Sekrety Tuska
Bił go ojciec, lubił wypić i... - największe tajemnice premiera
Brutalny gracz, cynik, brat-łata, uwodziciel a może piłkarz, trochę leniuszek? Kim właściwie jest Donald Tusk? Jak z chłopaka "w krótkich spodenkach" stał się pierwszoplanowym politykiem? Na to pytanie starają się odpowiedzieć w książce "Daleko od miłości" Michał Majewski i Paweł Reszka, dziennikarze "Rzeczpospolitej", dwukrotni laureaci Grand Pressu, autorzy bestsellera "Daleko od Wawelu".
"Nie ma jednego Donalda Tuska. Raz jest naturalny i spontaniczny, a potem jest produktem PR-u, któremu słowa dyktują sondażowe słupki. Czasem apodyktyczny i nieugięty, innego dnia gra brata-łatę. Bywa intelektualistą, a później luzakiem z podwórka, który potrafi kląć na czym świat stoi. Który Tusk jest prawdziwy? Każdy" - stwierdzają autorzy. I porównują premiera do Leonarda Zeliga - tytułowego bohatera filmu Woody'ego Allena - który potrafi upodabniać się do otaczających go ludzi.
Premiera książki już w środę. Tylko w Wirtualnej Polsce możesz zapoznać się z najbardziej "soczystymi" fragmentami, które publikujemy dzięki uprzejmości Wydawnictwa "Czerwone i Czarne".
Poznaj najbardziej skrywane sekrety premiera!
PAP / Bartłomiej Zborowski Uwodziciel
Wiele osób w Platformie przeszło... rytuał uwodzenia przez Tuska. "Szef zaprasza na luźną pogawędkę. W tle muzyczka, wino w kieliszkach, rozmowa sączy się powoli i nie dotyczy bieżących spraw. Tusk pokazując na drzwi rzuca od czasu do czasu: 'Tylko z tobą mogę tak pogadać. Tamci... sam zresztą wiesz'. A za drzwiami nerwówka. Ale wy siedzicie we dwóch, nic was nie goni. Czujesz, że rosną ci skrzydła, że jesteś kimś ważnym, wyjątkowym dla Donalda. Potem wychodzisz. Tusk przekłada płytę na drugą stronę, sekretarka wnosi nowe kieliszki, wchodzi nowy 'zaufany' i Tusk mówi mu na dzień dobry: 'Widzisz, tylko z tobą tak mogę pogadać...'" - opisuje ten mechanizm Majewskiemu i Reszce wpływowy kiedyś polityk Platformy.
Tusk wykorzystuje także fakt, że w Platformie jest wiele kobiet, które mają dużą reprezentację w klubie parlamentarnym. - Donald potrafi je wspaniale oczarować. Nie ma w tym sobie równych - zdradza polityk PO.
Brutal, który lubi pastwić się nad ludźmi
Autorzy książki twierdzą, że premier bywa "bezsensownie brutalny" - bez wyraźnej przyczyny upokarza ludzi. Premier potrafi ponoć w gronie kilkunastu osób powiedzieć o jednym z uczestników spotkania, własnym ministrze zresztą: "A co ten półinteligent robi między nami?".
W czerwcu 2011 r. publicysta Piotr Zaremba w tygodniku "Uważam Rze" opisał następującą sytuację: "Słynna była historia jednego z ministrów kancelarii dopraszanych do spotkań na szczycie, którego marynarka bardzo drażniła premiera. Kiedyś, korzystając z wyjścia tego doradcy do toalety, Tusk podszedł do jego krzesła. Marynarka wisiała na oparciu. Została zrzucona figlarnym ruchem na podłogę, premier wytarł sobie o nią buty. Gdy polityk wrócił, długo nie rozumiał uśmieszków kolegów".
Ma hopla na punkcie córki
Rodzina jest bardzo ważna dla Donalda Tuska. Jeśli nie ma nadzwyczajnych wydarzeń, wczesnym popołudniem w piątek odlatuje na weekend do domu, do Trójmiasta. Wraca dopiero w poniedziałek po południu. Spaceruje z wnukiem po sopockich deptakach, premier ma też absolutnego bzika na punkcie swojej 24-letniej córki. - Chcesz zginąć z ręki Tuska, powiedz coś złego o Kaśce i już cię nie ma - mówi autorom "Daleko od miłości" jeden z polityków Platformy.
