Tak, panie Lisicki, to wypadek
Nie czytam, jak już sygnalizowałem, od długiego już czasu „Rz” (z tego, co relacjonuje J. Kwieciński w „GP”, widzę, że nic nie tracę), więc o specyficznym wyznaniu wiary red. Pawła Lisickiego (który stopniowo upodabnia się do Czarka Michalskiego, Rafała Smoczyńskiego i tym podobnych intelektualistów, co w końcu „odnaleźli się we mgle”) dowiedziałem się na Niepoprawnych z tekstu Kukiego (http://niepoprawni.pl/blog/110/hipoteza-nie-mit). I pomyślałem sobie, że warto przy tej okazji tym wszystkim światłym osobom „wierzącym postępowo” czy „wierzącym inaczej”, tym wszystkim mędrcom (Lisicki nie jest tu wyjątkiem przecież), którzy „nie dają się ponieść emocjom”, którzy „na chłodno” i „z dystansem” podchodzą do „sprawy Smoleńska” - zwrócić uwagę na jedną podstawową rzecz. Otóż panie i panowie, cała wasza niesamowita, zdystansowana, chłodna, nieemocjonalna, mądra i postępowa wiara w to, że 10 Kwietnia doszło do wypadku, płynie z jednego, tak się niestety składa, akurat rosyjskiego źródła.
Gdyby tych wszystkich światłych i zrównoważonych (w przeciwieństwie do rozdygotanych paranoików smoleńskich zadających nerwowe pytania i grzebiących się nieustannie w jakichś zdjęciach czy migawkach) ludzi zapytać o jedno: skąd – tak, skąd wiedzą, że 10 Kwietnia nie doszło do zamachu – odpowiedź byłaby jedna. Wiedzą to wyłącznie od Rosjan. To Rosjanie przecież ogłosili „wersję wypadkową” już w pierwszych kwadransach, jeśli nie minutach po katastrofie – bez żadnych badań, bez żadnych materiałów dowodowych (typu filmowe zdjęcia przebiegu wypadku), bez żadnego dochodzenia typowego dla takich właśnie katastrof. Ja już o tym pisałem choćby w opublikowanym w październikowym „Nowym Państwie” tekście „„Fakt smoleński” jako produkt dezinformacji” (link poniżej) (ale rzecz jasna, nie oczekuję od Lisickiego, że będzie on śledził moje teksty, skoro ja jego bezcennych refleksji nie śledzę i nie mam zamiaru), więc tylko przypomnę, bo to niezwykle ważne: Rosjanie tak zakwalifikowali całe zdarzenie z tupolewem jako „wypadek lotniczy” (i to spowodowany z głupoty pilotów lub pasażerów), by właśnie w punkcie wyjścia pokierować i sposobem relacjonowania zdarzenia, i sposobem badania przyczyn zdarzenia, jakby doszło do wypadku. Nikt nie miał ani podstaw, ani prawa, by w ciągu pierwszej godziny od zdarzenia mówić o wypadku lotniczym, takie jednak zakwalifikowanie całej sprawy pozwoliło na uruchomienie kampanii dezinformacyjnej o skali i zasięgu przypominającym dokładnie tę kampanię sowiecką z czasów pierwszego Katynia.
O ile jednak do rosyjskich zbrodniarzy nie można mieć pretensji o to, że dezinformują – taki oni już mają po prostu „styl sprawowania władzy”, o tyle w przypadku polskich mediów i ludzi w nich pracujących, którzy niemalże bez zająknięcia się od razu zaczęli rosyjską wersję zdarzeń lansować jako jedyną z możliwych, można mówić o świadomym włączeniu się w wielką neosowiecką kampanię dezinformacyjną, co oczywiście wszystkim tym mediom i tym ludziom mediów zajmujących się taką robotą zostanie zapamiętane i policzone. Jeśli bowiem media danego kraju, kraju, który 10 Kwietnia stracił elitę państwa w tak tragicznych okolicznościach, stanęły w swej większości, w chwili takiej próby, po stronie obcego, agresywnego mocarstwa, a nie pamięci poległych czy choćby po stronie polskich obywateli protestujących na ulicach („Solidarni 2010”) – to znaczy, że nie są one w stanie lub też już nie chcą reprezentować polskiego interesu narodowego. I to właśnie zdarzenie można by potraktować jako wypadek, jako jedną wielką kolizję „środowiska dziennikarskiego” z ponurą rzeczywistością, gdyby to nie była taka potworna moralna i intelektualna katastrofa i tak wielki blamaż tego właśnie środowiska, że aż mnie nawet wstyd o tym pisać. Jeśli więc teraz ci ludzie jeszcze się szczycą swoim „dystansem” do paranoików smoleńskich, to pozostaje im tylko życzyć, by wystawili swoje piersi do ruskich orderów, bo ze strony polskich obywateli na żaden szacunek już sobie nie zasłużą.
http://smolensk-2010.pl/2010-11-10-%E2%80%9Efakt-smolenski%E2%80%9D-jako-produkt-dezinformacji.html
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1019 odsłon
Komentarze
kłamstwa, mataczenie i niszczenie dowodów nie przeszkadza
22 Listopada, 2010 - 17:49
wyznawcom mitu "ląduj dziadu", zreszta jednego z głupszych jakie pamiętam a sam fakt niemozności sfabrykowania jakiejkolwiek poszlaki, która by ten mit uwiarygodniła pokazuje tepotę i indolecję spiskowców, szerzących te bzdury mediów jak i konsumentów GWnianej papki ;/
Gdy to był po prostu wypadek to jakiegolwiek mataczenie było by bezprzedmiotowe a ruscy szeroko otwierali by ręce dla wszelkich zagranicznych speców od katastrof.
