Telefony (2)
Na ubiegłorocznym grudniowym posiedzeniu Zespołu smoleńskiego, kiedy p. M. Wassermann powiedziała słynne, wielokrotnie cytowane i komentowane, słowa: „Nigdy się prawdopodobnie nie dowiecie, czy oni przeżyli tę katastrofę i ile minut lub godzin żyli po tej katastrofie i czy w związku z tym udzielana im była jakakolwiek pomoc” (http://polska.newsweek.pl/nigdy-sie-nie-dowiecie—czy-przezyli-katastrofe--corka-wassermanna-przed-zespolem-macierewicza,86195,1,1.html), powróciła po raz kolejny kwestia telefonów należących do ofiar tragedii oraz problemów z ustaleniem podstawowych danych z tymi telefonami związanych. M. Wassermann powiedziała wtedy, oprócz cytowanych wyżej słów, także: „Praca ABW jeżeli chodzi o katastrofę smoleńską jest taka, że opinia odnośnie telefonów jest kolejny raz odesłana jako nie do przyjęcia i dalej nie istnieje opinia odnośnie telefonów osób, które tam zmarły, co za tym idzie, dalej nie wiemy, o której się zalogowali lub nie” (www.youtube.com/watch?v=5XCA2xZyTq4 (11' materiału sejmowego)).Zagadnienie telefonów prywatnych i służbowych, należących do członków delegacji prezydenckiej od samego początku „śledztwa” prowadzonego oficjalnie, było niesamowicie skomplikowane, podczas gdy sprawa powinna być arcyboleśnie prosta, skoro „wsie pogibli” o 8.41, tj. w „godzinie Morozowa”. Jeśliby bowiem wszyscy członkowie delegacji prezydenckiej zginęli właśnie wtedy, to rzecz jasna, nikt z użytkowników telefonów nie mógł ani telefonować, ani sms-ować, wszystko to zaś powinno być czytelne na bilingach oraz łatwe do wykrycia po kryminalistycznych oględzinach tychże telefonów. Co zatem mogłoby stać na przeszkodzie, by po upublicznieniu informacji o tychże bilingach i po zbadaniu tychże telefonów, oddać je rodzinom zabitych? Tymczasem, jak można było choćby usłyszeć na posiedzeniu podsumowującym 4-miesięczne prace Zespołu (październik 2010), min. A. Macierewicz za min. A. Seremetem, powtarzał, iż prokuratura nie ma jeszcze bilingów, o które wystąpiła do ABW. Jak sytuacja wygląda dziś z tymi bilingami? Ja osobiście nie wiem, ale nie zdziwiłbym się, gdyby wyglądała podobnie jak 4 m-ce po „katastrofie”.Na tymże dawnym posiedzeniu Zespołu (październik 2010) sprawa telefonów, a zwłaszcza jednego z nich, który, jak się po opublikowaniu informacji o nim, okazało, miał być jedynie faktem medialnym, czyli dezą, jaką podpuszczono dziennikarzom „GP” - została kapitalnie skomentowana przez p. M. Mertę, której wywód pozwolę sobie we fragmencie przytoczyć poniżej. Zdaniem bowiem p. Merty, owe nieprawdziwe informacje (związane z rzekomym połączeniem śp. J. Surówki i przekazaniem przez niego dramatycznej opowieści) „to nie są zwykłe pomyłki”, tzn. „ten fałsz w nich zawarty jest po coś” (38'42'' materiału sejmowego):„Mamy informację, która do nas wróci. W którymś momencie takie rewelacje znowu się pojawią. I teraz, co się będzie działo. Jeżeli tę informację uznajemy za kaczkę dziennikarską, za totalną nieprawdę, to każdą następną z tego gatunku też zakwestionujemy. Jeśli nie my, to zakwestionuje ją społeczeństwo (...). W którymś momencie może wyjść coś na jaw i wtedy powiemy: aha, już to słyszeliśmy, już to miał być Surówka i nie był, więc każdy kolejny też będzie, ten na pewno jest wymyślony. I ja myślę, że cała ta sprawa z „Gazetą Polską” miała właśnie to na celu, że to nie była taka sobie... taki sobie wymysł czyjś, takie sobie przekłamanie, że to było w mojej intuicji zrobione po to, żeby z góry zdezawuować takie ewentualne późniejsze doniesienia (...)” Jednym