Transfer

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Gospodarka

W chwili, gdy ciemniaki, jak pijany płotu, czepiły się prezydenta i wałkują Kaczyńskiego w usłużnych mediach na wszelkie sposoby, zaczynają się pojawiać coraz poważniejsze głosy dot. kryzysu finansowego w Polsce. Ciekawe jednak jest to, że nadal kontrastują one z doskonałym samopoczuciem ciemniaków. Czyżby ciemniactwo było az tak ciemne? To jest możliwe.

Analiza sporządzona przez O. Kowalewskiego i opublikowana na stronie Bankiera.pl potwierdza słuszność alarmujących wypowiedzi o transferowaniu pieniędzy z polskich banków do przeżywających trudności finansowe zachodnich banków (spółek matek). Wczoraj wprawdzie rzecznik Pekao strasznie się oburzał na artykuł z "NDz", który odbił się szerokim echem nie tylko na stronach "Pulsu Biznesu", ale i w innych mediach, a w którym twierdzono, że Pekao przekazało spore pieniądze bankowi Unicredit - i żeby było śmieszniej, nie zaprzeczył faktowi przekazania tych pieniędzy, tylko stwierdził, że chodzi o kwotę mniejszą o 1 mld zł, a zatem "NDz" kłamie - jednakże Kowalewski w swoim tekście stwierdza, że takich transferów (czyli drenażu naszego rynku, jak to określił jeden z analityków) mogło już być i może nadal być dużo więcej.

Słuchałem też wczoraj wypowiedzi jednej z przedstawicielek Komisji Nadzoru Finansowego i wynikało z niej, że po pierwsze, o szczegółach nie można mówić, bo to tajemnica, po drugie KNF od jakiegoś już czasu wysyła ostrzegawcze listy do banków, by informowały o swoich poważnych transakcjach, a po trzecie - czego już pani z KNF nie powiedziała, ale co dało się wysnuć spomiędzy wierszy - nawet jeśli dochodzi do jakichś nielegalnych transferów, to i tak KNF nic bankom nie może zrobić. Nic. (No bo co, będzie się procesować o odszkodowania przez najbliższe lata? Obłoży sankcjami?) Inny analityk z kolei uspokajał, że do takich operacji banki matki by się nie posunęły, gdyż osłabiłoby to zaufanie do nich klientów w naszym kraju oraz podkopałoby to ich pozycję na naszym rynku. Tylko, czy w sytuacji, gdy płonie las, ktoś ogląda się na róże?

Jak na mój gust, to biorąc pod uwagę (utrwalone 20-letnią "transformacją") realia polskiego kapitalizmu politycznego (albo mówiąc jaśniej: kapitalizmu sterowanego), w którym największe interesy zakładało się i robiło poprzez dojścia, czyli koneksje z najsilniejszymi środowiskami politycznymi - to wcale by nie było dziwne, gdyby lokujący u nas niemały kapitał, zagraniczni inwestorzy, traktowali Polskę jako republikę bananową, w której dopóki jest w miarę stabilna sytuacja gospodarcza, to się doi to, co się da wydoić, a gdy się szykuje poważny kryzys, to się aktywa likwiduje i błyskawicznie przerzuca na inne rynki. Taka filozofia działania w ekonomii ma zresztą swoje racjonalne wytłumaczenie - inwestuje się dopóki można zyskać, a następie się przenosi środki finansowe gdzie indziej. W sytuacji zaś, gdy kryzys finansowy rozlewa się po potęgach gospodarczych, nie zaś "gdzieś tam po krajach Trzeciego Świata", to nikt się na aktywa w Polsce nie będzie oglądał, bo w interesach, tak jak i w polityce sentymentów nie ma. No i poza tym, nie okłamujmy się, Polska i jej gospodarka wcale nie daje wielkich powodów do kochania nawet dla wyjątkowo spolegliwych wobec fiskalizmu, inwestorów (chociaż funkcjonowanie "wakacji podatkowych" dla niektórych z nich, otwierało drogę do sporych przychodów).

