Kto nie nauczył Was myśleć?

Obrazek użytkownika Przemysław Mandela
Kraj

Historię można fałszować w różny sposób. Można celowo wyolbrzymiać pewne aspekty kosztem innych, przemyślnie marginalizowanych, można dzielić się współodpowiedzialnością za popełnione zbrodnie z ofiarami, można wreszcie ordynarnie zakłamywać oczywiste fakty. Lecz można także – i jest to fałszerstwo dużo bardziej eleganckie, choć tak samo podłe – na podstawie powszechnie znanych informacji wyciągać całkowicie irracjonalne wnioski.

Autor niniejszego bloga właśnie w ten sposób potraktował wpis Agaty Czarnackiej na stornie lewica24, o wiele mówiącym tytule: Kto nas nauczył nienawidzić Polski? Oczywiście poważniejsi badacze historii mogą uznać to przewrażliwienie, a być może nawet chęć zaspokojenia jakiś ambicji autora, by włączyć się w nurt politycznej debaty w kraju, skupiającej dużo większą uwagę aniżeli wpisy historyczne. Jako, że tłumaczy się z zasady winny, autor tłumaczyć się nie będzie. Zwróci jedynie uwagę na fakt, iż to właśnie historia najnowsza podlega ostatnio największym zafałszowaniom ze względu na związki przyczynowo-skutkowe z dniem dzisiejszym. Także za sprawą takich wpisów jak ten Agaty Czarnackiej, choć trudno – po lekturze tekstu – posądzić ją o celowe działanie.

Dlaczego, więc środowiska lewicowe nienawidzą Polski? I dlaczego w końcu zdecydowały się nazwać to zjawisko po imieniu?

Aby odpowiedzieć sobie na te pytania trzeba najpierw przebrnąć przez sentymentalny wstęp, w którym Agata Czarnacka zarysowuje przed czytelnikiem w jaki sposób zapamiętała końcówkę lat 80, bezpośrednio poprzedzającą dziejowe zwycięstwo Polaków jak później zostały okrzyknięte postanowienia Okrągłego Stołu przez środowisko Gazety Wyborczej.

Mamy więc wspomnienia dotyczące ciągłych przeprowadzek, regałów z książkami w pokoju gościnnym ("Biblioteka Klasyków Filozofii, seria Ceramowska, Klasyka Literatury wzorowana na francuskich Plejadach"), jak nazywa to sama autorka: "dekoracyjne wizytówki inteligenckiej przeszłości". Mamy szczery żal, że w wyniku chaosu i głodu ery terapii szokowej, książki stały się dobrem luksusowym, by kilka akapitów później z zaskoczeniem przeczytać, że:

"Patrzyliśmy na to, my, młodzi, patrzyliśmy na kurzące się, coraz bardziej niepotrzebne książki – dobitne świadectwo prowincjonalności naszego skomplikowanego języka, który trzeba było zapomnieć, żeby go jak najszybciej zastąpić angielskim".

W zasadzie na tym można by zaprzestać lektury tekstu Agaty Czarnackiej, bowiem odpowiedzi na postawione przez siebie w tytule pytanie udzieliła już sama. Ba! Można nawet posunąć się do twierdzenia, że odpowiedziała już ona na pytania autora niniejszego bloga. Jeżeli bowiem ktoś kto mieni się inteligentem patrząc na swoją bibliotekę widzi tam jedynie dobitne świadectwo prowincjonalności naszego skomplikowanego języka to trudno wymagać, by zapałał on zainteresowaniem do historii prowincjonalnej ojczyzny tego prowincjonalnego i skomplikowanego języka. Zwłaszcza , że na przełomie lat 80 i 90 nabrała ona wyraźnego tempa, które sama Agata jak i dziesiątki Jej podobnych dekoracyjnych inteligentów najwyraźniej przeoczyli, skupieni by możliwie najszybciej opanować podstawy języka angielskiego.

Konsekwencje tego zaniedbania widać dopiero dobitnie w dalszych akapitach tekstu.

"W moim liceum chyba wszyscy uważaliśmy, że emigracja – to kariera, a nie porażka. Patriotyzm to była misja dla kamikadze. Budowanie kraju, o którym tylko czerwona baroneria nie myślała w kategoriach nieudanej dezynsekcji, to nie była żadna ambicja. (…)

Zohydzenie Polską oznaczało dla nas „naturalną” emigrację. Wejście Polski do Unii dla większości z nas było świętem właśnie ze względu na łatwość, z jaką mieliśmy wreszcie znajdować pracę w wymarzonych zawodach zagranicą. Nasz angielski akcent nie był dobry, ale nie był też zły. Nasz niemiecki rokował. Nasz francuski – znacznie mniej, ale przecież tam szukali głównie hydraulików".

