zdarzenie, zbrodnia, zemsta, zgoda
Zwabiony smacznym tytułem eseju prof. Krasnodębskiego w "Rzepie" ("Jak unicestwić politykę ?") poświęciłem prawie cały weekend na próby zrozumienia jego zawartości, ale głowa już widać nie ta, nie udało się.
Żadnych wniosków sformułować nie umiem. Zwłaszcza roboczych.
(Interpretacje interpretacjami, nie o nie przecie chodzi.)
A depresja, dziękuję, jak zwykle - pogłębiła się.
Powracają myśli samobójcze (-unicestw-że się wreszcie !) i natręctwa (-pounicestwiaj choć paru polityków wirtualnie, myślą czy mową, skoro nie da się inaczej..).
Tutaj właśnie pan profesor Krasnodębski sprawę szalenie mi skomplikował, dywidując filozoficzność i polityczność.
I gdybym chciał koić skołatane nerwy wyobrażeniem tortur wieńczonych spaleniem na stosie np. pani Magdaleny Środy, powinienem pierwej rozstrzygnąć, czy jest ona filozofką jeszcze, czy już polityczką, czy może zgoła odwrotnie.
Nie podejmuję się. Zdrowie mi nie pozwala.
Spalę sobie dziś na razie Senyszyn.
*
Będę jeszcze próbował wrócić do lektury Krasnodębskiego, ale wpierw uporać się chcę z paru słowami rozpoczynającymi się przedostatnią literą polskiego alfabetu, które były ostatnio częściej niż zazwyczaj używane.
Pierwsza para to ZDARZENIE i ZBRODNIA.
Jest znamienne, że słowa o tak różnym znaczeniu służą opisowi tego samego faktu.
Oficjalne określenie katastrofy smoleńskiej to "zdarzenie lotnicze"; określenie "zbrodnia" ( które w blogosferze pojawiło się niezwłocznie i trwa ) publicznie stosowane bywa rzadko i jest natychmiast ostro kontestowane.
Nie podoba mi się nazywanie nagłej śmierci prawie stu wybitnych ludzi "Zdarzeniem". Nawet jeśli nim było.
Nie podoba mi się nazywanie "Zbrodnią" katastrofy, która z pewnością nie była zwykłą katastrofą.
Gdzieś pomiędzy jednym ze Zdarzeń i jedną ze Zbrodni leży prawda o Dziesiątym Kwietnia.
Żeby do niej dotrzeć, trzeba uważnie patrzeć dalej.
"Zdarzenie się samo po prostu przydarza,
a Zbrodnia, kochanie, to dzieło Zbrodniarza.."
ZEMSTA albo ZGODA.
Taką alternatywę rozpościera przed Polakami establishment oraz jego wedety medialne rangi Janiny Paradowskiej czy Janusza Palikota (zbieżność inicjałów przypadkowa,skoro Justyna Pochanke też należy, a Jan Pospieszalski - nie).
Na czym ma polegać zgoda narodowa po 10 IV 2010, wiadomo.
Pan Komorowski wytłumaczył to słowami i poparł przykładami praktycznymi na szczeblu krajowym, natomiast pan premier
Tusk jest już standardowym wzorcem zgody międzynarodowej.
(Kto wie, czy na Krakowskim Przedmieściu nie powinien stanąć Pomnik Katyński ukazujący legalny, środowy uścisk Władymira Władymirowicza z Donaldem Donaldowiczem 7 IV br.
od którego wszystko się u nas zaczęło zmieniać na lepsze.
Architekt miejski nie będzie z pewnością miał zastrzeżeń.)
Ale co z tą zemstą, motywującą Jarosława Kaczyńskiego - jak twierdzi 98% respondentów red. Paradowskiej (są jej wychowankami z czasów, gdy taki wynik był standardowy)?
Ano, zobaczymy już niebawem, w odpolitycznionej telewizji.
Z góry się cieszę.
Mam wielkie zaległości w lekturze.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 689 odsłon