Szczęście? Co to jest?! Liczy się tylko przyjemność

Obrazek użytkownika jazgdyni
Idee

 

Ten artkuł jest niedużym prologiem do głębszego eseju, gdzie zastanawiam się dlaczego mamy trudności ze zrozumieniem i komunikacją z młodym pokoleniem. Cóż takiego się stało, że praktycznie nie tylko zaczynamy mówić różnym językiem, ale też dlaczego nie rozumiemy się dobrze nawzajem.To już nie wygląda na typowe, cykliczne zmiany kulturowe, tylko na o wiele głębsze zmiany rozumowania i podejścia do życia.

Staram się rozważać, czy powodem jest tylko postęp technologiczny – wszystkie te komunikatory typu SMART, czy też świadoma indoktrynacja w konkretnym celu.Właśnie rozpoczęło dorosłe, samodzielne życie pokolenie, które potocznie nazywamy mileniarsami. Czyli wszyscy urodzeni na przełomie XX i XXI wieku, więc również zgodnie z naszym kalendarzem, na przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia.

Pozwoliłem sobie rozszerzyć tę grupę do urodzonych 10 lat wcześniej, dzisiejszych 30-to latków, bo oni mając zaledwie 10 lat w symbolicznym roku 2000, zostali także poddani nowej filozofii, kształtującej zupełnie inną mentalność i osobowość, w dużym stopniu powodujące poważne konflikty międzypokoleniowe.

Nas, ludzi wiele starszych, nie dało się tak łatwo zapędzić do klatki, bo minione, burzliwe czasy wyposażyły nas w odporność na wpływy różnych ideologii, manipulacji i urabiania człowieka. Oczywiście, nie wszyscy jesteśmy tacy. Słabsze jednostki, a także ci nastawieni oportunistycznie do życia, niestety poddały się wpływom znacznie wcześniej, co pozwala im wykrzykiwać radosne hasło – komunizm wiecznie żywy! Co akurat jest jak znalazł, na obecną zakręconą teraźniejszość.

 

Właśnie teraz, na naszych oczach, a najgorsze, że nie wiemy co z tym zrobić, tracimy więź międzypokoleniową. A co to oznacza wie każdy dobry socjolog, psycholog ze szkoły Maslowa i historiozof. To właśnie pełzająca światowa rewolucja. Bez barykad i krwawych ofiar, tylko ze smartfonami w garści i pomrukiwaniem, zamiast serdecznej rozmowy.

 

 

Każdego dnia o poranku, tak do wpół do dziewiątej. Trójmiasto. Wszystkie drogi dojazdowe do miasta dokumentnie zakorkowane. To zdążają do pracy niewolnicy. Niewolnicy korporacyjni. Robotnicy i zwykli pracownicy już dawno pracują, bo pociągami i autobusami przyjechali już o szóstej i siódmej. Niewolnicy mogą spać nieco dłużej, ale wszyscy mają samochody, w rodzinie i mąż i żona i zazwyczaj też wyrośnięte dzieciaki, To gdy ta metalowa, dymiąca masa ruszy nagle, to nie ma takich dróg, których by nie zakorkowali.


 

Neoniewolnictwo jest sprytnym zabiegiem władców tego świata, którzy wszczepili całym pokoleniem kult pieniądza, choć dokładniej kult pogoni za pieniądzem, za wszelką cenę, jak to się mówi – po trupach, kosztem własnego życia, własnej rodziny, szczęścia i spokoju.

W taki właśnie sposób wielkie międzynarodowe korporacje, sieci, banki i inne instytucje finansowe hodują sobie pracowników. Pracowników karnych, bo praktycznie ubezwłasnowolnionych.
Zmamieni możliwością awansu, czyli szybkiej kariery, następnie z założoną uprzężą kredytów, nie zauważają, że ich młodzieńcza wolność odeszła bezpowrotnie i już
na długo będą niewolnikami, niewiele różniącymi się od feudalnego chłopa.

Korporacjonizm narzuci im wszystko w życiu: bezwzględnie przestrzegany sposób ubierania się; nie myślą o tym, a właśnie wdziali mundury. Narzuci im precyzyjny rozkład dnia, rozkład tygodnia, a nawet sposób odżywiania. Firma zatrudniająca organizuje im nawet rozrywkę oraz metodę wypoczynku.
I najważniejsze i najgorsze: –
ten system narzuci im sposób myślenia.

Jednak najpaskudniejsze w tym wszystkim jest to, że korporacja wzbudza i utrwala w ludziach najgorsze cechy charakteru. Nieustanny wyścig serwowany przez szefów, skrajna konkurencja i tak zwane wyniki, powodują, że normalne, przyjazne stosunki międzyludzkie są rzadkością, natomiast niszczenie kolegów – konkurentów, donoszenie, podkładanie nogi, czyhanie na błędy, jest powszechną postawą wśród tych biednych ludzi. Słabsi szybko odpadają. Często nawet nie słabsi, tylko ci łagodniejsi, pełni dobroci i nie dążący dosyć mocno do wyimaginowanego celu. W powszechnym mniemaniu tego środowiska, to przegrani.