Analitycy nas uspokajają, że krach finansowy na Ukrainie wynika z niewłaściwego nadzoru bankowego (sama Ukraina zapowiada uieganie się o pomoc MFW w wys. 10-15 mld dol. - zastanawiam się, czy w ten sposób nie chcą się ratować przy okazji oligarchowie (nie tylko tamtejsi)), zapowiadające się bankructwa dwóch fabryk w Czechach to nic wielkiego, zaś pogłębiający się kryzys na Węgrzech niemal natychmiast opanowano, wspierając tamtejszą bankowość potężnym zastrzykiem pieniędzy z zagranicy. O krachu w Rosji mówią niewiele zapewne z tego powodu, że tam trudno cokolwiek przewidzieć. Ja zaś zastanawiam się, czy obecny kryzys nie jest czasami narastaniem jakby dwóch zjawisk niezależnych od siebie - z jednej strony faktycznie załamania się na rynku kredytowym w USA i zapowiadającej się na Zachodzie recesji - z drugiej - załamania się kapitalizmu politycznego na "wschodzących europejskich rynkach", który wyrastał także z fikcyjnych mechanizmów ekonomicznych, jak kapitalizm spekulacyjny. No ale, czas pokaże.

Wróćmy do tekstu Kowalewskiego. Twierdzi on, że w naszym przypadku kredytowanie banków zagranicznych przez polskie banki, nie zaś brak zaufania klientów czy kredytobiorców mogłyby się stać takim punktem zapalnym. Nawiasem mówiąc to, co już przeżywają ci ostatni (w związku z drastycznymi zmianami wprowadzanymi ad hoc przez banki na rynku kredytów), zaczyna coraz szerzej opisywać prasa. Innymi słowy, zapewnienia analityków prorządowych z samym Rostowskim włącznie, dot. tego, że u nas kredytów nie kupuje się tak łatwo, jak w Stanach, wobec tego nie ma zagrożenia - nie ujmowałyby istoty rzeczy. Warto przy tej okazji wspomnieć, że wczoraj w sejmie wiceminister finansów Daniluk stwierdził, że istnieją "pewne zagrożenia", choć jednocześnie przekonywał, że wszystko jest na bieżąco monitorowane. Jakżeby inaczej. Nikt z nas nie wątpi, zważywszy na to, co faktycznie polski rząd czy instytucje nadzoru mogą zrobić w przypadku coraz większych transferów pieniędzy z polskich banków.

Kowalewski pisze zaś:

"Na ewentualny transfer środków z Polski może również wskazywać osłabienie się złotego w stosunku do głównych walut światowych. Szybka wymiana waluty przez polskie banki mogła nie tylko być przyczyną osłabienia się złotówki, ale również może być przyczyną dużych wahań, które od niedawna obserwujemy na rynku walutowym. Zagraniczne banki mogły się wcześniej dowiedzieć o zaostrzeniu kontroli przez KNF i w tym celu wymusić szybszą wymianę i transfer środków zagranicę. Działania te tłumaczyłyby zagadkowe osłabienie się złotówki pod koniec ostatniego tygodnia.

Dlatego gdyby się obecnie okazało, że któryś z banków zagranicznych przeżywa kłopoty finansowe i ma on również działalność w Polsce, to może mieć to dużo większy wpływ na krajowy sektor bankowy niż dotychczas sądzono. W szczególności, gdy uwzględni się fakt, że lokaty banków krajowych w bankach zagranicznych często przekraczają 100% funduszy własnych. W konsekwencji upadłość podmiotu dominującego mogłaby zarazem skutkować upadłością banku krajowego. W tym przypadku problemy z płynnością banku krajowego czy też jego upadłość wywołana przez zagraniczny bank może się bardzo szybko przenieść również na inne banki krajowe. Zakładając także, iż inne banki krajowe są również pozbawione płynnych aktywów i mają dziś problemy z płynnością może się okazać, że efekt domina jest dziś bardzo prawdopodobny."

Niebezpieczeństwo jest więc poważne. Kowalewski dodaje zresztą, że transfery mogły się zacząć o wiele wcześniej, właśnie na wieść, że polskie instytucje kontrolujące finanse będą się chciały przyjrzeć jakimś nadzwyczajnym działaniom banków. No ale czy to jest jakiś ważny problem? Wystarczy zrobić sobie poranną prasówkę lub pooglądać kanały informacyjne. Ciemniactwo w natarciu, zaś to, że gdzieś pustoszeje kasa - what's up, doc? To się ją po prostu zapełni na nowo, choćby kolejnym haraczem nałożonym na podatników. Zaciśnijmy pasa - przeżyjmy to jeszcze raz. Szkoda tylko, że nie można rządu przy okazji wytransferować.

http://www.bankier.pl/wiadomosc/Czy-polski-sektor-bankowy-jest-naprawde-bezpieczny-1848059.html

Brak głosów