Lech Wałęsa ps. „Frajer pompka”

Obrazek użytkownika Satyr
Historia

To, co poniżej publikuję, zostało zainspirowane ogłoszeniem tego zdrajcy-nieudacznika („Bolek” do wynajęcia). O koleś! Ja nie jestem taki frajer pompka!”. Takimi słowami zwrócił się Lech Wałęsa (będąc prezydentem RP) do jednego z dziennikarzy podczas konferencji prasowej. Publikuję ten materiał dlatego, by naświetlić tę niechlubną postać, bowiem młodsze pokolenie nie wie lub nie pamięta, co „Bolek” wyprawiał w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych minionego wieku i jak się „układał” z komunistami.

 

Jego prawdziwe imię i nazwisko, to Lejba Khonn.[1] Elektryk (po 2-letniej szkole zawodowej w Lipnie), mieszkający w domu rodzinnym w małej wsi Popowo gm. Sikórz w powiecie płockim. „Wyemigrował” za lepszym, miejskim życiem na północ Polski, do Gdańska. Podjął pracę w tamtejszej stoczni i pracował w swoim zawodzie. Gdy zawiązywał się NSZZ „Solidarność”, „przykleił” się do aktywistów jako „wtyczka” esbecji, wszak już w latach 70’ podpisał „lojalkę” w SB. Jego bracia – Zygmunt i Edward byli wielokrotnie karani za przestępstwa pospolite. Podanie tego faktu do publicznej wiadomości… Lech Wałęsa uznał za szykanowanie jego, wówczas już przywódcy „Solidarności”.

 

Barwna i nietuzinkowa postać polskiej sceny politycznej. Typowa „marionetka”, której sznurkami pociągały władze komunistyczne, mające dzięki „Bolkowi” możliwość oddziaływania na przebieg wydarzeń w Stoczni Gdańskiej, jak i w samym związku „S”. Uznawany niegdyś za kultową postać „Solidarności”. Posłuszne narzędzie w rękach żydowskich „doradców” z Komitetu Obrony Robotników (KOR). Chyba najbardziej zadufany, cyniczny i odporny na przyswajanie wiedzy i kultury bycia wśród „rozkładaczy” Rzeczpospolitej. Jego prostactwo można przyrównać do budowy cepa. Wprost klaunowska mimika twarzy i gestów, przeplatana beznadziejnym słownictwem.[2] Profanujący wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej poprzez wyrzucenie Jej z serca na klapę marynarki. Przypisujący sobie obalenie komunizmu, nie wspominający ani słowem o tych, którzy rzeczywiście z dużym poświęceniem dążyli do obalenia komunizmu, nawet za cenę swojej wolności, zdrowia i życia członków swoich rodzin.

 

Wbrew pozorom jakie stwarzał, był przeciwny strajkom, które gasił w sposób narzucony jemu przez KW PZPR w Gdańsku i SB i według „doradczego” głosu Bronisława Geremka. 29 września 1986 roku powołał jawną Tymczasową Radę NSZZ „Solidarność”, która mała mieć zdolność podejmowania działań negocjacyjnych. Ale z zespołem tym władze rządowe się nie liczyły, gdyż nadal czuły się silne, mając za sobą siły Związku Sowieckiego. Za namową „doradcy” B. Geremka, L. Wałęsa powołuje nowy twór wewnątrzzwiązkowy o nazwie Krajowa Komisja Wykonawcza NSZZ „Solidarność”.
Sprytny B. Geremek w porozumieniu z Wałęsą, obsadził główne stanowiska w KKW żydokomunistami z byłego KOR-u. Działanie KKW było niczym innym, jak umizgiwaniem się do władzy komunistycznej PRL-u, co spotkało się z ostrym sprzeciwem prawdziwych twórców „Solidarności”. Autentyczni działacze związkowi z lat 1980-1981 utworzyli Grupę Roboczą Komisji Krajowej NSZZ ‘Solidarność”, w skład której weszli: Lech Dymarski, Andrzej Gwiazda, Seweryn Jaworski, Marian Jurczyk, Stanisław Kocjan, Jerzy Kropiwnicki, Grzegorz Palka, Jan Rulewski, Andrzej Słowik, Antoni Tokarczuk, Anna Walentynowicz, Stanisław Wądołowski. Kategorycznie domagali się od Wałęsy przestrzegania statutu Związku i zwołania Komisji Krajowej w składzie sprzed stanu wojennego. Wałęsa sterowany przez KW PZPR w Gdańsku i byłych KOR-owców, odmawiał spełnienia tego żądania, a jako argument odmowy wymienił fakt, iż duża część działaczy wyemigrowała.

