Bliska zagranica

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj

„Ja nigdy nie brałem udziału w badaniu takiej katastrofy w lotnictwie cywilnym” E. Klich na posiedzeniu sejmowej komisji (06 maja 2010)

Tekst będzie długi, więc proszę zaparzyć sobie kawę w ekspresie i nie spieszyć się z lekturą :)
Zacznę od przeglądu cytatów z wypowiedzi płk. dr. E. Klicha przed komisją sejmową (cyt. za blogiem posła Zbigniewa Kozaka (link poniżej)).

Pierwszy fragment: „Włączyłem TVN 24, widzę, co się dzieje, w związku z tym natychmiast zacząłem się pakować i jadę do Warszawy, bo wiedziałem, że już może być problem prawny. Dlaczego? Dlatego, że samolot jest samolotem – był – samolotem lotnictwa państwowego. Załoga była wojskowa. W związku z tym dotyczy to lotnictwa państwowego, którego nie obejmuje załącznik 13 do konwencji o międzynarodowym lotnictwie cywilnym.” [podkr. F.Y.M.]

Drugi fragment (znany, ale także warty przypomnienia): „W połowie drogi dostałem telefon od pana Aleksieja Morozowa, to jest obecnie przewodniczący Komisji Federacji Rosyjskiej, zastępca pani Anodiny – szefowej Mieżnonarodnej Awiacionnej Komisji… Komitetu, to znaczy Międzynarodowego Komitetu Lotniczego. Dlatego, że ten Komitet ma większe zadanie niźli badanie, a badanie prowadzi w dwunastu krajach byłego Związku Radzieckiego, to znaczy wszystkich oprócz Państw Bałtyckich.
On zadzwonił i powiadomił mnie, że jest katastrofa w Smoleńsku i traktuje to jako telefoniczne powiadomienie, natomiast formalne będzie później. I było od razu pytanie o procedury, według jakich będzie ten wypadek badany. On zaproponował załącznik 13 do konwencji, bo myślę, że i według jego wiedzy, i ówczesnej mojej wiedzy, to jest jedyny dokument, który podpisała i strona polska, i Federacja Rosyjska jako konwencję chicagowską tak zwaną z ’44 roku.
Ja wtedy nie wypowiedziałem się jednoznacznie, ale też sądziłem, że to będzie jedyne rozwiązanie, to znaczy rozwiązanie, które ma jasne zasady prawne.”
[błyskawicznie, jak widać, prysnęły wątpliwości płk. dr. Klicha, wystarczył jednoznaczny ton Morozowa]

Trzeci fragment: „Przybyliśmy na miejsce wypadku, no tam była procedura – my nie mieliśmy wiz więc trochę nas tam przetrzymano, jakieś wypełniania dokumentów, w każdym razie przybyliśmy gdzieś około chyba 20.00 – ciemno już było – na miejsce samego zdarzenia. Tam służby działały już bardzo mocno. I tam na miejscu zostałem powitany właśnie przez tego pana Morozowa i przez szefową MAK-u panią Anodinę.

Poproszono mnie o zobaczenie rejestratorów, to nie są czarne tylko pomarańczowe, gdzie były, w jakim stanie i pan Morozow powiadomił mnie, że rejestratory natychmiast polecą do Moskwy i prosi, żebym wyznaczył dwóch specjalistów: jednego pilota i inżyniera. Pilotem to był oczywiście pan Targalski, a inżynierem pan z Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych, ale szef tego Instytutu, który też z nami leciał powiedział, że w samolocie premiera jest lepszy specjalista. I tak żeśmy czekali czy zdążą przylecieć. Okazało się, pomimo że lądowali w Witebsku, te formalności były chyba szybciej załatwione, gdzieś po dwóch godzinach, dwóch i pół ten specjalista znalazł się i natychmiast wieczorem jeszcze w nocy poleciał do Moskwy. No, na tym ten dzień tam się skończył. Zawieziono nas do hotelu.”

I jeszcze czwarty: „ja nie byłem na miejscu, nie przeszukiwałem całego terenu (…) Nie mam żadnego tutaj doświadczenia, nigdy nie brałem udziału w badaniu takiego samolotu lotnictwa państwowego, który przewozi delegacje rządowe. Nie mam wiedzy na ten temat.”. [podkr. F.Y.M.]

Przytaczam te fragmenty nieprzypadkowo. Z tego bowiem, co ustaliła „GP” (http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/57/3133), z tego, co widzieliśmy z relacji polskich dziennikarzy (których służby rosyjskie odpędzały jak intruzów), z tego wreszcie, co powiedział płk. dr Klich, do godzin wieczornych żadni polscy śledczy (ani inne osoby, które mogłyby sporządzić fotograficzną lub filmową dokumentację) nie pojawili się na miejscu katastrofy. Płk dr. Klich mówi zresztą, że jego i jego ludzi prace (rzecz jasna pod stałym nadzorem Rosjan) zaczęły się na dobre dopiero następnego dnia („Oczywiście były pewne problemy poruszania się po lotnisku, bo na każdym wojskowym to jest problem, że nie można samemu sobie chodzić, bo można wpaść gdzieś tam pod coś, więc zawsze jeśli chcieliśmy gdzieś pojechać, na przykład na jakieś urządzenie, do jakiegoś budynku, który był ważny z punktu widzenia wyników badań, to trzeba było zgłaszać, dawali nam kierowcę, który nas wiózł. Był tam przedstawiciel też komisji rosyjskiej.”).

