"Wierni Polsce" - Defilada w Katowicach 2019

Obrazek użytkownika maciej1965
Kraj

Miałem szansę oglądać defiladę "Wierni Polsce" na żywo. Wspaniałe przeżycie. Jak przeczytałem później w sieci, byłem tam jednym z 200 tyś. Polaków. To dało się odczuć. Na samą defiladę, mimo, że mieszkam w Katowicach, trudno było dotrzeć. W mojej dzielnicy wszystkie przejeżdżające autobusy były zapełnione, a otwarcie ich drzwi stanowiło nie lada wyzwanie. Już ruszałem pieszo, gdy nadjechał taki, do którego udało nam się wcisnąć.

W samym mieście ulice pełne rodaków zmierzających na defiladę z biało-czerwonymi flagami, w patriotycznych koszulkach, radosnych i uśmiechniętych. Im bliżej trasy defilady, tym tłoczniej. Udało mi się znaleźć miejsce przy ulicy Korfantego, skąd mogłem obserwować uroczystość zarówno na telebimie, jak i mimo sporej odległości na żywo. Gdy już defilada rozpoczęła się, jeszcze ciągle koło mnie przesuwały się tłumy ludzi szukających dogodnego miejsca.

Nie będę robił tu jakiegoś sprawozdania z uroczystości. Większość z Niepoprawnych albo tam była, albo obserwowała defiladę na ekranach telewizorów. Na mnie szczególne wrażenie wywarli otaczający mnie ludzie. Oni przybyli tam oddać cześć swojemu wojsku. Oddać też cześć tym żołnierzom, którzy w 1920 roku ocalili Europę i Powstańcom Śląskim, którzy rok wcześniej stanęli do walki o przyłączenie Śląska do Polski. Tuż koło mnie stała pani ze swoim chyba już co najmniej 80-letnim ojcem. Na defiladę szli 1,5 godziny, bo nie mogli dostać się do zatłoczonego autobusu. Mieli wejściówki oficjalną trybunę, ale ze względu na późne przybycie już nie zostali tam wpuszczeni. Podziwiam starszego pana, który zdobył się na taki wysiłek. 

Jakże inaczej od pana Trzaskowskiego, który rok temu podczas defilady wybrał się na bazarek. Może podobne uroczystości powinny z definicji odbywać się poza stolicą?

Ślązacy pokazali w ten dzień, że są integralną częścią Polski. Że żadne RAŚ-ie nie mają szans na oderwanie tego regionu od macierzy, a trud i krew Powstańców sprzed 100 lat nie poszły na marne.

A poniżej kilka moich fotek. W sieci zapewne można znaleźć lepsze, zrobione z pierwszych miejsc tuż przy trasie defilady. Ale te pokazują jak wyglądała defilada z perspektywy zwykłego widza.

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.8 (14 głosów)

Komentarze

Chwilowo nie ma mnie w kraju,ale w telewizji oglądałam zarówno uroczystości na Jasnej Górze {super kazanie warto posłuchać} jak i defiladę.Ale mąż,syn i wnuk wybrali się do Katowic,Odległość z Bytomia to około 20 km. Reklamowano dodatkowy transport darmową kolej.Więc moja rodzina zostawiła samochody i wybrali dojzad pociągiem.Wyszli z domów przed god 11. Dwa pociągi były tak pełne,że nie wsiedli, udało się do trzeciego. Radość nie trwała długo na stacji w centrum Bytomia pociąg stanął na dobre.po godzinie postoju było zbyt póżno by dojechać i moja rodzinka powróciła do domów.Nie zobaczyli defilady i tylko część  w telewizji. Z tego co mi opowiadali setki osób nie mogły dojechać Czy to była tylko niechlujna organizacja ? A może celowy SABOTAŻ ?Czy ktoś za to odpowie? Chyba nie najwyżej usłyszymy od organizatorów "Polacy nic się nie stało" Pozostanie niesmak i rozczarowanie wielu dzieci.Osobiście mnie to nie dziwi większość Ślązaków których znam to leniuchy i nie potrafią nic sami zorganizować.,