Tak wspomina Andrzej Gwiazda:

„Solidarność” zaczęto organizować od nowa i odgórnie – wojewodowie zaczęli rejestrować wyłącznie komisje zgłaszane przez osoby, które miały upoważnienie Wałęsy. Przewodniczącym regionu szczecińskiego był,– jak wiadomo Marian Jurczyk, ale prawo organizacji tam związku dostał Andrzej Milczanowski. W Bydgoszczy był Jan Rulewski, a upoważnienie dostał Antoni Tokarczuk. W Łodzi, gdzie przewodniczącym regionu był Andrzej Słowik, - upoważnienie do organizowania „Solidarności” dostał Dłużniewski. Jurczyk, Słowik, Rulewski byli członkami Komisji Krajowej – naczelnej władzy związku (...). Naszą największą klęską było to, że przegraną zaakceptowaliśmy jako zwycięstwo i dopóki się z tego nie otrząśniemy, jesteśmy bez szans”. Ale Polacy z „Solidarności” nie mieli już złudzeń od dawna. Od strajków sierpniowych powoli otwierały im się oczy, w miarę jak zamykano im drogę do prawdy.

 

„Doradcy” Wałęsy po przybyciu do Gdańska, pierwsze kroki kierowali do Komitetu Wojewódzkiego PZPR, gdzie ustalali treść oświadczenia. Tam też podczas ogólnopolskiego strajku w roku 1981 uchwalono odezwę „Solidarnościową” do wszystkich robotników w całej Polsce, aby wrócili do pracy, a ich sprawy wezmą w swoje ręce solidarnościowcy z Gdańska.[3]
W połowie lat 80-tych, dogadywanie się Wałęsy z komunistami będącymi u władzy, polegało głównie na uleganiu rządowi. Towarzysze stawiali jeden podstawowy warunek: nie dopuszczenie do władz NSZZ „Solidarność” przywódców sprzeciwiających się nowej Targowicy. Jak realizował ten warunek Wałęsa? Niech poniższy przykład będzie odpowiedzią na to pytanie.


W Szczecinie szefem Związku został Andrzej Milczanowski, nie zaś Marian Jurczyk, który był w roku 1980 prawowitym szefem. A dlaczego nie Jurczyk? Otóż 25 października 1981 roku Marian Jurczyk wygłosił przemówienie w Trzebiatowie, w którym między innymi powiedział: „A nasi panowie nie myślą, bo tam jest trzy czwarte Żydów, zdrajców, jak powiedziałem, naszej ojczyzny".[4]
W przemówieniu tym, Jurczyk wskazał także na zaborczość Związku Sowieckiego, na służalczość komunistycznych władz „polskich” wobec Moskwy. Jurczyk, szczególnie po słowach dotyczących Żydów, został zaatakowany przez towarzyszy z PZPR-u poprzez ogólnopolskie media, które były na usługach komunistów, co nie budziło mojego zdziwienia. Natomiast ogromne zdziwienie wywołał fakt, iż do tej nagonki na Jurczyka aktywnie przyłączyli się „doradcy” Związku „S” z L. Wałęsą na czele! Ataki wściekłości i nienawiści doprowadziły do zbrodni, której ofiarami byli syn i synowa Mariana Jurczyka!

Pytanie: Kogo i dlaczego ta wypowiedź tak zbulwersowała?

Odpowiedź: Jurczyk uderzył w stół, odezwało się ..... żydostwo, któremu patriotyzm[5]

Jurczyka „stanął koszerną kością w gardle”!!!

 

Od wiosny 1988 roku nasilała się nowa fala strajków, której komuniści nie mogli w żaden sposób powstrzymać. Wówczas L. Wałęsa za namową cichej eminencji – B. Geremka, zaproponował rządowi negocjacje, na które władze przystały. Ze strony rządowej udział wzięli sekretarze KC PZPR tow. Józef Czyrek i tow. Stanisław Ciosek, a ze strony „Solidarności” doradca Andrzej Wielowieyski – czołowy mason, „wtyczka” zachodniej masonerii w Związku „S”. Wałęsa, któremu zapachniał salonowy świat, marionetka w rękach doradców wywodzących się z kręgów światowej masońskiej oligarchii, był idealnym człowiekiem, którego posłuchają masy. Za jego pośrednictwem zachodnio-europejska masoneria przystąpiła do realizowania odwiecznego planu demontażu, a następnie uzależnienia Rzeczpospolitej od zachodnich masońskich ośrodków decyzyjnych ulokowanych we władzach Zachodu.