Naprawdę trudno autorowi wyjść z podziwu, że w końcu ktoś ze środowiska lewicowego nazwał wszystkie te rzeczy po imieniu w sposób, który zaskoczyłby nawet takiego prawicowego oszołoma jak Rafał Ziemkiewicz. Emigracja to kariera, patriotyzm to kamikaze, zostać w kraju to żadna ambicja, a Polska napawa jedynie zohydzeniem. Chociażby dla tej szczerości ze strony Agaty, autor zdecydował się podjąć z nią polemikę.

No dobrze, powie Szanowny Czytelnik, ale gdzie tutaj przyczyny takiego stanu rzeczy? Dlaczego Polska, która dla jednych stała się obiektem patriotycznego uczucia pomimo wszelkich ułomności u innych przedstawicieli tego pokolenia wywoływała jedynie zohydzenie? Co się takiego stało, bo przecież permanentny kryzys czasu transformacji nie mógł być tego jedyną przyczyną.

Poniekąd odpowiada na to sama autorka wpisu. Najpierw w sposób nieco zawoalowany:

"Nie zajmowaliśmy się odpowiedzialnością polityków, poza odpowiedzialnością za miniony ustrój. Wiedzieliśmy, że „ręka rękę myje”, ale rozumieliśmy przez to raczej, że „ręka rękę brudzi”, to znaczy – że każdy, kto do polityki wchodzi, „w naturalny sposób” zaraża się patologiami „poprzedniego systemu”. Bo przecież wszelkie patologie obecnego były z konieczności odziedziczone i utrwalone przez „grubą kreskę”".

Tak na marginesie, skoro sama Agata przyznaje się, że nie zajmowała się odpowiedzialnością polityków, poza odpowiedzialnością za miniony ustrój, po czym z rozbrajającą szczerością stwierdza, że źródłem patologii i jej utrwalenia była według niej tzw. gruba kreska to autor chciałby zwrócić się do Niej z pytaniem czy wie na czym owa gruba kreska polegała i kto jest autorem tych słów:

"Wiem, że oskarża się mnie o krypto komunizm, że chce zrobić grubą kreskę dla PZPR. To nie jest prawda. Ja powiem tylko tyle – musimy się pojednać. Jest tylko jedna Polska, wspólna Polska, gdzie będzie miejsce dla (…) wszystkich różnych ludzi. (…) Jeżeli się nie dogadamy, będziemy przeklinani przez pana wnuki i wnuki nas wszystkich do czwartego pokolenia. Bo to jest taki moment. To jest taka sytuacja historyczna. Trzeba się dogadać ze wszystkimi. (…)"

I nie, nie był to Mazowiecki. Jak widać z podkreślonego przez autora fragmentu, ta sytuacja historyczna i tak wzbudziła zohydzenie ze strony już nawet nie wnucząt, a dzieci ludzi wyznających konieczność porozumienia, co dobitnie pokazuje nam właśnie wpis Agaty. Smutne, prawda? Dla środowiska postępowego reprezentowanego przez długie lata przez autora powyższych słów, powinny one brzmieć jak zarzut.

Lecz to nie on jest adresatem żali na Polskę Agaty Czarnackiej, która w ostatnich zdaniach daje się ponieść niemal poetycznie brzmiącym oskarżeniom:

"Chyba nadchodzi moment, kiedy trzeba warknąć „Oskarżam”. Tak, drodzy politycy prawicy, antykomuniści, ojcowie polskiej transformacji – oskarżam was"!

Prawda, że zaczyna się obiecująco?

"Oskarżam was, bo uruchomiliście procesy, nad którymi nie mieliście szansy zapanować. Oskarżam was, bo denuncjując agenturę polityczną, wpuściliście do Polski i oddaliście jej wolne pole – agenturę ekonomiczną. A kiedy stało się już jasne, że otworzyliście puszkę Pandory, oddaliście władzę tylko po to, by potem dyskontować pojawiające się w konsekwencji porażki drugiej strony – tłumacząc je ciągłością „peerelowskiego miazmatu”. Oskarżam was, bo nie potrafiliście wznieść się ponad samych siebie i w porę zamienić worka „słodkich pierniczków” na kontener razowego chleba (jeśli w ogóle przyszło wam to do głowy).

Oskarżam was, bo to wy – prawico antykomunistyczna – zaimportowaliście do Polski niekwestionowalne wzorce z Zachodu, pasujące do naszej rzeczywistości jak pięść do nosa. To wy, prawico polska, rozdawaliście walczącym o przetrwanie prywatnym przedsiębiorcom „certyfikaty klasy średniej”. Jeden taki moi rodzice trzymają w dolnej szufladzie... Oskarżam was, bo to wy odebraliście mojemu pokoleniu organiczny związek z przeszłością. To wy zatruliście nasze dzieciństwo „sowieckim miazmatem”".

