem kwota 50 zł czyli o rząd wielkości powinna być rozsądnym progiem zaporowym zarówno dla kupujących głosy jak i dla nie zainteresowanych.
5 złotych to zostawmy ryczał za wizytę u internisty - na razie ..
Zgadzam się z Panem Żółwiem!
22 Listopada, 2010 - 23:35
To jest masakra, ludzie wybierają polityków jak proszek do prania.
Tylko że myślę że ci politycy dobrze o tym wiedzą.
Stąd taka nagonka na głosowanie.
Człowiek nagoniony głosuje na tego który nagania lub na tego którego akurat reklamę częściej widział.
To nie jest polski problem jedynie.
Ta kobieta było podobno dość słynna po tym występie.
W miejsce "obama" wstaw "tusk".
Remek