o pożytkach z politologów

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

Nie jestem przekonany czy mają rację naukoznawcy, utrzymujący iż nie ma w nauce miejsca na żadne "nauki społeczne", chociaż - albo dlatego - że pamiętam czasy, kiedy psychologia społeczna i socjologia były definiowane w (największej jaka wówczas była dostępna) encyklopedii p.n. "Bolszaja Sovietskaja Encikłopiedia" jako "łżenauki", a o żadnej "politologii" nikomu się jeszcze nie śniło nawet na najnudniejszych zebraniach.

Świat poszedł jednak z postępem, socjologów i psychologów społecznych mamy już więcej niż dentystów, zaś politolodzy i owym postępem i nowym, wspaniałym światem, albo rządzą, (na tyle, na ile pozwoli pracodawca), albo go objaśniają.

Przeciętny (w najlepszym znaczeniu tego słowa) obywatel nowego, wspaniałego świata zawdzięcza aktywności zawodowej politologów wiedzę o mechanizmach, w które został z chwilą narodzin wmontowany, oraz o swym usytuowaniu i funkcjach.

Kiedy dorośnie do tego stopnia, że prócz PESELu potrzebuje
jeszcze NIPu (albo do tego stopnia, że NIP potrzebny mu być przestaje) może nadal korzystać z rozmaitych wskazówek politologicznych, pozwalających mu prawidłowo pojmować swoje miejsce i rolę w -jakże skomplikowanym- świecie.

Szczególnie dociekliwe jednostki korzystają z pomocy politologów bieżąco, lub w doraźnej potrzebie, aby uporać się ze zrozumieniem tego, co zrozumieć im trudno; choć rezultaty bywają różne, pomoc taka jest zawsze udzielana.

Aktualnym tematem rozmyślań i rozterek obywateli jest Raport MAK i konferencja prasowa pani Tatiany Anodiny, bo chociaż ponoć nie podobają się one (w co trudno uwierzyć) nikomu, to nie w tej samej mierze, i z rozmaitych powodów.

Do wyjaśnienia tej kwestii niezbędna jest politologiczna wiedza, której obywatel nie posiada, zatem - słucha, co powiedzą fachowcy, jak ów ważny fakt zinterpretują.

Ja też jestem obywatelem, więc słucham, niestety zresztą.
Słucham i oczom nie wierzę, jak rzekł głuchoniemy niemowa, bowiem interpretacje nie są tak naprawdę do końca zgodne.

Jeden pan politolog (teoretyk) powiada, że przy pomocy Raportu MAK wywołano w Polsce konflikt polityczny, aby utrudnić jej prezydencję w Unii.

Inny pan politolog (praktyk) powiada, że Raport MAK był potrzebny dla podtrzymania konfliktu politycznego, gdyż "sprawa Smoleńska i krzyży" się dezaktualizuje.

Nie będę formułował syntezy. Aż taki odważny nie jestem.

Odwagi starcza mi zaledwie na stwierdzenie, że opisywanie oraz objaśnianie świata jest bardzo przyjemnym sposobem zarabiania na życie, ale gdy bierze się za to politolog, staje się on niebezpieczny.

Może się przecież zdarzyć, że ktoś przypadkiem zauważy różnicę między rzeczywistością a imaginacją.

Albo że Nieskończenie Miłosierny uprzytomni nam, iż świat został już stworzony - i doprawdy nie warto mnożyć bytów bez potrzeby.

Że namnożyło się u nas tych politologów, i że cholernie są kreatywni, na to nic poradzić nie mogę - ale proponuję nie zapominać, że to wąscy specjaliści i poza swoją wyuczoną specjalnością ŚWIATA NIE WIDZĄ.

Nie wolno im, prawdopodobnie.

Ale nie wszyscy są przecież politologami.

Brak głosów

Komentarze

że co jeden to mądrzejszy.

Vote up!
0
Vote down!
0
#125892