DEMAGOGIA
Zerwała się wichura i powiało nowym. Chciało mi się wycinać hołubce, tarzać z entuzjazmu i oczekiwałem zmian. Ale choć nastąpiły, to nie były to te, których się spodziewałem.
Na dzień dobry HISTORIA potknęła się na faktach i jak ze starego materaca, powyskakiwały nowe pluskwy o kształcie białych plam.
Z pewnym nieśmiałym zdziwieniem dowiadywałem się, że zdarzenia, którymi futrowano mnie na okrągło, albo nie miały miejsca, albo miały odwrotny przebieg.
Z gębą pustą jak stodoła dowiadywałem się, że to, co umiem, już nie ma poprzedniej wartości, a ludzie, którzy mnie odpytywali z dat, miejsc i bitew, w żywe oczy wypierali się, że mnie kiedykolwiek ich uczyli; twierdzili, że przeciwnie, starali się mi zaszczepić wczoraj to, co wyznają dzisiaj.
A po dzień dobry, zaczęło się.
Do boju, zwartą tyralierą, uzbrojone po sam kołtun, wyruszyły rzesze harcowników siejąc postrach i zamęt. Na przedzie kroczyły grupy jazgotliwych bywalców jakiejkolwiek idei, za nimi zaś, kunktatorskim sprintem, lazły awangardowe hordy buntowniczych epigonów z REWELACYJNYMI objawieniami i kółkami w nosie.
Nastąpił gorący okres niezmożonego politykowania, łopotania sztandarem i wywijania szabelką.
Prawdę, jeżeli była o minutę starsza od obalonych założeń, należało skierować do ideowej wulkanizacji, dostosować do obowiązujących mniemań.
Życiorysy o niestosownym zabarwieniu zostawały unieważnione. Bohater kończył, jak Miller, a esbek stroił się w piórka człowieka honoru...
Na chybcika tworzono kongregacje myślących PATRIOTYCZNIE.
Propagowano derby ząbkujących weteranów, a w sejmowej paskudziarnii serwowano ustawy prosto z bubla.
Upowszechniła się tendencja do wyrażania olimpijskich myśli, pojęć pełzających o tyczce, skocznych do tyłu i w dół, zaczęła obowiązywać maniera pouczania i dawania uzdrowicielskich recept.
Powstawały NOWATORSKIE konkurencje sportowe: pojedynek na mordy, rzuty ciężkimi hasłami, komunałami nie do przebicia i odparcia.
Wszystko, co dotychczas było ludzkie, teraz nie miało sensu, bo rodziło się w podejrzanie dobrej wierze i bez głębszego zastanowienia.
Luksus wypowiadania trafnych i dokończonych myśli, był zjawiskiem tępionym i niedopuszczalnym.
Nastąpił dla mnie gorzki etap wycofywania się z życia, z tych jego sfer, które coraz częściej stanowiły nierozwiązywalną zagadkę, nadeszły chwile daremnych walk z cieniami, topornych walk z jaskiniowymi problemami, nadeszło powolne, uporczywe, monotonnie takie same, jak co dnia i jak co noc, szarpiące nerwy, borykanie się z tym, co dotąd nie podlegało dyskusji, co ciągle było dla mnie tak istotne i cenne, że nie mogłem się pogodzić z tym, że zostawało podważane przez ludzi, których do wczoraj nie znał nikt.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 382 odsłony