Wszystko o czym mówią, ba, również wszystko o czym myślą, kręci się wokół pieniądza. Mogą o tym gadać bez końca. I co ciekawe – o swojej pracy nie lubią rozmawiać. Jakby pracowali w jakiejś tajnej organizacji. To, co powinno być życiem domowym, odpoczynkiem, to także nieustanna pogoń. Inaczej już nie potrafią. Uprawiają sporty, bo taka jest moda. Lecz wyłącznie te, które w ich środowisku się liczą. I tutaj również pieniądz jest na pierwszym miejscu. Miesiącami potrafią czekać na miejsce w prestiżowej siłowni, gdzie miesięczne bilety zaczynają się od 500 zł za miesiąc. Nawet jak idą sobie tylko pobiegać (oczywiście, po popularnej ścieżce w Sopocie, a nie byle gdzie w lesie), to przebierają się w ubiory warte co najmniej 5 tysięcy. Bo dla neo-niewolników pieniądz musi być widoczny.

Świat niezwiązany z korporacjami i instytucjonalnymi urzędami zauważa potężny problem cywilizacyjny spowodowany korporacyjnym zniewoleniem ludzi i quasi-feudalnym wyzyskiem. Różnica jest tylko taka, że ten przymus jest „niby – dobrowolny”. Przecież nikt nikogo nie zmusza do pracy w takim systemie i każdy może dobrowolnie odejść. Nieprawda. Pracownik zostaje tak uwikłany środowiskowo, towarzysko, mentalnie i finansowo, że po prostu nie ma wyjścia. Tak, jak kiedyś chłop pańszczyźniany, tak teraz młody człowiek w systemie korpo (jak sami mówią) już nie potrafi swoją wolą, która została skutecznie złamana, zdecydować się na wyjście z tego poddaństwa. To jedyna droga życia, jaką widzi. Inne wydają mu się wyrzuceniem poza margines.


 

To tylko jedna strona światowego problemu. Reszta jest nawet jeszcze gorsza.

 

 

.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (4 głosy)

Komentarze

Dlaczego w obecnych czasach starsi nie dogadują się z młodymi? Dlaczego nie ma szacunku dla starszych. Odkryłem to już dawno i ugruntowałem przez lata pogląd na ten temat. Przyczyną tego nieporozumienia i braku szacunku jest zbyt szybki postęp technologiczny. Jeszcze 100-200 lat temu człowiek się rodził i umierał w podobnej rzeczywistości technologicznej, kulturowej, mądrość życiowa i praktyczna nie była bardzo zmienna. Starsi ludzie byli obdarzani faktycznym szacunkiem, bo ich mądrość była praktyczna. Dziś starsi ludzie często gubią się w nowych technologiach, mediach, slangu - jedyna mądrość, która im pozostaje to paradoksalnie mądrość  najważniejsza. Mądrość potrzebna w ocenie prawdy, fałszu, ludzi. Jednak przez młodych oceniani są jako nieogarnięci głównie przez nieporadność technologiczną. To fenomen i dramat dzisiejszych czasów. 

A co do drugiego wątku. Korporacje są bezduszne. Bezduszne zarządy, bezduszni dyrektorzy, bezduszni kierownicy. Człowiek wyciskany jest w korpo jak cytryna. Jeśli nie masz już soku - szczególnie w działach sprzedażowych - jesteś nieprzydatny. I często jeszcze jesteś gotowany jak żaba i tresowany w korpo sposób. Dyrektorzy tresują swoich kierowników jako bezwzględne maszyny do zarządzania. Wiem coś o tym...

Vote up!
6
Vote down!
-1

Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym.

#1630440

Niestety z tymi korporacjami, a wiec wielopietrowymi organizacjami pozornej pracy

tak to wszystko wyglada. W czasach gdy bylo w Polsce tylko troche wiecej uczelni

wyzszych niz wojewodztw, a znaczny procent stanowily uczelnie techniczne, wtedy

byl caly czas deficyt ludzi po studiach. Coraz bardziej rozszerzala sie grupa tzw

bialych kolnierzykow, a kurczyla sie grupa niebieskich kazdy chcial pracowac w biurze..

Po transformacji ustrojowej w latach 90

w Polsce, a na calym zachodzie inwestowaniu glownie w Chinach, prace fizyczne

zaczely znikac. Wowczas tzw human resources wymyslily teorie, ze swiat zachodni

wchodzi w post industrial ere, wiec prace fizyczne beda domena krajow trzeciego

swiata, natomiast swiat pierwszy bedzie tylko zajmowal sie dystrybucja ich produktow.

