Ślepniesz?
Obiecałem zaniepokojonemu koledze blogerowi powiedzieć trochę o operacji zaćmy. Właśnie niedawno taką przeszedłem i to na obu oczach. Wszystko się udało. Jednak to nie oznacza, że zawsze się uda. Dlaczego?
Niestety moi drodzy – zazwyczaj po 70 roku życia każdy w mniejszym lub większym stopniu cierpi na zaćmę, dawniej malowniczo nazywaną kataraktą.
To nie koniec złych wiadomości – nieleczona zaćma zawsze kończy się ślepotą.
Nie tylko starsi ludzie mają wyłączność na zaćmę. Nawet trzydziestolatek jest na nią narażony, jeżeli na przykład cierpi na zaawansowaną cukrzycę.
Bo zaćma zazwyczaj to pogorszenie się wzroku: utrata ostrości widzenia, olśnienia silnym światłem (przykre w trakcie prowadzenia nocą samochodu), tęczowe kręgi wokół źródeł światła, a nawet podwójne widzenie.
Krótko mówiąc – nie widzi się ostro i wyraźnie, kolory są wyblakłe, a ostre światło nas oślepia.
Wśród ludzi utarte jest przekonanie, że starość powoduje głównie dalekowzroczność, bo nasze soczewki tracą elastyczność i już nie tak łatwo się wybrzuszają lub spłaszczają, przez co w rezultacie mamy kłopoty z widzeniem z bliska, czyli głównie z czytaniem i pracą na komputerze, nie mówiąc już o nawleczeniu nitki do igły.
Tutaj sprawę rozwiązują okulary, powszechnie nazywane okularami do czytania.
A to powszechne domniemanie, że ta dalekowzroczność to główny problem ze wzrokiem w późnym wieku i prowadzi właśnie do przykrych konsekwencji. Bo kłopoty z widzeniem po pięćdziesiątce powoduje własnie zaćma.
Statystyki podają, że 800 tysięcy Polaków cierpi na zaćmę. Co jest liczbą bzdurną, bo wskazuje tylko już rozpoznaną zaćmę. A dobry milion, albo dwa żyje sobie z coraz gorszym wzrokiem, uważając, że na starość tak musi być i wcale nie ma zamiaru wybrać się do doktora okulisty.
A dodatkowo, jeżeli nawet już doktor się z nami spotkał, to nie ma on nowoczesnego sprzętu, by zaćmę zdiagnozować.
Chcecie być coraz bardziej ślepi? Pewnie, że nie. To wzrok i widzenie zapewniają nam najważniejszy kontakt ze światem.
Z własnego doświadczenia wiem, że rozwijająca się zaćma jest chorobą podstępną. Po cichu i powoli zaczynała się u mnie rozwijać po pięćdziesiątce. Rozwijała się tak powoli, że zawsze nadążałem się przyzwyczajać do zmian i ten proces degeneracji wzroku umykał mojej uwadze. Podobnie jak milionom ludzi na całym świecie, gdyż zaćma atakuje wszystkich, niezależnie od rasy, miejsca zamieszkania, czy żywieniowych preferencji. Za jednym wyjątkiem – rodząca się cukrzyca na sto procent zniszczy wzrok (jeżeli oczywiście nie będziemy nad nią panować. A dzisiaj możemy).
Zdiagnozowano u mnie zaćmę obu oczu po kilkunastu latach. A głównym. powodem dla którego postanowiłem się poważnie zająć wzrokiem, był fakt, że praktycznie nie mogłem już jeździć samochodem w ciemności po zmroku. Raz – ledwo co widziałem białe linie pokazujące środek i granice drogi i po drugie – oślepiający blask świateł nadjeżdżającego z na przeciwka samochodu wyłączał moje widzenie na wiele sekund. A wtedy mogłem zabić pieszego, lub rowerzystę, bo bym go nie widział.
Przy całej nędzy naszej państwowej służby zdrowia, na dodatek podpartej makabrycznymi opowieściami, zdecydowałem się nie ryzykować i podjąć leczenie i dokonać zabiegu w renomowanej klinice okulistycznej. Miałem to szczęście, że po godzinach poszukiwań w internecie, upewniłem się, że taka klinika, a wiele ich nie ma, znajduje się właśnie w Gdyni.
Zdecydowałem się więc naruszyć "rezerwę na starość" i przeznaczyć pewną kwotę na naprawę wzroku.
Nie wiem, gdzie ile co kosztuje, lecz tutaj operacja usunięcia zaćmy jednego oka to koszt od 4 tysięcy zł. w górę. Jaką górę? Przy istniejącym astygmatyzmie to dodatkowe tysiąc złotych. Gdy ktoś sobie życzy nowych soczewek progresywnych, czyli widzenie w tzw. bliży i dali bez konieczności korekcji okularami, to jeszcze dodatkowe parę tysięcy.