Jak jest wszyscy myślący ludzi widzą i słysza i wyciągają wnioski...
"Nie odzywając się w towarzystwie ryzykujesz uznanie za głupka, odzywając się rozwiejesz wszelkie wątpliwości" O. Wild
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, a*ldd meg a Magyart
tzw. dziennikarze
22 Listopada, 2010 - 18:46
Lisicki żyje z zamkniętymi oczami i z zatkanymi uszami. Tak mu wygodniej. Nie zadaje dociekliwych pytań, nie poszukuje prawdy. Jest mu zbędna.
Można. Ale za jaką cenę...
Honor, etyka dziennikarska, misja wobec społeczeństwa (nawet narodu) - dla Pawła Lisickiego widać śmieszne, puste dźwięki.
Kazia
polecam
22 Listopada, 2010 - 19:37
tutaj lepiej się czyta
http://www.polis2008.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=792:fakt-smoleski-jako-produkt-dezinformacji&catid=304:dzielnica-dokumentalistow-i-wiadkow&Itemid=318
- bardzo dobry tekst -
FYM-ie, ten Lisicki to cieniuch, cienias, cieniszek
22 Listopada, 2010 - 19:47
Lisicki fantazjuje u siebie w rzepie tak:
To dopiero polszczyzna. "Łatwo im wykazać" da się interpretować jako wykazywanie PRZEZ organizatorów (pielgrzymki władz państwowych do Smoleńska), lub jako wykazywanie organizatorom, co to takiego oni zmalowali. No to jak w końcu ten Lisicki wypowiedź o micie zamataczył - oni wykazują, czy to im się wykazuje? A może on zwyczajnie nie potrafi pisać?
Na pohybel z tym cieniasem.
Zajmijmy sie czymś konstruktywnym.
Czytałem, że Bielecki nie zbudował Ciebie swoimi rozważaniami o pomniku na Krakowskim Przedmieściu (tym czarnym, polerowanym, pękniętym, bez Krzyża, ale z pochodnią). Wiesz, ja nie jestem taki szybki do krytyki Bieleckiego. Jasne, że jego pomnik jest pogański. Ale taka jest też Warszawa. W części na pewno. Stawiając Prezydentowi, i wszystkim z nim poległym, Krzyż eliminujemy tym samym straszliwą grozę, jaką będą odczuwać stołeczni neopoganie na widok kamienia niczym z Kaaby, rzuconego przez Bieleckiego chytrze ciut-łut obok Namiestnikowskiego, zupełnie jakby celował w pewnego osobnika.
Właśnie tak: a big black cuboid doth indeed quader well with the place, because it looks harshly and disturbingly, nie centralnie, bo z boku, a jednak w osi optycznej ulicy: widoczny tak od strony Zamku, jak i dla patrzących od Staszica.
W odróżnieniu od pomysłu Bieleckiego ustawiłbym ten kamień jednak w osi placu, podwójnie centralnie, bo również w osi ulicy, a samą ulicę bym wyciszył, zamknął ją dla zmotoryzowanego ruchu kołowego. No i dodał jeszcze jeden element na placu przed Pałacem: 102-kę na postumencie. Niech góruje nad tą Kordegardą, która Bieleckiego tak zmyliła, że aż Ciebie w końcu zdenerwował.
A Poniatowski niech wraca przed Saski. Póki nie odbudowany, to przed resztki kolumnady z GNŻ, albo niech stanie za Grobem; do parku z nim. Na obecnym miejscu, przed Namiestnikowskim, Poniatowski to kicz.
Krakowskie i Pałac niech należą do warszawiaków. Nie inaczej. A ostatni tupolew musi się tam znaleźć jako memento, to, które Bielecki chce wyrazić czarnym granitem, a ja biało-czerwonym samolotem. Miejsce jest na oba symbole; ten pogański kamień na środku ulicy, symbol śmierci, który chce stawiać Bielecki, i ten techniczny symbol przemijania i zawodności wytworów cywilizacji, jaki proponuję ustawić na placu. Pałac Namiestnikowski należy oczywiście oczyścić z Komora i otworzyć dla wszystkich: dla warszawian, i dla pielgrzymów z daleka. Ogród za Pałacem też niech będzie otwarty dla dzieci, staruszków, spacerujących parek.
W tym sensie - może by miast krytykować, spróbować POZYSKAĆ Bieleckiego?
Pozdrawiam!