 

Ówczesny Minister Spraw Wewnętrznych – Czesław Kiszczak, niejednokrotnie spotykał się z Wałęsą przed Okrągłym Stołem, między innymi w Magdalence. W jednej z rozmów uczestniczył także T. Mazowiecki. Kiszczak zakomunikował Wałęsie, że niebawem upadnie rząd Messnera i będzie można przystąpić do pertraktacji przy Okrągłym Stole. Wtedy Wałęsa odstąpił od warunku postawionego przez KKW, że obrady Okrągłego Stołu mogą się odbyć po ponownym zalegalizowaniu NSZZ „Solidarność”.

 

Trójka „rozbijaczy”: Mazowiecki – Wałęsa – Geremek, kontynuując wrogą robotę, przystąpiła do utworzenia Komitetu Obywatelskiego, stanowiącego przeciwwagę dla KKW „S”. Zadaniem Komitetu było wyeliminowanie z listy do obrad Okrągłego Stołu tych związkowców, którzy swym postępowaniem wykazywali dbałość o polskie interesy. Michnik, Geremek, Kuroń ustalili listę, zaś Wałęsa tylko ją parafował. Pominę tu skład dopuszczonych do obrad geszefciarzy, ale nadmienię, że 82 % uczestników stanowiło lobby żydowskie, mające powiązania z zachodnią żydomasomerią. Ówczesny I sekretarz KW PZPR w Gdańsku – Tadeusz Fiszbach policzył i dość odważnie stwierdził, że na 57 uczestników Okrągłego Stołu, aż 47 było Żydami![6] Po tej wyliczance, partyjni notable odstawili Fiszbacha na boczny tor i nie brał on już udziału w dalszej rozgrywce. Na dodatek tow. Fiszbach był zwolennikiem radykalnych zmian w PZPR, co nie było na rękę towarzyszom. Nawet towarzysz Stanisław Ciosek podczas obrad stwierdził: „Zauważa się tworzenie swoistego lobby żydowskiego, które żywo interesuje się pracami Okrągłego Stołu”.[7]

Czyli można bez skrupułów użyć takiego oto stwierdzenia, iż 6 lutego 1989 roku w Pałacu Namiestnikowskim przy Okrągłym Stole „swoi” ze „swoimi” majstrowali przy rozkładaniu Państwa Polskiego.

Ani w Magdalence, ani przy Okrągłym Stole,– wbrew pozorom – Lech Wałęsa nie był głównym rozgrywającym. Był za „cienki” dla cwanych geszefciarzy. Wcześniej przypisaną rolę „użytecznego durnia” wypełnił bardzo dobrze. I chwacit! – jak rzekłby moskiewski aparatczyk.

 

W czerwcu 1989 roku odbyły się wybory do parlamentu. Wszyscy niemalże Polacy byli przekonani, iż po II wojnie światowej są to pierwsze demokratyczne wybory. Nic bardziej błędnego! Wybory te można było zaliczyć do tych, w których ponieśli porażkę oficjalni, zdeklarowani komuniści, rodem z PZPR, którzy z polecenia swoich zwierzchników mieli pozostać „w odwodzie” bez porzucania legitymacji partyjnych. Do „żłobu” zasiedli ci żydokomuniści, którzy legitymacje partyjne porzucili na niby. To nie kto inny, jak L. Wałęsa zaproponował we wrześniu 1989 roku kandydaturę T. Mazowieckiego, jako jednego z trzech na stanowisko premiera rządu. Wówczas jeszcze „miłościwie nam panująca” oligarchia komunistyczna zatwierdziła tę kandydaturę. Czyżby Wałęsa nie wiedział, czym mogą dla Polski skończyć się rządy Mazowieckiego?

Mimo jego niedouczenia, nie sądzę, aby nie był zorientowany, że T. Mazowiecki to „bomba z opóźnionym zapłonem”, która jak pamiętamy eksplodowała opanowaniem polskiej gospodarki i finansów Polski przez grabieżców i aferzystów. Kto wyrówna ogromne straty w wysokości 76 bilionów starych złotych, które powstały w wyniku afer za rządów „żółwia”?

