Dzisiaj w TV: Deresz w oparach absurdu…

Łatwo przewidzieć, że na dzisiejszej tapecie mediów „Gwnego nurtu” będzie kolejny matrix, po wypowiedzi Pawła Deresza dla „Faktu”. Deresz, mąż jednej z ofiar katastrofy - Jolanty Szymanek-Deresz powiedział bowiem, że jest przekonany, że to Jarosław Kaczyński kazał bratu lądować w Smoleńsku.  Wcześniej czy później zostanie ujawnione nagranie amerykańskich i rosyjskich służb wywiadowczych, które - o czym jestem przekonany - potwierdzi, że w czasie rozmowy Jarosława Kaczyńskiego z Lechem Kaczyńskim padło sformułowanie "lądujcie koniecznie w Smoleńsku" - odpowiada „Faktowi” Deresz na pytanie, co jego zdaniem stało się 10 kwietnia 2010 roku. 

Tak więc po ponad 2,5 roku śledztwa rosyjskiego i polskiego, które wykazały bezspornie, że to rosyjska „wieża” kazała załodze samolotu lądować we mgle na lotnisku w Smoleńsku, naprowadzając samolot nie na pas lotniska, lecz obok tego pasu - mąż jednej z ofiar katastrofy został przez kogoś zainspirowany, by zwalić winę za katastrofę na Jarosława Kaczyńskiego ! Nie mam więc wątpliwości, że te „szczere” wyznanie Deresza będą dzisiaj mielić na wszystkie sposoby media „Gwnego nurtu”, które czepiają się każdego absurdu, by zwalić winę jak nie na pijanego generała, to teraz na Jarosława Kaczyńskiego.

Nikt oczywiście w tym kraju (poza oszołomami) nie przypuszcza, że „wcześniej czy później” potwierdzi się, że to ktoś z Moskwy kazał „wieży” w Smoleńsku naprowadzić samolot z polskim prezydentem i 95 osobami na niechybną katastrofę. Ale nawet tak bzdurne przekonanie, że to Jarosław Kaczyński kazał lądować w Smoleńsku, spokojnie przebije się przez matriksowe media. Problem jednak w tym, że w zapisach czarnych skrzynek nie znaleziono głosu ś.p. prezydenta Kaczyńskiego, wydającego dyspozycje załodze samolotu… 

Owszem, były próby ze strony komisji Anodiny i także komisji Millera, by wykazać rzekomą presję na pilotów ze strony „osoby nr 1” oraz generała, który po pijanemu nawet miał wydawać dyspozycje pilotowi, z którym wcześniej pokłócił się na płycie lotniska. Ale, gdy okazało się, że wszystko to były oczywiste i wierutne kłamstwa, teraz do boju ruszył mąż nieżyjącej Jolanty Szymanek-Deresz, z absurdalną tezą, która "wcześniej czy później się potwierdzi". Deresz o jednym tylko zapomniał. Żeby się ta teza potwierdziła, należałoby na nowo zapisać czarne skrzynki, będące w posiadaniu Rosjan, wymazując z nich polecenia wydawane przez rosyjską wieżę, a wpisując polecenia wydawane przez Jarosława Kaczyńskiego – za pośrednictwem ś.p. Lecha Kaczyńskiego.

Ta gigantyczna ściema Deresza, który prawdopodobnie sam tego absurdu nie był w stanie wymyślić - mieści się jednak w całym scenariuszu zamazywania prawdy o katastrofie pod Smoleńskiem. Wystarczy bowiem przez dwa dni mielić na forach mediów „Gwnego nurtu” kolejny absurd, aby go wdrukować w pamięć co bardziej debilnych telewidzów. Po matriksowym „zamachu” na władze III RP przez Brunona K., inspirowanego przez wiadome siły, mamy zatem zamach kolejny, za którym już osobiście stoi Jarosław Kaczyński. Do pełni absurdu brakuje tylko telefonu Donalda Tuska, który także dzwonił do ś.p. Lecha Kaczyńskiego z innym zaleceniem:  Aby pod żadnym pozorem „nie lądowali w Smoleńsku” ! 

Szkoda tylko, że pan Deresz nie posunął się dalej w swoich fantazjach, gdyż dopiero wtedy wina Jarosława Kaczyńskiego za zbrodnię pod Smoleńskiem okazała by się bezsporna. Znalazło by się więc uzasadnienie do postawienia Kaczyńskiego przed Trybunałem Stanu, a nawet i przez Prokuratorem ! Świadkami zbrodni Kaczyńskiego (włączając w to zamordowanie B. Blidy) mógłby być nie tylko tow. Kalisz, ale i pan Deresz, włącznie z obsługą „wieży” w Smoleńsku, która nie mogła się oprzeć presji decyzji wydawanych przez Jarosława Kaczyńskiego przez telefon nieżyjącego brata…