Miłośnik muzyki barokowej i filmów Tarantino
Donald Tusk lubi muzykę poważną, przede wszystkim barokową. Jest rozmiłowany w starożytności. "Interesuje się rzymskimi triumwiratami. Historie bezwzględnych władców, którzy zawierali pakty, potem szli na wojny i niszczyli dawnych sojuszników. W tamtych rozmowach (z Janem Rokitą - przyp. red.) chętnie opowiadał też o Aleksandrze Wielkim. Gdy mówi o nim, dawało się wyczuć, jakby trochę opowiadał o sobie" - piszą autorzy książki.
Współpracownik Rokity: - Janek opowiadał, że Donald jest w trakcie takich rozmów znakomitym kompanem. Bystrym, mającym ciekawe uwagi na temat historii i polityki.
Ulubionym filmem premiera są ociekające krwią "Wściekłe psy" Quentina Tarantino, ale zdarzało mu się płakać na "Królu Lwie".
Obsesyjnie dba o formę
Będąc premierem, potrafi zagrać na tydzień trzy mecze w piłkę, biega po plaży z Sopotu do Gdańska, a każdą przebieżkę kończy kąpielą w Bałtyku. Wysypia się. Współpracownik Tuska: - Potrafi zamknąć wieczorem spotkanie tekstem: "Kończymy. Muszę się wyspać, rano mam ważną rozmowę, jeśli się nie wyśpię, będę bez formy i nic się nie uda".
Mecze ogląda też w telewizji. - Tusk ma w gabinecie duży telewizor i wszystkie możliwe dekodery mające dostęp do oglądania meczów - mówi poseł PO.
Jest przesądny
Ten pragmatyczny polityk jest chorobliwie przesądny. Autorzy książki przytaczają anegdotę, która miała miejsce przed debatą z Aleksandrem Kwaśniewskim, tuż po zwycięskim starciu z Jarosławem Kaczyńskim. Okazuje się, że jeżeli Tuskowi coś raz się udało, następnym razem wszystko powtarza dokładnie tak samo, wedle identycznego planu.
"Donald przygotowany. Napięty. Ruszamy! Wszyscy ładują się do samochodów. Nagle: stop! Do auta wsiadł jakiś młody działacz PO. 'On jechał ze mną na debatę z Kaczyńskim?' - pyta Tusk. 'Nie, był w innym wozie'. 'To niech się przesiada'. Chłopak karnie przesiadł się do innego auta. Ale na tym nie koniec. Pierwszy samochód skręca w jakąś ulicę. 'No nie! Na debatę z Kaczyńskim jechaliśmy inaczej. Zawracamy'" - przytaczają słowa członka sztabu Tuska.
"Polityczny morderca" w białych rękawiczkach
Autorzy książki zwracają uwagę, że Tusk bywa "politycznym mordercą" - "egzekucje" wykonuje jednak zawsze w białych rękawiczkach. "Konkurenci Tuska od lat 'politycznie giną' w niewyjaśnionych okolicznościach. Przykładów jest bez liku - Andrzej Olechowski, Zyta Gilowska, Paweł Piskorski, Jan Rokita. - Jeszcze ciekawsze, że nigdy osobiście tych wyroków nie wykonuje Donald. Jest w cieniu, a robią to za niego inni - tłumaczy były polityk PO.
Władza zmieniła premiera. Jego doradca: - Jeśli ja pisałbym książkę o Tusku, byłaby to książka o samotności i o niesamowitym, niesłabnącym napięciu, w którym Donald żyje od 2007 r. On zmienił się nawet fizycznie. Nie potrafi już nawet ukrywać, że jest zawodnikiem, który nie cofnie się przed niczym.
Nie waha się używać mocnych słów, zdarza mu się być wulgarnym. Działacz PO, uczestnik gabinetowych narad z jesieni 2005 r. mówi w "Daleko od miłości": - Rokita namawiał, by stworzyć rząd z PiS-em. Marzył o tym, chciał choćby rządu technicznego, jakiegokolwiek, byle do niego wejść. Tusk podsumował to krótko i dosadnie: "Rząd z PiS-em oznacza tyle, że PiS nas zajeb...".
