Ocena z odroczeniem

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Pan dyrektor szkoły, do której chodził Łukaszek, zapowiedział nauczycielom, że odwiedzi ich gość specjalny.
- Znowu ktoś z kuratorium? - spytał pan od matematyki.
- O nie, tym razem będzie to nauczyciel.
- A, czyli ktoś taki jak my...
- O, o niej można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, ze jest taka jak my! - zapewnił pan dyrektor.
Nic więc dziwnego, ze grono pedagogiczne w wielkim napięciu oczekiwało tajemniczego przybysza. Wreszcie pan dyrektor zwołał zebranie wszystkich nauczycieli i zaprezentował gościa.
Pierwszym wrażeniem było mocne rozczarowanie. Pani była średniego wzrostu, średniej postury, ubrana nijako, twarz miała bez wyrazu. Jedynie co wracało uwagę, to jej blade, mocno zaciśnięte usta.
- Mój Boże, bez rewelacji, ani kreacji, ani figury, ani fryzury, ani makijażu, ani biżuterii... Po prostu taki nikt - podsumowała po cichu pani pedagog.
- Ta pani jest prawdziwym pogromcą uczniów - oznajmił pan dyrektor. - Potrafi dać sobie radę z najgorszymi klasami! Z najgorszymi łobuziakami! I nie tak jak inni, co to tylko obiecują i nic - spojrzał wymownie na panią wicedyrektor i panią pedagog.
- Jak pani to robi? - spytała zdumiona surowa pani od niemieckiego.
- Opracowałam autorską, specjalną metodę uczenia - odezwała się zgaszonym głosem pani. - Nazwałam ją "oceną odroczoną".
Zebrani poprosili o szczegóły.
- Robię klasówkę, dajmy na to, z matematyki - powiedziała pani. - Zadaję pytanie "ile jest dwa razy jedenaście", a uczniowie mają zapisać odpowiedź na kartkach. Co zapiszą?
- Dwadzieścia dwa - odpowiedzieli chórem nauczyciele, poza panią pedagog, która powiedziała "dwadzieścia czte...dwa!".
- Ale gdzie tu ta nowa metoda? - spytał pan od matematyki.
- Zbieram kartki, ale nie wpisuję ocen - wyjaśniła pani. - Robię to po kilku miesiącach. Na koniec semestru.
- No i co z tego? - wzruszył ramionami pan od matematyki. - Co za różnica czy teraz, czy pod koniec semestru?
- Bo jak nie będą grzeczni przez cały semestr, to wpiszę do dziennika, że pytanie na sprawdzianie brzmiało "ile jest trzy razy dziewięć". I wtedy wszyscy dostaną niedostateczne...
- Genialny plan! - zawołało całe grono pedagogiczne, oprócz pani pedagog, która sprawdzała ukradkiem na telefonie komórkowym ile jest trzy razy dziewięć.
- Co więcej, tego typu sprawdziany można przeprowadzać wielokrotnie i z każdego przedmiotu - dodała pani.
- No to co? Chyba pozwolimy pani poprowadzić jedną lekcję, co? - zaproponował rozpromieniony pan dyrektor. - Co te szcze... dzieci mają teraz mieć?
- Matematykę - odpowiedział pan od matematyki.
I pani poszła na lekcję zamiast niego. Kiedy wróciła, w pokoju nauczycielskim wszyscy oczekiwali już gorączkowo na wieści.
- I co? I co?
- Nie udało się - odparła pani z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Rozległ się gromadny jęk. - Pierwszy raz w mojej karierze się z czymś takim zetknęłam. A to wszystko przez panią! - wskazała młodą panią od polskiego, w poprzednich latach uczącą klasę Łukaszka polskiego.
- Przez mnie??? - zdumiała się młoda pani od polskiego. - Ale pani miała z nimi lekcję matematyki! A nie polskiego!
- Oni twierdzą, że to pani ich tego nauczyła.
- Czego???
- Pokażę wam jeden sprawdzian... O, może ten. Łukasz Hiobowski.
Pan dyrektor porwał kartkę i czytał głośno:
- "Odpowiadam pełnym zdaniem: cztery razy pięć jest dwadzieścia".

Brak głosów

Komentarze

:-)))!
Tylko tyle. Aż tyle.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#304239

Cieszę się, że się podobało :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#304289