O tym, co paranormalne
Metafizyczne credo prof. A. Jadczyka można chyba w skrócie wyrazić tak: „świat nie sprowadza się do tego, co mierzalne, obliczalne, obserwowalne za pomocą metod (uznanych przez jakieś dostatecznie szerokie grono uprawnionych osób) za naukowe”. Jest to postawa godna pochwały, choćby z tego względu, iż Jadczyk wykazuje się otwartością umysłu na zjawiska, które wymykają się nie tylko instrumentom, jakimi dysponuje nauka, lecz i jej aparaturze pojęciowej. Tego rodzaju podejście jest o wiele bardziej efektywne aniżeli dogmatyczny scjentyzm, zgodnie z którym nie uznaje się istnienia niczego, co nie daje się zmierzyć, obliczyć i zaobserwować. Problem tylko w tym, że Jadczyk obszar zainteresowań nauki otwiera na zjawiska paranormalne, pech zaś chce, że do tych zjawisk zalicza się właściwie wszystko, co jest „niezwykłe i niewyjaśnione”. Pod pojęciem 'zjawisk paranormalnych' kryją się zatem zarówno „wizyty Marsjan”, jak i stygmaty mistyków chrześcijańskich - proszę zajrzeć choćby do trzytomowej „The Gale Encyclopedia of the Unusual and Unexplained” autorstwa Brada Steigera i Sherry H. Steiger (Gale, Detroit 2003) (tu zresztą link do strony Steigerów, gdzie są informacje o najnowszej książce Brada na temat wampirów (http://www.bradandsherry.com/). O ile jednak „badania” Steigerów (zwłaszcza Brada) dotyczące reinkarnacji, wilkołaków, UFO, nawiedzonych miejsc, cudownych powrotów zaginionych psów czy kotów, voodoo, magii – i tym podobnych historii - można po prostu wrzucić do tygla pop kultury, w której na tego rodzaju „badaniach” robi się zwyczajnie duże pieniądze i dochodzi się do wielkiej sławy, o tyle tezy naukowców pochylających się z powagą nad tym, co paranormalne, należy traktować nieco inaczej. Pytanie tylko, jak?
Pamiętam jak w dekadzie gierkowskiej doszło do głośnej wizyty Marsjan w Polsce w jednej wsi, gdzie wrony zawracały. Publikowano wywiady z chłopem, który widział lądowanie kosmicznego pojazdu i którego obcy wzięli na pokład, by przeprowadzić na nim tajemnicze i mroczne badania. Chłop opisywał wygląd obcych, a prasa publikowała nawet „portrety pamięciowe” Marsjan. Jak się potem okazało, dwóch gostków przebrało się w kombinezony płetwonurków i helikopterem przyleciało do jakiejś zabitej dechami miejscowości, gdzie wylądowawszy w szczerym polu, oderwało jakiegoś nie podejrzewającego nic chłopinę od pługa i poddało „badaniom”. Za ten eksperyment zresztą gostkowie, o ile wiem, zostali niedługo później osądzeni, ale czy wylądowali za kratkami, tego już nie pamiętam.
Zastanawiam się, przywołując tę historię, czy z poważnymi naukowcami zajmującymi się tym, co paranormalne, trochę nie jest tak, jak z tym chłopem „u Marsjan”, choć przecież nad zjawiskami paranormalnymi pochylały się nawet sowieckie specsłużby, usiłując np. wypracować metody pozwalające badać umysły wroga lub przesyłać meldunki telepatycznie. „Nauka radziecka”, rzecz jasna, najnowocześniejsza na świecie, badała te zjawiska na serio, oczywiście w pełnej zgodzie z materialistycznym, marksistowsko-leninowskim światopoglądem, o czym można poczytać choćby w książce Aleksandra Dubrowa i Wienianina Puszkina „Parapsychologia i współczesne przyrodoznawstwo” (KAW, Warszawa 1989, s. 198):
„Jak przekonamy się dalej, zagadnienia podjęte przez Lenina przed kilku dziesiątkami lat, dla nauki światowej są aktualne również dziś. Jak dawniej, są one w równej mierze ważne dla fizyki jak i biologii, dla filozoficznego rozumienia wszystkich problemów przyrodoznawstwa. Jak słusznie stwierdzają radzieccy filozofowie, „kompleks zagadnień, związanych z rozumieniem istoty przestrzeni i czasu, obiektywnych treści i znaczenia stosunków przestrzennych i czasowych przyciąga szczególną uwagę współczesnych badaczy. Zagadnienia te znajdują się, jak dawniej, w centrum dyskusji filozoficznych i wciągnięte są w wir walki ideowej.”