Szczególnie to ostatnie oskarżenie zasługuje na szersze potraktowanie. W nim bowiem Agata wysunęła zarzut, który przykuł szczególną uwagę autora niniejszego bloga. To antykomunistyczna prawica jest winna temu, że Agata i szereg Jej podobnych intelektualistów odebrano organiczny związek z przeszłością. To wina Kaczyńskiego i Olszewskiego, że grono ludzi we własnym mniemaniu inteligentnych najpierw zamiast czytać polskie książki m.in. te traktujące o historii wolało uczyć się angielskiego, a patriotyzm postrzegało jako kamikaze, chcąc jak najszybciej uciec z tego grajdołu na zachód, ku świetlanej karierze.

Otóż nie. Jedynymi winnymi zerwania owego organicznego związku z przeszłością jesteście Wy sami, drodzy inteligenci. W momencie, w którym zamiast polskich książek na półkach dostrzegliście jedynie dobitne świadectwo prowincjonalności naszego skomplikowanego języka, a wymęczony transformacją kraj uznaliście za trampolinę na zachód, bo pozostanie w nim byłoby równoznaczne z brakiem ambicji, sami tą nić zerwaliście. Nie zerwał jej za was ani Kaczyński ani Olszewski ani Macierewicz. Dziś szukacie odpowiedzi na pytanie dlaczego nienawidzicie Polski, co już samo w sobie jest dla Was doskonałą laurką. Autor niniejszego bloga pokusi się nawet o odpowiedź na to pytanie.

Nienawidzicie Polski, bo nie potraficie Jej zrozumieć. Nawet czytelne i przejrzyste dla normalnie myślącego człowieka informacje interpretujecie w sobie tylko znany sposób, by wyciągnąć z nich wnioski, które rozbrajają nie tylko naiwnością, ale i głupotą. Nienawidzicie Polski, bo nie nauczono was myśleć. Zamiast tej nauki woleliście uczyć się angielskiego, niemieckiego i francuskiego jakby jedno wykluczało z założenia drugie.

O to oskarżam Was ja. Skromny historyk, Przemysław Mandela.

"Oskarżam was, bo dziś łatwiej nam szukać korzeni w otchłani Zagłady, niż w społecznym awansie Polski Ludowej".

Ten społeczny awans Polski Ludowej niechaj będzie ukoronowaniem myśli przedstawicielki lewicowej inteligencji Polski wieku XXI, której prawica antykomunistyczna zatruła dzieciństwo "sowieckim miazmatem".

Brak głosów

Komentarze

Obydwa teksty są interesujące.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#347044

i do niczego nie potrzebna dziura. Z pustką, nie to, że nie można dyskutować, z pustką nie ma sensu dyskutować.

Pozdrawiam

HdeS

Vote up!
0
Vote down!
0

HdeS

#347099

Niestety zdrowa i normalna lewica, która z pewnością istnieje gdzieś na (a może nawet poza) marginesie życia politycznego w Polsce nie ma siły przebicia, a zamiast niej reprezentację tego typu poglądów przejmują ludzie, którzy nie tylko publiczne przyznają się do ignorancji, lecz próbują ją przerobić na cnotę. To bardzo smutne zjawisko i choć może faktycznie podjęcie z nią polemiki może jedynie nobilitować to mimo wszystko uznałem, że warto to zrobić wobec tak jednoznacznie brzmiącego tytułu.

Oczywiście, że wolałbym podyskutować z kimś kto mając poglądy lewicowe ich źródła upatrywałby w sensie programu przedwojennego PPS-u, kto orientowałby się kim był Daszyński itd. Niestety na dzień dzisiejszy środowisko lewicowe na swoje sztandary obrało wizerunek Millera i Palikota, przedwojenną lewicą wycierając sobie co najwyżej gębę.

Ale rozmawiać trzeba. I jeżeli takie głosy dochodzą z lewej strony to z takimi należy dyskutować. Wierzę, że takie i podobne wpisy świadczą o poziomie intelektualnym naszych rozmówców - nie nas. A milczenie wobec nich jest cichym przyzwoleniem na taki stan rzeczy, na dyktaturę głupoty i ignorancji w sferze publicznej. A z tym należy skończyć, bo jest to jedno z ważniejszych schorzeń toczących nasz kraj.

Pozdrawiam.

"Nie ma lepszej pożywki chorobotwórczej dla bakteryj fałszu i legend, jak strach przed prawdą i brak woli"
- Józef Piłsudski

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nie ma lepszej pożywki chorobotwórczej dla bakteryj fałszu i legend, jak strach przed prawdą i brak woli"
- Józef Piłsudski

#347105