"On bywa mendowaty"
Żona premiera Małgorzata ma bardzo duży wpływ na Donalda. - Oczywiście nie taki, że podpowiada mu co zrobić w sprawie OFE albo Afganistanu. Ale mówi mu, że ta osoba wzbudza zaufanie, a tamta w żadnym wypadku. I Donald się z tym zdaniem liczy - zdradza jeden z dobrych znajomych premiera.
W innym miejscu dowiadujemy się, że przyszłego premiera wciąż nie było w domu, wszystko zostawało na barkach Małgosi. - Na dodatek ten dawny Donald, jeszcze kilka lat temu, był leniuszkiem, który nieustannie potrzebował wsparcia, pocieszenia, bo brakowało mu pewności siebie i siły. I Małgośka, która bardzo twardo stąpa po ziemi, dawała mu to wsparcie. Gdyby nie jej siła, to nie sądzę, żeby zaszedł tu, gdzie jest teraz - mówi znajomy rodziny.
Okazuje się, że Tusk bywał wybuchowy w relacjach z żoną. Dziennikarze cytują wywiad z Małgorzatą Tusk dla "Wprost" z 2001 r.: "Kiedyś przygotowywałam jajka w sosie musztardowym. Kładę więc na talerzu te jajka i chcę polewać sosem, a tu, niestety, leci jakaś papka. Spojrzał wściekły, chwycił jajka i rzucił o ścianę". Żona Tuska zdradzała też, że "on bywa mendowaty", czyli "chodzi i mendzi": masło znowu niewyjęte z lodówki. "Albo taki zniechęcony patrzy na mnie i mówi: "Ale ty masz grube nogi". W dodatku mąż pani Małgorzaty "kiedyś lubił wypić". Robił się wtedy marudny. Wciąż pytał: "Czy mnie kochasz?". Albo płakał, że go nikt nie kocha. "Teraz się pilnuje" - mówiła.
Żegnali się "na misia"
Jak piszą Majewski i Reszka, Lech Kaczyński uważał, że jego brat Jarosław był najlepszym polskim premierem, a przegrał w wyniku pełnej fauli kampanii Tuska. - Jeszcze przed wyborami prezydent ostrzegał Tuska: "Nigdy pan nie będziesz premierem. A jeśli pan nim zostaniesz, to będziesz pan płakał po nocach. Wszystko będę wetował, każdą ustawę liberałów!" - opowiadał ważny polityk PO. Przegrana brata bardzo prezydenta przybiła. Ponieważ jednak obaj politycy znali się od bardzo dawna, potrafili rozmawiać ze sobą bez marynarek i krawatów, często popijając czerwone wino. "Czasem, gdy wina było więcej, zapominali, że bieżąca polityka zrobiła z nich śmiertelnych wrogów. Przypominali sobie, że mają wspólnych przyjaciół i znają swoje rodziny. Pewnego razu podczas takiej rozmowy Kaczyńskiemu się wyrwało: 'Dlaczego nie może być tak jak dawniej, dlaczego nie możemy się spotkać wspólnie z Małgosią?'" - czytamy w książce.
Innym razem Tusk wyżalał się prezydentowi. Rozmawiali o polityce europejskiej, premier narzekał, prezydent go pocieszał. Kiedy w Juracie dogadali się w sprawie traktatu, wypili bardzo dużo wina. Żegnali się "na misia".
Nie jest rannym ptaszkiem, lubi uciąć sobie drzemkę
Premier nie lubi wcześnie wstawać. - Kiedy jeszcze nie był premierem, zrywał się z rzadka na rano do radia. Potem nie można się było z nim dogadać. Kompletny brak kontaktu - opowiada znajomy polityka w "Daleko od miłości". W 1999 r. Tusk udzielał wywiadu pismu "She": "Nie wyobrażam sobie życia bez spania mniej niż osiem godzin na dobę. Mogę spać dowolną ilość czasu w dowolnych sytuacjach. Nawet podczas prowadzenia obrad senatu czasami zdarza mi się zapaść w chwilową drzemkę".
- Na zapleczu swojego gabinetu obok kibelka miał kozetkę. Ucinał sobie na niej popołudniowe drzemki. Sekretarki były bardzo stanowcze. Mówiły: "Pan przewodniczący śpi!". Nie było na to rady. Trzeba było czekać, aż Donald się zbudzi - opowiada z kolei poseł Platformy z kadencji 2005-2007.
