Glossa do Kłopotowskiego
Nie sądziłem, że z tych samych przesłanek można wyciągać tak odmienne wnioski – czytam krótki tekst K. Kłopotowskiego, który stwierdza, że popieranie PiS-u nie ma już żadnego sensu, a do tej konkluzji doszedł po lekturze eseju prof. Z. Krasnodębskiego. Mam wrażenie, że uległ on jednak czarowi „matrixu Ubekistanu”, że posłużę się określeniem J. Targalskiego i zwątpił w możliwość jakiegokolwiek przeciwstawienia się temu matriksowi. Tymczasem sam fakt, że partii antykomunistycznej udało się w warunkach dwójwładzy w Polsce przejąć na dwa lata kontrolę nad sytuacją, dowodzi, że Ubekistan nie jest tak silny, jak mu się wydaje, czyli, że diabeł nie jest tak straszny, jak go malują. Nie zmienia to oczywiście faktu, że diabeł jest straszny, bo jest. Zabija, kłamie, szantażuje, inwigiluje, no i pełno go wszędzie. Jednakże z punktu widzenia ludzi wiary diabeł nie jest elementem rozstrzygającym o porządku świata, o czym niedawno przypominały czytania z Ewangelii w okresie Wielkanocnym, a o czym każdy rozsądny człowiek wie. Gdyby bowiem diabeł był zwycięzcą, to obozy śmierci rozciągałyby się po całym świecie, a różni hitlerowcy i komuniści mogliby się bezkarnie pastwić nad ludźmi przez całe wieki. Duch wolności, duch prawdy, duch sprzeciwu wobec bezprawia i diabelskiej przemocy – jest silniejszy niż to wszystko, co tego ducha poddaje opresji.
To tak dla przypomnienia. Gwoli uzupełnienia polecam nie tylko red. Kłopotowskiemu obejrzenie słynnego filmu o bydle, które odbija małego z paszcz lwów. Czy można sobie wyobrazić bardziej beznadziejną sytuację, jak tego biednego zwierzęcia (no, może w Auschwitz czy w jednym z sowieckich łagrów lub psychuszek, ale i stamtąd ludziom udawało się czasem wydostać)? A tymczasem zwierzęta odbijają zaatakowanego i odganiają drapieżników. Warto zresztą pamiętać, że te drapieżniki dopadły małego zgrają – nie zaś w walce sam na sam czy równy z równym. Ta metoda także została wykorzystana w systemach opresji, w których hitlerowcy czy inni sowieciarze silni są tylko, gdy mają przewagę lub gdy z bronią napadają na bezbronnych. Ale przecież nawet przy takiej przewadze i przy takich ludobójczych represjach, po jakie sięgali hitlerowcy wespół z sowieciarzami, Polacy byli w stanie się im przeciwstawiać. Dobitnym przykładem walki Dawida z Goliatem był choćby Poznań w czerwcu 1956 r. – być może najważniejsza data w powojennej Polsce (pomijając wybór Karola Wojtyły na papieża). Oczywiście długoletnia pacyfikacja polskich prób oporu przeciwko sowieckiemu okupantowi i zaprzańcom udającym polskie władze, sprawiła, że zaczęto konstruować tzw. „konstruktywną opozycję”, która dziwnym trafem zmierzała do „historycznego kompromisu” i „bezkrwawej rewolucji”, nie zaś do wywieszenia zdrajców na latarniach i wygnania armii czerwonej z kraju – musimy jednak pamiętać, że obok „konstruktywistów” byli też tacy, co uważali, że na żaden kompromis z komunistami nigdy nie należy pozwolić. Ta tradycja jest wciąż obecna w naszej myśli politycznej do dziś choć różnorako się wyraża.