 

Zagubiony elektorat, mający wybrać prezydenta, miał nie lada dylemat. Spośród kandydatów, mających największe szanse na pełnienie najwyższego urzędu w Państwie, widzieli T. Mazowieckiego, L. Wałęsę i St. Tymińskiego – człowieka z nikąd. Media kreowały jego na obywatela niby polskiego, a jednocześnie nie związanego z Polską lecz z Peru. Prawie nikt nie wiedział, że była to „wtyczka” SB i KGB. Zastanawiało wysokie poparcie społeczeństwa dla tego ostatniego. Naród zwodzony i manipulowany uważał, iż potrzebna jest na tak wysokim urzędzie „świeża krew” i w drugiej turze wyborów L. Wałęsa zmierzył się ze St. Tymińskim. Nie pomógł atrybut „czarnej teczki” i L. Wałęsa został prezydentem. Wpisał się w historię jako najbardziej niekompetentny prezydent pod każdym względem. Rozpoczął konsekwentne realizowanie postanowień Okrągłego Stołu, odrzucił precz swoje obietnice wyborcze i zdyskredytował status „Solidarności”. Pogardzał tymi, którzy wynieśli jego na tak wysoki urząd. Umożliwił żydokomunistom obsadzenie najważniejszych stanowisk w Państwie, zarówno w strukturach władzy, jak również w gospodarce i finansach. Wysocy funkcyjni aparatczycy, powiązani ze światową masonerią zmieniali tak wiele, aby nic nie zmienić. Jedyne ich zmiany polegały na zawłaszczaniu majątku polskiego.

 

L. Wałęsa ugrzązł w żenującej megalomanii, pod którą fermentowały kompleksy prostaka, nagle wyniesionego na salony. Mówił: „To ja obaliłem komunizm” i tym podobne dyrdymały. Jakie to żałosne! Podobno był inwigilowany przez SB, szykanowany za aktywność w Związku „S” w 1980 roku. Bardzo więc zastanawia fakt popierania przez niego dalszego utajniania akt UB i SB.

 

Krzysztof Wyszkowski, jeden z przywódców Sierpnia’80, 26 października 2005 roku w TVP2 w „Panoramie” oświadczył: „(…) niewątpliwie kamieniami węgielnymi polskiej agentury po 1980 roku są Lech Wałęsa i Marian Jurczyk”. Niech owa źródłowa konstatacja stanowi motto niniejszej relacji dokumentalnej. Otóż z dokumentów znajdujących się w IPN (mikrofilmy dokumentów, do których Wałęsa nie dotarł, bo te w formie papierowej zarekwirował gen. Czesław Kiszczak) wynika, że Lech Wałęsa został zwerbowany jako agent SB 29 grudnia 1970 roku przez starszego inspektora Wydziału II KWMO w Olsztynie – kpt. E. Graczyka. Otrzymał pseudonim „Bolek” i numer rejestracyjny GD 12535".
8 lat później młody inspektor SB – M. Aftyka dokonując analizy akt Lecha Wałęsy, potwierdza w notatce służbowej fakt pozyskania agenta „Bolka” – na zasadzie dobrowolności. ...Co zatem tak obraziło Wałęsę? Ponadto red. Wyszkowski w Programie 2 TVP w audycji „Warto rozmawiać” w dniu 22 maja 2005 r. powiedział: „(…) Ja byłem z nim w Paryżu wtedy, kiedy delegacja „S” oskarżyła go o kradzież pieniędzy, które otrzymał od związkowców francuskich. To były rzeczy upokarzające niezmiernie. (...) Świadkiem był Bronisław Geremek. Proszę zapytać profesora, czy widział te gorszące sceny. To są rzeczy okropne. Oczywiście SB wiedziała o wszystkim. Jaruzelski zna to wszystko, ponieważ wśród delegacji były służby bezpieczeństwa. To są rzeczy, za które oni trzymają Wałęsę do dzisiaj”.

Lista ludzi ze Związku „S”, na których „Bolek” donosił na SB była dość długa. Donosił… za pieniądze. Czyny te nie znajdują w moich ustach określeń cenzuralnych.

 

Nawiązując do internowania Wałęsy, to trzeba zasygnalizować, iż w zaistniałej sytuacji cieszył się on podejrzanie wyjątkowymi przywilejami. Jakby się znalazł niemal w złotej klatce. Z dokumentów, jakie są w posiadaniu Instytutu Pamięci Narodowej, można się dowiedzieć między innymi o tym, że żona Wałęsy miała możliwość odwiedzania go z dziećmi w dowolnym terminie. Koszty pobytu rodziny pokrywało państwo. Wałęsa mógł uprawiać sporty, łowić ryby, oglądać telewizję „do oporu”. Inny przywilej dotyczył zaspokajania przez SB jego potrzeb konsumpcyjnych.

