"Połaskotać" chama, czyli........
pogarda cyngla WSI24.
Ci co tego medialnego chama krytykuja to margines.
A margines moze go co najwyzej połaskotać.
Jarosław Kuźniar przeczytał na antenie bardzo krytyczny e-mail na temat swojej pracy w TV. Redaktor zapowiedział, że jeśli otrzyma 1000 takich listów, to zwolni się z pracy.
Otrzymał dużo więcej i nie dotrzymał słowa, czyli słowo dane przez cyngla gówno warte.
Cyngiel, propagandzista i cham mocny w gębie ale tylko na wizji i ćwierka lewacko plując na wszystko, co polskie i konserwatywne.
- Nudzą się i strzykają jadem. Polska nie do zmiany, wyemigrowałbym - marzy lewacki cham z okienka.
Ostatnio zdecydował się na udział w internetowym talk-show "20m2 Łukasza". W rozmowie dziennikarz odniósł się m.n. do głośnej w mediach "akcji", gdy na antenie przeczytał e-maila od widza, który stwierdził że "Kuźniar powinien prowadzić wiejską imprezę". Dziennikarz zażartował, że jeśli tysiąc osób napisze podobne listy on odejdzie z telewizji. Przeciwnicy Kuźniara uwierzyli i zaczęli aktywizować Internet.
- To pokazuje jak płytki jest odbiór czasem telewizji. Bo ja nie powiedziałem "Hello, sprawdźmy się, jestem ciekaw ile ludzi ogląda i kto mnie nienawidzi, przyjdzie tysiąc to ja odejdę". To był kolejny jakiś dzień, w którym coś się prawicowo przewalało, i oni gdzieś siedzieli, kąsali i wymiotowali rano. Przeczytałem list najpierw kogoś, kto wobec mnie był niemiły i na to w ten sposób odpowiedziałem. (...) Oni z nudów siedzą i strzykają jadem 24 godziny na dobę, to dla nich zwyczajnie była zabawa. Natomiast ani oni się nie policzyli, ani mnie to nie ubodło, ani się nie zwolniłem. Chodziło tylko o jakąś próbę odepchnięcia tego od siebie. Oni mogą mnie ewentualnie połaskotać, natomiast nie ugryzą mnie na tyle wysoko, żeby mnie to bolało (...) E-maile przychodziły niesamowicie, redakcja "Kontaktu24" miała pretensję, że im się skrzynka zapycha. Ale jak ja obserwowałem Twittera, to była cały czas ta sama strona, z okolic Rybickiego z Gazety Polskiej itd.-
Ja chama nie połaskotam, ja mówię chamowi z okienka WSI24: WYPAD!
cyngiel cham ukończył I Liceum Ogólnokształcące w Dzierżoniowie, następnie studiował na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie uzyskał licencjat na Wydziale Filologicznym, specjalność dziennikarstwo.
A więc nie posiada wyzszego wykształcenia z tytułem i uczy studentów.
Czego?
- "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie" -
i jeaszcze cham z burdelu przy Czerskiej.
Wojciech Maziarski postanowił bronić absurdalnej decyzji premiera o zorganizowaniu szczytu klimatycznego w dniu polskiego Święta Niepodległości. W jaki sposób? Oczywiście uznając, że to wszystko wina PiSu.
- Dokładnie tego dnia wypada święto służące PiS-owi do mobilizowania elektoratu, a rząd chce o dwutlenku węgl- pisze Maziarski, z niewiadomego powodu uznając rocznicę odzyskania niepodległości za święto „pisowskie”. Zabieg jest prosty – skoro już jakieś wydarzenie zostało obdarzone tym epitetem, następnym krokiem będzie uruchomienie prostego mechanizmu: "słyszymy o PiSie = rechoczemy z poczuciem wyższości." A jeśli nie bardzo jest z czego? Wtedy pozostaje jedynie sięgnąć po bardzo niskie metody:
- W królestwie ssaków to dość popularna strategia. Wiele gatunków w ten czy inny sposób oznacza swoje terytorium. Psy i koty obsikują je, kozły sarny trą porożem o korę drzew i zostawiają tam wydzielinę z gruczołów czołowych, jelenie ryczą. A PiS używa do tego celu rocznic. Nazwijmy tę metodę o-PiS-ywaniem polskiego kalendarza cham - pisze cham najmita z Czerskiej.
- " Tego rodzaju wypowiedzi to już nawiązanie bez cudzysłowu do rynsztokowego stylu Urbana. Rzecznik rządu z okresu stanu wojennego po 1989 roku był jednak o tyle uczciwszy niż „Wyborcza”, że jasno mówił, że zachowuje się jak świnia i że nie zamierza tego zmieniać. Z redaktorami „Wyborczej” było jednak inaczej – długi czas sączyli propagandę podprogowo, przywdziewając piórka „autorytetów moralnych”.
