Zbroić Polskę?

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj

 

Trwa wesoły oberek w Europie rozpoczęty ostatnim "nadzwyczajnym szczytem" Unii. Widać same uśmiechnięte twarze, a najradośniejsi są Rosjanie.

Lepszego prezentu UE nie mogła Rosji sprawić po krótkim czasie boczenia się na beztroską samowolkę rosyjskich żołdaków. Ale o ile los UE jest mi zupełnie obojętny, zresztą im szybciej ta pseudostruktura się rozsypie, tym lepiej, o tyle interesuje mnie to, czy Polska zdoła wykorzystać obecną sytuację do zawiązania mocnego sojuszu nadbałtyckiego i czy zacznie nareszcie się zbroić. Nie ma bowiem najmniejszych wątpliwości, że jednym z priorytetów naszej polityki powinno być właśnie stworzenie silnego bloku antyrosyjskiego, skoro na UE nie możemy w powstrzymywaniu imperialnych zapędów Moskwy w ogóle liczyć.

 

Oczywiście, znakomicie by było, gdyby Finlandia ze Szwecją wstąpiły przy okazji do NATO. Los Ukrainy w tej całej zawierusze, jak wspominałem niedawno, wcale nie jest przesądzony i równie dobrze może się przekręcić na wschód aniżeli na zachód, co już w owym kraju widać.

Czy jednak na trwałe zmiany z polskiej polityce można jednak liczyć? Byłoby naiwnością sądzić, że tak. Peokraci z niezawodnym Glebem Chlebowskim na czele, którego (wypowiadane z kamiennym wyrazem twarzy) potworne dyrdymały już zdążyłem parę razy od wczoraj usłyszeć (zapowiedział wybuch bomby atomowej w parlamencie na jesieni; żebym czasem jego oknem wraz z dyplomatką nie wyrzuciło), powrócili do ław sejmowych z niemniej kretyńskimi pomysłami, co wcześniej. Idea doprowadzenia do upadku IPN-u jest bez wątpienia najlepszym z najgłupszych, ale, jak słusznie stwierdził A. Arendarski, znakomicie wpisuje się w filozofię rządzenia L. Millera, do której przecież w dużej mierze obecny rząd nawiązuje. Nic dziwnego, że zaraz w podskokach pomysł zaczął być popierany przez zastęp czerwonych ze starającym się obecnie być bardziej radykalnym od Napieralskiego, Olejniczakiem, który powinien w lesie, a nie w Sejmie pracować (chłopu potrzeba ciszy i długich spacerów, tak jak i większości komunistów; choć są też inne miejsca do tego dobre, niekoniecznie las). Uwalić jakiekolwiek rozliczenia czerwonych? Sen wielu by się spełnił, a III RP zamieniłaby się w Eden.

W serwisach wczoraj do upadłego powtarzano o uchwale polskiego parlamentu dotyczącej wojny rosyjsko-gruzińskiej (a i dzisiaj wałkują to także), jakby miała ona jakieś wielkie znaczenie dla naszej polityki. Wydaje mi się zresztą, że po tym, co zmajstrowała niedawno dzielna i bezkompromisowa UE taka deklaracja nie jest wcale wyrazem jakiejś wielkiej cywilnej odwagi posłów (co innego, gdyby zebrało się nadzwyczajne posiedzenie Sejmu tuż po agresji rosyjskiej), aczkolwiek, co z kolei widać po ukraińskim parlamencie, sprawa wcale nie jest taka prosta.

Sądzę, że pęknięcie na Ukrainie będzie się pogłębiać, im bardziej sytuacja na linii UE-Rosja będzie się normalizować. Normalizować w sensie zgodnym z geopolitycznymi celami Moskwy, rzecz jasna. Rosja wcale nie musi dokonywać zbrojnych najazdów na Krym czy część Mołdawii, tam bowiem, gdzie nie jest to konieczne (czyli, gdzie może zadziałać "legalna partia polityczna" stanowiąca de facto ekspozyturę moskiewską lub szantaż ekonomiczny), tam Kreml wcale wojsk nie będzie posyłał (co zupełnie zadowoli UE, swoją drogą). Czy Estonii też coś grozi? Poza samolotami rosyjskimi wlatującymi raz po raz w jej strefę powietrzną i aż się proszącymi o zestrzelenie (niewykluczone, że wnet pojawią się takie ekscesy i nad naszym krajem), to może się zaktywizować "prześladowana mniejszość rosyjska", której działania widzieliśmy całkiem niedawno, gdy rzuciła się do protestu przeciwko likwidowaniu pomników armii czerwonej w owym kraju.

Tymczasem w Polsce należało do uchwały dołączyć wyraz zagrożenia, jakie Polska odczuwa z racji sąsiadowania poprzez okręg kaliningradzki z agresywnym sąsiadem, a w związku z tym zapowiedź dozbrajania naszej armii i wzmacniania granicy z Federacją Rosyjską. Naturalnie, do tego procesu może dojść nieco bardziej dyskretnie, ale równie dobrze wszystko po jakimś czasie może się "rozejść po kościach" i znowu nabierze rozmachu działanie "przyjaciół Rosji nad Wisłą". Niedorzecznością byłoby oczekiwać, że Moskwa się w jakikolwiek sposób przejmie takimi uchwałami. Najśmieszniejsze jednak jest to, że komuniści dołączyli się do tej uchwały, choć rzecz jasna, walczyli jak białe niedźwiedzie, o właściwy jej semantyczny, "kompromisowy" kształt, ale zrobili to najprawdopodobniej po to, by rozwiać promoskiewski smród, jaki po ich aktywności w czasie wojny Rosji z Gruzją pozostał.

 

Ale co nam tam dumać o zbrojeniach, jak - co słusznie w Jedynce przypomniał P. Gabryel - za chwilę klęknie polski system emerytalny. Ciekawe, jak sobie z nadchodzącą katastrofą poradzi obecny rząd fachowców.         

Brak głosów