Vote up!
7
Vote down!
-1
#1600011

To cytat z jednego z portali. Generalnie we wszystkich mediach, portalach, portalach gazet i dzienników zachwalano i zachęcano do korzystania ze środków komunikacji, szczególnie Kolei Śląskich. Sam nimi dojechałem jak śledź w beczce. Całe szczęście, że wyszliśmy wcześniej i reszcie rodziny udało się dotrzeć na czas samochodem.
Na kilku stacjach po drodze na peronach pozostawały setki rozgoryczonych rodzin z dziećmi i starszych.
Koleje ani nie puściły dodatkowych składów, ani np. podwójnych Elfów.
W czasie rozmów z kilko przygodnymi uczestnikami taka sytuacja była podobno na wszystkich kierunkach dojazdowych do Katowic.
Słyszałem również - nie wiem, czy to jest akurat prawda, że odwołano część połączeń autobusowych z miast ościennych, tłumacząc że nie będą i tak mogły dojechać.
Na Śląsku wielokrotnie odbywały się imprezy masowe, były pielgrzymki Jana Pawła II, mecze na Stadionie Śląskim.
Zawsze wtedy komunikacja działała silniej.
Teraz wręcz odwrotnie. To, że nie doszło do tragedii w przepełnionych nielicznych pociągach czy autobusach można chyba zawdzięczać Opatrzności.
Moim zdaniem nie było też odpowiednio oznakowanych i zagęszczonych punktów pierwszej pomocy, a cały trójkąt Bagienna, Rozdzieńskiego, rondo, Korfantego, Słoneczna po zakończeniu defilady długo był odcięty od możliwości przejścia na drugą stronę.
Niewystarczająca też była ilość toalet.

Wg mnie, gdyby nie te ograniczenia komunikacyjne mogłoby dotrzeć jeszcze około 50 000 uczestników.

Część z tych usterek była upierdliwa, ale część mogła mieć niekorzystne następstwa, które stałyby się pożywką dla mediów.

Samej defilady komentował nie będę, ale: to było naprawdę wspaniałe święto. Widziałem autentyczną radość i życzliwość w czasie przyjazdu Prezydenta, przemówień i samego przemarszu. To olbrzymi sukces, bardzo radosne wydarzenie i wspaniałe widowisko.

Szkoda jedynie, że wielu chętnym nie dane było dotrzeć.

Vote up!
10
Vote down!
-1
#1600038

Komentarz niedostępny

Komentarz użytkownika Verita został oceniony przez społeczność bardzo negatywnie i jest niedostępny. Nie można go już odkryć. Bardzo nam przykro.. :(

Verita

#1600018

Nie ma Pani racji,z perspektywy najmłodszych uczestników to na pewno ciekawość i fascynacja.W większości dorosłych to Cześć dla WP,oraz chęć uczestniczenia na żywo w uroczystości która więcej się tu nie powtórzy.To tak samo jak z pielgrzymkami papieży.Można było zobaczyć w telewizji,ale obecność na miejscu,to całkiem coś innego,To coś co pamięta się bardzo długo.To atmosfera tłumu,radość bycia razem,tego Pani nie zrozumie,bo to trzeba przeżyć.Pozdrawiam.

Vote up!
8
Vote down!
-1
#1600025

Litości. Możesz nienawidzić kartofla, PiS i całej tej "dobrej zmiany" ale nie osądzaj szerokiego ruchu masy ludzkiej swymi kategoriami! Ci ludzie nie utożsamiają się z POKO, tak samo, przypuszczam, że nie akceptują ustawy przeciwko której wystawiła/eś swój awatar. Oni oddali hołd WP, naszym chłopakom, od których być może kiedyś będzie zależało nasze istnienie.

Vote up!
9
Vote down!
-1

...

#1600045

Ukryty komentarz

Komentarz użytkownika Verita został oceniony przez społeczność negatywnie. Jeśli chcesz go na chwilę odkryć kliknij mały przycisk z cyferką 2. Odkrywając komentarz działasz na własną odpowiedzialność. Pamiętaj że nie chcieliśmy Ci pokazywać tego komentarza..

Przeraża mnie wasza naiwna, emocjonalna dziecinada. Pewnie podobnie bywa na Placu Czerwonym.....