Piszę o tym tak obszernie, ponieważ wydaje mi się, że czasami publicyści zatracają umiejętność patrzenia na polskie sprawy z nieco szerszej niż doraźna, perspektywy. Wielokrotnie pisałem o tym, lecz znów powtórzę. PiS nie jest partią moich marzeń (taką byłoby radykalnie antykomunistyczne ugrupowanie dążące nie tylko do całkowitego przecięcia więzów nowej Polski z peerelem, ale i do natychmiastowej delegalizacji wszelkich ugrupowań komunistycznych, dekomunizacji we wszystkich newralgicznych obszarach polskiego życia (od służb po naukę i kulturę), likwidacji mediów komunistycznych, lustracji majątkowej i konfiskaty majątku uzyskanego w sposób nielegalny, złodziejski w ramach „prywatyzacji” lub uwłaszczania nomenklatury, osądzenia i skazania zbrodniarzy komunistycznych, a także – po rozprawieniu się z komunistami, osądzenia tych, co doprowadzili do takiego stanu rzeczy, że komuniści są wciąż siłą polityczną, ekonomiczną i militarną (Aleksander Ścios pisze o tym już od wielu tygodni) w niepodległym niby i wolnym kraju). PiS jest partią pragmatyczną, czego wyrazem jest choćby prounijność, czego z kolei ja akurat nie akceptuję, ale macham na to ręką, wierząc, że UE wcześniej czy później klęknie, zaś sprawy polskie tak czy tak należy rozwiązać, inaczej bowiem to, czy będziemy w UE czy nie i tak nie będzie miało żadnego znaczenia. Powiedzmy bowiem sobie otwarcie – z punktu widzenia Ubekistanu różnica, czy jest on ulokowany w strukturach bloku sowieckiego czy eurokomunistycznego, jest minimalna poza tą, że daje się o wiele lepiej zarobić niż w warunkach siermiężnego centralnego planowania i „planowych niedoborów”. Towarzysze z Bezpieki, majstrując pierestrojkę, uznali, że skoro gospodarka sowiecka jest kompletnie nieudolna, to żeby „żyło się lepiej i żyło się weselej”, nie zaszkodzi „wpuścić trochę powietrza” do systemu, byleby sprawy społeczno-polityczne pozostały nadal w gestii Bezpieki. Myśl prosta i genialna w swej prostocie, a szczegóły tego projektu opisuje A. Golicyn, A. Besancon oraz W. Bukowski. Ale z tego właśnie powodu, że Bezpieka w taki sposób zaplanowała sobie trwanie przez następne dekady, potrzeba przerwania tego procederu wydaje się tak pilna, tak niecierpiąca zwłoki. (Jeśli nie zrealizuje jej nasze pokolenie, to kto? Dzieci, których umysłami wnet zawładnie Ubekistan?)
No i tego właśnie podjął się PiS w 2005 r. i, co warto wspomnieć, uzyskał na realizację takiej poważnej zmiany placet społeczny. Oczywiście, radykalny program został zablokowany, ale już z samego faktu dokonania zmian w mediach publicznych, otwartego politycznego wsparcia dla RM, likwidacji WSI, wsparcia dla IPN-u, można sądzić, że była to droga we właściwym kierunku i pierwszy poważniejszy sukces polityczny środowisk antykomunistycznych od końca lat 80. Rządów AWS nie traktuję jako antykomunistycznych, żeby było jasne – AWS był i na zawsze pozostanie w mojej pamięci jako wielka parodia i kompromitacja prawicy (nie tylko ze względu na zabójczy sojusz z UW, ale ze zwgl. na katastrofalne reformy (edukacji, administracji etc.), z których jeszcze długo będziemy się wygrzebywać). To, że trzeba było czekać tak długo na taki sukces antykomunistów, świadczy, z jak skomplikowaną sytuacją mamy w Polsce do czynienia. Innymi słowy, jak poważnym problemem jest wciąż Ubekistan. Jeśli doda się do tego, co napisałem teraz, to, co Ubekistan wyrabiał za rządów PiS-u oraz po obaleniu jego rządów, to mamy pełny obraz współczesnej Polski. Dopiero na tym tle należy odczytywać esej Krasnodębskiego i stawiać określone pytania.