Można z tego wnioskować, że polska strona nie dysponuje absolutnie żadną dokumentacją z pierwszych godzin po katastrofie, a jedynie tym, co przygotowali, czyli „zabezpieczyli” Rosjanie. Pomijam już w tym miejscu, szeroko opisywaną, kwestię zabezpieczania sprzętu natowskiego, telefonów, danych, że o ciałach ofiar nie wspomnę ani też o mitycznej wyprawie polskich archeologów. Oczywiście jest to stan na życzenie polskiego „rządu”, który potrafi dzielnie przeciwstawiać się Stanom Zjednoczonym pchającym się do Polski z tarczą rakietową, ale już wobec Moskwy w przypadku największej polskiej powojennej tragedii, zgina się jak scyzoryk (w osobach wszystkich ministrów ze szczególnym uwzględnieniem rzecznika Grasia potrafiącego nawet padać plackiem przed Rosją).

Jest ciekawy paradoks, ponieważ zrazu nie można było za żadne skarby fotografować i filmować miejsca katastrofy, ale parę parę dni później okazało się, że można na pamiątkę poszczególne szczątki zbierać. No ale mniejsza z tym. Całe wystąpienie płk. dr. Klicha daje asumpt nie tylko do twierdzenia, iż mamy do czynienia z kompletnym bezprawiem w przypadku śledztwa ws. katastrofy z 10 kwietnia, ale też z niekompetencją o szokującej skali.

Tę sytuację w ciekawy sposób na posiedzeniu owej komisji tłumaczył przedstawiciel MON-u niejaki M. Idzik: „Pytanie jest takie: gdybyśmy nie zastosowali konwencji chicagowskiej, co byśmy zastosowali? Ministerstwo Obrony Narodowej ma podpisane porozumienie z Ministerstwem Obrony Federacji Rosyjskiej w sprawie zasad wzajemnego ruchu lotniczego. To porozumienie nie określa żadnych zasad. Ono mówi, że ma być to wyjaśnione wspólnie. Czyli, abyśmy mogli procedować w trybie tego porozumienia, należałoby podpisać umowę. Podpisać, określić zasady, wobec których jak należałoby postępować. Takiej umowy nie było. Ja ze słów pana pułkownika wysnułem, że na przyszłość można takie porozumienie podpisać, prawda? Tak należy pana intencję odczytywać? Ano właśnie, to była sugestia. Czyli ono na dzień rozpatrywania sprawy nie istniało, nie było zapisane, czyli nie było wobec czego postępować. Zatem przyjęcie procedury, która wynika z konwencji chicagowskiej zapewniało realizację i polecenia Rady Ministrów o najbardziej sprawnym i jawnym procedowaniu, zaś próba przyjęcia procedury odrębnej mogłaby stwarzać wrażenie, że strona polska nie chce przyjąć podstawy działania jako w konwencji chicagowskiej, co mogłoby dopiero spowodować wydłużenie postępowania, wypracować pewnego stanowiska, co na pewno opóźniłoby proces badania i oddaliłoby podanie opinii publicznej wyników tego postępowania.
Ja mam pełną świadomość tego, że jeśli nie konwencja chicagowska, to co? To co?”

Ten cały Idzik, zadając tego rodzaju tępe aż do bólu pytania, powinien jakąś nagrodę dostać od premiera za wykazanie się pełnym zrozumieniem sytuacji (i na sali sejmowej w trakcie pytań, i generalnie na poziomie geopolitycznym i przyjaznych relacji z Moskwą). Takiemu urzędnikowi po prostu przez myśl nie przejdzie, że w sytuacji tak nadzwyczajnej, całkowicie bezprecedensowej premier może powołać specjalne zespół ekspertów z prawnikami na czele i na poziomie międzyrządowym doprowadzić do podpisania umowy. Abstrahuję już od tego, na co wskazywała „Rz”, czyli umowie z Rosją z 1993 r., o której to umowie, jak można sądzić, gabinet ciemniaków nie miał bladego pojęcia lub wolał nie wiedzieć. A może takiemu Idzikowi się zdaje, że właśnie w sytuacjach ekstremalnych nie ma co się bawić w jakieś specjalne umowy i specjalne zespoły śledczo-eksperckie? Może, tylko w takim razie nie powinien pracować w MON-ie, tylko w administracji stołecznych ogródków działkowych najwyżej.