Zatrzymujemy się na tych zagadnieniach dlatego, że to one właśnie stanowią klucz do rozwiązania zagadki wielu zjawisk psi.”
No ale zacząłem od Jadczyka, a wlazłem ni stąd ni zowąd do laboratoriów ZSSR. Na czym polega problem? Abstrahując już od świetności przyrodoznawców sowieckich, umieszczanie zjawisk religijnych na równi ze zjawiskami takimi jak np. telekineza, telepatia czy widzenie skórne (w powyższej książce opisywane są zdolności niejakiego B. Jermołajewa, który widział, jakie są karty przesuwając nad ich koszulkami dłonią) - powoduje, że zaciera się ostra granica między tym, co sytuuje się gdzieś w obszarze totalnej blagi, a tym, co stanowi pewien naturalny element wspólnot ludzkich (religijność jest czymś powszechnym na Ziemi – bez względu na to, jakie formy przybiera). Częstokroć owo zacieranie to zabieg celowy, religijność bowiem można wtedy usytuować w kręgu „zbiorowych halucynacji” czy innego rodzaju zaburzeń psychicznych, które nauka „wyjaśnia”. W ten sposób cała sfera nadprzyrodzona zostaje zakwestionowana, a obrzędy religijne uznane za zwyczajny zabobon, z którym należy konsekwentnie walczyć (na drodze stworzenia do nowoczesnej świadomości człowieka) albo który należy traktować wyłącznie jako element folkloru. Innymi słowy, ludzie zajmujący się „zjawiskami paranormalnymi” mogą zwyczajnie dążyć - w ten dość zawoalowany sposób - do walki z religią, nie zaś do uznania, powiedzmy, „bogactwa rzeczywistości” czy „świata duchowego”.
Nie podejrzewając jednak Jadczyka o antyreligijne nastawienie, pragnę jedynie zwrócić uwagę na to, że zwykle to, co paranormalne (zaznaczam – religia nie należy do tego obszaru) jest za takie uznawane, ponieważ wymyka się metodom badawczym nauki, nie zaś dlatego, że czyjeś widzimisię kazało odrzucić jakieś zjawiska poza krąg zainteresowań uczonych. Oczywiście, czego chyba Jadczyk ma świadomość, wina leży po stronie metodologii naukowej, która trzymając się dość twardo fizykalistycznej wizji świata, nie jest w stanie „wniknąć głębiej” w otaczającą nas rzeczywistość. Wydaje się jednak, że jeśliby nauka miała poszerzyć zakres swoich badań i wchodzić w obszar tego, co niemierzalne, nieobliczalne i nieobserwowalne, to powinna raczej wrócić do starych tradycji uznających choćby człowieka za byt duchowo-cielesny (a nie wyłącznie cielesny), a poza tym skierować swoje zainteresowania na to, co naprawdę ciekawe, czyli np. na sferę nadprzyrodzoną, nie zaś w stronę „Marsjan” czy „przypominania sobie” przez kogoś „poprzednich wcieleń”. Jeden obraz Matki Bożej z Guadalupe czy stygmaty św. o. Pio to coś o wiele bardziej intrygującego, przynajmniej dla mnie, aniżeli to, czy ktoś jest w stanie wykrzywić łyżeczkę wzrokiem.
http://www.virgendeguadalupe.org.mx/
http://arkadiusz.jadczyk.salon24.pl/124547,nauka-i-zjawiska-paranormalne
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1598 odsłon