Jedno z nich, to to, w jaki sposób będziemy działać dalej? Jeśli, jak głosi już nie tylko Krasnodębski, koalicja postkomunistyczna zmonopolizuje najważniejsze obszary naszego życia (od służb, poprzez scenę polityczną, na mediach kończąc), to owszem, droga polityczna wydaje się nieco utrudniona, gdyż antykomuniści będą przedstawiani jako zagrażający porządkowi państwowemu radykałowie, faszyści itd. i zapewne zwalczani będą wszelkimi możliwymi sposobami. Ostatnią jednak rzeczą powinno jednak być cofanie poparcia dla PiS-u jako jedynego ugrupowania, któremu do tej pory udało się zrobić tak wiele i tak bardzo napędzić stracha różowym i czerwonym. Bo jeśli nie PiS, to co? Polska XXI? UPR? Nie żartujmy nawet. Owszem, można by zbojkotować w ogóle scenę polityczną w Polsce, no ale nie jest to rozwiązanie rozsądne w sytuacji, w której recydywa peerelu jest posunięta tak daleko i jednocześnie różowi z czerwonymi są przekonani, że nikt ich już z tej drogi nie zawróci. Można powiedzieć, że wchodzimy w okres jakby wczesnego Gierka (pierwszej pięciolatki), kiedy komuna tryumfowała, chwaląc się pełnymi sklepami (zapełnionymi dzięki pożyczkom z Zachodu, oczywiście), bo w latach 80. komuna miała na swoim koncie sukcesy militarne i represyjne, jednakże wiedziała, że czerstwym chlebem, octem i tanią wódą oraz papierem toaletowym za oddawaną makulaturę nie zaspokoi konsumpcyjnych potrzeb Polaków. Analogia z okresem gierkowskim jest uzasadniona tym bardziej, że obecny rząd znowu chce zaciągać wielomiliardowe pożyczki – rzecz jasna, dla naszego dobra. Naturalnie, „pełne sklepy” za Gierka i kolejna „stabilizacja” to była jedna strona medalu, drugą były wprowadzone wnet kartki na cukier oraz wyjście ludzi na ulice w Radomiu w czerwcu 1976 i podpalenie budynku wojewódzkiego komitetu PZPR. A potem już posypało się dalej i sen czerwonych (o ustabilizowaniu sytuacji za pomocą pełnych sklepów i pałki) się skończył.
Nie widzę powodu, by grzebać PiS, tylko dlatego, że koalicja postkomunistyczna PO-PSL-SLD szykuje nam scenariusz: pełne sklepy plus pałka. Z tego też względu tych wszystkich posłów, co porzucili PiS, kierując się „wyższymi względami” uważam za dezerterów i/lub hipokrytów. Nie odchodzi się bowiem z pola walki przed zakończeniem bitwy, mówiąc obrazowo.
Oczywiście, oprócz stricte politycznej jest jeszcze inna droga – tak choćby jak w Radomiu w 1976 - walka na ulicach. Niewykluczone, że do niej w końcu dojdzie, bo jak powiedział kiedyś Herbert wolność bez przelanej krwi nie jest wiele warta. Na razie jednak możemy próbować wykorzystywać środki polityczne, skoro są one jeszcze dostępne.
http://tinyurl.com/dxgtxj
http://klopotowski.salon24.pl/569901.html
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 407 odsłon
Komentarze
FYM
20 Kwietnia, 2009 - 15:43
Jeżeli chodzi o partię Twoich marzeń - to jest nas dwóch.
Jeżeli chodzi o cofanie poparcia dla PIS - to także jest nas dwóch.
Jeżeli chodzi o Herberta - też kocham.
Tekst - wyśmienity.