Familijny czas skruchy
Właściwie nie zdarzyło się nam na przestrzeni tych 20 lat, by któryś z polityków-transformatorów powiedział publicznie w chwili szczerości: „okłamywałem was, ludzie, okradałem i właściwie to nic nie mam na swoją obronę”. Gdy już okazywało się, że ktoś przeholował z pijaństwem (np. Kwach, „Borewicz”), z prowadzeniem się (np. Łyżwa, olsztyński żigolo) czy z szemranymi interesami (oczywiście nie korupcją, kto w Polsce jakiegoś koruptora widział poza agentami z CBA?) (np. Gleb, Miro) - no to trzeba było coś półgębkiem wymamrotać, na zasadzie: „no, może nieco przesadziłem”, „może trochę się z tym lub tamtym pospieszyłem”. Jeśli ktoś posiadał jakieś talenty aktorskie, to - jak słynna posłanka uwiedziona przez „bruneta wieczorową porą”, która wyłącznie brała pożyczki od przyjaciół - mógł okrasić tę swoją sytuację bycia przyłapanym na wstydliwym uczynku, rzęsistymi łzami lub trzęsawką na konferencji prasowej. Nigdy natomiast nie trafił się w Polsce taki szczery polityczny bonzo, by wejść w rolę skruszonego przestępcy, który w zamian za łagodniejszy wymiar kary, proponuje udzielić dokładnych informacji o swoich praktykach i innych uwikłanych w bezprawie, kolesi. Czy nie jest to jakiś dodatkowy przyczynek do kreślenia obrazu kraju, w jakim żyjemy?
Ktoś może powiedzieć, że dialogi Michnika z Rywinem, Brzytwy z Gudzowatym, Kornatowskiego z gościem od śrub, Gleba z Rysiem itp., to były takie przykłady mówienia otwartym tekstem, no ale to wszystko było na zapleczu, nieoficjalnie, „nie dla mas”, nie do upublicznienia. Na szczęście nadchodzi czas skruchy. Familia w osobach przedstawicieli, których faktycznie w działaniach wstydliwych nieco obnażono, jakoś tam przyznaje się do błędów, choć oczywiście nie do winy („nie ma winnych, są tylko zadziwieni”), ale przy okazji wskazuje na prawdziwych winowajców. Sawicka, Karnowski etc. obwiniają za swoje czyny wrednych agentów. W obronę tychże pokrzywdzonych, jak zwykle przytomnie włączył się nawet Kaziu – mistrz standardów etycznych nie tylko w polityce, który podobno w swym gorzowskim urzędzie miał własny klęcznik – wskazując, jakim wielkim brakiem zawodowstwa wykazał się szef CBA (i cała jego instytucja) w tropieniu nadużyć i patologii w naszym państwie:
„Często opisywane w mediach sposoby działania CBA dowodzą, że służba jest dramatycznie nieprofesjonalna. Wykorzystuje ona rzadko w świecie stosowaną prowokację policyjną, i to bardzo nieudolnie, do nakłaniania do popełnienia przestępstwa. W cywilizowanym świecie prowokacja jest stosowana do walki z gangami, z najcięższymi przestępstwami gospodarczymi, z handlem narkotykami, albo wówczas, gdy innymi metodami dokonywane przestępstwa nie mogą być udowodnione. Niestety nie w CBA. Tam gry polityczne są esencją działania. A szkoda.”
Kazio zatem wie, że żadnej korupcji w świecie polityki III RP po prostu nie ma, że instytucje do walki z przestępczością działają sprawnie, a jedyne przypadki nieprawidłowości czy bezprawnego działania są prowokowane przez agencję do walki z korupcją. Brawo. Jeśli Kazio chce nam powiedzieć po raz kolejny (po wielu innych pociesznych politykach) bajkę o praworządności polskiego praworządnego państwa prawa, to jedynie pozostaje nam życzyć mu dalszego zdrowia. Zwłaszcza na umyśle. Zupełnie zimny bowiem namysł nad tym, co się wydarzyło w ostatnich dniach nakazywałby bowiem nieco większą wstrzemięźliwość, gdy się mówi o „standardach” w polskiej polityce.
K. Ujazdowski powiedział wczoraj w sejmie, że gdyby nie CBA, to o całej aferze nic byśmy nie wiedzieli. Jeśli zaś, jak chce Marcinkiewicz, korupcja byłaby generowana przez CBA (nie tylko Kaziu tak twierdzi, jak wiemy), to po jakiego grzyba Don Tusko wymiótł tylu swoich dygnitarzy z otoczenia, zamiast aresztować Kamińskiego, gdy tylko się pojawił ze swoimi dokumentami i „insynuacjami”? Przecież jeśli to Kamiński był i jest mafiozem, to od jego zamknięcia należało zacząć, a nie od wypychania rozterepanego Gleba przed jupitery, by się pocił i gałami wywracał, nie od wykopywania niewinnego Mira czy zamykania ust czystemu jak łza Czumie, który przecież od samego początku zapewniał o niewinności peokratów. Należało zamknąć Kamińskiego, zlikwidować CBA, no i błyskawicznie wytoczyć proces redakcji „Rz” za upublicznianie komprmateriałów służących polityczno-policyjnej prowokacji. I byłoby po sprawie.
Nic jednak straconego. Jeśliby tak zebrać całe towarzystwo pokrzywdzonych przez CBA (polscy „wypędzeni” z pewnych urzędów lub posad), to – oczywiście po jakimś wyrażeniu aktu skruchy – co zresztą już się w niektórych przypadkach dokonywało (a propos Sawicka stwierdziła nawet, że wie, co mogła czuć Blida) – należałoby wystosować pozew zbiorowy do Trybunału Strasburskiego oskarżający Kamińskiego o złamanie życia wielu poczciwym i nieco nazbyt naiwnym, niepomnym powszechnej inwigilacji (korupcjogennej) urzędników państwowych służących Polsce i polskim obywatelom duszą i ciałem. Sądzę, że przy odpowiednim naświetleniu – sprawa może być wygrana. Byłby może problem z ustaleniem świadka koronnego – czy np. Michnik, czy może Oleksy, czy może jeszcze inny poczciwiec – zresztą takich świadków można by powołać wielu. I może wtedy nawet nie trzeba byłoby toczyć żadnej wojny o prawdę czy wojny o pokój.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,7130336,Agent__Tomasz__prowokowal_prezydenta_Sopotu_.html
http://kmarcinkiewicz.blog.onet.pl/CBA-jest-Polsce-potrzebne,2,ID392511676,n
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 486 odsłon