Ojciec go bił
Dziennikarze przypominają wypowiedź Tuska na temat trudnych relacji z ojcem, która padła w książce "Donald Tusk. Droga do władzy" Andrzeja Stankiewicza i Piotra Śmiłowicza: "Ojciec był dla mnie surowy. Dlatego poczułem nawet jakąś ulgę po jego śmierci, o czym myślę dziś z pewnym zażenowaniem. Nigdy nie marzyłem o powrocie do dzieciństwa. Pewnie dlatego, że jak coś zmalowałem - a nie byłem łatwym dzieckiem - ojciec nie wahał się sięgać po pas i lał. (...) Był człowiekiem bardzo silnym i zdecydowanym, cholerykiem (...) Był bardzo wymagający. I stąd zapewne nadgorliwość w karaniu. Miał różnej grubości paski. Mogłem wybrać pasek cienki lub gruby. Od tego czasu zrozumiałem znaczenie słowa 'wybór'".
Toast wznosi koniaczkiem
Wódki nie pije, gdy jest okazja wznosi toast koniaczkiem. Zawsze ma pod dostatkiem dobrego czerwonego wina. Pali cygara, ale nie lubi mocnych esencjonalnych, np. kubańskich Cohiba, ale produkowane na Dominikanie cygara Macanudo, charakteryzujące się łagodnymi aromatami - kawowym, waniliowym, orzechowym. "Oczywiście z cygarem Tusk publicznie się nie pokazuje, bo to mogłoby się kojarzyć obywatelom ze zbytkiem i wielkopańskimi manierami" - czytamy w "Daleko od miłości".
Jeśli chodzi o jedzenie, Donald Tusk jest fanem kuchni włoskiej. - Lubi te wszystkie włoskie przegryzki. Chlebek, który można sobie zamoczyć w oliwie, same oliwki - opowiada jeden z ministrów. Na jego stole gości także sushi i zielona herbata.
Czasem dopada go depresja
Zdarza się, że Tusk wpada w depresyjny, katastroficzny nastój. Wtedy z jego ust można usłyszeć: "Wszystko jest spier...!", albo "Przyjdzie Kaczyński i skończymy w więzieniu!". - Jak go ukąsi strzyga i wpada w nastrój niewiary, niepewności, to jest dramat dla otoczenia. Lepiej go wtedy obchodzić z daleka - opowiada znajomy premiera.
- Czasem ma takie ucieczkowe tendencje. Siedzi sam. Obmyśla posunięcia, kalkuluje, zastanawia się nad konsekwencjami - opowiada były minister. Znajomy Tuska od kilkunastu lat wspomina: - Z tym samotnym siedzeniem to ma od dawna. Jeszcze w czasach KLD potrafił siedzieć trzy dni w biurze i gapić się w sufit.
"Dobra materialne jakoś go nie interesowały"
Osobistej uczciwości Tuska nigdy nikt nie kwestionował. Nawet Lech Kaczyński, w czasach najgorętszych sporów z premierem, mówił swoim współpracownikom, że Tusk jest zwyczajnie uczciwym człowiekiem, co w polskiej polityce jest wielką zaletą. Zawsze by ostrożny, dbał, by nikt niepożądany do niego się nie zbliżył. - On był ciągle uczulony na to powiedzonko ze starych czasów, "liberały-aferały", które myśmy traktowali jako wspomnienie z zamierzchłej przeszłości - mówi znajomy Tuska.
Z oświadczeń majątkowych wynika, że Tusk nie jest zamożny. Wraz z małżonką ma dwa niewielkie mieszkania (o powierzchni 65 i 40 metrów kwadratowych) i domek letniskowy. Oszczędności od czasu gdy jest premierem, zwiększył nieznacznie - z 30 tys. do 75 tys. zł (w funduszach inwestycyjnych) i z 500 do 3,5 tys. dol w gotówce. Zmienił też samochód - Toyotę Corollę z 1997 r. na Toyotę Auris z 2007 r.
Początki były jeszcze skromniejsze. Lech Kaczyński wspominał na początku 2010 r.: "Tusk miał dwoje dzieci i marny pokoik w asystenckim akademiku. Ręce mi opadały, jak do niego chodziłem - bieda aż piszczała".
