Wszechnica neopeerelu
Jeśliby ktoś miał wątpliwości, co do tego, że żyjemy w neopeerelu, zachęcam do zajrzenia na stronę Kancelarii Sejmu, gdzie prezentowana jest plejada peerelowskich „marszałków” z ich portretami i prześwietnymi życiorysami. Ja nie widzę w tym nic zdrożnego, nawet byłbym za tym, żeby zamiast III RP używać nazwy np. Nowa Polska Rzeczpospolita Ludowa, ponieważ oddawałoby to z jednej strony specyfikę „transformacji”, a z drugiej, zachowywałoby tę wspaniałą, wieloletnią tradycję „ludowej ojczyzny”, czyli tej mniej doskonałej poprzedniczki III RP. Mamy więc w chronologicznym porządku M. Kozakiewicza, B. Malinowskiego, Z. Gucwę (III „kadencje”, ech łza się w oku kręci, a i jeszcze do „PRON”-u się załapał), D. Gałaja, Cz. Wycecha (IV kadencje :) - Pstrowski sowieckiego parlamentaryzmu), J. Dembowskiego (m.in. wykładowcę ewolucjonizmu na Uniwersytecie Marksizmu-Leninizmu w Wilnie w latach 1940-1941, „działacza ZPP”) i W. Kowalskiego, co to jeszcze w „Krajowej Radzie Narodowej” zasiadał był, a wcześniej należał do „KPP”, panie dzieju.
Jakie zasługi miał każdy z tychże marszałków, to możemy – w mniej lub bardziej udolny sposób - się domyślać, zresztą z tym pierwszym z wymienionych (a ostatnim dla peerelu) na klęczkach przeprowadziła wywiad-rzekę nieoceniona J. Paradowska, co znalazło się w mrożącej krew w żyłach opowieści pt. „Byłem marszałkiem kontraktowego...” wydanej we wczesnych latach neopeerelu (Warszawa 1991), tak więc, kto ciekaw, do lektury sięgnąć może, bo wspomnień pozostałych peerelowskich „marszałków” w III RP – nie wiedzieć czemu - nie publikowano. Każdy z tychże marszałków miał przepotężne i właściwie trudne do oszacowania (słowa ludzkie tego nie obejmą) zasługi dla parlamentaryzmu polskiego, dla polskiej państwowości, jak i dla sowieckiego systemu monopartyjnego, mam więc nadzieję, że portrety tychże marszałków nie wiszą tylko na stronie Kancelarii Sejmu, ale i w którejś z sal sejmowych. Jeszcze tam nigdy nie byłem i nie sprawdzałem, ale niech Bóg broni naszych parlamentarzystów przed chowaniem takich wzorców ideowości gdzieś po piwnicach na Wiejskiej czy innych popezetpeerowskich schronach. Niech te portrety wiszą dopóki neopeerel trwa, a przecie trwa w najlepsze.
Znalazłem swego czasu książkę wydaną przez Towarzystwo Krzewienia Kultury Świeckiej, które powstało pod koniec lat 60. w wyniku połączenia Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli oraz Towarzystwa Szkoły Świeckiej. Tą ostatnią organizację zakładał i przez długie lata należał do jej władz, właśnie Kozakiewicz. Książka, o której mówię, nosi tytuł, jakżeby inaczej, „W walce o szkołę świecką. Wspomnienia działaczy TSŚ (1957-1967)” i wydana została jako jedna z pierwszych pozycji TKKŚ w 1969 r. (red. S. Pieczkowski). W tejże książce we wstępie czytamy:
„Autorzy sięgają myślą do przełomu lat 1956-1957, kiedy to szkoła i nauczyciele znaleźli się w ogniu walk rozpętywanych przez kler i sfanatyzowane siły wsteczne, zmierzające do podważenia zasad socjalistycznego wychowania, siania zamętu w szkołach, do skłócenia i podziału społeczeństwa na wierzących i niewierzących. W początkowym okresie tej ofensywy nauczyciele zdani byli na własne siły. Z chwilą powstania TSŚ znaleźli w nim wiernego przyjaciela i „sojusznika na miarę zadań”. Wtedy to zorganizowanym wysiłkiem skutecznie przeciwstawiali się fali wstecznictwa” (s. 6-7).
Wspomniałem jednak o Kozakiewiczu, bo i - obok wielu porażających wspomnień działaczy i działaczek TSŚ o ciężkich bojach z klerem i reakcyjnymi rodzicami - jego jest wspomnienie:
„Wszyscy, którzy tworzyliśmy od podwalin TSŚ, byliśmy jednakowo pewni, przeciw czemu jesteśmy: przeciw klerykalizacji życia społecznego, przeciw licznym podówczas faktom nietolerancji i dyskryminacji niewierzących, przeciw delaicyzacji oświaty. (…) Dzisiaj może się wydać dziwnym czytelnikowi, że nawet same pojęcia laicyzmu, świeckości miały dopiero torować sobie drogę w naszym języku organizacyjnym, a nawet publicznym. Nie wspominam już oporów, jakie budziły pojęcia „areligijności szkoły”, „pozytywny program pracy światopoglądowej”, „swoboda każdej jednostki w wyborze własnego światopoglądu” itd. Te wszystkie batalie o słowa, jak je podówczas nazywaliśmy, były wszakże niesłychanie ważne, znamionowały bowiem walkę o słuszną i słuszniejszą strategię oraz taktykę pracy światopoglądowej. Śmiem twierdzić, że w toku tych właśnie batalii na terenie TSŚ krystalizowały się również podstawowe pojęcia polskiej wersji pedagogiki socjalistycznej w zakresie pracy światopoglądowej, wersji uwzględniającej specyfikę naszego narodu i jego wielowiekowe tradycje kulturowe” (s. 20-21).
Brzmi to znajomo? Owszem, bojcy laicyzacji znowu przecież toczą „walkę o szkołę”. Już nie w peerelu, a w neopeerelu. Z nową siłą i nową socjotechniką. A to wszystko tak piszę na marginesie opublikowanego właśnie w POLIS MPC fragmentu książki T. Bochwic dotyczącej polskiej oświaty w perspektywie pierwszej Solidarności.
http://edukacja.sejm.gov.pl/historia-sejmu/marszalkowie-sejmu/prl.html
http://www.polis2008.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=564:narodziny-i-dziaalno-solidarnociq-owiaty-i-wychowania-1980-1989&catid=209:dzielnica-publicystow&Itemid=267
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 710 odsłon