Coraz częściej jednak – zgodnie zresztą z lewackimi zwyczajami – dokonują „coming outów”. Prawdziwą twarz ujawnił jakiś czas temu Seweryn Blumsztajn, dziś robi to Wojciech Maziarski. Czytelnicy tego medium muszą mieć świadomość, że wspierając nadal tę gazetę, wypisują się tym samym ze wspólnoty nie tylko intelektualistów, ale ludzi cywilizowanych, a zgłaszają akces do wspólnoty rubasznych satyrów rechoczących z chamskich dowcipów" -.
http://wpolityce.pl/wydarzenia/59826-coming-outy-w-redakcji-wyborczej-pr...
Słuchajac wylewającej się pogardy wobec prawicy z gęby medialnych chamów ręka świerzbi, by chamów "połaskotać"
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3875 odsłon
Komentarze
@Kryska
8 Sierpnia, 2013 - 16:20
Tak się składa, że ja również połaskotałam chama swoim mailem. Nie, nie sądziłam, że może mieć honor, ale myślałam, że być może pozostały w nim jakieś resztki ambicji.
Przeceniłam go.
A synalek Jacka Maziarskiego jest równie odrażającym indywiduum, co synalek Tadeusza Mazowieckiego.
Licencjat to wykształcenie wyższe
8 Sierpnia, 2013 - 18:16
JW
@Adriano
8 Sierpnia, 2013 - 18:20
Kiedyś nazywało się to niepełnym wyższym.
Uważam, że słusznie.
to poprostu szczebel nizej
8 Sierpnia, 2013 - 18:23
tak jak mgr jest niżej od dr
Pozdrawiam
@Adriano
8 Sierpnia, 2013 - 18:33
Nie Adriano. Doktor to stopień naukowy, a magister nie jest stopniem naukowym. Złe porównanie.
Natomiast licencjat jest odpowiednikiem ukończenia niegdyś 2 lub czasem 3-letniej szkoły pomaturalnej, stąd mówię o wykształceniu niepełnym wyższym. Osoba z wykształceniem wyższym to według tego rozróżnienia ktoś, kto ma tytuł magistra. Dopiero dziś przyjęło się szkodliwe przekonanie, że po dwóch latach zakończonych pracą licencjacką można się uważać za osobę z wyższym wykształceniem.
W ten sposób mamy całą masę ludzi z wyższym wykształceniem, po różnych dziwnych szkołach, z czego tylko nieduży procent ludzi naprawdę wykształconych.
Złe porównanie
8 Sierpnia, 2013 - 18:43
ale odgryzę się :-)
Pani też jest złe, bo przesiedzenie dodatkowych 2 lat w tej szkole pomaturalnej nie dawało magistra.
Licencjata się robi chyba 3 lata, (chyba że coś się zmieniło) w tej samej szkole co potem magistra.
Nie bronię tego nazewnictwa. Ja mówię że dziś licencjat to już wyższe wykształcenie, według tych postępowych przepisów i co ciekawe wielu tych licencjatów o tym nie wie.
Adriano
8 Sierpnia, 2013 - 19:05
Ja nie gryzę, więc odgryzanie się też nie jest potrzebne :)
Zwróć uwagę, że Kryska napisała o "braku wyższego wykształcenia z tytułem". Ciebie nie razi, że to nie przeszkadza w zatrudnieniu go jako wykładowcy?
A ja nie kwestionuję też, że dziś nazywa się to wyższym wykształceniem. Mówię jedynie, że mi się to nie podoba i że kiedyś określano to bardziej sensownie.
Nie jest to też z cała pewnością wyłącznie moje zdanie, bo coraz więcej pracodawców, widząc w cv określenie "wykształcenie wyższe", dopytuje czy magisterskie, czy tylko licencjackie.
napisała o "braku wyższego wykształcenia z tytułem"
8 Sierpnia, 2013 - 19:45
IIIRP naprodukowała badziewia z licencjatami
a co to gurwa jest?
a licencjat to pół magistra,czy co?
bo magister to było i jest wiadome
pzdr
@Kryska
8 Sierpnia, 2013 - 19:57
Chyba bardziej "czy co", Krysko, niż pół magistra :)
Szczególnie gdy ten licencjat robiony zaocznie i jest to na przykład taka szkoła wyższa, jak Wyższa Szkoła Kosmetyki i Pielęgnacji Zdrowia.
Nie wierzysz, że taka istnieje? Ależ owszem - na ul. Podwale w Warszawie.
Wy ksztalcenie
8 Sierpnia, 2013 - 20:00
Oni maja wyzsze wyksztalcenie, ale nieskonczone! Albo niepelne! Niektorzy mowia w polowie pelne, albo w polowie puste.
w polowie puste
8 Sierpnia, 2013 - 20:05
w sam raz dla MWzWM
pzdr
tępak.
8 Sierpnia, 2013 - 21:29
Ten facet jest jeszcze glupszy od tej swojej siwej koleżanki niejakiej-moniki.Ale może znajdzie się ktoś taki i klepnie tego pajaca jak--miecugowa..