Były współpracownik Tuska: - Dla wielu kolegów Donalda polityka była trochę zabawą. Np. Grzegorz Schetyna robił interesy, zarabiał pieniądze, szefował Śląskowi Wrocław. Miał wiele innych spraw. Tusk miał tylko politykę. To go kręciło. Na dobra materialne jakoś nie zwracał uwagi.
Nie wierzył we własne siły
Zanim Tusk został premierem, cechował go notoryczny brak wiary we własne siły. - Był taki zwyczaj, że po wystąpieniach w telewizji wysyłaliśmy Donaldowi SMS-y: "Świetnie wypadłeś", "Było rewelacyjnie", "Ale mu dokopałeś" i tym podobne. Nawet gdy ewidentnie skusił albo zawalił sprawę. Potrzebował tego. Gdy nie dostawał sygnałów, że był znakomity, gryzł się, zapadał w sobie. Nieraz krzyczał w złości: "Pier... to, wyjeżdżam, jadę uczyć się angielskiego do Londynu!".
Innym razem czytamy opinię byłego ministra: - Na komórkę Donald dostaje SMS-y od rodziny. Teściowa mu nawet wysyła, że gdzieś fajnie wypadł i rzucił dobry tekst. Wiem, bo nam pokazywał. Krzepią go takie informacje, podnoszą na duchu.
Lubi podpuszczać, bywa niezdecydowany
Wizytówką Tuska jest także przeciąganie decyzji, długie zastanawianie się, w którą stronę iść. - Międli decyzje, ogląda ze wszystkich stron, analizuje konsekwencje - mówi jeden z członków gabinetu premiera. Lubi się radzić, słuchać opinii. Czasami wypuszcza balony próbne, sonduje. - Bywa, że jest to bardzo cyniczne. Kiedyś po aferze sopockiej został zapytany, czy Jacek Karnowski mógłby wrócić na listy PO. Odpowiedź brzmiała: "Jasne, jechać z tym, jechać, jechać, nie hamować". Kiedy kilku ważnych polityków PO poparło pomysł powrotu Karnowskiego, Tusk publicznie zareagował oburzeniem. Powiedział, że dla takich osób w PO miejsca nie ma - opowiada doradca premiera.
Przykładem "hamletyzowania" w stylu Tuska było też - jak piszą Majewski i Reszka - podejmowanie decyzji, co zrobić z walką o prezydenturę w 2010 r. - Rano mówił, że będzie bił się o prezydenturę i że bardzo tego chce. W południe, że nie chce, ale musi. Wieczorem, że go to stanowisko w ogóle nie interesuje. Ciekawe, że za każdym razem mówił z jednakową swadą i wiarą we własne słowa - opowiadał jeden z członków gabinetu.
Na podstawie "Daleko od miłości" Michała Majewskiego i Pawła Reszki. Fragmenty publikujemy dzięki uprzejmości Wydawnictwa "Czerwone i Czarne"
(js)
Źródło: forum.smolensk-2010.pl/printthread.php
http://wiadomosci.wp.pl/gid,13754659,title,Bil-go-ojciec-lubil-wypic-i-najwieksze-tajemnice-premiera,galeria.html?ticaid=1cfba
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 5201 odsłon
Komentarze
gówniarz - dyktator.
13 Września, 2011 - 19:22
Taki kieszonkowy Stalinek (Putin buty by sobie nim czyścił, gdyby... Tusk sam się nie pospieszył z czyszczeniem oficerek pułkownika sowieckiej służby własnym krawatem), bo mordować naprawdę nie może (chyba, że w "białych rękawiczkach", albo zacierać ślady morderstwa). Smutne i przygnębiające (jeśli PO miałoby jednak wygrać).
------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"
I nie tylko, on chyba sobie sdaje sprawę z tego, co o nim mówią
19 Września, 2011 - 14:39
Tak powiedział w zdaniu potrójnie złożonym z zaprzeczeniem i truizmem na końcu. Jest w stenogramie. Debata była o działaniach rządu po katastrofie smoleńskiej. Trochę nie na temat jakby. Zdanie zaczynało się jakoś tak:
"jeżeli przyjmiecie chociaż przed chwilę, że nie jesteśmy synami Szatana ... """
i kończyło "to może wysłuchać i dać wiarę lub nie".