Zostawmy jednak ludzi z ekstraklasy i zejdźmy na ziemię. Jest bowiem kilka rzeczy, na które warto po tych trzech miesiącach zwrócić uwagę. Po pierwsze, jak wspomniałem, brak dokumentacji ze strony polskiej i totalny bałagan prawny. Po drugie, nieuczestniczenie polskich patomorfologów w sekcjach zwłok (wiemy tylko, że Polacy brali udział tylko przy niektórych identyfikacjach ciał). Po trzecie, rażąca wprost opieszałość strony rosyjskiej, jeśli chodzi o przekazywanie akt śledztwa. Po czwarte, niezwykłe perypetie zawartości czarnych skrzynek. Po piąte, niszczenie dowodów rzeczowych. Po piąte nieprawdopodobna wprost stronniczość ekspertów i mediów. Po szóste, akcja dezinformacyjna, po której trudno ustalić, jaki był tak naprawdę przebieg zdarzeń z udziałem polskiego samolotu (i rosyjskiego Iła). Po siódme, co chyba najważniejsze, kilkunastominutowa, jeśli nie dłuższa, luka czasowa związana z wszczęciem akcji ratunkowej – nie wiemy (i niewykluczone, że się nie dowiemy), czy faktycznie nie było na miejscu tragedii osób, które mogły być reanimowane. Po ósme, kilkugodzinne milczenie „rządu”, jak pamiętamy premier „leci” i „leci” do stolicy i dolecieć nie może – nie wygłasza żadnego przemówienia do Polaków, ale za to przed nadzwyczajnym, popołudniowym posiedzeniem „Rady Ministrów” rozmawia telefonicznie z Putinem. Treść tej rozmowy nie jest nam szerzej znana.

Nie wiemy też, kto tak naprawdę i na jakiej prawnej podstawie podjął decyzję o takim a nie innym procedowaniu „śledczym” po katastrofie 10 kwietnia. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można sądzić, że nie była to samodzielna decyzja Tuska ani tym bardziej gajowego, który na wielu rzeczach się świetnie zna, ale gdy ma na czas wydruki z wikipedii. Co ciekawsze, płk. dr Klich w swych wypowiedziach przed komisją także nie wie, kto zadecydował. Inni przedstawiciele „rządu” uczestniczący w tym posiedzeniu, także. Więc kto? Szef FSB? Ambasador Rosji? Stanisław Ciosek? Czy jakiś batiuszka z WSI? Być może gdy premier na wniosek mec. S. Hambury zostanie przesłuchany przez prokuraturę, zdradzi nam tę wielką tajemnicę.
Na razie pozostaje nam analiza bezcennych wypowiedzi płk. dr. Klicha (ze słynnego programu w Trójce u K. Strzyczkowskiego) na temat procedowania w rosyjskim stylu:

„K.S.: Na konferencji w Moskwie z przedstawicielami MAK powiedział Pan, że nie odniósł Pan wrażenia jakoby na pilotów wywierana była jakakolwiek presja. Niedawno na antenie tvn24 przyznał Pan, że istnieje możliwość wywierania pewnej presji. Zmienił pan zdanie? Może pod wpływem czegoś?
E.K: Nie, nie zmieniłem zdania. Na konferencji w Moskwie nie miałem pełnej wiedzy, ponieważ nie miałem stenogramów jeszcze. Ja miałem tylko jedną kartkę właśnie tak 16 minut gdzieś przed zdarzeniem. Otrzymałem ją w celu ustalenia osoby, która wtedy była w kokpicie, w kabinie pilotów. To była inna osoba. Natomiast natychmiast po konferencji, bo byłem zaskoczony tą informacją – to Pani Anodina to chyba powiedziała, że przekazała coś czego ja nie widziałem i natychmiast po konferencji poprosiłem o cały stenogram. Otrzymałem go i teraz mam pełny obraz. I stąd ta… to nie jest zmiana zdania tylko po prostu mam więcej informacji. I tutaj trochę zostałem zaskoczony – muszę powiedzieć prawdę – tą informacją podaną na konferencji przez MAK.” (http://ndb2010.wordpress.com/analiza-wypowiedzi-sledczych-po-19-maja-2010-roku/)

I jeszcze ciekawostka medialna, którą przytaczam za komentatorką Magdą (artykuł z 10 kwietnia pisany o (od?) godz. 7:50): http://www.samoloty.pl/index.php/artykuly-lotnicze/4986-katastrofa-rzadowego-tupovlewa

I złota myśl płk. dr. Klicha: „Ja dziwię się, że te fobie antyrosyjskie ciągle takie duże są w społeczeństwie.” (w programie K. Strzyczkowskiego)
http://zbigniewkozak.pl/?p=1220 (Klich w sejmie)
http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/54/3049/czy-polscy-piloci-chcieli-sie-zabic
http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/57/3133

 

Brak głosów

Komentarze

Od pierwszej sekundy działania mające na celu obrażanie inteligencji normalnych ludzi. Za kogo oni nas mają? Czy ciągłe kłamstwa, oszustwa, zdrady i pozostawanie w ciągu narkotycznym mogą wywoływać aż takie zwidy?

Wywoływać przekonanie, że choćby przedszkolaki uwierzą w tę tragifarsę?

Czy jest to jawna zachęta, abysmy zapomnieli o "prawie" i rozliczyli ich w "kryterium ulicznym" ?

Pozdrawiam myślących.

Vote up!
0
Vote down!
0
#68673