A porównanie tego zbiegowiska z pielgrzymkami...to abberacja....tylko nie wiadomo która większa....skoro dopuszcza się

Uczucia, emocje,  i tak na  okrągło....Czy Polacy kiedyś zmądrzeją?

Vote up!
3
Vote down!
-5

Verita

#1600055

Rozumiem, że to są wrażenia nienawidzącej polskiego patriotyzmu bolszewicckiej małpy - wyniesione z wielokrotnego radosnego uczestnictwa w sowieckich paradach 1 maja na placu Czerwonym!

Vote up!
8
Vote down!
0

Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły. — Nicolas Gomez Davila.

#1600058

W swoim tekście pisałem też o starszym panu, który szedł 1,5 godziny pieszo, żeby zobaczyć defiladę, bo nie udało mu się wsiąść do autobusu. Z rozmowy wiem, z jakiej dzielnicy przyszedł. Dla mnie, człowieka w średnim wieku byłby to nie lada wysiłek. Mój ojciec, mieszkający 250 km od Katowic na czas defilady zaplanował oglądanie transmisji w TVP. Gdyby był na miejscu, nie wiem, czy mimo 90 lat, nie chciałby być tam osobiście. 

A co do zarzutu, że ludzie przyszli oddać tam cześć "dobrej zmianie", to widziałem dziewczyny z torbami w barwach gejowskiej tęczy. Może nie do końca sobie zdawały sprawę, jaką torbę kupiły, a może ich sympatie nie są po stronie PiS-u. Ale na pewno nie przyszły tam w tym momencie promować LGBT. Może właśnie z ciekawości? Zapewne również z ciekawości byli tam obcokrajowcy, których część można było poznać po rysach twarzy i barwie skóry. 

Vote up!
6
Vote down!
0

M-)

#1600062

Urban, jak o tym  wielokrotnie pisał i mówił, również tego nie pojmuje. Nie jest więc Verita (i jemu czy jej podobni) osamotniona.

Serdecznie pozdrawiam   

Vote up!
3
Vote down!
-1

jan patmo

#1600110

nic nie masz rozumieć...

 

nic nie masz rozumieć

hym kacapski

śpiewać masz umieć!

 

PS Uwaga do najprawdziwszej bolszewickiej "Prawdy".  

Vote up!
5
Vote down!
-1

jan patmo

#1600063

@Verita - Pani bardzo często nie rozumie wiele sytuacji,  akcji i działań DOBREJ ZMIANY...Mam wrażenie, że klosz pod jakim Pani żyje. kiedyś nie wytrzyma naporu i pęknie...może wówczas zrobi się przejrzyściej .

..

Vote up!
6
Vote down!
0
#1600106

Korfanty – ostatnia ofiara sanacji

80 lat temu, 17 sierpnia 1939 roku – umarł w lecznicy św. Józefa w Warszawie, w tej samej, gdzie skonał w 1928 roku gen. Tadeusz Rozwadowski – Wojciech Korfanty.

Była to ostatnia ofiara sanacji. Po powrocie z przymusowej emigracji do Kraju – 29 kwietnia został aresztowany i osadzony na Pawiaku (!).

Pomimo wielu protestów, także zagranicznych, sanacja trzymała go w więzieniu prawie do końca, pomimo że nad Polską wisiała już wojna.

Oto jak opisał ostatnie dni życia Korfantego jego biograf Jan F. Lewandowski:

„Zwolniono Korfantego z Pawiaka 20 lipca 1939 roku, nie tyle pod wpływem protestów, chociaż zapewne i one miały znaczenie, ile z powodu stanu zdrowia, który pogarszał się z każdym tygodniem, chociaż córki mogły mu dostarczać do więzienia obiady zamawiane w restauracji.

W końcu sędzia Demant zawiadomił Zbigniewa Korfantego, że zwalnia jego ojca i prosi o jak najszybsze zabranie go z więzienia. Najwyraźniej obawiano się, że umrze w celi więziennej, co byłoby skandalem na skalę międzynarodową.