 

Przez cały okres internowania dostarczane mu były artykuły z tzw. Bazy Zaopatrzenia Specjalnego. W ciągu 7 miesięcy Wałęsa „zaliczył” samotnie lub w towarzystwie osób go odwiedzających następujące dobra konsumpcyjne: 85 butelek wódki, 35 butelek wina, 29 butelek koniaku i winiaku, 42 butelki szampana, 512 butelek piwa. Dochodzi 638 paczek papierosów, a na liście frykasów figurują wędliny, ciastka itp. Jakież było to bogactwo wiktuałów w porównaniu ze zwykłym chlebem, wodnistymi zupkami i makaronowymi daniami, jakie stanowiły menu innych w tym czasie internowanych działaczy związkowych, jak również wcześniej internowanego Prymasa Wyszyńskiego. Reżim jaruzelsko-kiszczakowy zdawał się okazywać Wałęsie wdzięczność i pewnie wiedział, za co...

 

Głośnym echem odbiła się jedna z wielu rozmów telefonicznych Wałęsy z Jaruzelskim i Kiszczakiem w czasie, gdy 19 sierpnia 1991 r. w Moskwie nastąpił pucz Janajewa. Wałęsa przekonany o reanimacji komunizmu w Związku Sowieckim, pytał ich o instrukcje, co robić?, po czym wysłał do Jaruzelskiego list o treści służalczej. Zachowywał się tak, jakby był sługusem Moskwy i jej przedstawicieli w Polsce: Jaruzelskiego, Kiszczaka, Urbana.

 

Jak Wałęsa potraktował swój elektorat, pokazuje bardzo dobitnie fakt utajnienia dokumentów, które otrzymał od Jelcyna w 1993 r. w Warszawie. Dokumenty dotyczyły wprowadzenia stanu wojennego w Polsce 13 grudnia 1981 roku. Rosyjski emigrant – Władimir Bukowskij, który przed emigracją miał dostęp do archiwów KPZR, w książce „Moskiewski proces” pisze między innymi: „(...) dokumenty, które przytaczam w książce, w Polsce są. Stanowiły część materiałów archiwalnych, jakie Jelcyn w 1993 roku przekazał Lechowi Wałęsie. Ale Wałęsa nigdy nie zdecydował się na ich opublikowanie”. Z dokumentów tych wynikało niezbicie, że Jaruzelski wprowadził stan wojenny z własnej woli. Co gorsze, – prosił towarzyszy sowieckich o interwencję w obronie polskiego komunizmu.

 

Wałęsa bardzo skutecznie brał pod swoje skrzydła agentów bezpieki. Na przykład A. Olechowskiego i H. Jasika. Także był przeciwnikiem dekomunizacji w Wojsku Polskim. Ponadto spowodował w 1994 roku odwołanie ze stanowiska szefa delegatury UOP-u w Gdańsku majora A. Hodysza, cennej „wtyczki” „Solidarności” w latach 80-tych w SB, wkrótce uwięzionego za współpracę z opozycją. Próbował bez skutku mianować na stanowisko szefa Zarządu Wywiadu UOP Mariana Zacharskiego – agenta Moskwy, skazanego przez Stany Zjednoczone na dożywotnie więzienie. Zacharski spełnił nakazaną mu rolę w wewnątrzpartyjnych rozgrywkach, w wyniku których skompromitowano premiera J. Oleksego, za co Zacharski został mianowany przez Wałęsę na stopień generała w czasie, gdy Wałęsa kończył kadencję swojej prezydentury.

 

Wałęsa nadzorował „zza węgła” ukrywany przed rządem J. Olszewskiego zdradziecki traktat, skonstruowany i realizowany przez służby specjalne PRL-u wraz z sowieckim KGB, a dotyczący wycofania z Polski wojsk sowieckich. Traktat ten miał na następne dziesięciolecia zamienić byłe sowieckie bazy wojskowe w Polsce na bazy szpiegowskie. Gdy J. Olszewski zorientował się, co majstruje Wałęsa z sowieciarzami, tajnym szyfrogramem skutecznie zablokował zapędy, by nie doszło do podpisania traktatu. Olszewski dokonał tego nie tylko z pobudek czysto patriotycznych. Kierował się także i tym, iż dalsza obecność Sowietów na terenie Polski uniemożliwi starania Polski o wejście w struktury NATO. W odwecie L. Wałęsa obalił rząd Jana Olszewskiego. Tak też Olszewski zebrał cięgi od Wałęsy, ale złapał punkty u NATO-wiczów europejskich.