Marika
licencjat
9 Sierpnia, 2013 - 00:54
Z całym szacunkiem dla wszystkich Państwa pozwolę sobie na uściślenie:
1. tytuł licencjata oznacza wykształcenie wyższe zawodowe, podobnie jak tytuł inżyniera. Do uzyskania pierwszego potrzebne jest ukończenie 6 semestrów studiów wyższych, drugiego siedem.
2. nie jest prawdą, że osoba z tytułem licencjata jest automatycznie matołem lub ma wykształcenie "półwyższe". Po prostu obecnie studia, za wyjątkiem kilku kierunków, zostały formalnie podzielone na etapy, których ukończenie uprawnia do podjęcia pracy na określonym stanowisku lub w wyznaczonym zakresie.
3. podział ten ma uzasadnienie historyczne; również dawniej( także w Polsce!)uniwersytety kształciły na różnych poziomach i nadawały różne tytuły.Ujednolicenie wszystkich uczelni wyższych i wprowadzenie wszędzie jednorodnych studiów pięcioletnich kojarzy się raczej właśnie z komuną, a nie z wolnym cywilizowanym światem.
4.aż do lat 90-tych duża część nauczycielek, w szczególności na wsi i w szczególności w nauczaniu początkowym, była absolwentkami tzw.SN-ów, a nie uniwersytetów. I co, brakowało im czegoś? Być może i Państwa nauczyły czytać i pisać.
4. wydaje się, że taka uniformizacja jest akurat krokiem w dobrym kierunku: dzięki niej nasze dyplomy mogą być uznawane w Unii, a studenci mogą wyjeżdżać na wymiany i praktyki, choć ich finansowanie nie przedstawia się różowo. Poza tym, jeśli ze względów finansowych czy życiowych ktoś nie może sobie pozwolić na luksus studiowania 5 lat na koszt mamusi, po 3 latach dostaje dyplom, który daje mu konkretne uprawnienia i może podjąć pracę. Dawniej przerwanie studiów oznaczało zaprzepaszczenie kilku lat nauki i rzeczywiście taki nieszczęśnik miał wykształcenie " niepełne wyższe", ale guzik mu to dawało. Oczywiście abstrahuję od obecnej sytuacji na rynku pracy, bo jest chorobliwa.
5. zgodzę się, że wybór terminu" licencjat" na absolwenta studiów I stopnia nie był najszczęśliwszy , ale w zamyśle ma on odpowiadać dyplomom BA lub BSc uczelni anglosaskich. Natomiast poziom wiedzy naszych absolwentów nadal jeszcze nie jest taki znów tragiczny- zdarza się, na Wyspach podejmują od razu studia doktoranckie pomijając MA lub MSc.
6. nie wydaje mi się zatem, żeby nabijanie się ze słuchaczy takiej czy innej Wyższej Szkoły Zawodowej było tak do końca uzasadnione. Są one różne i prezentują różny poziom, podobnie zresztą jak tradycyjne uczelnie . Na wielu natomiast prowadzą zajęcia osoby mające ogromne doświadczenie zawodowe i wiedzę praktyczną, której z reguły brakuje starszej wiekiem kadrze uczelni tzw. "państwowych", z których większość nigdy nie zhańbiła się pracą w przemyśle czy w ogóle na jakiejkolwiek realnej posadzie.
7. problem kształcenia obecnych młodych ludzi leży chyba zupełnie gdzie indziej niż w tym, czy mają taki czy inny tytuł. Należałoby się zdecydować, czemu mają służyć studia: czy przygotowaniu do wykonywania zawodu, którego opanowanie wymaga paru lat nauki więcej, czy też mają mieć charakter czysto akademicki i, przepraszam za ironię, dawać okazję do swobodnego filozofowania i wszechstronnego rozwoju intelektualnego. Widzi mi się, że na to drugie w dzisiejszych czasach mogą sobie pozwolić tylko dzieci bogatych rodziców względnie gwiazdy szołbiznesu lub modelingu, które pieniążki zdążyły już zarobić gdzie indziej.
8. za denny poziom wiedzy młodzieży należy natomiast winić nie uczelnie, lecz MEN, który nieustannie majstruje w prawie oświatowym odbierając szkołom jakiekolwiek instrumenty , które mogłyby zmusić delikwenta do nauki, a programy narzuca w myśl zasady " Tylko uważaj, Jasiu, żebyś się nie spocił". Działając w tym duchu, w zeszłym roku praktycznie zlikwidowano w Polsce licea ogólnokształcące- czy Państwo zdają sobie z tego sprawę? Gdy absolwenci obecnych kursów przygotowawczych do matury, bo tyle z nich zostało, przyjdą na uczelnie, jakiekolwiek by nie były, dopiero będzie śmiesznie. Już teraz AGH czy Politechnika Krakowska organizuje dla studentów pierwszego roku kursy wyrównawcze z matematyki. Strach się bać.
I to by było na tyle.
Pozdrawiam