Wcześniej syn zdecydował się na interwencję osobistą u ministra sprawiedliwości Grabowskiego, o której przebiegu wspominał potem w zeznaniach w Londynie podczas wojny:

„Ostatecznie min. Grabowski oświadczył mi wręcz, że wypuści mego ojca z więzienia, pod tym atoli warunkiem, jeśli ja złożę słowo honoru, że mój ojciec nie powróci na Śląsk, a zamieszka stale gdzie indziej. Min. Grabowski nie wspomniał wyraźnie o słowie honoru, ale domagał się zobowiązania z mojej strony i dania przyrzeczenia, że ojciec nie zamieszka na Śląsku, co uważam za równoznaczne ze słowem honoru.

Żądane przez min. Grabowskiego przyrzeczenie złożyłem, przy czym wymieniłem Zakopane jako miejsce, w którym ojciec zamieszka, na co Grabowski wyraził się: to świetnie”.

Sam Korfanty nic o tej wymuszonej na synu deklaracji nie wiedział i nie wiadomo, jak mógłby się do niej odnieść, gdyby powrócił do zdrowia.

Mecenas Glaser, który ze Zbigniewem Korfantym odbierał go z więzienia, napisał, że „Korfanty nie mógł już poruszać się o własnych siłach, wyprowadziliśmy go więc z celi więziennej, trzymając pod ręce”. Podobnie relacjonowały córki Korfantego. Zawieziono go do Hotelu Europejskiego, gdzie czekała żona z lekarzami. Wezwany do Korfantego doktor Tadeusz Tempka z Krakowa stwierdził u niego raka wątroby.

Wtedy stan Korfantego był już tak ciężki, że przewieziono go niedługo później do szpitala Świętego Józefa przy ulicy Hożej, gdzie musiał poddać się operacji. Dokonał jej 11 sierpnia pułkownik doktor Bolesław Szarecki w asyście szwagra Korfantego, doktora Teofila Golusa z Pszczyny. Ale operacja nie pomogła. Chory czuł się coraz gorzej.

„Zobaczyłam Łazarza – napisała Irena Pannenkowa, która odwiedziła go niedługo przed śmiercią. – Wychudły, wybladły, z przerażająco smutnymi, głęboko zapadłymi oczami”.

Po opuszczeniu więzienia nie przeżył nawet miesiąca.

W dniu 16 sierpnia ksiądz prałat Marceli Nowakowski udzielił Korfantemu ostatniego namaszczenia. „Zabieram ze sobą – mówił do niego umierający – dwa największe wspomnienia: jedno dobre, tym jest Śląsk, drugie złe, to jest Brześć”.

Przepełniało go uczucie goryczy, chociaż – jak to zaznaczył spowiednik, ksiądz Nowakowski – na łożu śmierci udzielił przebaczenia swoim prześladowcom.

Zmarł 17 sierpnia o godzinie czwartej rano w pokoju nr 23 lecznicy św. Józefa w Warszawie, dokładnie o godzinie, którą w pełni świadomy zapowiedział poprzedniego dnia w południe otaczającej go rodzinie – podawała później „Polonia”.

Gdy korespondent „Polonii”, późniejszy pisarz Juliusz Żuławski odwiedził schorowanego Korfantego po opuszczeniu przez niego więzienia, ten powiedział do niego słabnącym głosem jakże tragicznie brzmiące słowa:

– No i widzi pan, panie Juliuszu, jak mi Polska zapłaciła”.

Jan F. Lewandowski, „Wojciech Korfanty”, Warszawa 2013, ss. 208-209.

Opublikowano: 17 sierpnia 2019
http://mysl-polska.pl

Vote up!
9
Vote down!
-1

panMarek

#1600070

Fajna relacja, widzę, ze aż tak daleko nie stałeś.

Ciekawi mnie czy znów jechały także armatki wodne POlicji w defiladzie (jak to było na 3 maja w Warszawie)?

Co do braku miejsc w komunikacji i pociągach, to skandal i kto jak nie PiS powinien z tym zrobić porządek (szczególnie w pociągach)?

Vote up!
1
Vote down!
-1

Dziękuję za uwagę,
Twój komentarz wezmę pod rozwagę ;)

#1600608