Już sama diagnostyka jest bardzo ważna. Bo degenerująca się soczewka z zaćmą, może na przykład "wrastać" w torebkę, w której w oku jest ulokowana.
Czasami nawet lekarz radzi, by jeszcze ze dwa lata poczekać. Tak więc decyzja o operacji musi być zdecydowana i mądra, a nie pochopna, bo pacjent ma akurat taki kaprys.
I trzeba obowiązkowo wspomnieć, że jest jeszcze całe mnóstwo chorób oczu, które podobnie mogą pogarszać wzrok. Lecz tu nie zamierzam o tym mówić, bo to zaćma jest problemem. I jest to dla pacjenta kompletnie nieważne, jakiego typu to jest zaćma – to raczej rozważania medyczne, czy nawet naukowe, kompletnie pacjenta nie interesujące.
Gdy już mamy wyznaczony termin zabiegu – w moim wypadku za dwa tygodnie i to tylko dlatego, że trzeba zrobić jeszcze szereg badań laboratoryjnych niezbędnych do operacji. W tym czasie na zabieg finansowany przez państwo – NFZ – czekało się od 1,1/2 do 2 lat.
A co gorsza – nowe soczewki instalowane prywatnie, to towar z górnej półki. A państwowe – nie wiem. No i tam nie mam wyboru, a tu mogę z doktorem dyskutować.
Wreszcie nadszedł dzień operacji.
W "mojej" klinice dokonuje się to grupowo z zachowaniem najwyższych standardów. Trochę w tym cyrku, jak w amerykańskich szpitalach, bo po przekroczeniu linii terenów zabiegowych, wożą cię cały czas na wózku.
Oko już jest przygotowane przez siostry poprzez rozliczne zakropienia i leki, a pacjent sam się przebiera w jednorazowy sterylny kombinezon.
Wjeżdżam na salę operacyjną, wewnątrz cztery osoby, a pan chirurg cierpliwie czeka, aż zostanę przeniesiony na stanowisko operacyjne, oświetlony i znieczulony, a do operowanego oka cały czas leje się delikatnie płyn, jak podejrzewam, do utrzymywania sterylności i chłodzenia.
Cały zabieg, to bardzo precyzyjna mikro-operacja laserowo – manualna.
Pierwszy etap, to usunięcie naszej własnej soczewki z zaćmą.
W tej klinice i zapewne w większości dobrych pozostałych stosuję się metodę rozkruszania soczewki wysokoenergetycznym laserem o precyzyjnie dobranej mocy i długości fali, tak, by w żadnym wypadku nie uszkodzić jakichkolwiek innych tkanek oka. Cały czas trwa wymywanie okruchów. I to jest newralgiczny element operacji. Niedbałe oczyszczenie przestrzeni po usuniętej soczewce może doprowadzić do stanów zapalnych, dodatkowego leczenia i powtórnej operacji. Precyzja i dokładność chirurga jest tutaj decydująca.
Po usunięciu soczewki, bo ja przecież cały czas patrzę; znieczulenie jest tylko miejscowe, operowanym okiem widzę tylko plamę światła.
Teraz pora na założenie nowej soczewki. Jest ona specjalnie zwinięta, by bez problemu włożyć ją przez źrenicę, następnie rozwinąć ją i dokładnie umocować ją na miejscu. Soczewka ma dwa "haczyki", którymi się ją odpowiednio przytwierdza.
I już. To koniec.
Doktor operator, który tą całą mikrochirurgię przeprowadza sam, powiedział mi, że okulista, który nie jest w stanie zrobić całej operacji w 10 – 15 minut, powinien poszukać innej pracy.
I oto już mnie wywożą ponownie na wózku i w strefie otwartej idę się przebrać w swoje ubranie. Zoperowane oko mam zabezpieczone przeźroczystą "piracką" osłoną. Otrzymałem też dokładne instrukcje, jak długo tej osłony nie wolno zdejmować. Poza tym nie wolno mi się schylać, nie nosić ciężarów i w ogóle unikać wysiłku i pod żadnym pozorem nie trzeć oczu. Plus jeszcze parę pożytecznych uwag, oraz krople do zakrapiania przez pewien okres.
Wyszedłem na ulicę w piękny sierpniowy dzień. I oniemiałem. Stałem długo, jak zamurowany. Lata całe, nie zdając sobie absolutnie z tego sprawy, nie widziałem tak pięknych kolorów, tak wyrazistych kształtów, tego kontrastu i numeru rejestracyjnego samochodu dobre 50 metrów ode mnie.
To niemożliwe – myślałem – kilkanaście lat straciłem widząc zamglony, czy przydymiony świat. Na co czekałem?
Bo po prostu już nie wiedziałem, jak jest na prawdę...
Po dwóch tygodniach zoperowałem drugie oko. A dzisiaj, dokładnie po dwóch latach mogę potwierdzić, że wszystko nadal jest znakomicie.