W mysl tej teorii jak chce sie miec w nowej rzeczywistosci prace, trzeba byc lepiej

wyksztalconym, najlepiej w dwoch jednoczesnie specjalnosciach, a wiec inzynieria

i management jako drugi fakultet. Wkrotce zaczelo sie okazywac ze i to przestalo

wystarczac, zaczely sie doktoraty. Na rynku pracy pojawil sie kompletny nadmiar

zdolnych do pracy zasobow ludzkich. Wykorzystaly to natychmiast globalne korporacje

budujac wielopietrowe organizacje zajmujace sie dystrybucja oraz marketingiem.

Poniewaz moga obecnie przebierac w pracownikach jak w przyslowiowych ulegalkach,

wiec wytworzyly amosfere terroru w swoich korporacjach. Zeby to wszystko przywrocic

do rozsadnych proporcji, trzeba przypomniec sobie kiedys wymyslone ustawy antymonopolistyczne. Dzisiaj monopole nie sa juz krajowe lecz swiatowe.

Kazdy przywodca narodu wie ze praca w dystrybucji i w marketingu nie tworzy

rzeczywistego majatku. Ten majatek wypracowuje sie glownie praca fizyczna.

Degradacji ulegl etos pracy fachowej, fizycznej. Zlikwidowano w Polsce szkoly

zawodowe. Podobnie jest na calym zachodzie. Nie ma dzisiaj uslug szewskich

bo chinskie buty szmacianki nie daja sie zelowac. 

Jezeli chodzi o drugi temat czyli konfliktu pokoleniowego to wlasnie on wynika z

powyzszego. Wyalienowani mlodzi i na dodatek nakreceni hollywudzkimi

modelami rozpowszechnianymi w spolecznisciowych mediach, staja w swiecie

iluzji, z ktorego nie widza wyjscia. Moga za to wszystko winic poprzednie pokolenia

ktore to wszystko im zaserwowaly. Nie uwazam ze postep techniczny trzeba za to winic.

Za to trzeba winic bledny postep techniczny. Nawet zrobotyzowane fabryki potrzebuja

robotnkikow ktorzy je beda serwisowali. Do tego nie tpotrzebne sa studia.

Niestety nikt nie chce tego wszystkiego wprowadzic na wlasciwe tory. Polska mialaby

szanse gdyby ludzie to widzacy naprowadzili politykow we wlasciwa strone.

Pozdrawiam

Vote up!
6
Vote down!
0

JanStefanski

#1630442

Podzielę się z Tobą swoją myślą, że poruszyłeś bardzo, bardzo, bardzo ważny problem. Tak uważam. Dlatego .... też go w ten sposób rozważam. 

I dlatego moim " świętym" jest Święty Józef, który pracował rękoma, był cieślą. Obserwując ludzi i efeky pracy  rąk, najróżniejszych, bo przecież w to wchodzą i robotnicy i rzemieślnicy i rolnicy itd, doszedlem do wniosku, że w tej pracy jest znacznie mniej "wodolejstwa", wręcz kłamswa. Dlaczego? Bo jest to praca najczęściej natychmiast weryfikowalna i przypisana do osoby. Jak brukarz źle ułoży chodnik, krzywo, nieumiejętnie, NATYCHMIAST to widać. Jak stolarz krzywo zrobił zydelek lub stół, "kiwały się", płacił za o szacunkiem i dobrym imieniem. Reputacją. A dziś jeden "profesor" mówi coś o globalnym ociepleniu, inny zupełnie odwrotnie, ktoś kłamie by zarabiać,  albo się myli, i obydwoje dobrze sobie z tego żyją. O fachu np. "dziennikarskm" na usługach często kłamstwa, nie wspomnę.

Z 15 lat temu pewien profesor podwoził mnie samochodem. Zabrał i jakiegoś doktoranta. Ten myślał, że jestem z ich korporacji. W czasie rozmowy,  doktorant z rozmarzeniem wygłosił, dosłownie, następująca kwestię: " Stajemy się społeczeństwem wyksztalconym. Nareszcie. Idą czasy, żę  aby dostać pracę w kiosku Ruchu, trzeba będzie miec dwa fakultety". 

On uważał, że mówi mądrze. Nie pomyślał wcale, że ta pani w kiosku Ruchu utrzymuje jego państwową uczelnię, i jego na niej :).  Dużą rolę gra tutaj "ego" ale i plan wtedy  pewnych sił, / ten rząd próbuje to skorygować / by każdego młodego człowieka przeprowadzić przez uczelnię , gdzie  podrzuci mu się a nawet wymusi pewien sposób liberalnego i ateistycznego myślenia, co prawie się udało. Przecież na uczelniach pozostały w większości te same wyselekcjonowane komuchy i TW .Dlatego polikwidowano wtedy technika i szkoły zawodowe i obniżono poziom w liceach, by nie było innej altenatywy. Oczywiście w planie było sprowadzenie np arabów do pracy, , by zabrali się za chrześcijaństwo. Pamiętamy. 