W zasadzie można by się spytać po co to mówił. Zapewne jako zachęta do wysłuchania. Ale skąd ten pomysł z synami szatana - w stenogramie zapisano z wielkiej litery Szatana - otóż wydaje mi się, że musi mieć jakąś widzę na ten temat. Ma wile uszu, ktoś mu doniósł, albo sam próbował się tłumaczyć, że niby nie jest. Zaprzeczenie w ustach tego Pana niestety nie jest dla mnie dowodem. Kiedyś powiedział, że nie jest mściwy, ale wsadził Starucha do Białołęki.
Pozdrawiam PS
I nie tylko, on chyba sobie sdaje sprawę z tego, co o nim mówią
19 Września, 2011 - 14:39
Tak powiedział w zdaniu potrójnie złożonym z zaprzeczeniem i truizmem na końcu. Jest w stenogramie. Debata była o działaniach rządu po katastrofie smoleńskiej. Trochę nie na temat jakby. Zdanie zaczynało się jakoś tak:
"jeżeli przyjmiecie chociaż przed chwilę, że nie jesteśmy synami Szatana ... """
i kończyło "to może wysłuchać i dać wiarę lub nie".
W zasadzie można by się spytać po co to mówił. Zapewne jako zachęta do wysłuchania. Ale skąd ten pomysł z synami szatana - w stenogramie zapisano z wielkiej litery Szatana - otóż wydaje mi się, że musi mieć jakąś widzę na ten temat. Ma wile uszu, ktoś mu doniósł, albo sam próbował się tłumaczyć, że niby nie jest. Zaprzeczenie w ustach tego Pana niestety nie jest dla mnie dowodem. Kiedyś powiedział, że nie jest mściwy, ale wsadził Starucha do Białołęki.
Pozdrawiam PS
Jednym słowem mamy psychopatę za premiera
13 Września, 2011 - 19:56
http://www.niepoprawni.pl/blog/1785/mamy-psychopate-za-premiera
Jeden z Pokolenia JPII
Co do jego uczciwości...
13 Września, 2011 - 20:51
To ja mam zupełnie odmienne zdanie. Człowiek, który kryje swoich kompanów złodziei, sam był oskarżony przez Leppera o przyjęcie 350 tysięcy $, w roku 2001 od Sobiesiaka. Słyszałem to na własne uszy. Powiedziane z mównicy sejmowej, czym wywołało popłoch, ówczesnego marszałka noszącego dziś polskie nazwisko Borowski alias Simon Berman.
swój sprycik Tusk musi mieć, inaczej nikt by mu nie przyniósł...
13 Września, 2011 - 20:59
... władzy na talerzu. Oczywiście nie za darmo, o kim przekonał się niejeden prezydent i niejeden premier. Tym razem jednak zaszłą taka koincydencja, że Platforma była wygłodzona, a agentom się spieszyło, żeby skończyć z Kaczkami, które im za bardzo bruździły... W sumie po dwóch latach bezwzględnej opozycji lepsi byli dla Moskwy i Berlina niż skompromitowana, spasiona, wybrzydzająca "lewica".
------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"
ano
19 Września, 2011 - 14:42
[quote=wlodeusz@interia.pl]To ja mam zupełnie odmienne zdanie. Człowiek, który kryje swoich kompanów złodziei, sam był oskarżony przez Leppera o przyjęcie 350 tysięcy $, w roku 2001 od Sobiesiaka. Słyszałem to na własne uszy. Powiedziane z mównicy sejmowej, czym wywołało popłoch, ówczesnego marszałka noszącego dziś polskie nazwisko Borowski alias Simon Berman.[/quote]
Też słyszałem - nie wytoczył sprawy Lepperowi, a później się to jednak potwierdziło - afera hazardowa.
Pozdrawiam PS
"Przyjdzie Kaczyński i skończymy w więzieniu!" - ładnie ujęte...
15 Września, 2011 - 17:12
Tylko życzyć ziszczenia.
Przepraszam za rozwalenie szerokości - stan wyższej konieczności ; )
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart
Przyjdzie Kaczynski
19 Września, 2011 - 14:49
Przylaczam sie do zyczen, oby jak najpredzej
strach popatrzeć w oko, dobrze, że sięlewe nie zmieściło
19 Września, 2011 - 15:34
Pozdrawiam PS