Okulary nosiłem praktycznie od urodzenia. W wieku 6 lat miałem operacje oka w Akademii Medycznej. Majątek wydałem na coraz lepsze okulary.
A przez pół wieku dokonał się taki postęp w okulistyce, że teraz na starość praktycznie mogę żyć bez okularów. No... bez przesady – do czytania i komputera ciągle muszę używać szkła. Nie zwariowałem, żeby sobie zamontować progresy, bo jako inżynier wiem, że z nowościami to zawsze różnie może być.
.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3276 odsłon
Komentarze
@JzG
2 Sierpnia, 2019 - 17:11
Na dzikim imperialistycznym zachodzie , a konkretnie w Londynie mialem dwa razy operację oczu na jaskrę.
Królewski szpital gdzie leczy się sama Królową Elżbieta II oraz członkowie jej rodziny czyli Moorfields Eye Hospital na Old Street. Czas oczekiwania na operację mniej niż 3 m-ce, koszt zero £.Fantastyczna załoga, co ciekawe 90% wyższego personelu to Azjaci. Po operacji wizyty kontrolne co 3 m-ce.
O ! Józio !
2 Sierpnia, 2019 - 19:17
Może jak będziesz grzeczny...znowu się polubimy:-)
A co do oczu...św. Hildegarda powiedziała, że oczy - to okna duszy.
Jeżeli dusza jest zabrudzona...to świat pozostanie zamglony i niewyraźny....operacje może i pomogą...na krótko.
Łzy, łzy i skrucha są skuteczniejszym lekarstwem.. Medycyna św. Hildegardy z Bingen poleca też krople o składzie zbliżonym do naturalnych łez...Rebtropfen.
Pozdrawiam
Verita
@JzL
4 Sierpnia, 2019 - 05:26
Tylko ci Józiu pozazdrościć.
U nas musisz sam bardzo dbać o zdrowie i wiedzieć co robić, zanim oddasz się w ręce ludzi w białych kitlach.
Trzeba dużo wiedzieć.
Na przykład w sprawie nowotworów diagnostyka jest dobra na starej AM w Gdańsku, ale już chirurgia z tym związana to Bydgoszcz.
A jedynym, naprawdę o światowej renomie jest warszawski, wojskowy szpital na Szaserów.
Pozdrawiam
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
A nie mogłeś poprosić o
2 Sierpnia, 2019 - 19:19
A nie mogłeś poprosić o wyleczenie cyber-dochtóra Ryśka? Przecież gość rozmawia z Bogiem i wie, że wszystko jest energią. Trochę wiecej wazeliny i wspomógłby kwantowo swego sługę.
„Od rewolucji światowej dzieli nas tylko Chrystus” J. Stalin
@ Jazgdyni
2 Sierpnia, 2019 - 21:24
Witaj! Fajnie, że poruszyłeś ten temat. Zbiegiem okoliczności Twojego poruszonego obecnie czasowo tematu, jadąc dzisiaj rano z żoną samochodem przystanąłem i zabrałem starszą Panią do "miasta", czyli gminy. Wioska okolice 55 km. drogą w kierunku Zakopanego, taka nasza przystań z Wadowic. Kiedyś Katowice-praca. W trakcie krótkiej podróży, Pani objawiła, że jest po operacji zaćmy w Czechach, gdzie za sumę 600 parę złotych przy dotacji NFZ przeprowadzono udany zabieg. Rozmawialiśmy na temat preferencji droższych soczewek, o dziwo Pani była doskonale zoriętowana nad wyższością drogich niestandardowych soczewek. Powiedziala, że w ramach swoich skromnych oszczędności na tyle odzyskała wzrok, że czuje się na starość nowo narodzona, że stworzono jej nowe życie, że wreszcie może pomagać ciesząc się z wnuków. Janusz, a ty za cztery tysie na kolejne oko...., to chyba sokole oko? Ale, to z mojej strony żart. Nadal worek, rękawice i chyba nie dalbym się nowoczesnemu w rurkach 30-sto latkowi. Dzięki, za temat. Pozdrawiam!
ronin
@ronin
4 Sierpnia, 2019 - 05:35
Słyszałem wielokrotnie, że wy tam na południu często korzystacie z czeskiej służby zdrowia. Mam nadzieję, że za niską cenę idzie na prawdę wysoka jakość.
Chociaż w Krakowie tez macie sporo renomowanych placówek. A centrum oparzeń na Śląsku to międzynarodowa klasa.
Rzeczywiście warto zdecydować się na soczewki jak najlepsze. Z pewnym zastrzeżeniem - nie zdawać się na mody i nowinki. To zbyt istotne dla człowieka, by stać się członkiem eksperymentu wdrożeniowego. Ma być dobre i sprawdzone.
Ja dałem się tak podpuścić z implantami. I teraz cierpię.
Pozdrawiam
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.