z takich późniejszych (w stosunku do historii z telefonem śp. J. Surówki) doniesień było to, które przekazał choćby J. Sasin podczas swego pierwszego wystąpienia przed Zespołem (wrzesień 2010) przy okazji dyskutowania sprawy informacji o trzech osobach, które „przeżyły katastrofę”:„Minister Jacek Sasin: To ja może bardzo króciutko. Ja bardzo króciutko, jeśli pan przewodniczący pozwoli. Też jakby może tak bardzo ogólnie, do tego co pan powiedział, bo ja myślę, że no wokół całej tej sprawy, tej tragedii, rzeczywiście jest bardzo wiele takich informacji, też i plotek, i takich informacji nieścisłych, które w bardzo wielu przypadkach mogą zaciemniać właściwy obraz. Ja też słyszałem, też będąc na cmentarzu, potwierdzam to, słyszałem taką informację o tych, o trzech osobach, które przeżyły, i też nie potrafię powiedzieć, skąd tą informację słyszałem, znaczy ona gdzieś po prostu się pojawiła. Ona się gdzieś pojawiła po prostu i no ja jakby uczepiłem się też tej informacji, no bo jak jest informacja, że ktoś przeżył prawda, no to... Przewodniczący Antoni Macierewicz: Każdy z nas. Minister Jacek Sasin: Ale proszę państwa.. Przewodniczący Antoni Macierewicz: Ale skądś do tych mediów dotarło. Minister Jacek Sasin: Proszę państwa, nawet ja to do mediów powiedziałem, bo podszedł do mnie dziennikarz i pyta się coś, a ja mówię: - Nie mamy informacji w tej chwili. Minister Jacek Sasin: ... mamy i mówię, usłyszałem, gdzieś tu informację taką, że ktoś przeżył, że kilka osób przeżyło, ale nie potrafię tego potwierdzić. Więc ta informacja funkcjonowała.Natomiast też jest proszę państwa, ja też różnego rodzaju informacje mniej lub bardziej fantastyczne też do mnie docierały, również w późniejszym okresie. Między innymi miałem taką, dostałem taką informację, no która mnie trochę zmroziła, powiem szczerze, a mianowicie, że jeden z pracowników Kancelarii tuż przed śmiercią wysłał sms-a do swojej rodziny, mówiącego o tym, prawda, że: - Giniemy! Ratujcie nas! No takie bardzo dramatycznego prawda. No było to coś mrożącego krew w żyłach. Ja wstrząśnięty tą informacją podjąłem próbę ustalenia z rodziną tego człowieka, gdzie miałem kontakt, czy to jest prawda. Okazało się, że nikt z rodziny nie potwierdził, aby taki sms dotarł. Więc, znaczy to też pokazuje, że tutaj mogą różnego rodzaju po prostu plotki się pojawiać. Ja myślę, że każdą taką plotkę trzeba sprawdzić oczywiście, bo to jest tak, że wśród takiego szumu informacyjnego może być ileś bardzo prawdziwych informacji, które zmienią może czasami nawet obraz tego co, jaki mamy tego, co się wydarzyło. Natomiast myślę, że to po prostu wymaga sprawdzenia, każda sprawa. Natomiast zgadzam się oczywiście z tym, co pan mówił, dotyczące tego, że można naprawdę pewnie jeszcze wiele źródeł takich informacji, gdzie wiele spraw w tej chwili zaciemnionych mogłoby się wydać, chociażby te kwestie satelitarnego oglądu, to myślę, że jest coś, co rzeczywiście wiele spraw być może by nam wyjaśniło” (http://freeyourmind.salon24.pl/382860,samolot-zjechal-z-pasa#comment_5603420 cytuję za stenogramem).P. Merta, którą cytowałem wyżej, dodawała jeszcze w swoim wywodzie a propos historii z telefonem śp. J. Surówki: „Dobrze byłoby sprawdzić, jak dochodzi do takich dezinformacji i skąd one się biorą, bo myślę, że to dużo powie o samej sprawie śledztw i tego, co przewiduje się, że wyjdzie na jaw”. Podejrzewam, że historia z tym nieistniejącym telefonowaniem była podobna jak z przesłuchaniem A. Miendiereja i słynną notatką „oficera AW”, o czym pisali i