 

„Bolek” ponosi także odpowiedzialność za powrót do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych dziesiątków ludzi skompromitowanych, będących w przeważającej większości wasalami Moskwy, szkolonych w GRU i KGB. Jest także odpowiedzialny za brutalną akcję policji przeciwko demonstrantom w dniu 4 czerwca 1993 roku, za dziesiątki napadów „nieznanych sprawców” na lokale prawicowych gazet, siedziby partii opozycyjnych, za zamykanie w aresztach młodzieży, biorącej udział w politycznych happeningach. Ale czego się można było spodziewać po człowieku, który otaczał się skompromitowanymi współpracownikami bezpieki, między innymi: M. Wachowskim, J. Milewskim?[8]

 

 

Na zasadzie: „murzyn zrobił swoje i może odejść” - zakończyła się kariera prezydencka Wałęsy w roku 1996. Ale nim rozstał się z fotelem prezydenckim, zdążył w ostatniej chwili odznaczyć Orderem Orła Białego zdrajców narodu polskiego: Wł. Bartoszewskiego oraz T. Mazowieckiego! „Miałeś chamie złoty róg, ostał ci się jeno sznur…” – chciałoby się zacytować głośno przenośnię z Wesela Wyspiańskiego w kierunku „Bolka”. Nie oznaczało to, że Wałęsa wycofał się z życia politycznego, choć używając swojego „barwnego języka” wspominał często w mediach o powrocie do pracy na etat elektryka w Stoczni Gdańskiej. Była to jedna z pierwszych – i jak się później okazało – nie ostatnich absurdalnych wypowiedzi po zakończeniu prezydenckiej kadencji.

 

Wprost żenujące było utworzenie Instytutu im. Lecha Wałęsy, którego działalność należy uznać za co najmniej destrukcyjną dla młodszej populacji Polaków. Cykl „wykładów”, z którymi Wałęsa rozpoczął wędrówkę po Polsce i świecie był parodią edukowania. Szczególne słowa krytyki padły od Polonii w Stanach Zjednoczonych, bo oto w lutym 2002 roku, Wałęsa uczestniczył w uroczystości otwarcia Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Salt Lake City w USA. Polonia potraktowała Wałęsę jak dyletanta, indolenta, prostaka i sprzedawczyka, czyli tak, jak na to zasłużył. Po powrocie do Polski, użalał się w mediach, że został tak niegodnie potraktowany i jak zwykle z megalomanią przypisywał sobie zasługi w obaleniu komunizmu.

 

Kimże wobec powyższego był i jest L. Wałęsa? Komu służył i służy? Kto był jego chlebodawcą? Oto pytania, które niejednemu Polakowi spędzały sen z powiek. Po tym, co wyżej napisałem, pytania te należy uznać za retoryczne. Natomiast tym, którzy gotowi są wydrapać oczy każdemu, kto o tym człowieku wyraża się niepochlebnie – powinno dać dużo do myślenia i powinni szukać wiedzy u źródeł, by potem roztropnie zdecydować o tym, czy warto te oczy wydrapać w imię ulegania manipulacji medialnej na temat tego człowieka.

 

Powyższy tekst pochodzi z książki mojego autorstwa, zatytułowanej „Europejskie Eldorado”.

 


[1]

Piąty rozbiór Polski 1990-2000, H. Pająk.
[2]

Np. cytuję: „O koleś! Ja nie jestem taki frajer pompka!”. Tak się zwrócił jako prezydent RP do jednego z dziennikarzy podczas konferencji prasowej.
[3]

Odezwa ta nie była jednak odczytana na wiecu.

[4]

Jurczyk kontra Wałęsa, Jan Marszałek
[5]

Patriotyzm Jurczyka nie miał nic wspólnego z antysemityzmem
[6]

Byłem marszałkiem..., M. Kozakiewicz W-wa 1991, s. 131 za J.R. Nowak, op. cit. odc.15..
[7]

Rozmowy z władzami PRL, Arcybiskup Dąbrowski” 1995 t. II s. 440.
[8]

Służby specjalne atakują, H. Piecuch..

Brak głosów