Ethos prcy, dobrej pracy, godności dobrej pracy, szacunku dla dobrej pracy, zniszczono. Marzeniem młodych najczęściej /nie zawsze/ , jakaś praca biurkowa i dobrze płatna. Dla większości mrzonka.  Tylko forsa i jak najlżej. Co też widać po dzisiejszych demonstracjach w "Służbie Zdrowia". Kto dziś wie, co niesie za soba ethos słowa "służba"?

Vote up!
3
Vote down!
-1

Bogdan Jan Lipowicz

#1630466

Ja pozwolę sobie wrzucić do tego ogródka jeszcze jeden - w moim odczuciu istotny - kamyk. Otóż w świecie tzw nauki nie istnieje coś takiego jak "ocena bezpośrednia". To nie jest tak, że "Jak brukarz źle ułoży chodnik, krzywo, nieumiejętnie, NATYCHMIAST to widać." W oficjalnych ocenach naukowców rezultaty ich pracy nie są widoczne nie tylko NATYCHMIAST, ale nawet bezpośrednio.  Wartość naukowca oblicza się (naprawdę!) rozmaitymi algorytmami na podstawie przeróżnych punktów; za publikacje (ważne gdzie opublikował, bo i same pisma też są punktowane, w jakiej formie, języku, nieoficjalnie również kogo i jak cytował, etc.), za konferencje (też punktowane), pełnione funkcje i podobne Sprawy Uznane za Ważne (w skrócie SUW-y). O to, co facet/facetka zrobił, nie pyta praktycznie nikt. Pozornie sytuacja podobna jest np. do badań własności cząstek elementarnych, np. w CERN, ale tam pośredniość oceny wymuszona jest możliwościami technicznymi, a nie arbitralną decyzją jakiegoś mądrali. Być może za sto czy dwieście lat przy zatrudnianiu/zwalnianiu kogoś z naukowej roboty ktoś powie, że Kowalski jest dobry, bo udowodnił/pokazał/opisał/etc. to, to i tamto, a nie jak dziś, ze Kowalski jest dobry bo ma indeks Hirscha 156. Ale nie wydaje mi się, by ktoś z nas tego doczekał.

Vote up!
3
Vote down!
-1
#1630508

Określanie wartości nieznanego naukowca, czy nawet uczelni (indeks szanghajski) jest jednak przydatne. W swych poszukiwaniach korzystam często z Google scholar, bo tylko tam nie ma propagandy i treści popularno naukowej. Każda praca jest punktowana i chyba najbardziej znacząca (przynajmniej dla mnie) liczba cytowań. Co nie znaczy, że nie zerkam na te prace, gdzie cytowań jest jeszcze mało, bo data świeża, albo treść jest za bardzo kontrowersyjna.

Vote up!
1
Vote down!
-2

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1630514

Cześć!

 

Masz oczywiście rację. Niemalże rewolucja techniczna była prapoczątkiem tych przemian pokoleniowych. Mój syn już w latach 80-tych zanim nauczył się pisać i czytać, stukał w klawiaturę i programował, bodajże w Basicu.

Dzisiaj, dla eksperymentu, zapytałem żonę, czy wie, co to jest apka. Gdzież tam, nic jej to nie mówi. A korzysta z komputera i smartfonu. I to jest ten efekt społeczny tej technologizacji. Oni już mówią innym językiem - skrótami i hasłami. Właściwie nie mówią, tylko mamroczą, albo wrzeszczą. Dyskusja ich nudzi. Książki ich nudzą. Dziadersi, czyli my, nie dość, że nudzą, to irytują, bo są wolni i gadają głupie rzeczy.

A pozo tym, czemu oni się tak pienią na tęczę. Dlaczego nie mogę się zastanawiać, czy chce być chłopcem, czy dziewczyną. I po co te całe gadanie. A do domu wrócę, kiedy imprezka się skończy. Albo bedę nocować u Fryderyka, który przedtem był Anią.

A co potem będę robić? Oczywiście - zarabiać!

 

Ponad 10 lat temu, kolega ze studiów, inteligentny, ale obibok, chodził na kursy dla przyszłych handlowców, które organizowała firma Amway. Gdy opowiadał, to dla mnie było to albo piekło, albo "Urząd" Kafki. A teraz to rozpełza coraz bardziej i coraz dalej.

 

Pozdrawiam

Vote up!
3
Vote down!
-1

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1630445

Ciekawe i trafne refleksje. Ale też: końcówki wszystkich smartforów to Dolina Krzemowa. Dokąd komputery były stacjinarne, rodzice mieli jeszcze jakąś kontrolę nad treścią dla dzieci. Najważniejszy okres. Teraz ogromna większość komunikatów dla dziecka idzie ze smartfona. Kontrola nierealna.

