O czasie pracy nauczycieli.

Obrazek użytkownika KP
Kraj

1. W dyskusji nad czasem pracy nauczycieli rozróżnić trzeba dwie kategorie: pracę dydaktyczną (inaczej mówiąc lekcje) oraz wykonywanie innych obowiązków, np. prowadzenie dokumentacji, przygotowywanie się do lekcji, poprawianie prac uczniowskich, uczestniczenie w naradach, wywiadówkach, i całej masie innych rzeczy.

2. W Polsce nauczyciele zgodnie z prawem pracują tygodniowo - tak jak każdy inny normalny pracownik - 40 godzin, tylko że właśnie owe 40 godzin trzeba podzielić na kategorie wyżej wspomniane, tak więc:

a) 20 godzin dydaktycznych, czyli zajęć wykonywanych bezpośrednio na rzecz dzieci (18 godzin według tygodniowego panu lekcji, plus 2 godziny tygodniowo na zajęcia dodatkowe, wyrównawcze, etc). I tylko te zajęcia nauczycielom się liczy i za tego typu zajęcia ewentualnie wypłaca nadgodziny, jeśli mają ich więcej niż 20 godzin tygodniowo.

b) inne obowiązki: nie będę się rozpisywał, wymienię jedynie te które sam wykonywałem lub wykonuję i za które nikt nigdy mi nie zapłacił złamanego grosza, na co nie narzekam: taka jest w Polsce szkolna i nauczycielska rzeczywistość. A więc: dyżury przed rozpoczęciem pracy i po jej zakończeniu, bo trzeba dopilnować uczniów przyjeżdżających do szkoły autobusem i odjeżdżających nim, oraz dyżury międzylekcyjne. W sumie 2-3 godziny tygodniowo więcej. Posiedzenia rad pedagogicznych, raz na dwa miesiące, do 5 godzin. Spotkania z rodzicami, raz na dwa miesiące 2-3 godziny. Dyżur w szkole dla rodziców 1 godzina tygodniowo. Przygotowanie do lekcji i poprawianie prac: w zależności od doświadczenia nauczyciela 2-3 godziny dziennie, do 1 godziny dziennie. Wycieczki szkolne: jedna kilkudniowa wycieczka raz w roku szkolnym, przy czym TEORETYCZNIE podczas takiej wycieczki nauczyciel sprawuje opiekę nad uczestnikami 24 godziny na dobę. No cóż, ci którzy rzeczywiście bezpieczeństwem dzieciaków na wycieczkach się przejmują wracają z takich wycieczek totalnie wyczerpani i są powszechnie uważani w środowisku za ciężkich frajerów. Wiem, bo sam za takiego uchodzę. Dalej: kilkugodzinny wyjazdy popołudniowe, np. do kina(lekcje kinowe, etc.) teatru, na basen: dwa lub trzy wyjazdy w roku, po 5-7 godzin. Może i powinni mi za to zapłacić, ale jakoś nigdy nie zapłacili. Przygotowywanie szkolnych imprez, konkursów, wyjazdy na te konkursy z uczniami i wyjazdy na różne formy doszkalające, oczywiście o delegacjach tylko pomarzyć: straciłem rachubę po 1 roku pracy. Opieka na dyskotekach, 4-5 dyskotek w roku szkolnym, dyżury rotacyjne z innymi nauczycielami. Oraz robienie setek jeszcze bardziej dodatkowych rzeczy jeśli akurat robi się tak zwany staż na kolejny stopień awansu zawodowego.

3) Ponadto we wszystkich szkołach w których pracowałem pierwszy i ostatni tydzień wakacji spędzałem po 4-5 godzin dziennie w szkole za czynnościach oficjalnie nazwanych "porządkowaniem / przygotowywaniem stanowiska pracy" a praktycznie polegającym na pracy razem z ekipami remontowymi. Nie żebym narzekał, prawo na to pozwala.

4) Zawód nauczyciela wybrałem świadomie, uwielbiam pracę z dziećmi i młodzieżą, ale marzą o szkole w której pracowałbym od 8 do 16, wykonywał tam wszystkie czynności związane z pracą, a potem tylko wypoczywał. Ale raczej takiej szkoły (ze względu na plany życiowe) nie doczekam, a poza tym czy to w ogóle możliwe? Co wtedy z wycieczkami, wywiadówkami, naradami? Za wszytko to wypłata nadgodzin? Ależ bardzo chętnie:-)

Były takie pomysły w Polsce. Opowiadano mi o dyrektorze, który nakazał swoim nauczycielom "realną" pracę 40 godzin tygodniowo. To znaczy musieli rzeczywiście siedzieć po 8 godzin dziennie w szkole, jak ktoś skończył lekcje to "wykonywał inne czynności". Żeby się nikt nie migał (naocznie wszystkich dyrektor nie był w stanie sprawdzić) wystawiono w sekretariacie szkoły listę obecności, na którą nauczyciele co godzinę musieli się wpisywać.

Pomysł genialny w swej prostocie, tylko że po roku takiego funkcjonowania sąd pracy nakazał wypłatę nauczycielom nadgodzin za wszystko co robili po szesnastej, no a przecież wywiadówek, wycieczek, wyjazdów na basen, do kina, dyskotek, nie odwoływano, więc nazbierało się tego sporo.

Brak głosów

Komentarze

Domyślam się, że twój artykuł jest odpowiedzią na dzisiejsze rewelacje, że "polscy nauczyciele pracują najmniej w Europie"?
Nie wiem, jaki debil to liczył, bo jak dla mnie to w Polsce nauczyciel ma ok. 720 godzin przy tablicy (9 miesięcy x 80 godzin), czyli blisko średniej europejskiej.
Chyba podzielili liczbę godzin przez liczbę wszystkich zatrudnionych, bez względu na wymiar etatu.
Klasyczne "divide et impera". Trzeba ludzi poszczuć na kogoś, czemu nie na nauczycieli?

PS. Nie pracuję w zawodzie od 12 lat, nie jestem więc osobiście zainteresowany.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#185721

Posiadam dostęp do danych z maja 2008 ("Służba pracownicza" miesięcznik Ministerstwa Pracy nr 3/2008). Mona przeczytać pod adresem: http://s-oswiatowa-katowice.w.interia.pl/zal3_42.pdf  Według nich polski nauczyciel pracuje 677 godzin rocznie. Można samemu policzyć: 39 tygodni zajęć  x 18 godzin/tydzień = 702. Jeśli odjąć święta i dni wolne, pewnie wyjdzie około 670 godzin. A gdzie te 489 godziny o których pisze prasa? No, chyba, że policzymy zegarowe. Ale wtedy należy dodać przerwy spędzone na dyżurach czy konferencje, zebrania z rodzicami itp. A może i wycieczki, za które samorządy niektórych miast nie chcą płacić (no, bo nauczyciel "wypoczywa"). Na pewno wyjdzie więcej. Znacznie więcej.

Jeszcze raz zapraszam do zajrzenia do wspomnianego na wstępie dokumentu.

Na szczęście pani minister wycofuje się powoli z pomysłu wysłania 6-latków do szkoły...

Vote up!
0
Vote down!
0

M-)

#185759