K. Galimski z P. Nisztorem w swej książce, i autorzy „Zbrodni smoleńskiej”. Ci pierwsi stwierdzili, że notatka jest fałszywką sporządzoną przez specsłużby, zaś ci ostatni, wprost przeciwnie, potraktowali ją jako wiarygodny dokument (http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2011/12/Zbrodnia-smole%C5%84ska-recenzja-Free-Your-Mind.pdf). L. Szymowski, jak pamiętamy, do tego stopnia dał się wkręcić „ludziom cienia”, że opublikował nawet dziwne zdjęcie z „Bilda” (jest ono cały czas do obejrzenia tu http://el.ohido.siluro.salon24.pl/231970,dwie-trajektorie-zakopywanie-samolotu) jako... materiał przekazany naszym służbom przez amerykańską NSA i podpisał: „Tupolew awaryjnie wylądował w lesie. Potem doszło do wybuchu” (http://freeyourmind.salon24.pl/304267,zamach-tak-ale-czy-na-siewiernym).Sam jednak fakt, że „ludzie cienia” tak wiele zadają sobie już od długiego czasu fatygi, by „zdynamizować” śledztwo smoleńskie (szczególnie, gdy zajmują się nim zwolennicy zamachu na Siewiernym), dowodzi, iż muszą mieć w tym swój żywotny interes. Po co bowiem konstruowaliby fałszywe notatki czy podsuwali autorom książek/artykułów śledczych dotyczących tragedii, błędne tropy (które, jak w przypadku sprawy śp. J. Surówki, omal nie skończyły się dla redakcji „GP” procesem wytoczonym przez p. K. Łuczak-Surówkę (o całej sprawie raz jeszcze wspomina ona w książce J. Racewicz „12 rozmów o miłości. Rok po katastrofie”, s. 220-221))? Po to, by ukryć prawdziwe. Jeśli więc po dwóch latach nadal tak niewiele wiemy o telefonach ofiar tragedii, to tam, w tychże telefonach, na pewno tkwi jakaś część prawdy o tym, co się 10-go Kwietnia stało. Zamiast więc czekać następne dwa lata na wrak, może czas zajrzeć do tego, co się zachowało w telefonach? No, chyba że do ich zbadania wymagana jest zgoda Kremla – to wtedy faktycznie, także z tym badaniem trzeba będzie nieco poczekać.W dzisiejszym „Uważam Rze” (4/2012, s. 16) p. E. Błasik po raz kolejny potwierdza to, iż Dowódcy mieli 10-go lecieć odrębnym samolotem: „Pierwotnie cała generalicja miała lecieć na pokładzie jaka. Decyzja, że polecą tupolewem, zapadła w piątek, dzień przed wylotem.” Czy faktycznie umieszczono Dowódców w „prezydenckim tupolewie”, tak by dwóch z nich mogło się potem „znaleźć” nawet w jego kokpicie, tego wciąż nie wiemy, warto by jednak ustalić, kto w piątek wieczorem taką decyzję chciał podjąć – B. Klich? J. Sasin przed Zespołem smoleńskim z naciskiem powtarzał, iż na żadnym etapie przygotowań osobny statek powietrzny dla generalicji nie był przewidywany (http://freeyourmind.salon24.pl/313310,podzial-delegacji), ale przecież to nie w gestii Sasina leżało ewentualne decydowanie o tym, jakim samolotem polecą Dowódcy, sądzę zaś, że relacja p. Błasik nie pozostawia tu cienia wątpliwości (podobnie zresztą, jak słynna rozmowa w COP z 10-go Kwietnia (http://freeyourmind.salon24.pl/294090,czas-na-nowa-narracje: „Wcześniej było planowane, że Dowódcy będą lecieć Jakiem”)). Chyba że rację ma intheclouds twierdząca już od dłuższego czasu (http://clouds.salon24.pl/306662,tajemnice-okecia-dwa-tu-154-7-kwietnia), że na 10-go przygotowano, tak jak na 7-go, specjalnie 2 tupolewy (ale o numerze bocznym 101, tzn. 102-ka użyta byłaby jako druga 101-ka), i do jednego z nich zaproszono by pierwszą część delegacji, a do drugiego – drugą. No to wtedy faktycznie, nie tylko ABW miałaby problem z telefonami.http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/02/telefony.html
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 528 odsłon