Ale... każde dziecko potrzebuje osobistej uwagi i miłości, a tego smartfon nie da.

Ostatnio tafiłem na nieznane mi małe sanktuarium. Centrum Polski. Zakonnicy, mała miejscowość ale w promieniu kilkuset metrów, kilometra, piękne jezioro z pomostami, piękny park, a na obrzeżu jego straż pożarna, posterunek policji, liceum, zespół szkól zawodowych. Ukryte wśród drzew. Obok znakomite boisko sportowe, jak z bajki, miejsce imprez lokalnych obok, wśród sosen, estrada, zadaszone miejsca na setki osób, nadleśnictwo. Znakomite miejsce do mieszkania i wychowywania dzieci. Promieniujący duch chrzescijański, tak mimochodem, ale trwale. Dla mnie nadzieja w mniejszych spolecznościach. /Tylko że potem wyjazd młodych  "na studia" nie wiadomo gdzie :) /

Vote up!
2
Vote down!
0

Bogdan Jan Lipowicz

#1630451

Patrząc na rozkład moralny, intelektualny zachodnich społeczeństw, należy się modlić do Boga, o to abyśmy przed całkowitym dokonaniem naśladownictwa tegoż, mogli otrząsnąć się widząc ostateczny efekt klęski. Ja już ją powoli dostrzegam. Bądźmy dobrej myśli. Paradoksalnie komunizm i nasze "zacofanie", umacnianie Kościoła, wiary, tradycji przez wiekowe zawirowania, spowodowało że mamy szansę być teraz inni.

Vote up!
3
Vote down!
0

Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym.

#1630462

to, co kiedyś nazywano "wartościami", tzn. prawdę, uczciwość (np. dotrzymywanie obietnic, umiarkowane co najwyżej kombinowanie przy prawie, itp), (szeroko rozumiane) piękno i podobne "duperele" zastąpiono przyjemnościami właśnie (Chyba nie muszę wymieniać? Lista byłaby długa, a pewnie i tak jakieś ważne bym pominął). Ten numer przećwiczyli w latach 30-tych ub. wieku np. Francuzi. Dziś praktycznie cały stary Zachód i aspirujące doń kraje (np. Polska) wchodzi w te same buty. A Niemców zastępuje Islam.  Pewnie nie "cały", bo ten "nowoczesny" jest chyba w miarę tolerancyjny, ale fundamentalizm już nie. Nb. Hitler po wyjściu ze mszy żałobnej po śmierci Piłsudskiego miał powiedzieć, że dla jego celów byłoby lepiej, gdyby Niemcy wyznawali Islam, a nie chrześcijaństwo. Dokładną wypowiedź można pewnie wyguglować (chodzi o mszę w Berlinie w 1935 roku), ale sensu wypowiedzi chyba nie zmieniłem

Vote up!
3
Vote down!
0
#1630581

Skąd dziecko ma smartfona? Przecież nie ukradło. Ma, bo rodzice mu kupili. I tu w 80% przypadków kończy się rola rodziców w trójkącie   dziecko - rodzice - smartfon. Kupili "zabawkę" i uważają, że na tym ich obowiązek i odpowiedzialność się skończyły. Na dodatek dzieciak wie więcej o urządzeniu niż ojciec, czy matka. I w końcu w rodzinie, jedyna więź, która pozostała, to więź finansowa.

A to już jest patologia rodzinna.

Vote up!
2
Vote down!
0

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1630515

"Jeszcze 100-200 lat temu człowiek się rodził i umierał w podobnej rzeczywistości technologicznej, kulturowej, mądrość życiowa i praktyczna nie była bardzo zmienna. Starsi ludzie byli obdarzani faktycznym szacunkiem, bo ich mądrość była praktyczna. Dziś starsi ludzie często gubią się w nowych technologiach, mediach, slangu - jedyna mądrość, która im pozostaje to paradoksalnie mądrość  najważniejsza. Mądrość potrzebna w ocenie prawdy, fałszu, ludzi. Jednak przez młodych oceniani są jako nieogarnięci głównie przez nieporadność technologiczną. To fenomen i dramat dzisiejszych czasów. " No właśnie. Tak, niestety, jest. I nie widać zbyt wielu, którzy by to widzieli. O rozumieniu wspominać nawet nie warto. Ja pokładam nadzieję w rozmaitych zjawiskach kryzysowych (klimat, negatywne zjawiska społeczne, np. prekariat, kryzys "wypchnięcia" z korporacji, etc.), ale nie sądzę bym osobiście istotnej zmiany doczekał.

Vote up!
3
Vote down!
-1
#1630583

To jest dramatyczne zatracenie. Na gruncie tego zatracenia dodatkowo rosną ideologie dodatkowo trujące nasze korzenie "pestycydem LGBT" i potęgują zjawisko. Ja myślę, że finał tego będzie taki jak w mysim eksperymencie (Calhouna). Niestety rykoszetem dostanie cała ludzkość. 

Nie za bardzo widzę proste sposoby aby z tym walczyć. Wszystko wymaga poświęcenia i dużego wysiłku, aby to odwrócić... To wymaga mądrości. Na pewno trzeba postawić na edukację - aby zjawisko było widziane i rozumiane.

Vote up!
4
Vote down!
0

Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym.

#1630590

Bardzo dobry temat i na czasie. Wart rozwijania, pochylenia się nad nim na przyszłość. Na pewno. Dodam jeszcze coś od siebie. 

1/To dotyczy najmocniej dużych aglomeracji / duże pieniądze, uczelnie, ośrodki decyzyjne /. Zaczyna się już na uczelniach, a w zasadzie już chyba w wielkomiejskich szkołach średnich/ I to widać także po wynikach wyborczych. Zresztą w programie PO było, oprzeć wszystko na kilkunastu "dużych ośrodkach" . /W domyśle, tzw. "prowincję" pozbawić szans i przekierować strumień pokoleń do miast /wiadomo, że "pod obróbkę", tego się jakby nie zauważa, zapomina o tym/

2/ Ludzie w zagranicznych korporacjach w Polsce , są taktowani gorzej  niż traktują one "swoich", w krajach miejscowych. Tu dyrektrzy a jeszcze bardziej kierownicy, jako karbowi. Symdrom zniewolenia, wprost niewolnictwa chłopa pańszczyźnianego, co wspomniałeś. Odzierani z godności, o zawoalowanum i częstym wyzysku seksualnym kobiet, "odmoralnieniu", nie wspomnę. Tak, tak, to nie jest rzadkie i zawsze szło w parze ze zniewoleniem.

3/Dla  Centrali, gdzies tam, istnieją tylko cyfry, wspomniałeś. Odhumanizowanie. I tego wymagają od dyrekorów i kierowników. Przypominam sobie pewną sytuację z młodości, kiedy otarłem się o pewną duża zagraniczną korporację na poziomie sprzedaży. Dyrektorka nagle zwolniła moją znajomą, ktora miała już kilkoro dzieci. Poszedłem do niej zapytać, dlaczego to zrobiła. Jej odpowiedź: "Panie x, ja jestem rozliczana z efektow sprzedaży. Gdyby pani y je miała na wysokim poziomie, mogła by mnie nawet od kurw wyzywać, choćbym jej nie lubiła. Ale ona ma słabe wyniki a na obowiązkowe zebrania /swego rodzaju indoktrytnacyjne / nie przyjeżdża / była zamiejscowa /. Teraz pan rozumie, co jest dla mnie ważne, i z czego jestem rozliczana ? " . 

Inna sprawa, to kto jest właścicielem. Niemcy, niebezpieczni jako państwo ale pewna wzorcowa kultura pracy, swoich w korporacjach u siebie traktują b. dobrze i z szacunkiem, a i w innych krajach, coś tam z tego zostaje, pewien ślad. Właściciele - "naród wybrany", nie mają żadnych skrupułów, nie będę pisał skąd to się bierze. Reszta  - "pomiędzy", ogólnie mniejsze lub większe zło. I gólnie - odpersonalizowanie. Komputer końcowy to "liczydło" . I tylko to się liczy.

 

Vote up!
3
Vote down!
-1

Bogdan Jan Lipowicz

#1630449

Witam

Temat nie tylko jest szeroki, ale także bardzo głęboki. Na dodatek jeszcze mało kto uzmysławia sobie co się dzieje. 

A to zmiana najważniejszego paradygmatu człowieka - sensu życia. Lepiej i łatwiej żyć chwilą, czy samemu planować swoje życie na długie lata?

Czy brać los w swoje ręce. Być wolnym człowiekiem. Może jednak pozwolić by to inni decydowali o mojej drodze życia

Uciekanie od odpowiedzialności. Kłopoty z podejmowaniem ważnych i rozsądnych decyzji.

 

To właśnie tematy, które powinny być bacznie obserwowane.

 

Pozdrawiam

Vote up!
2
Vote down!
-1

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1630516

Wlasnie przyklad sw. Jozefa, stolarza jest tutaj bardzo istotny. Mlodym ludziom zycie 

ukladaja media i presja srodowiska. Licza sie pozycje wysokoplatne, w wielkich korporacjach

albo prawnicze, czy lekarskie. Tymczasem Bog tak stworzyl ten swiat, ze kazdego z nas

obdarzyl pewnymi zdolnosciami, ktore pozwalaja na harmonijny rozwoj osobisty jak tez

spoleczny. W kazdym srodowisku potrzebna jest tylko pewna ilosc ludzi okreslonych

zawodow i to zapewnia wlasnie stworzony porzadek swiata przez Stworce.

Kazda ucieczka z tego schematu powoduje coraz wieksze oddalanie sie od harmonijnego rozwoju

czyniac zaklocenia i problemy. Czesto rodzice popelniaja bledy pchajac swoje dzieci

w kierunku ktory byl ich wymarzonym wlasnym, ale sie nie spelnil.

Brak szacunku do prostych rzemieslniczych zawodow spowodowal ze obecnie wszyscy chca

byc biuralistami, a najlepiej w prestizowych zawodach. Tymczasem trudno jest znalezc

ludzi ktorzy wykonuja prace ktora lubia. Statystyki mowia ze ponad 70% pracownikow nie lubi

swojej pracy, bo ro co robia jest sprawa przypadku a nie swiadomego wyboru, lub tez swiadomego

wyboru ale wylacznie z motywow finansowych. Etos pracy fizycznej trzeba przywrocic.

Mozna to zrobic poprzez powszechne pokazywanie w mediach przykladow nietuzinkowej fachowosci. Dobry fachowiec ktory kocha swoja prace, opowiada o niej z entuzjazmem.

Nagroda dla niego nie sa tylko peiniadze, ale osobista satysfakcja z zadowolenia klienta.

Kiedys jeszcze w PRL-u w jednym z duzych miast byla restauracja Staropolska.

W tej restauracji pracowal wyjatkowy szef kuchni. Mial zwyczaj wychodzic na sale i pytac

swoich klientow czy serwowane jedzenie im smakuje. To bylo cos czego nigdzie indziej

nie spotkalem. Mial caly czas usmiech na twarzy czlowieka szczesliwego.

Jezeli wiec pytamy czy szczesciem jest gora pieniedzy ale tez permanentny stres w codziennej

pracy, czy tez pieniadze takie sobie, ale satysfakcja z pracy ktora sie lubi, glosuje za tym drugim.

Czlowiek ktory lubi swoja prace chodzi do niej z przyjemnosci. To jest jakby hobby za ktore

jeszcze otrzymuje profity. Zeby wchodzic na taka droge trzeba wczesnie w mlodosci odkrywac

wlasne zdolnosci i je  pozniej rozwijac. To jest nic innego jak szlifowanie diamentu.

Pozdrawiam

Vote up!
2
Vote down!
-1

JanStefanski

#1630500

Nie mam zamiaru szukać definicji szczęścia, ani rozważać jego związków z przyjemnością, bo jestem na to zbyt cienki. Jako zdeklarowany pesymista uznałbym pewnie za Schopenhauerem, iż do szczęścia wystarczy brak nieszczęść, ale mam świadomość, że nie jest to wyjście akceptowalne dla większości ludzi. Jako wiekowy już raczej egoista chciałbym, by szczęście pojmowane było jako chwila, którą chcielibyśmy przedłużyć ("Trwaj chwilo, ..") z takich samych powodów jak Faust, tj. jako zadowolenie z dokonania czegoś dla innych ludzi. Miałem w rodzinie osobę tak właśnie widząca (swoje) szczęście i do dziś jest mi jej brak. Myślę jednak, że sprawa jest bardzo indywidualna i potrafię sobie wyobrazić człowieka(?) uszczęśliwionego widokiem piramidy głów obciętych ludziom, którzy mu się nie podporządkowali. Tak malowano np. Czyngis - Chana. Boję się nawet, że ludzi potrzebujących do szczęścia władzy nad innymi jest znacznie więcej niż bezpośrednio widzimy. Temat jest generalnie frapujący, a jego społeczne implikacje trudne do przecenienia. Myślę, że mniej lub bardziej pośrednio był, jest i będzie w wypowiedziach na tym portalu widoczny.

Nie wiem jednak czy malowany przez Autora obraz pracownika korporacji widzianego jako tzw. fachowca, nie jest przesadnie optymistyczny. Autor wprawdzie nigdzie wyraźnie tego nie pisze, ale ja odebrałem ten tekst jako m.in. uznanie dla wysokich kompetencji pracowników wielkich korporacji. Ja miałem kontakt z wieloma takimi osobami. Byłem zaskoczony nie tylko ich roszczeniowo-konsumpcyjnym podejściem do wielu spraw (nie tylko zawodowych), ale również nieszczególnie wysokim poziomem kompetencji zawodowych. Tak się składa, że niektóre z nich np. oceniania tego, co w niektórych sytuacjach da się zrobić potrafię oszacować. W moim odczuciu siła korporacji - poza stereotypami kulturowo-ekonomicznymi - polega głównie na dobrej organizacji (ale wpływ tego czynnika chyba słabnie) i czymś w rodzaju "siły charakteru" wierchuszki. To te czynniki,które można relatywnie łatwo zidentyfikować. Inne, takie mniej widoczne są pewnie też ważne, ale niedyskutowalne, bo ani dane ani metody ich przetwarzania nie są dostępne. Myślę jednak, że prawa Parkinsona mówiące o samonapędzaniu się wzrostu meryto(czy naprawdę?)kracji sa nadal aktualne.

Pytanie o to, co pracownikom takich korporacji sprawia przyjemność, nie jest oczywiście, nieistotne, ale z moich doświadczeń z takimi osobami wynika, że nie są to sprawy/rzeczy szczególnie wyrafinowane. I ten właśnie fakt niewykorzystywania przez nich - ogromnych często - możliwości (samo)rozwoju widzianego jako zwiększanie swoich nie tylko zawodowych kompetencji, wrażliwości, pozytywnych szeroko rozumianych oddziaływań społecznych, etc. budzi mój niepokój. To ci/tacy ludzie będą kiedyś (być może już niedługo) decydować o ważnych dla nas sprawach. Pojęcia nie mam skąd wezmą potrzebną do tego np. empatię.

Vote up!
4
Vote down!
-2
#1630511

Małe nieporozumienie.

Temat korporacyjny i zniewolenia jakie jest tam produkowane, to tylko malutki fragment rozważań, którego tutaj nie zamierzam wgłębiać. Jak napisałem w słowie wstępnym, to tylko "zajawka" obszernych, niemalże filozoficznych rozważań.

A co do kompetencji?  Jest taki serial HBO "Krzemowa dolina". Nieco w młodzieżowym slangu, ale można się przyzwyczaić. Jest taka scena: - jeden z młodych geniuszy internetowych znalazł potężnego inwestora. Ten oprowadza go po nowej siedzibie. Piękne, wielkie, słoneczne pomieszczenie. Młody jest zachwycony. Przechodzą dalej. Bogacz pokazuje mu dosyć ciemne, niechlujne i nieduże pomieszczenie i oznajmia: - Oto wasze miejsce. Młody zaskoczony pyta się: - A ta duża ładna hala to co? - To pomieszczenie handlowców - otrzymuje odpowiedź.

Tyle własnie dzisiaj znaczą kompetencje. Lata całe musiałem walczyć, by do projektu proszono o Kamińskiego, a nie tylko o jakiegoś fachowca. Nie jest łatwo specjalistom.

Vote up!
1
Vote down!
0

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1630517

nie polega na tym, że w ogóle przypisuje się pracom naukowym/naukowcom/jednostkom_naukowym punkty, ale na tym, że zwykle nie wiadomo za co. Ja się nie czepiam; wiem, że tzw. praca twórcza (tfurcza zresztą też) jest niemierzalna, więc jakaś dowolność być musi. Problem w tym, że wielu "łuconych" (uczonych zresztą też) nie chce podać jasno swego dorobku w sposób "merytoryczny", tj. napisać wyraźnie za jakie to osiągnięcie te punkty dostali/przypisali_pracy. Powstaje w ten sposób sytuacja gdzie byle (np. czysto kompilacyjny) opis np. historii jakiejś instytucji, z którego nic sensownego/relewantnego zawnioskować nie można wart jest dokładnie tyle samo, co np. odkrycie fizyczne, które może zaowocować wieloma nowymi konstrukcjami dającymi ludzkości ogromnego kopa do przodu. Z rankingiem szanghajskim to zupełnie inna historia; kryteria są tam dobrze określone, w większości mierzalne (np. liczba noblistów czy liczba studentów na pracownika naukowego), więc opisana sytuacja prawie nie występuje (są tam też i kryteria niemierzalne, np. opinia o uczelni), więc jest toto jakoś (choć kiepsko) weryfikowalne. A tak nawiasem, to nasze uczelnie w tym rankingu wypadają fatalnie.

Vote up!
1
Vote down!
0
#1630570

Z kompetencjami rzeczywiście bywa różnie. Jednak w niektórych branżach (np. szeroko rozumianej informatyce) płaci się za nie całkiem nieźle. Nie znam w zasadzie żadnego informatyka korporacyjnego, który zarabiałby gorzej niż np. lekarz o podobnym stażu. A mediana zarobków medyków wynosi na dziś ok 16 - 17 tys. (prawdę mówiąc nie za dobrze zrozumiałem czy mowa tu tylko o zarobkach z tytułu umowy o pracę czy tak "zusammen do kupy", ale tak czy siak to sporo). Warunki tzw. socjalne tez na ogół znakomite (fajnie Pan to w artykule opisał). Nie znam tego serialu, ale podejrzewam, że scenarzysta/reżyser trochę przerysował lub chodziło o korporację, gdzie tzw. zarządzanie sprzedażą odgrywa rolę kluczową.

Vote up!
1
Vote down!
0
#1630579